niedziela, 28 kwietnia 2013

Ogłoszenie!


Ruszyło nowe opowiadanie pt.,, Połknij mnie”. Link macie na panelu po prawej stronie. To absurdalna komedia, dlatego wszystkich czytelników proszę o wyrozumiałość i nieprzysyłanie mi adresów najbliższych psychiatrów. Michał popełnia kilka wykroczeń i zdenerwowany ojciec zmusza go, aby został jednym z zawodników znanej drużyny siatkówki. Ma nadzieję, że panująca wśród sportowców dyscyplina dobrze zrobi jego porywczemu synowi. Chłopak ma naprawdę szczery zamiar popracowania nad swoim charakterem. Niestety, kiedy na drodze staje mu Grizzzli i COSIK wszystko zaczyna się sypać…

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 24


  Mirek złapał nieco opierającego się Toma za rękę i pociągnął w kierunku pełnej bulgoczącej, ciepłej wody i płatków róż wanny. Wyglądała bardzo zachęcająco, zwłaszcza po długim, nerwowym i męczącym dniu, jaki mieli za sobą.
- No mężulku – przyparł go do ściany w łazience. – Bądź dzielny – zachichotał mu do ucha, zrzucił z ramion marynarkę i zaczął rozwiązywać krawat. W pozycji dominującego partnera, do której był przyzwyczajony, czuł się o wiele pewniej. Tom szybko to zauważył i przestał oponować. Poddał się dłoniom chłopaka, ale nadal trudno mu było przystosować się do nowej roli. Przymknął oczy, usiłując się uspokoić. Zaczął po omacku rozbierać Mirka, poznając przy okazji wszystkie krzywizny jego smukłego ciała. Otworzył powieki, kiedy pod palcami miał już tylko nagą skórę. To co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach. Pierwszy raz mógł podziwiać go w całej okazałości. Powiódł oczyma po pięknej twarzy, teraz odrobinę zarumienionej oraz rozchylonych w szybkim oddechu ustach. Był od niego kilka centymetrów niższy i drobniejszy. Miał jasną, gładką skórę lśniącą teraz w sztucznym świetle miękkim, aksamitnym blaskiem. Przesunął wzrok na ładnie zarysowane ramiona, umięśnioną klatkę piersiową, dłużej zatrzymał się na różowych sutkach, które wyglądały na stworzone dla jego ust i dłoni. Powędrował niżej na płaski brzuch i oblizał się, na widok dumnie sterczącego penisa.
- Tom, przestań się na mnie gapić i chodź do wody – szepnął zmieszany i podniecony tymi oględzinami Mirek. Miał wrażenie, że oczy mężczyzny wypalają w jego ciele głębokie ścieżki, wzdłuż których wzburzona krew, zaczęła pędzić jak oszalała w dół, powodując bolesną erekcję. Chcąc trochę ochłonąć, pchnął męża do stojącej obok wanny. Prawie równocześnie wpadli do wody, z głośnym pluskiem rozchlapując ją dookoła.
- Czy to była próba pozbycia się mnie? – zapytał rozbawiony mężczyzna, lokując się obok towarzysza. Uniósł go i posadził na swoich kolanach twarzą do siebie. Pocałował czule prosto w  mokre usta. Chłopak pokręcił tyłeczkiem, rozsunął mu szeroko uda i uklęknął między nimi.
- Teraz kochanie, poznamy się bardzo, ale to bardzo dogłębnie – Mirek bez żadnych wstępów wsunął naoliwiony wcześniej palec w zaciśniętą dziurkę.
- Tak od razu do rzeczy? – mruknął zaskoczony Tom i instynktownie próbował zewrzeć nogi.
- Nie tak nerwowo – pogładził go po napiętych mięśniach brzucha i zacisnął dłoń na pulsującym penisie. – Nie wyglądasz, jakbyś potrzebował długich przygotowań – szepnął mu do ucha.
- Rób tak dalej, a za chwilę będzie po balu. Ach…! - jęknął przeciągle, bo sprytny paluszek dotknął właśnie jego prostaty.
- W takim razie obróć się i wypnij do mnie swój tyłeczek – zaproponował niskim głosem Mirek, wodząc ustami po opalonej szyi.
- Jesteś pewny, że sobie poradzisz? - Tom po raz ostatni próbował walczyć z przeznaczeniem. Poczuł jak dłoń na jego penisie porusza się coraz szybciej, a druga drażni z wprawą jego wrażliwe wnętrze. Wiedział, że długo już nie wytrzyma tych słodkich tortur i przyjął żądaną pozycję. Nie zdążył nawet westchnąć, kiedy poczuł pożądliwe usta, a potem zęby na swoich pośladkach. Chciał zaprotestować, ale udało mu się wydobyć z siebie tylko jakieś nieartykułowane dźwięki. – Mmm… yhh… mrr…-  mruczał głośno, gdy ruchliwy język zagłębiał się raz po raz w jego szparkę. Wystająca ponad powierzchnię wody krągła pupa zupełnie oczarowała Mirka. Nie mógł od niej oderwać pożądliwego wzroku. Jak tylko poczuł, że mąż zupełnie się rozluźnił i poddał jego pieszczotom, naoliwił obficie swojego członka i zaczął się zgłębiać w oszałamiającą ciasnotę przy akompaniamencie pełnych rozkoszy postękiwań, które brzmiały dla niego jak najpiękniejsza muzyka. Kiedy dotarł do końca na chwilę znieruchomiał, ustawił się pod właściwym kątem i teraz już bezlitośnie zaczął uderzać coraz prędzej we wrażliwy splot nerwów. Raz po raz wyrywał z ust Toma pełen rozkoszy skowyt, nie przestając ani na chwilę stymulować jego członka. W końcu oba ciała wygięły się, zadrżały i każdym z nich targnął potężny orgazm. Wypuścili obfite strumienie spermy, krzycząc nawzajem swoje imiona. Po chwili siedzieli już razem, spleceni w pełnym czułości uścisku.
- Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – wyszeptał Mirek, pocierając policzkiem o mokry tors męża. – Było naprawdę cudownie. Jestem tak wykończony, że nie mam siły nawet ruszyć palcem – wtulił się w ciepłe ciało.
- I bardzo dobrze, bo teraz moja kolej i nigdzie mi nie uciekniesz – uśmiechnął się do niego drapieżnie Tom, wziął zaskoczonego jego oświadczeniem męża na ręce i wyszedł z nim z wanny. Otulił ich puszystym ręcznikiem i dokładnie wytarł. Chłopak rzeczywiście leciał mu przez ręce. Zaniósł go do łóżka i ułożył na chłodnych prześcieradłach.
- Zzimno… - zaszczękał zębami.
- Zaraz cię rozgrzeję – Tom nakrył go swoim gorącym, twardym ciałem. – Lepiej?
- Ttak… - głos Mirka dziwnie drżał. Obrócił głowę na bok, by mężczyzna nie mógł wyczytać z jego twarzy targających nim uczuć.
- Kocurku – zamruczał miękko. – Nie chowaj się przede mną – ujął go pod brodę i zmusił do spojrzenia mu prosto w oczy. – Czego się boisz? – na dnie jasnych oczu widział niepewność. – Jestem tu z tobą i zawsze już tak będzie. Musisz tylko w to uwierzyć – szeptał mu czule do ucha. – Spróbuj mi zaufać – odszukał różowe usta i zaczął je muskać swoimi w łagodnej pieszczocie. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła, nie mógłbym cię skrzywdzić. Jesteś teraz częścią mnie, a przecież nie zadaje się bólu samemu sobie. Pozwól mi się kochać – słodkie, pełne miłości słowa działały na Mirka jak kojący balsam. Przestał drżeć, ciepło drugiego ciała zaczęło mu się powoli udzielać. Poczuł się bezpiecznie, zaczął się wiercić, by przyjąć najwygodniejszą pozycję. Penisy zetknęły się ze sobą, wysyłając iskry pożądania do obu mężczyzn.
- Och… - sapnął zaskoczony chłopak i gwałtownie poczerwieniał. Znowu był twardy jak kamień. – Co ty ze mną robisz? – jęknął zmieszany. – Wystarczy, że mnie dotkniesz i ogarnia mnie jakieś szaleństwo.
- Miło mi to słyszeć. Pokaż, jakim potrafisz był uległym i czarującym kocurkiem – głos Toma dosłownie hipnotyzował chłopaka. Rumieniąc się mocno rozsunął dla niego uda i pozwolił mu się między nimi umościć. – Właśnie tak, do twarzy ci z tą zawstydzoną minką. - Sunął ustami po klatce chłopaka, przez chwilę possał jego sutki, słuchając rozkosznych jęków, nad którymi ten nie próbował już panować. Wycałował ścieżkę wzdłuż apetycznie umięśnionego brzucha, aż do nabrzmiałego penisa, wabiącego go swym zapachem. Zaczął go lizać zapamiętale jakby to był najlepszy deser na świecie.
- Ach... aa…! Nie męcz mnie dłużej – usłyszał ochrypłą prośbę.
- Dobrze skarbie – wsunął ostrożnie do ciasnej dziurki od razu dwa naoliwione palce. Zaczął go umiejętnie rozciągać. Mirek wygiął się w łuk i cicho zakwilił.
- Błagam zrób to wreszcie!
- Jutro tego pożałujesz – mruknął Tom, ale posłusznie podniósł wysoko jego nogi i ułożył na swoich ramionach. Pchnął mocno, zanurzając się po jądra.
- Już – krzyknął chłopak i pokręcił niecierpliwe pupą. Na mężczyznę podziałało to jak pierwotny sygnał, wzywająca go do ataku. Ciało i umysł spalały się w ogniu pożądania. Świadomość pokryła szkarłatna mgła. Zawładnęły nim całkowicie zwierzęce instynkty. Uderzenia były silne, brutalne i niesamowicie celne. Jego potężne mięśnie lśniły jak wypolerowane. Mirek wychodził mu naprzeciw i pozwolił się penetrować jego dużemu członkowi bez słowa skargi. Rozłożył szerzej nogi by mógł wchodzić jeszcze głębiej. On też już dawno stracił kontakt z rzeczywistością. Wkrótce ich obu ogarnęła fala tak silnego orgazmu, że na kilka chwil pogrążyli się w nieświadomości. Leżeli tak nieruchomo dobre kilka minut. Pierwszy ocknął się Tom.
- Jak tam tyłeczek? Chyba mnie trochę poniosło – zapytał zaniepokojony milczeniem męża.
- Pomyślę nad tym jutro. Bądź grzeczną poduszką i zamilknij wreszcie – Mirek umościł się na piersi swojego mężczyzny. Po kilku sekundach już spał kamiennym snem, cicho posapując.

