poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 11


Przestraszony Kopciuszek czekał w łóżku na nieuchronną awanturę, która za chwilę miała się rozpętać. Przeżegnał się i poprosił o odpuszczenie grzechów wszystkie znane mu bóstwa. Siedział z zamkniętymi oczami dobre kilka minut, ale nic się nie stało. Ostrożnie uchylił powieki. Zobaczył Aleksa grzebiącego z zapałem w szafie.
- Ale tu bałagan, nie mogę znaleźć swoich jeansów – mruczał pod nosem, przekopując się przez stertę ciuchów. Wojtek usiadł i patrzył na jego manewry z niedowierzaniem. Jak w transie wyskoczył z łóżka zupełnie zapominając, że jest nagi. Minął zaskoczonego mężczyznę i prawie cały wlazł do środka. Nikogo tam nie było. Zmieszane ze sobą, zmięte ubrania leżały na dnie. Westchnął z ulgą, wziął głęboki oddech i z oszołomioną miną wypełznął z szafy. Spotkał się oko w oko z narzeczonym wpatrującym się w niego z niemym podziwem. Ciemne oczy powędrowały w dół, aż dotarły w okolice jego krocza. Chłopakowi zrobiło się gorąco. Zmieszany zasłonił się dłońmi.
- Może …ja...ee… - uciekł w popłochu do łazienki po drodze przytomnie łapiąc za telefon. Oparł się o drzwi i osunął na podłogę. Nadal trzęsły mu się ręce i nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Wykręcił numer Toma, który odebrał dopiero po dłuższej chwili.
- Wojtek? Wszystko w porządku, jak tam samopoczucie?
- Jak udało ci się uciec? Rano o mało nie zszedłem na zawał – wyszeptał Cindy.
- Nie doceniasz mnie kwiatuszku, w młodości nie byłem grzecznym chłopcem. Umiem otworzyć każdy zamek.
- Dlaczego mi nie dałeś znać?
- Spałeś tak słodko, że nie chciałem cię budzić – chłopak usłyszał rozbawiony głos mężczyzny. – Poza tym należała ci się mała nauczka za zostawienie mnie w tej szafie.
- Wojtek otwórz, dam ci ubranie i czysty ręcznik – Mendoza dobijał się do drzwi.
- Muszę już kończyć. Zapomnij o tym co się wydarzyło. Myślę też, że nie powinniśmy się widywać, wynikają z tego tylko same kłopoty.
- Ale … - Kopciuszek wyłączył komórkę i położył ją na szafkę. Otworzył drzwi i zabrał od narzeczonego swoje rzeczy.
- Może umyć ci plecki? – zapytał z nadzieją w głosie Mendoza, gdyby miał ogon to z pewnością by w tej chwili nim pomachał. Widok nagiego chłopaka nieźle go nakręcił.
- Poradzę sobie – Wojtek z powrotem przekręcił w zamku klucz. Musiał pomyśleć, a napalony Aleks tylko by mu w tym przeszkadzał. Napuścił wody do wanny i zanurzył się w pachnącej pianie po szyję. Przymknął oczy, a wyrzuty sumienia zaatakowały go ze zdwojoną siłą. Wczoraj przekroczył wszelkie dopuszczalne granice. Dał się obmacać prawie zupełnie nieznajomemu facetowi i mało brakowało, a nadstawiłby mu tyłka. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, pomijając incydent w klubie. Wtedy był jednak pod wpływem narkotyków. Teraz nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak Aleks. Gangster miał swoje wady, ale dotychczas opiekował się nim najlepiej jak potrafił i był mu wierny, przynajmniej na to wyglądało. Tymczasem on zachował się jak suka w rui, która właśnie zerwała się z uwięzi. Czuł się okropnie i ból nadwyrężonych mięśni był niczym wobec tego, przez co przechodziła teraz jego dusza. Powinien z nim zerwać zanim złamie mu serce.Wstał i ubrał się powoli. Zastanawiał się jak o swojej decyzji poinformuje Mendozę. Już nigdy nie wtuli się w jego bezpieczne ramiona i nie posmakuje ust. Miał ochotę włożyć głowę pod wodę i trzymać ją tam, aż go trafi szlag.