***

   Heniek i Krzych już od pół godziny stali pod willą Mendozów i po cichu się naradzali. Szef przed wyjazdem kazał im przynieść dla sekretarza organizacji dokumenty ze swojego gabinetu. Niestety tak zabalowali na weselu, że nie byli w stanie wykonać polecenia. Przypomnieli sobie o nim dwa dni później, kiedy wytrzeźwieli. Po całej tej aferze ze ślubem bali się wejść do środka. Matka Aleksa była bardzo groźną osobą, prawie tak niebezpieczną jak głodny tygrys. Nie daj Boże jeszcze ich zaczepi i zacznie wypytywać.
- Może powinniśmy się jakoś przygotować? – zaproponował Heniek. – Zastanowić się co powiemy.
- Ty bałwanie, ledwo otworzysz gębę od razu się wygadasz – pacnął go w głowę kumpel.
- Przecież ona nie wie, że Aleks kazał wykupić bilety na ten jutrzejszy rejs na Crystal do Singapuru, więc nas o nic nie zapyta – odpowiedział spokojnie Heniek i w tym momencie poczuł, że czyjaś mała rączka chwyta go za ucho. To samo spotkało zaskoczonego Krzycha.
- Powtórz to jeszcze raz przerośnięty gorylu! – wrzasnęła mu do ucha Magda wyskakując z krzaków. - Gadajcie zaraz czy to prawda?
- Jak wam się udało tak podkraść – Krzych pokręcił z podziwem głową. – Pewnie, że prawda, sami rezerwowaliśmy miejsca, możecie to przecież sprawdzić.
- Może uda się nam złapać, te dwa cwane ptaszki – odezwała się Olga i jej oczy rozbłysły. – Już my im urządzimy podróż poślubną – zatarła ręce. – Te gamonie w końcu się na coś przydały – machnęła lekceważąco na dryblasów. - Chodź, musimy się pośpieszyć, dobrze, że mamy ważne paszporty – wzięła siostrę za rękę i pobiegły do pani Oliwii, zasięgnąć jej rady.
Mężczyźni tylko wzruszyli ramionami. W drodze powrotnej do biura wstąpili do pobliskiego baru na piwo. Usiedli skromnie w kąciku i omietli wzrokiem salę w poszukiwaniu glin i konkurencji. Na szczęście nikogo takiego nie było. Rozsiedli się więc wygodnie i sączyli powoli zimnego Żywca z grubą warstwą pianki.
- Myślisz, że już pojechały? – zapytał leniwie Heniek.
- Pewnie tak, były strasznie zawzięte – uśmiechnął się do niego Krzych.
- A dlaczego nie powiedziałeś im, że rezerwowaliśmy też samolot do Japonii, miejsca w ekspresie transsyberyjskim i statek na Grenlandię?
- A po co? Niech się kobitki przejadą, będą mieć fajne wczasy no nie? – pociągnął łyk piwka.
- Racja brachu, a my mamy miesiąc bez żadnego nadzoru. Niech żyje wolność! – stuknęli się kuflami z wielkim entuzjazmem.

***

   Trzy kobiety objuczone bagażami w ostatniej chwili weszły na statek. Zdenerwowani opóźnieniem marynarze nawet nie sprawdzili im biletów, tylko machnęli na nie i wskazali kierunek, gdzie mają się udać. Objuczone bagażami, wlekły się przez pokład. Co chwilę coś im spadało i musiały po to wracać. Kiedy elegancka torebka pani Oliwi wypadła zupełnie przypadkiem za burtę odbijającego już od brzegu statku, Magda tylko wzruszyła ramionami. Wskazała na plecy kobiety i mrugnęła do siostry, kładąc palec na ustach. Do kabiny dotarły całe spocone i potargane, padły na łóżka na wpół żywe ciężko dysząc.
- Należy nam się odrobina odpoczynku, pobiłam dzisiaj wszystkie swoje rekordy szybkości – wystękała Olga.
- Ja też, o której ta kolacja? – zapytała Magda. - Wyobraźcie sobie cieplutkie morze, palmy i jakiegoś przystojnego hindusa serwującego drinki - rozmarzyła się na dobre.
- O dwudziestej. Nie zapominajcie, po co tu jesteśmy. Najpierw musimy znaleźć naszych uciekinierów – Pani Mendoza także wyciągnęła się z błogim uśmiechem na kołdrze. – Mamy więc trzy godziny czasu. Proponuję mała drzemkę. – Już po kilku minutach spała snem sprawiedliwych. Tymczasem siostry zerkały na siebie niespokojnie. Obie miały wyrzuty sumienia z powodu torebki.
- To był Prada, musiała kosztować fortunę – jęknęła cicho Olga. – A jak miała tam coś wartościowego?
- Nie dramatyzuj, pewnie nawet nie zauważy jej braku. Najwyżej jej odkupię po powrocie i przeproszę – Magda zaczęła też mieć złe przeczucia, ale starała się jak zwykle zachować rozsądek. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, a siostrom przebiegł po plecach zimny dreszcz.
- Kto tam?
- Obsługa – Jedna z dziewcząt wstała i otworzyła drzwi. Weszło dwóch uśmiechniętych uprzejmie marynarzy w eleganckich mundurach.
- O co chodzi? – pani Mendoza usiadła i przetarła oczy.
- Poprosimy o dokumenty i bileciki do kontroli. Każdy pasażer musi być odnotowany w naszym systemie, a panie przez pośpiech umknęły uwadze kolegów, za co bardzo przepraszamy.
- Oczywiście, dziewczęta, gdzie jest moja czerwona torebka? Tam były nasze bilety, dokumenty i pieniądze na drobne wydatki – zapytała, rozglądając się niespokojnie po luksusowym apartamencie. Nie mogła sobie przypomnieć, co z nią zrobiła.
- Ttaka ood Pprady? – wyjąkała słabym głosikiem Magda. – Chyba wwyleciła zza bburtę.
- A może mógłby któryś z panów znaleźć pana Mendozę? Na pewno zapłaci za naszą podróż – zapytała z nadzieją Olga.
- Zaraz sprawdzę – mężczyzna otworzył laptopa. – Niestety na liście pasażerów nie ma kogoś takiego.
- Jak to?! – wykrzyknęły wszystkie trzy kobiety. – Przecież zrobił rezerwację!
- Ale w ostatniej chwili ją odwołał. Chyba będę musiał poprosić kapitana, drogie pasażerki na gapę – roześmiał się na widok ich przestraszonych min. – Nie martwcie się, to nie statek piracki nie nakarmimy wami rekinów. Myślę, że spędzicie tą podróż na zmywaku. Zawsze brakuje tam rąk do pracy. Na statku mamy w tej chwili około siedmiuset ludzi. Nie będzie się wam nudziło. Mycie garów to bardzo pouczające zajęcie.
- Jej, a ja sobie dwa dni temu takie piękne paznokcie zrobiłam, z rustykalnym wzorkiem – jęknęła płaczliwie Magda.
- Plaża, co? - Olga walnęła siostrę w plecy, aż zadudniło. - Przez ciebie głupia niezdaro, zamiast w południowym raju, w ramionach przystojniaka, spędzimy  czas w kuchni niszcząc sobie dłonie i wdychając smród smażonych ryb!
- To będzie baaardzo długa podróż – stwierdziła filozoficznie pani Oliwia, ściągając z wypielęgnowanych rąk biżuterię.
- Może tym, mogłybyśmy zapłacić za podróż? - zaproponowała nieśmiało Magda.
- Nie ma mowy, to moje ulubione pierścionki! Wolę do końca życia pucować talerze! - warknęła na nią kobieta i z wyniosłą miną schowała je do kieszeni.
 ..................................................................................................................................
 Rozdział betowany przez Hann

   

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 23


   Mężczyźni patrzyli na trzy muszkieterki ogromnie zaskoczeni tokiem ich rozumowania. Zupełnie nie pojmowali tej ślubno - weselnej histerii jaka ogarniała większość kobiet na wieść o zaręczynach. Najwyraźniej te wszystkie gadżety – pierścionki, obrączki, serduszka welony, strasznie je kręciły. Stały, barykadując sobą jedyne wyjście. Na ich twarzach było widać upór i determinację, by doprowadzić sprawę do końca.
   Tom w pierwszej chwili miał zamiar złapać Mirka za rękę i wyskoczyć z nim przez najbliższe okno. Kiedy jednak wziął głęboki oddech i zaczął się zastanawiać w głowie pojawiła mu się nagle fascynująca myśl. Być może już nigdy nie będzie miał takiej okazji, żeby usidlić płochliwego gosposia, który pałał do stałych związków jakąś straszną niechęcią. Jemu ten pomysł z każdą mijającą sekundą podobał się coraz bardziej. Skoro sama fortuna usiłowała ich połączyć, dlaczego miałby z tego nie skorzystać. Niełatwo tylko będzie przekonać do tego chłopaka.  Zerknął na zdenerwowanego towarzysza, który właśnie otwierał buzię by wydać z siebie wściekły ryk.
- Zupełnie was pogięło! Odczepcie się od nas! – krzyczał cały czerwony na twarzy. – Myślicie, że możecie się bawić czyimś życiem?
- Nie gorączkuj się tak, przecież chyba się lubicie skoro przyszliście tu razem – spokojnie odezwała się pani Oliwia.
- Nie wyjdę za tego Casanovę za żadne skarby! Poza tym nie jest w moim typie – dodał rozeźlony.
- Nie jest… Hm, to bardzo dziwne – kobieta popatrzyła na niego z rozbawieniem. – W takim razie kto zrobił ci te wszystkie malinki? – wskazała na jego szyję. – Czyżby wziął cię siłą?
- Właściwie to tak… znaczy się nie tak… ee… - całkowicie zaplątał się Mirek, nie wiedząc gdzie podziać oczy, bo siostry Piekiełko zaczęły już jawnie chichotać.
- To znaczy, że sam mu dałeś, a teraz chcesz całą winę zwalić na tego biednego faceta? – zapytała Magda.
- Jakie sam?! Yy… sam, ale on mnie skusił… - tłumaczył się nieporadnie, płonąc ze wstydu.
- A widzisz, czyli ci się jednak podoba – dorzuciła swoje trzy grosze Olga.
- Nie ma mowy, nic z tego – Mirek zaczął cofać się w stronę okna i w tym momencie został złapany stanowczo za rękę przez Kasera.
- Drogie panie, dajcie nam jakieś pół godziny na przygotowania, a wy idźcie uspokoić gości. Może jakieś mocne drinki pomogą im przetrwać – zaproponował  Tom, patrząc znacząco w oczy pani Oliwii.
- Skoro nalegasz – rzuciła pani Mendoza – trzymam cię jednak za słowo i liczę, że go dotrzymasz. W innym wypadku, będziesz śpiewał w chórze bardzo cienkim głosem– spojrzała wymownie na jego rodzinne klejnoty. - No dobrze, wiem, że to przeżytek. To się teraz nazywa… a wiem kareoke – uśmiechnęła się do niego tryumfalnie i wyszła, ciągnąc za sobą siostry, które cały czas zerkały na mężczyzn z podejrzliwymi minami.

***
   Tymczasem Mirek patrzył na swojego szefa z wielkim uznaniem. Te kobiety były strasznie zawzięte i mało brakowało, a wepchnęłyby ich siłą przed ołtarz. Sam spanikował i na pewno nie udało by mu się uniknąć tej farsy. Kaser natomiast zachował zimną krew i uratował im skórę.
- Dzięki, mnie nigdy nie udałoby się ich tak skołować. Wyskakujemy – wskazał na otwarte okno.
- Chwileczkę, nie śpiesz się tak. Mamy pół godziny i w tym czasie mam zamiar poważnie z tobą porozmawiać – Tom położył mu rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy.
- Daj spokój, to możemy zrobić w domu. Jeszcze te muszkieterki tu wpadną i już po naszej wolności – denerwował się chłopak.
- Jeśli lubisz mnie choć trochę, to przez chwilę posłuchaj – usiadł na fotelu i posadził sobie speszonego jego zachowaniem chłopaka na kolanach. – Prawdę mówiąc, ja bardzo chętnie wezmę z tobą ślub. Spodobałeś mi się już podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy przyszedłeś starać się o pracę gosposi. Od początku miałem nadzieję, że uda mi się do ciebie zbliżyć. Reagowałeś jednak niesamowicie nerwowo na każdą próbę nawiązania kontaktu.
- Ale… przecież… - zaczął jąkać się Mirek, bo gorące usta zaczęły wędrować po jego szyi. W jego głowie jednakże zaczęła powoli kiełkować myśl, że może to nie byłoby takie złe wyjście. Nie podobała mu się jednak rola milutkiej żonki, którą najwyraźniej wyznaczył mu Kaser.
- Kochanie, bardzo się lubię i chętnie spróbuję stworzyć z tobą stały związek. Jeśli oboje się postaramy mamy szansę na coś naprawdę niezwykłego. Wiem, że ja również nie jestem ci obojętny, bo nigdy byś się nie zgodził na żadne pieszczoty, gdyby było inaczej. Trochę cię już poznałem – delikatnie głaskał go po napiętych plecach. – Nie chcę cie do niczego zmuszać, ale sam musisz przyznać, że było nam razem dobrze. Nieźle się dogadujemy i mocno nas do siebie ciągnie. Każde twoje spojrzenie, dotyk, uśmiech powoduje, że moje serce szaleje z radości. Chciałbym założyć z tobą prawdziwą rodzinę. Wiem, że jesteś nie tylko śliczny i podniecający, ale także mądry, odpowiedzialny i honorowy. Potrafisz też być oddanym i lojalnym przyjacielem, chociaż nie wiem dlaczego wybrałeś sobie na kompana akurat tego niecnotę Wojtka.
- Tom, czy ty chcesz powiedzieć, że byłbyś skłonny mnie dzisiaj poślubić? Oszalałeś?!
- Nie, mówię zupełnie poważnie. Wyjdź za mnie i przestań w końcu uciekać. Widziałem co wyprawiasz i wiem, że wcale nie jesteś szczęśliwy z tą swoją pokrętną filozofią. Zmieniałeś tych chłopaków jak rękawiczki, żaden na dłużej nie zagrzał u ciebie miejsca. A widziałeś ich miny kiedy odchodzili? Byli zdruzgotani.
- Żaden się nie skarżył – odezwał się cicho zmieszany Mirek.
- A co mieli robić? Wyć pod twoimi drzwiami, żebrać o zmiłowanie? To faceci jak ty, mają swoją dumę! – tłumaczył mu łagodnie mężczyzna. – Ten napad na ciebie zorganizował jeden z takich odrzuconych. Podobno cierpiał przez kilka tygodni, a jak zobaczył reportaż ze świńskiej katastrofy, to dostał szału.
- Ale  ja wszystkim mówiłem, że to tylko seks nic więcej – chłopak patrzył na mężczyznę niezupełnie rozumiejąc o co mu chodzi. – Nigdy nikomu nic nie obiecywałem!
- Nie musiałeś, serce nie sługa. Czy ty naprawdę myślisz, że można mu coś zakazać? Powiesz mu, od dzisiaj pan XXX mi się nie podoba i tak będzie? – przytulił go do siebie i czule pocałował. – Następnym razem jakiś desperat nałyka się tabletek lub zrobi coś jeszcze głupszego…
- Chcesz mnie nastraszyć?
- Nie, tylko że ty nie jesteś już dzieckiem. Musisz zdawać sobie sprawę z konsekwencji tego co robisz. Cokolwiek ci się kiedyś przydarzyło minęło. Zacznij w końcu naprawdę żyć. Nie bądź tchórzem skarbie! – zaczął pieścić jego dłoń, całując po kolei każdy paluszek. - Pobierzmy się, jak nam nie wyjdzie to trudno, po coś wymyślono rozwody. Chcesz potem już zawsze zastanawiać się, co by było gdyby? – kusił Tom, a jego głos stawał się coraz niższy i bardzo melodyjny. – Kocham cię, kocham z każdym dniem coraz mocniej.
- Czy ty masz w rodzinie jakąś syrenę? – zapytał Mirek, rumieniąc się na twarzy. Miał wrażenie, że te ciepłe, pełne kłębiących się uczuć słowa docierają bezpośrednio do jego trzepoczącego niespokojnie serca i otulają mózg różową kołderką. Kaser był naprawdę niezłym czarodziejem. – Ja się nie nadaję na męża, jestem kłótliwy, uparty i męczący! Nie umiem zachować się w towarzystwie, narobiłbym ci tylko wstydu na tych waszych biznesowych przyjęciach.
- Ależ skarbie, nie zniechęcisz mnie. Nie masz szans przebić swojego przyjaciela Wojtusia, a Aleks jakoś sobie z nim radzi. Jesteś od niego o wiele ładniejszy, poza tym wspaniale smakujesz – ukąsił go w szyję. – A zachowania na przyjęciach dla snobów, można się zwyczajnie nauczyć. Mireczku – mruknął mu do ucha – wyjdź za mnie, zaryzykuj! Jesteś facetem czy nie? Odrobina hazardu czyni nasze życie bardziej ekscytującym.
- Czyli mam się tobą ożenić, by udowodnić swoją męskość? – zapytał chłopak, a jego oczy podejrzanie zabłysły. – Zawsze marzyłem o tym by być macho! Ale mam jedno zastrzeżenie!
- Jakie? Zresztą nieważne, spełnię każde – zadeklarował beztrosko Tom. Skóra na karku chłopaka pachniała tak pięknie, że właściwie było mu wszystko jedno co wymyślił. Najważniejsze, że się zgodził i będzie miał swojego słodkiego kocurka na wyłączność.
- Jak miło to słyszeć, wiedzę, że jesteś zdecydowany na to małżeństwo – uśmiechnął się do niego Mirek. – Przypomnę ci to w naszą noc poślubną. Liczę na to, że ochoczo wypniesz dla mnie tyłeczek. Zawsze chciałem zdominować jakiegoś super męskiego faceta.
- Chwila! Eee… może to jednak przemyślisz? – Kaser gapił się na niego z niedowierzaniem. Nigdy w życiu by nie pomyślał, że zażąda właśnie czego takiego. – Ta rola ci nie pasuje, taki delikatny mężczyzna…
- Chcesz powiedzieć, że jestem zbyt kobiecy by cię zdominować w łóżku?! – zapytał go groźnie chłopak i zmarszczył brwi. W duchu chichotał jak szalony, wiedząc, że właśnie wygrał batalię. Skoro ma się ożenić, to na swoich warunkach.
- No dobrze, ale masz… - zaczął zmieszany Kaser, który właśnie zastanawiał się, jak mógł dać się tak podejść. Trochę się bał jak to będzie wyglądać, ale słowo się rzekło. Jeśli chciał zachować twarz musiał się poddać przeznaczeniu.
- Wiem, będę ostrożny. Postaram się, żebyś na drugi dzień mógł siedzieć – Mirek wyszczerzył białe ząbki. – Potraktuję cię jak najlepszą porcelanę mojej ciotki.