***

Aleks od dwóch dni obserwował Wojtka i zachodził w głowę co jest grane. Właśnie wrócili do domu z podróży, a jego narzeczony zachowywał się jak zombie. Zwykle wesoły i rozgadany, teraz był dziwnie cichy i zamyślony. Nie odpowiadał na żadne zaczepki, nie dał się sprowokować głupimi żartami. Nawet chłopcy wyczuli, że coś jest nie w porządku i zerkali na niego zaniepokojeni. Mężczyzna dał mu trochę czasu na rozpakowanie się i ogarnięcie. Po godzinie ruszył do sypialni Kopciuszka. Gdy otworzył drzwi ten nawet nie drgnął. Siedział na łóżku ze spuszczoną głową, a walizki nadal stały pod ścianą. Tknięty złym przeczuciem usiadł obok i wziął go za rękę.
- Kochanie co się dzieje? Powiedz coś wreszcie – objął go w wąskiej talii i chciał przytulić, ale chłopak szarpnął się gwałtownie i odsunął się najdalej jak to było możliwe.
- Nie dotykaj mnie, nie zasługuję na to – szepnął drżącym z emocji głosem. – Jestem niczym i chyba powinienem ci to oddać – wyciągnął do niego dłoń z pierścionkiem.
- Spokojnie skarbie, nie może być aż tak źle – mężczyzna ponownie przysunął się do załamanego Cindi i pogłaskał go po plecach. – Opowiedz co cię gnębi i jakoś sobie z tym poradzimy.
- Wstydzę się, zachowałem się okropnie. Chyba to ja jestem, wbrew pozorom,  tym złym – zaczął cicho relacjonować minione wydarzenia nie pomijając żadnych szczegółów. Po bladej twarzy płynęły łzy. Wiedział, że to koniec. Taki dumny mężczyzna nigdy nie wybaczy mu tego co zrobił. Kiedy skończył położył pierścionek na kołdrze. – Weź go – wszeptał trzęsąc się cały od tłumionego szlochu. Aleks przez chwilę siedział bez słowa. Patrzył na swoją niemądrą, zapłakaną kruszynę, która wyglądała teraz niesamowicie żałośnie. Powinien go tak zostawić, żeby dać mu nauczkę. Nie miał jednak serca. Wziął go w ramiona i posadził sobie na kolanach.
- Posłuchaj, nie mam pojęcia jak dorosły facet może być tak naiwny jak przedszkolak. Tom to bardzo inteligentny, niesłychanie sprytny manipulator, a ty jesteś niesamowicie łatwą ofiarą. Mamy z Kerem na pieńku już od szkoły. Pół życia z nim rywalizowałem i wiem do czego jest zdolny. Nie miałeś żadnych szans – przytulił go do siebie. – Wpadłeś mu w oko i nadarzyła się doskonała okazja do zrobienia mi paskudnego kawału. Dałeś się wykiwać jak dzieciak. Trochę w tym mojej winy, nie powinienem cię zostawiać samego.
- Myślisz, że zrobił mi ten masaż, żeby mnie uwieść? – wymamrotał Cindy wprost w koszulę narzeczonego. – A to łajdak!
- To zimny sukinsyn, który zrobi wszystko, by się na mnie odegrać – skinął głową mężczyzna. – Jak ktoś ma doświadczenie i sprawne palce, to może sprawić, że nawet posąg rozłoży dla niego nogi. Co wcale nie znaczy, że nie poniesiesz kary za swoją głupotę.
- Naprawdę mi wybaczysz – Wojtek nieśmiało spojrzał mu w oczy. Był cały zapuchnięty od płaczu, a na rzęsach osadziły się ostatnie łzy. Wyglądał jak prawdziwa kupka nieszczęścia. Wyciągnął ręce, by objąć za szyję mężczyznę i go pocałować, ale ten stanowczo go odsunął i zrzucił z kolan.
- Dostajesz szlaban na wszelkie czułości – mruknął do niego Mendoza – na najbliższy tydzień. Poza tym masz być wyjątkowo grzeczny i przeżyć ten czas bez żadnej wpadki. Jak się dobrze spiszesz, to w piątek dostaniesz całusa albo dwa – pstryknął go w nos. – Trzymaj się z daleka od Toma, bo znowu wpakujesz się w tarapaty. Zajmij się lepiej rozpakowywaniem i włóż z powrotem pierścionek. Jeszcze go zgubisz, a wtedy każę ci go odpracować. – Pogroził mu od drzwi i wyszedł z pokoju.

***
Wojtek w o wiele lepszym nastroju i pełen nadziei na lepsze jutro pobiegł do łazienki. Obmył twarz zimną wodą i spojrzał na swoje zdewastowane oblicze. Nie mógł uwierzyć, że Aleks mu darował. Wiedział, że nadal jest na niego zły, ale go nie odtrącił. Miał ochotę krzyczeć z radości. Ma szanse na naprawienie wszystkiego co zepsuł. Od dzisiaj się naprawdę postara. Będzie wzorowym narzeczonym, zajmie się studiowaniem, nadrobi zaległości, których sporo się nazbierało, a sesja zbliżała się szybkimi krokami. Przestanie się wtrącać do wszystkiego i myśleć o głupstwach. 

Przez dwa dni był idealnym facetem, aż teściowa zaczęła się dopytywać czy wszystko z nim w porządku i nie potrzebuje czasami pomocy lekarza. Mendoza obserwował chłopaka i uśmiechał się rozbawiony, widząc jego wysiłeki, żeby mu się przypodobać.
Jeden tylko drobiazg ciągle nie dawał Wojtkowi spokoju, dlaczego to on ma ponieść konsekwencje, a Tomowi wszystko ujdzie na sucho? Omal przez niego nie rozstał się z Aleksem. Odsuwał od siebie te myśli jak potrafił najlepiej, ale one uparcie wracały. Po południu wyciągnął książki z zamiarem pouczenia się i rozłożył je na łóżku, niestety nic z tego nie wyszło. Jego serce łaknęło zemsty i dopóki jej nie dostanie nie zazna spokoju. Chcąc nad sobą zapanować postanowił przejść się po ogrodzie. Miał tam takie ulubione miejsce, gdzie często odpoczywał.  Przy samym płocie rosło ogromne drzewo. Prwaie codziennie wspinał się na nie i obserwował okolicę. Niewiele się zwykle działo, bo willa obok była niezamieszkana. Jakież było jego zdziwienie, kiedy ze swego stanowiska zobaczył cały legion krzątających się po sąsiedniej posesji ludzi. Jedni porządkowali zarośnięty ogród, inni malowali, sprzątali oraz wnosili meble. Najwyraźniej ktoś się wprowadzał. Nagle jedno z okien się otwarło i z przerażeniem zobaczył w nim uśmiechniętą, przystojną twarz Toma Kasera.
- O cholera! – wyrwało się Wojtkowi. Najwyraźniej ten palant postanowił się dalej bawić jego kosztem. Nie wiedział jednak, że on dostał już swoją lekcję i nie pozwoli na takie zagrania. Chłopak może był naiwny jak dziecko, ale potrafił uczyć się na błędach. Zauważył, że po jakimś czasie wszyscy wyszli i mężczyzna został sam. Ten fakt nasunął mu pewien pomysł. Nie tylko zemści się na Tomie, ale również na niewiernym przyjacielu, który już dwa razy go zawiódł i wydał w ręce wściekłego narzeczonego. Mireczek był do roli, którą mu wyznaczył wprost idealny, zarówno z wyglądu jak i z charakteru. Już niedługo Kaser dowie się co to piekło w domu. Postanowił kupić sobie porządną lornetkę, najlepiej taką, która działa również w nocy. Był ogromnie ciekawy jak długo tych dwóch samców alfa wytrzyma ze sobą, zanim się pozabijają. Nie ma na tym świecie niczego lepszego jak sąsiad dostarczający nam codziennie rozrywki, o wiele lepszej niż talk-show pokazywane w telewizji. Poza tym miał ich obu za zimnych, pozbawionych uczuć skurczybyków, którzy chyba nie zrobią sobie nawzajem wielkiej krzywdy. Znał dobrze Mireczka. Wiedział ile serc już rozdeptał swoim beztroskim zachowaniem i przeskakiwaniem z kwiatka na kwiatek. Wojtek gotów był się założyć z każdym, że Kaser należał do tej samej ligi.