***
   Minął wyznaczony na przygotowania czas i kobiety wkroczyły do pokoju. Ich oczy z widoczną ulgą spoczęły na pogrążonych w rozmowie mężczyznach. Prawdę mówiąc obawiały się, że są już w drodze do Indii. Z serc stoczył im się nie jeden kamień, ale cala lawina.
- W takim razie zaczynamy. Rozdałam już tyle drinków, że jeszcze trochę i doprowadzę do katastrofy – stwierdziła radośnie pani Oliwia.
- Udało mi się załatwić obrączki! – wydyszała Magda. Uchyliła pudełeczko i wszyscy zobaczyli w nim dwa dość oryginalne pierścienie. Każdy z nich tworzyły dwa węże, jeden bursztynowy, a drugi złoty, które się ze sobą splatały w mocnym uścisku, jakby chciały sprawdzić, który z nich jest silniejszy. – Prawda że niezłe. Zostały zrobione dla jakiegoś biznesmena, ale się nie pojawił, więc wyłudziłam je od złotnika.
   Ceremonia odbyła się szybko i sprawnie, by nie zanudzać już i tak zniecierpliwionych długim czekaniem gości. Obaj mężczyźni złożyli sobie tradycyjną przysięgę, patrząc głęboko w oczy. Potem wszyscy przeszli na salę bankietową, gdzie podano tradycyjny polski obiad, który wszystkim bardzo smakował. Pochodzący ze wszystkich stron świata biesiadnicy jedli nie marudząc rosół z makaronem i schabowego z kiszoną kapustą. Po wypiciu toastu para młoda ruszyła na parkiet. Pierwszy taniec należał tylko do niej. Tom objął w smukłej talii męża i wirował z nim wokół sali w upojnym walcu. Mirek miękko wtulił się w jego ramiona. Był szczęśliwy jak nigdy przedtem. Dzisiaj po raz pierwszy od wielu lat odrzucił precz wszystkie swoje lęki. Poddał się magicznej chwili z uśmiechem na ustach. Mąż widząc jak jego twarz promienieje miał wrażenie, że jego serce zaraz pęknie z rozsadzającej go radości.
- Jeśli jesteś zmęczony możemy się stąd za chwilę ulotnić – wyszeptał mu do ucha. - Mamy zarezerwowany apartament dla nowożeńców, a na jutro bilety do Indii. Przed nami dwa tygodnie zwiedzania tego pięknego kraju. Mój znajomy jest maharadżą i z przyjemnością wszystko nam pokaże. Mam pytanie – tu spojrzał niepewnie na chłopaka. – Czy sprawa nocy poślubnej podlega jakimś negocjacjom?
- Dzisiaj cały należysz do mnie. Nie próbuj się wymigiwać – musnął stanowczo jego usta swoimi. - Jak zacznie się następny taniec i goście wyjdą na parkiet, wiejemy – odpowiedział cicho Mirek.
     Pół godziny później stali pośrodku apartamentu i rozglądali się mocno zaskoczeni. Zwłaszcza Mirek nie mógł uwierzyć własnym oczom. Siostry Piekiełko naprawdę zaszalały. Wystrój wnętrza był przeraźliwie romantyczny, z naciskiem na przeraźliwie. Wszędzie stały bukiety szkarłatnych róż w kryształowych wazonach, które na tle biało złotych ścian, wyglądały nieco pretensjonalnie. Pachniały wręcz oszałamiająco. Jeśli do tego dodać ogromne łoże w kształcie serca przykryte jedwabną narzutą, obsypane obficie płatkami kwiatów, wannę mogącej pomieścić przynajmniej z pięć osób, wypełnioną bulgoczącą wodą, porozrzucane wszędzie egzotyczne olejki do masażu, kubełek z szampanem oraz koszyk pełen dorodnych truskawek, to trzeba przyznać, że pojęcie romantyzmu sióstr Wojtka nieco przerosło młodą parę. Stali nieco oszołomieni patrząc na to wszystko z lekką paniką w oczach. W końcu ich usta zaczęły drżeć i wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Kochanie, co powiesz na kąpiel w bąbelkach na dobry początek? – zamruczał Mirek do ucha męża. – Rozgrzeję cię tak mocno, że sam nastawisz swój zgrabny tyłeczek i poprosisz żebym się nim zajął.
- Zastanów się kocurku, mam dłuższe palce i większy sprzęt. Pomyśl, co mógłbym nim zdziałać – kusił Tom, przyciągając chłopaka do siebie.
- Zapomnij skarbie. Dzisiaj sam mistrz się tobą zajmie – zacisnął mocno dłonie na pośladkach zmieszanego coraz bardziej męża. – Coś mi się w końcu należy za te wszystkie tortury. Strasznie słodko wyglądasz jak się tak rumienisz – Miał ochotę dodać, że wygląda uroczo taki niepewny siebie i zawstydzony, ale doszedł do wniosku, że lepiej nie przesadzać.