***

Tak jak przeczuwał, wieczorem zadzwonił do niego Tom i poprosił o spotkanie. Umówili się na dziewiętnastą w pobliskiej kawiarni. Wojtek przed wyjściem poinformował panią Oliwię dokąd wychodzi, aby nikt się nie czepiał, że robi coś za plecami Aleksa. Gdy wszedł do zatłoczonej sali mężczyzna już na niego czekał. Z galanterią odsunął mu krzesło.
- Świetnie wyglądasz, więc wnioskuję, że wielkiej awantury nie było – zerknął się na chłopaka i podał mu menu.
- Ależ skąd – uśmiechnął się do niego słodko Cindy – mój narzeczony jest bardzo wyrozumiały i nie kłócimy się o takie głupstwa.
- Mendoza musiał strasznie się zmienić. Zawsze był narwanym zazdrośnikiem z byle powodu rzucającym się do bitki – popatrzył na niego podejrzliwie.
- Aleks jest kochanym misiaczkiem, nigdy by mnie nie skrzywdził – zaszczebiotał jak ogłupiała małolata, której mózg zlasowały setki obejrzanych romansów.
- Co proszę..? – Tom na to oświadczenie zakrztusił się kawą i Wojtek z rozmachem klepną go w plecy, tak, że zarył nosem w talerzyku z kremówkami.
- Ty wredny sukinsynu, wiedziałeś jaki niebezpieczny jest twój kumpel i wmanewrowałeś mnie w taką sytuację? Mógł mnie tam zabić, gdyby wpadł w gniew. O mało nie zniszczyłeś mojego związku. Aleks omija mnie teraz szerokim łukiem jak trędowatego. Już ja ci pokażę co to znaczy manipulować cudzymi uczuciami – szalał w myślach Cindy, uprzejmie podając mężczyźnie plik serwetek, aby mógł zetrzeć z twarzy krem. Kaser szybko doprowadził się do porządku i wygodnie rozparł na krześle.
- Chyba nie znasz swojego przyjaciela tak dobrze jak myślałeś – Wojtek zabrał się za konsumowanie ciastek, zlizując najpierw języczkiem bananowy lukier z wierzchu. Jego towarzysz tak się zapatrzył na jego manewry, że o mało nie doszło do ponownej katastrofy. Szybko położył filiżankę na stole mocno uderzając nią o spodeczek.
- Mam nadzieję, że będziemy często się widywać. Nikogo tutaj nie znam. Przez kilka dni będę zajęty, bo muszę sobie znaleźć jakąś gosposię, ale w poniedziałek mógłbyś mi pokazać miasto – podjął rozmowę Tom. Cindy musiał się powstrzymać, by nie podskoczyć na krześle z radości. Jego problem sam się rozwiązał.
- Nie wiem czy znajdę czas, ale może pomogę ci w sprawie gosposi – zaczął ostrożnie. - Popytam na uczelni, zawsze ktoś chętnie sobie dorobi.
- Wiesz, wolałbym żeby to był chłopak. Z kobietami zawsze jest kłopot, przeważnie w ciągu tygodnia zakochują się i robią się natrętne.
- Nie martw się, poślę ci kilku kandydatów. Na pewno ktoś przypadnie ci do gustu. Niestety muszę już wracać – Wojtek podniósł się z krzesła. – Nie musisz mnie odprowadzać, wezmę taksówkę, stoją pod hotelem. 
Chłopak dopiero kiedy usiadł w samochodzie rozwarł zaciśnięte mocno w pięści dłonie. Przez cały czas rozmowy miał ochotę udusić drania. W życiu nie spotkał równie bezczelnego faceta. Namieszał w jego życiu jak jakieś tornado, a dzisiaj z beztroskim uśmiechem prosił go o pomoc, doskonale wiedząc jak Mendoza by zareagował, gdyby zobaczył ich razem. Nie miał zamiaru spotkać się z nim sam na sam nigdy więcej. Pod tą aparycją uprzejmego dżentelmena krył się prawdziwy rekin, a on nie miał ochoty być jego kolacją i nadstawiać głowy.