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 22


   Siostry Piekiełko po obejrzeniu wiadomości, wsiadły w samochód i już po kwadransie były w willi Mendozów. Przywitała ich równie zaniepokojona pani Oliwia. Zaprosiła dziewczęta do salonu, gdzie natychmiast podano im herbatę i ciasteczka. Usiadła w fotelu głęboko zamyślona.
- Dzwoniłam już wszędzie i wiem, że brali udział w jakimś kuligu i zaginęli podczas zamieci. Służby ratownicze prowadzą poszukiwania. Znaleźli jedynie szalik Wojtka z dala od szlaku. Przypuszczają, że udało im się dotrzeć do którejś z górskich chat, ale to nic pewnego – podniosła drżącą dłonią filiżankę.
- A może zginęli i teraz leżą gdzieś pod stertą śniegu? – wyszeptała Olga, a z jej oczu popłynęły obficie łzy.
- Nie bredź, pewnie siedzą u jakiejś gaździny i grzeją się pod pierzyną! Ty głąbie – walnęła siostrę w głowę ręką – to góry! Tam często nie ma zasięgu, pewnie nie wiedzą nawet, że ich szukamy!
- Zabiję ich jak wrócą, obydwu – zerknęła na panią Mendoza, a ta jej przytaknęła. – Potem zreanimuję i znowu zabiję – wysmarkała się nieelegancko w chusteczkę, trąbiąc głośno na nosie.
- Znalazła się doktorka! – prychnęła Magda.
- A żebyś wiedziała, mam dyplom z kursu pierwszej pomocy! – zadarła do góry czerwony  nos.
- Jaaasne…  z liceum…  – popukała ją po czole siostra z politowaniem kręcąc głową.
- Myślisz, że Wojtuś chciałby lleżeć w tym grobowcu ppo tatusiu? – wyjąkała szlochając Olga.
   Aleks z Wojtkiem stali od kilku dobrych minut w holu i przysłuchiwali się tej dziwnej rozmowie. Wrócili do domu od razu, jak tylko usłyszeli w samochodowym radiu wiadomości. Oczywiście wcześniej pożegnali się wylewnie z księdzem i gospodynią, którzy za żadne skarby nie chcieli od nich przyjąć pieniędzy. Mendoza postanowił sobie w duchu jakoś im to wynagrodzić. Znajdzie sposób na tych dwoje uparciuchów. 
- Słyszałeś, co te wariatki wygadują? – szepnął do niego Cindy.
- Taa… zaraz im przemebluję w mózgach – Aleks pociągnął go za rękę do salonu. Stanął w progu i podparł się pod boki, a Wojtek wyglądał ciekawie zza jego ramienia. – Pięknie drogie panie, jeszcze naszych ciał nie odnaleziono, a wy już grobowiec przygotowujecie! – zgromił spojrzeniem siostry Piekiełko. – A moja matka jeszcze wam przytakuje! – popatrzył oskarżycielsko na panią Oliwię.
- Jak dobrze, że nic wam nie jest! – krzyknęła radośnie Magda i zerwała się od stołu. Pozostałe panie poszły w jej ślady. Zbiły się w szczęśliwą gromadkę na środku pokoju i gadały jedna prze drugą. Pytania padały z taką szybkością, że mężczyznom zakręciło się w głowach. Tymczasem matka Aleksa obserwowała wszystko w milczeniu. Coś jej wyraźnie nie pasowało. Obaj zaginieni mieli takie zadowolone miny i trzymali się za ręce. Właśnie ręce!
- Jak mogliście nam to zrobić?! – wrzasnęła pani Mendoza jak krakowska przekupka, kompletnie wypadając z roli damy. – To my tu się zamartwiałyśmy, a wy tam wzięliście ślub bez nas i pewnie kopulowaliście jak króliki! – wskazała zdumionym jej zachowaniem siostrom obrączki na palcach obu mężczyzn i liczne malinki na szyi Wojtka. – A ja tak marzyłam o hucznym weselu, planowałam go od lat! Nie daruję! Wypatroszę! – wyciągnęła ze stojaka pod ścianą parasolkę, a siostry Piekiełko z bojowymi minami zrobiły to samo.
- My sobie nawet sukienki zaprojektowałyśmy i spisałyśmy listę gości! – warknęła Olga. Trzy wściekłe kobiety natarły na wystraszonych mężczyzn z wielką furią, którzy zaczęli się wycofywać powoli do holu.
- Chodu! – krzyknął Mendoza i pociągnął męża na schody. W kilkanaście sekund znaleźli się w swojej sypialni i zabarykadowali drzwi, przesuwając pod nie ciężką komodę. Z ulgą usiedli na niej i odetchnęli.
- Mało brakowało – uśmiechnął się Wojtek. – Ale twoja matka jest szybka, nadawałaby się na komandosa.
- Nawet tak nie mów, jeszcze cię usłyszy i weźmie na poważnie – westchną Aleks. – Z twoich sióstr też niezłe jędze.
- Wiem, ale one pewnie wolałyby być ninja – dostrzegł wyraźną kpinę w oczach mężczyzny. - Nie patrz tak na mnie, fascynują się kulturą japońską od dawna.
- Jaasne… jeszcze tylko brakowało skradających się za nami wariatek. A tobie co? – Aleks dopiero teraz dostrzegł, że chłopak jakoś zmarkotniał.
- Wiesz – przytulił się do boku męża – ja wcale nie chcę żadnego wesela, wolałbym pojechać tam, gdzie będziemy tylko we dwójkę. Takie małe wakacje. One nas zamęczą, każą występować jak małpom w cyrku, sproszą tłumy gości – jęknął i wdrapał się mu na kolana. Schował twarz na jego piersi.
- Mam pomysł, ale o tym nie waż się wygadać nikomu, nawet swojemu kumplowi, bo jeszcze nas wyda – Mendoza zaczął coś szeptać mu na ucho, a z każdym zdaniem twarz Cindy robiła się coraz radośniejsza. - Wchodzisz w to?
- Musimy być bardzo ostrożni, moje siostry są sprytne i strasznie podejrzliwe – oczy chłopaka były pełne psotnych iskierek. – Mogę napisać list?
- Chyba nawet by wypadało. – Mężczyzna wziął go na ręce i poszedł z nim w stronę łóżka. Jego mina wymownie świadczyła o tym jakie myśli chodzą mu po głowie. Zanurzył nos w miękkich włosach chłopaka.
Przestań mnie wąchać, to łaskocze – zaczął chichotać Wojtek – czy to nie za wcześnie? – spojrzał na pościel lekko zarumieniony. – Dopiero była dobranocka.
- I bardzo dobrze, będziemy mieć dużo czasu na naukę powinności małżeńskich – mrugnął do niego Aleks i położył ostrożnie na materacu.
- Dorwałeś się do jakiejś broszury u księdza?A przyszło ci do głowy, że obaj jesteśmy mężczyznami i to działa w obie strony? Ja swoje wypełniłem wczoraj, to dzisiaj twoja kolej, mój ty zgrabny tyłeczku! – chłopak pochylił się w kierunku męża i poufale klepnął go w pośladek.
- Nawet tak nie żartuj – Aleks przezornie wycofał się na drugi koniec łóżka. – W końcu to ty jesteś żoną w tym związku i przyzwyczaiłeś się już do obowiązków, więc nie ma sensu tego zmieniać.
- W życiu nie słyszałem równie pokrętnej filozofii – Wojtek usiadł na łóżku i wydął usta. – Skoro robię za kobietę, to w takim razie kochanie, właśnie dostałam okres i migrenę, więc nici z mizianka – wykrzywił się do zaskoczonego mężczyzny i pokazał mu język. Umknął do łazienki i zamknął się w niej na klucz.
- Może jednak ponegocjujemy? – dobiegł go zawiedziony głos męża. 


***
   Następnego dnia rano, kiedy mężczyźni zeszli na śniadanie zastali w jadalni wszystkie panie, namiętnie nad czymś obradujące. Nie zauważyły nawet ich wejścia. Przed nimi stała sterta kolorowych kanapeczek o różnych smakach, a w dzbanku zaparzona była  aromatyczna herbata.  Panowie zwabieni zapachem przełknęli ślinkę i zaczęli się skradać do stołu.
- Siadajcie i jedzcie – Pani Oliwia odwróciła głowę w ich stronę. – Ja tymczasem opowiem wam co uradziłyśmy – Nalała im po filiżance napoju i podsunęła półmisek. – Chcemy mieć wesele, też się nam coś od życia należy. Możecie po prostu powtórzyć przysięgę przy urzędniku państwowym, bo kościelny ślub już mieliście. Wynajmiemy na dwa dni jakiś elegancki dom weselny, dysponujący dużą salą i pokojami dla gości – spojrzała wojowniczo na syna. – Nawet nie próbujcie się wymigać.
- Hm, co o tym sądzisz Wojtek? – odbił piłeczkę Aleks z poważną miną i kopną go pod stołem.

- Strasznie dużo pracy – wymamrotał chłopak z pełnymi ustami.
- No właśnie – Mężczyzna podrapał się po głowie i udawał, że się głęboko zastanawia. – Nie mam czasu na babskie fanaberie. No chyba, że wy się wszystkim zajmiecie. Ale macie tydzień na przygotowania, chcę wreszcie mieć spokój.

- To niemożliwe… nie damy rady… - wtrąciła rozsądnie Magda.

- No dziewczęta, nie spodziewałam się tego po nas – Pani Mendoza aż podniosła się z krzesła. – Poradzimy sobie!- wyciągnęła do nich rękę, a siostry Piekiełko splotły z nią swoje dłonie.

- Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną – krzyknęły zgodnie z wielkim zapałem i zaczęły snuć weselne plany. Kompletnie zapomniały o mężczyznach, którzy po cichu umknęli z jadalni.

***

   Aleks udał się do swojego biura, a Wojtek postanowił odwiedzić Mirka, którego ostatnio strasznie zaniedbał. Wiedział, że Kaser bardzo dobrze się nim zajmował. Może nawet aż za bardzo. Już w szpitalu zorientował się, że Tom traktuje go nie jak swojego podwładnego, tylko kogoś bliskiego. Prawdę mówiąc, więcej się bał reakcji przyjaciela, niż zachowania jego szefa. Znał jego przeszłość i nieraz widział jak ucieka z całkiem nieźle zapowiadającego się związku. Mirek nie chciał z nikim wchodzić w bliższe relacje. Zastał go w swoim pokoju kującego do egzaminów.
- No proszę, czyżby to mój dawno nie widziany kumpel – popatrzył na chłopaka oskarżycielsko. – Pięknie się mną opiekowałeś nie ma co – dodał z przekąsem.
- Prawdę mówiąc nie chciałem wam przeszkadzać – uśmiechnął się do niego pojednawczo Wojtek. – W szpitalu wyglądało na to, że wcale nie potrzebujesz mojej pomocy. Poza tym widzę, że ściągnęli ci gips. To się dobrze składa, bo mam do ciebie prośbę. Zostaniesz świadkiem na moim ślubie? Odbędzie się w sobotę.
- A ty co, w ciąży jesteś, że się tak śpieszysz nałożyć kajdanki? Nie mam pojęcia po co ludzie to robią, żeby potem płacić adwokatom grubą gotówkę za rozwód. Ja się nigdy nie dam usidlić! – wzruszył ramionami.
- No jak będzie? Aleks przed chwilą mi dzwonił, że już poprosił Toma, a on się zgodził. Miałbyś fajnego partnera do tańca na weselu.
- A co ty mi go tak wpychasz? – zapytał podejrzliwie Mirek, lekko czerwieniejąc na twarzy. Przez chwilę miał wrażenie, że Cindy czegoś się domyśla.
- Nic, ja tak tylko, żebyś się nie nudził – Spojrzenie Wojtka było niewinne jak u nowo narodzonego niemowlęcia.
- Dobra, będę chyba musiał kupić jakiś garniak, nie mam co na siebie włożyć. A tam pewnie będą sami nadziani – obaj chłopcy sięgnęli po katalogi z męską modą. – Masz już coś upatrzonego? To w końcu twój wielki dzień!

 ***

   Dzień ślubu nadszedł bardzo szybko. Zanim panowie Mendoza się obejrzeli była już sobota. Trzy muszkieterki spisały się na medal. Zrealizowały swój plan w 100% i w dniu wesela wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wynajęły wspaniały hotel z ogromną salą balową, położony za miastem w niewielkim zagajniku i otoczony pięknym zadbanym ogrodem. Miał dużą kaplicę, którą pięknie udekorowano białymi i herbacianymi różami. Zarezerwowały nawet bilety lotnicze i zapłaciły za podróż poślubną. Zaprosiły ponad trzystu znamienitych gości i wszyscy co do jednego potwierdzili swoje przybycie. Nikt nie ośmieliłby się odmówić pani Oliwii. Gangsterzy posiadali świetny instynkt samozachowawczy i wiedzieli czym grozi narażenie się Mendozom. O szesnastej miała się odbyć ceremonia. Zgromadzeni niecierpliwie czekali na państwa młodych.
Tymczasem w domu trwały ostatnie przygotowania. Tom i Mirek pomagali ubrać się przyjaciołom. Obaj świetnie wyglądali, ubrani w szyte na miarę garnitury i byli w naprawdę szampańskich humorach, co nieco dziwiło, zwłaszcza Kasera, który wiedział, jak bardzo Aleks nie lubi takich przedstawień. Zresztą Wojtek na konesera tego rodzaju szopek też nie wyglądał.
- Nie spodziewałem się aż takiego entuzjazmu – pomógł Mendozie zapiąć spinki do mankietów.
- Wiesz stary – Aleks klepnął go poufale po ramieniu – my się będziemy dzisiaj naprawdę dobrze bawić, jestem tego pewny – uśmiechnął się do mężczyzny tajemniczo. – Myślę jednak, że dla was także to będzie naprawdę niezapomniany dzień.
- Pośpieszmy się, dochodzi szesnasta – Cindy ubrany na biało z rozpuszczonymi włosami wyglądał zjawiskowo. – Mirek - szepnął do przyjaciela – masz tu list - włożył mu kopertę do kieszeni. – Otwórz go jak przyjedziecie do kaplicy. 

   Wsiedli do osobnych samochodów. Państwo młodzi do eleganckiej, przyozdobionej kwiatami limuzyny, świadkowie do czarnego BMW. Z początku trzymali się blisko siebie, ale potem z powodu panujących w Krakowie korków zostali rozdzieleni. Tom z Mirkiem przybyli do kaplicy pierwsi, weszli od zaplecza by w sali do przygotowań spotkać się z panią Oliwią i siostrami Piekiełko.
- A gdzie narzeczeni? – zapytały zaniepokojone kobiety.
- Zgubiliśmy się po drodze, ale proszę się nie martwić byli tuż za nami – Odpowiedział uspokajająco Kaser.– Usiądźmy.
Rozlokowali się wygodnie na fotelach i zaczęli jeszcze raz omawiać plan przyjęcia. Upłynął kwadrans, potem drugi i trzeci, a państwa młodych nadal nie było. Zaniepokojeni goście zaczęli zaglądać na zaplecze.
- To może ja wyjrzę na drogę – Magda narzuciła płaszczyk i wybiegła z budynku.
- Dzwonię już piąty raz i nic, obaj mają wyłączone komórki. Czy to nie dziwne? – odezwała się Olga. – Może coś im się stało?
 - Ja mam wrażenie, że o czymś zapomniałem – zamyślony Mirek rozejrzał się po pokoju. - Już wiem, Wojtuś coś mi dał – wyciągnął z kieszeni list. Niestety nie zdążył go otworzyć, bo Pani Oliwia wyrwała mu kopertę z ręki. Rozerwała ją trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi.
- Mam złe przeczucie – szepnęła i wyciągnęła pachnącą papeterię w niezapominajki. – O kurwa – złapała się za serce i osunęła na fotel. – A to wredne skurczybyki! Posłuchajcie!


Najmilsi!

Postanowiliśmy z Aleksem, że nie będziemy uczestniczyć w tym cyrku. Wzięliśmy już ślub, który był naprawdę piękny i wzruszający. Teraz mamy zamiar trochę poświętować we własnym gronie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyście się dobrze bawili. Nie wątpię, że moje siostry i teściowa zrobiły co mogły, żeby to było naprawdę wspaniałe wesele. Bardzo dziękuję za tyle starań i przepraszam za naszą ucieczkę. Nie ma sensu nas szukać, kiedy odczytacie ten list będziemy już daleko poza granicami kraju.
                                                                        Wasi kochający Wojtek i Aleks

Ps: Mamo, mam propozycję. Nie warto marnować takiej imprezy. Myślę, że Tom i Mirek idealnie nas zastąpią. Prawda, że piękna z nich para?

Pani Mendoza podniosła powoli głowę i popatrzyła na oniemiałe twarze zgromadzonych. Była naprawdę zła, ale trzeba było ratować co się dało. Nie miała zamiaru wyjść na idiotkę przed swoimi znajomymi i krewnymi. Ten mały drań Wojtek miał rację. Z rodziną policzy się później, teraz czas zająć się chwilą bieżącą.
- Dziewczęta do drzwi! Zamknijcie na klucz i nie pozwólcie im umknąć – odwróciła się z drapieżnym uśmiechem do struchlałego Mirka i Tomka. – No kochani, czas zaczynać!