***

Następnego dnia, jak tylko wszedł do budynku uczelni zobaczył tego niecnotę Mireczka, który na jego widok zrobił minę jakby miał ochotę zwiać. Wojtek jednak stał mu na drodze, więc tylko uśmiechnął się do niego niepewnie.
- Chyba się nie gniewasz za tamto – zaczął się usprawiedliwiać. – Wiesz jaki jest Aleks, nikt mu się nie postawi.
- Ty nie miałeś odwagi, ale doszedłeś do wniosku, że ja sobie śpiewająco poradzę co? Idiota! – warknął do niego Cindy. – Mogłeś go przynajmniej nie wpuszczać do mieszkania.
- Co ty nie powiesz?! Przez ciebie mam kłopoty. Moja gospodyni kazała mi się wyprowadzić do końca tygodnia. Nie chce mieć problemów z mafią. Gdzie ja się teraz podzieję co? - jęknął i złapał się za głowę.
- Yy…? Przepraszam – Cidy zrobiło się żal chłopaka. O tanie lokum w ciągu roku akademickiego było dość trudno. Złość na przyjaciela zaczęła mu przechodzić na widok jego żałosnej miny. – Coś wymyślimy – odłożył na bok swoje plany zemsty. W końcu znali się od tylu lat. Nie mógłby go świadomie wepchnąć w takie bagno. Poza tym wściekły Mendoza faktycznie nie był kimś, komu ktokolwiek chciałby stawić czoła. Chyba zbyt wiele wymagał od Mireczka. – Może poszukamy w ogłoszeniach? Ja gazety, ty internet. Ok?
- Z ciebie jednak to dobry kumpel, nie to co inni – poklepał go po ramieniu chłopak i cmoknął w policzek. Był jedyną osobą, której Cindy pozwalał na takie poufałości. Lubił jego towarzystwo i często przymykał oko na nieznośny charakter.
- Szczerze mówiąc jeszcze dziś rano miałem ochotę rozsmarować cię po chodniku. Snułem nawet plany zemsty, ale całkiem mi już przeszło. Mamy trochę czasu, więc na pewno sobie poradzimy – westchnął Cindy i zabrał się do pracy. Niestety ani w ten ani w następny dzień niczego nie osiągnęli. Wojtek już nawet zaczął się zastanawiać, czy nie poprosić o pomoc narzeczonego. Zdawał sobie jednak sprawę jak bardzo mężczyzna nie lubił Mireczka. Mógłby mu tylko zaszkodzić. Coraz bardziej martwił się całą sytuacją. Wiele w niej było jego winy.