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 21


   Mirek z początku miał nadzieję, że uda mu się namówić Wojtka do pomocy w codziennych czynnościach.  Niestety ten wyjechał z narzeczonym na weekend i wszelki ślad po nim zaginął. Nie odpowiadał nawet na sms'y. Tymczasem Kaser nie próżnował. Każdego ranka pojawiał się w jego pokoju ubrany w lekarski fartuch i z różowymi gąbkami w ręce. Na ich widok chłopakowi zaczynało się robić ostatnio słabo, a problem w spodniach z dnia na dzień robił się coraz większy i bardziej naglący. Dzisiaj obudził się bardzo wcześnie i z drżeniem serca nasłuchiwał kroków na schodach, a jego wyobraźnia szalała. Ręce Toma na jego piersi, brzuchu, przesuwające się powoli wzdłuż kręgosłupa. Gorący oddech na szyi i błyszczące oczy śledzące każdy jego ruch. Zanim szef się pojawił był już cały czerwony, twardy jak skała i miał ochotę się zastrzelić. W żaden sposób nie potrafił nad sobą zapanować. Zacisnął uda i jęknął głośno dokładnie w momencie, kiedy mężczyzna z szerokim uśmiechem przekraczał próg jego sypialni. Doskonale słyszał fascynujący dźwięk i obrzucił swoją ofiarę pożądliwym spojrzeniem.
- Nie mogłeś się mnie doczekać, prawda? – usiadł na brzegu łóżka. Palcem przejechał od dłoni do łokcia chłopaka, który siedział ze spuszczonymi oczami i bał się poruszyć choć odrobinę, żeby nie zdradzić swojego stanu. Tym prostym, niewinnym gestem spowodował, że Mirkowi zjeżyły się wszystkie włosy i zaczął cały drżeć. – Gotowy na poranną dawkę przyjemności? – zamruczał niskim głosem wprost do jego ucha.
- Rób co chcesz, poddaję się – padły niespodziewanie ciche słowa z ust chłopaka. Kaser pogrywał z nim od kilku dni, a on już nie miał ani siły, ani ochoty się bronić. Jego ciało wariowało na widok mężczyzny. Czuł się jak dziewicza panna młoda przed swoją nocą poślubną, o której śniła i marzyła od dłuższego czasu. Cały był oczekiwaniem i miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na tysiąc kawałków.
 - Skarbie…? – Tom pochylił się nad nim i zajrzał mu głęboko w oczy. Chłopak patrzył na niego jak królik zahipnotyzowany przez podstępnego węża. W ciemnych źrenicach widać było jednak nie tylko strach, ale także słodką uległość i niezaspokojony od wielu dni głód. Mężczyzna czule pogłaskał jego zarumieniony policzek. – Nie bój się, sprawię, że cały świat przestanie istnieć. Będziemy tylko ty i ja – powoli rozpinał guziki od piżamy. Słowa wypowiedziane aksamitnym, uwodzicielskim głosem spowodowały, że pogrążony w rozkosznym chaosie mózg Mirka zamienił się w miękką papkę.
- Ale jja nigdy nie byłem na ddo…- wyjąkał z trudem. Tom zamknął mu usta długim, upojnym pocałunkiem. Odciągnął  całkowicie jego myśli od niepokojącego go tematu. Duże dłonie delikatnie gładziły smukłe ciało, zapoznając się ze wszystkimi fascynującymi krzywiznami.  Nawet nie wiedział kiedy został rozebrany do naga.
- Cii… dzisiaj tylko odrobina pieszczot dla ciebie. Muszę o ciebie zadbać. Nie pozwolę byś tu leżał taki spragniony – mężczyzna pchnął go ostrożnie na plecy i ukąsił w szyję. – Jak wyzdrowiejesz, pokażę ci prawdziwą drogę do nieba – zassał się za jego uchem i zrobił mu sporą malinkę. Potem namydlił gąbkę i zaczął go myć w żółwim tempie, pieszcząc przy jej pomocy każdy dostępny zakamarek smukłego ciała. Gdy dotarł do sączącego się, nabrzmiałego członka, Mirek mógł już tylko wić się i jęczeć. Rozsunął szeroko nogi by ułatwić mężczyźnie zadanie.
- Aa… mhm… och…- pełne rozkoszy pomruki stawały się coraz głośniejsze. Tom masował jego jądra, drażnił zaciśniętą dziurkę. Niespodziewanie włożył od razu dwa palce do środka, a ciało chłopaka wygięło się w łuk. – Jeszcze… o taaak…! - krzyczał Mirek, zupełnie się zatracając. Chciał poczuć jak najwięcej tej przyjemności, która potężnymi falami zalewała jego ciało. Nigdy nie czuł się w ten sposób. Miał przecież wielu kochanków, ale to było coś zupełnie innego. Zawsze to on był zdobywcą. Po raz pierwszy to o niego ktoś dbał. Nigdy by nie pomyślał, że Tom potrafi być taki czuły i łagodny. Pieścił go z takim oddaniem, zupełnie zapominając przy  tym o sobie. – Cholera…! – krzyknął ochryple, kiedy mężczyzna zaczął raz po raz uderzać w jego prostatę. – Tooom…! – wytrysnął mocnym strumieniem spermy z jego imieniem na ustach. Opadł na poduszkę zupełnie wyczerpany. Patrzył zarumieniony jak szef obmywa mu ciało z nasienia. Został wytarty do sucha, ubrany w miękki dres, a na koniec pocałowany mocno w usta.
- Mam przyjść wieczorem? – zapytał z uśmiechem, obrysowując palcem kontur jego warg.
- Ttak… chyba ttaak… – wyjąkał speszony i zawstydzony Mirek. Na samą myśl o tym co może się wtedy wydarzyć znowu zaczęło mu się robić gorąco. Szybko wpełznął pod kołdrę i ukrył się pod nią swoim zwyczajem.
- Widzę, że jednak się podobało – rozbawiony Tom cmoknął go w czubek głowy i odszedł do swoich zajęć.
Chłopak długo jeszcze leżał z otwartymi szeroko oczami. Szef zaskakiwał go coraz bardziej. Sam już nie wiedział co o nim myśleć. Z całą pewnością był zimnym, pozbawionym skrupułów draniem. Nieraz słuchał jego służbowych rozmów przez telefon. Zawsze uważał go za cwanego rekina w biznesowym stawku. Tymczasem wobec niego zachowywał się zupełnie inaczej. Traktował go raczej jak kogoś bliskiego, jakby naprawdę mu zależało.
- Hm… Ech… Lepiej o tym nie myśleć - Mirek wyciągnął pilota i włączył telewizor. – A swoją drogą, gdzie się podziewa ten podły Wojtek? Ale z niego malowany przyjaciel. Zostawił mnie na pastwę tego sprytnego erotomana! - przymknął oczy.
- Uwaga! Dzisiaj w Tatrach w pobliżu Sarniej Skały zaginęło podczas zamieci dwóch turystów – Wojciech Piekiełko i Aleks Mendoza, znany krakowski biznesmen. Ktokolwiek wie coś o ich losie jest proszony o powiadomienie policji! - Do zaskoczonego Mirka dotarł beznamiętny głos telewizyjnego spikera.

  
***
   Aleks z Wojtkiem podążyli za księdzem do małego, drewnianego kościółka. Zamieć powędrowała dalej dręczyć jakichś innych, pechowych turystów. Była jasna noc. Śnieg przestał padać i skrzył się jak diamenty w świetle latarki. Na niebie widać było całe morze lśniących gwiazd. Powietrze było rześkie i mroźne. 
Mężczyźni przypominali dwa kosmate yeti. To co mieli na sobie mało przypominało ślubne stroje.Wyglądali przekomicznie w krótkich góralskich kożuszkach i wysokich, kudłatych butach. Gospodyni wyciągnęła te dziwne rzeczy ze swojej przepastnej skrzyni. Nie mieli raczej innego wyjścia i musieli się nimi zadowolić. Wszystko w co ubrani byli podczas kuligu było całkowicie mokre i wisiało w kuchni, ozdabiając kamienny kominek.
Weszli do budynku. Ich kroki rozlegały się zwielokrotnionym echem w pustym pomieszczeniu. Uklękli przed pięknym ołtarzem całym wyrzeźbionym w ciemnym dębie. Anioły otulały swoimi skrzydłami arkę, jakby chroniąc ją przed wszelkim złem. Na dalszym planie widać było Jezusa pasącego baranki w otoczeniu gromadki dzieci. Proboszcz zapalił świece i udał się do zakrystii, by wszystko przygotować. Było niesamowicie cicho.
- Wyjdziesz za mnie małpko? – Aleks poczochrał narzeczonego po zmierzwionej czuprynie. Miał dziwnie zaszklone oczy i nie mógł wydusić z siebie ani słowa, co u takiego gaduły było co najmniej niepokojącym objawem. – No Wojtusiu – skradł mu słodkiego całusa – chyba mi się tu nie rozpłaczesz co? Nie rozpaczaj, będę naprawdę dobrym mężem – przytulił delikatnie wzruszonego chłopaka. Za plecami usłyszeli energiczne kroki Stasiowej. Usiadła w ławce obok nich i wyciągnęła z kieszeni, wielką haftowaną chusteczkę.
- To moja dyżurna, biorę ja na wszystkie śluby – uśmiechnęła się do obojga. – I mam coś dla was – podała Aleksowi małe pudełeczko. Otworzył i zerknął zaciekawiony. Były w nim dwie piękne obrączki, złoto przeplatało się ze srebrem, wyryto na nich delikatny motyw szarotek o miękkich płatkach. Musiał je wykonać naprawdę utalentowany artysta. Włożył w nie całą swoją góralską duszę.
- Nie możemy, są niezwykłe i pewnie bardzo cenne – Wojtek pocałował kobietę w pomarszczony policzek.
- Weźcie, widać że się kochacie. Mój mąż był złotnikiem i zrobił to dla wnuka. Ten nicpoń wyjechał do Ameryki i napisał, że do tej polskiej nędzy i smrodu baranów już nigdy nie wróci. Nie przyjechał nawet na jego pogrzeb. - Stasiowa otarła łzy i poklepała chłopaka po ramieniu. – Dobry z ciebie synek, bierz! Twojemu chłopu też nieźle z oczu patrzy! – Podeszli z powrotem do ołtarza, bo pojawił się ksiądz w odświętnej sutannie.
- No dzieci, zaczynamy. Będzie krótko, ale pan Bóg nam wybaczy, okrutnie tu zimno. Nawet woda święcona na zapleczu zamarzła. Ten kościółek na wiosnę chcą zwalić, bo nie ma kto łożyć na jego odbudowę, chociaż to zabytek – westchnął cicho z żalem. – Podejdźcie!
Udzielił mężczyznom ślubu, a jego szczere, proste słowa utkwiły głęboko w ich gorących sercach. Już po kwadransie na splecionych dłoniach pyszniły się obrączki. Kobieta, oczywiście cała we łzach podeszła do nich nieśmiało.
- Niech wasza miłość będzie jak symbol na tych pierścieniach –  z jednej strony wytrwała, silna, rosnąca na przekór wszystkim przeciwnością, a z drugiej miękka, delikatna i czuła jak białe płatki skalnej gwiazdy – Stasiowa zamknęła ich w iście niedźwiedzim uścisku. Obaj oczywiście z entuzjazmem się odwzajemnili, omal jej nie dusząc.
- No synkowie, puśćcie biedaczkę, bo już cała czerwona na gębie – roześmiał się ksiądz. – Teraz wypijemy po jednym na dobry początek i idziemy spać – pognał ich w stronę domu. – Zaraz tu zamarznę – zaszczękał zębami. W domu zasiedli w kuchni, a Stasiowa wyciągnęła butelkę swojej najlepszej, malinowej nalewki.
- Naści chrobaczki, pijcie na zdrowie – nalała każdemu po szklaneczce pachnącego, różowego alkoholu. – Uważajcie, bo na zacnym spirytusie i trz..! – nie dokończyła, bo Wojtek się zakrztusił i oczy wyszły mu z orbit. Mały łakomczuch zachęcony zapachem, wlał w siebie od razu całą zawartość.
- Miej litość – Aleks walnął go w plecy tak mocno, że omal nie rozbił sobie nosa o blat stołu. – Może my lepiej pójdziemy spać, zanim on jeszcze coś zmaluje – wziął na ręce swój kłopotliwy skarb.
- Nie wygłupiaj się – Wojtek zarumienił się po same uszy pod rozbawionym spojrzeniem gospodyni. – Zachowujesz się jak dzikus!
- Może dzikus, ale twój – cmoknął go w usta – a Pan Bóg zwrotów nie przyjmuje, więc będziesz musiał się ze mną do końca życia męczyć – roześmiał się z naburmuszonej miny chłopka i pomachał gospodarzom na dobranoc.
   Sypialnia, którą naszykowała im gospodyni była niewielka, skromnie urządzona, ale bardzo przytulna. Prawie cały pokój zajmowało ogromne, stare łóżko. Pościel na nim była bielusieńka i niemiłosiernie wykrochmalona, a puchowa pierzyna i poduszki tak duże, że jak Wojtek się na nie rzucił z pełnym zachwytu piskiem, natychmiast zatonął. Poszedł na dno jak dziurawy okręt.
- A gdzieś ty się zapodział? – Aleks rozebrał się do bokserek i ruszył na poszukiwanie. Wyłuskał zamotanego w pościel chłopaka i w ekspresowym tempie rozebrał do naga.
- Chwila, to ja od razu do rosołu, a ty nie? – zarumieniony wskazał na bieliznę męża, który posłusznie natychmiast się jej pozbył. Jego na wpół stwardniały członek przyciągnął wzrok Wojtka. Pchnął mężczyznę na łóżko i usiadł mu na udach z zamyśloną minką. Rozpuścił długie do pośladków włosy, które spłynęły mu na plecy jedwabistą falą. – Masz być grzeczny i się nie ruszać, chcę coś sprawdzić – zwrócił się do niego z psotnym błyskiem w oczach.
- Proszę bardzo – Aleks wyciągnął się na materacu, oparł na poduszce, by mieć lepszy widok i włożył sobie ręce pod głowę. Prawdę mówiąc był ciekawy, co też kombinuje jego niepoprawny mąż.
- Pamiętaj obiecałeś! – pogroził mu palcem Cindy i uśmiechnął się przewrotnie. Ujął w dłoń długie, miękkie pasmo swoich włosów i zaczął nimi łaskotać szyję Aleksa.  Robił to bardzo delikatnie, kręcąc przy tym pupą w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji i posapując, kiedy trafiał na coraz to wrażliwsze, fascynujące miejsca. Mężczyzna, który z początku potraktował te zabiegi z pobłażliwym uśmieszkiem, już po kilku minutach wił się jak wąż i pojękiwał z przyjemności. Zagryzał usta, starając się tłumić kompromitujące dźwięki.
- Jesteś naprawdę słodziutki – roześmiał się Wojtek zastanawiając się na jak długo jeszcze mężowi starczy opanowania. Zsunął się w dół i ułożył między jego udami. Owinął jedno miękkie pasmo wokół nabrzmiałego członka, a drugim zaczął łaskotać jądra. Usłyszał głośny, chrapliwy pomruk. Tego już było dla Aleksa za wiele. Złapał Wojtka w wąskiej tali, przekręcił na brzuch, podniósł do góry zgrabne biodra i wszedł w niego jednym, mocnym pchnięciem od razu nadając szybki rytm. Łóżko zaczęło głośno trzeszczeć, ale mężczyźni, zatraceni w rozkoszy zupełnie nie zwracali na to uwagi. Nie słyszeli też, że drewniana rama uderzała z impetem o ścianę. W końcu Mendoza chwycił w dłoń penisa Cindy i zaczął go wprawnie pieścić. Szybko doprowadził ich obu na szczyt. Wykonał ostatnie mocne pchnięcia i doszli jednocześnie głośno krzycząc z przyjemności. Opadli na materac, który nagle ugiął się pod dziwnym kątem i łóżko z hukiem się zawaliło. Przez chwilę leżeli oszołomieni, nie mając pojęcia co się stało. Nagle drzwi się otwarły i stanął w nich ksiądz w staroświeckiej, nocnej koszuli do kostek oraz nieodłączna gosposia z latarką i w papilotach na głowie.
- Nic wam się nie stało? – zapytał troskliwie leżących pośród szczątków mężczyzn. Aleks natychmiast nakrył ich nagie ciała pierzyną, a zmieszany staruszek zaczął się pośpiesznie wycofywać.
- A mówiłam, żeby proboszcz się nie wtrącał! – pokręciła głową kobieta i podążyła za nim korytarzem. – Jak łóżko zaczęło walić o ścianę wiedziałam, że to się tak skończy. Nie przyzwyczajone do takich dzikich harcy. Sami klerycy na nim sypiali. Ale wszystko przynajmniej z błogosławieństwem się odbyło – dodała z satysfakcją.
- Niech się Stasiowa zlituje i idzie już spać – usłyszeli jeszcze jęk staruszka.