***

W piątek Wojtek postanowił wciągnąć w całą sprawę panią Oliwię. Miała mnóstwo dobrze sytuowanych przyjaciół i znajomych. Porozmawiał z nią i obiecała mu pomóc. Jak na skrzydłach udał się do przyjaciela, chcąc mu oznajmić dobrą nowinę. Wpadł do jego pokoju z rozmachem i ze zdumieniem zauważył spakowane walizki.
- Kazała ci się wynosić już dzisiaj? A to wredna baba! – zagadnął Mirka, który zgarniał książki z półek do wielkiego, kartonowego pudła.
- Jak dobrze, że jesteś. Muszę ci coś powiedzieć – chłopak pociągnął go na łóżko, które było jedynym miejscem nie zarzuconym gratami.
- Ja też… - zaczął Cindy.
- Ale mnie pierwszy raz w życiu coś się udało - przerwał mu kumpel. - Muszę ci opowiedzieć, bo pęknę – aż podskakiwał z ekscytacji wymachując jakąś kopertą. – Wczoraj w internecie znalazłem ogłoszenie, że facet poszukuje gosposi. Koniecznie miał być to mężczyzna z dobrą znajomością angielskiego. Poszedłem tam i trzeba przyznać, że było wielu chętnych. Wyobraź sobie pokonałem ich wszystkich. Będą miał swój pokój z łazienką i niezłą pensję. Nie miał też nic przeciwko moim studiom, mają mi tylko nie przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków. I co ty na to? Spisaliśmy od razu umowę. Zaczynam od jutra, więc dzisiaj muszę przewieź graty. Pomożesz? – złożył ręce w błagalnym geście.
- Możesz mi pokazać ten kontrakt? – wyszeptał Wojtek tknięty złym przeczuciem. Chłopak podał mu kopertę i z wypiekami na twarzy obserwował jego reakcję. Cieszył się jak dziecko, nigdy nie miał takiego farta. Cindy zerknął najpierw na podpis i dosłownie go zatkało. Snuł niecne plany przez kilka dni i teraz bóg go ukarał. – Niech to jasny szlag! Nie możesz tam iść! Zabraniam ci!

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 10


Wojtek po powrocie ze stoku wziął prysznic i  z wdziękiem osiemdziesięciolatka poczłapał na kolację u boku Aleksa. Bolało go prawie wszystko począwszy od karku, przez plecy i nogi, które ledwie się chciały poruszać. Zastanawiał się jak długo potrwają jeszcze te tortury. Usiadł przy stoliku i niemrawo grzebał w talerzu nie patrząc nawet na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
- No dobra, skoro jesteś tak bardzo zmęczony to zostań w hotelu. Ja z chłopakami pójdziemy jeszcze pojeździć. Ale z ciebie mięczak – pokręcił głową Aleks. Doszedł do wniosku, że po powrocie do domu będzie musiał popracować nad kondycją Cindy. Jego towarzysz nie może być taką łamagą. Musi przestać się nad nim roztkliwiać i pogonić go twardo do roboty.
- Odwal się, jak chciałeś mistrza sportu to po jakie licho zaręczałeś się ze mną idioto – pokazał mu język Wojtek. – Mam nadzieję, że połamiecie tam nogi, a ja będę miał spokój na dłuższy czas. – Wykrzywił się brzydko do mężczyzny, czując jak zaczyna rwać go we wszystkich mięśniach. Ostatnio zaniedbał treningi na basenie i oto skutki.
- Nie bądź taki wredny, jak przyjdę to ci zrobię masaż i będziesz jak nowy – uśmiechnął się do niego pojednawczo Aleks po czym wstał i machnął ręką na chłopaków siedzących przy sąsiednim stoliku.
Wojtek został sam jak palec, a jego humor bardzo się pogorszył. Wredny Mendoza zostawił go samego zamiast zaopiekować się biednym kaleką. Nie zostanie żoną tego chama choćby nie wiem co, musi być jakiś sposób na wyplątanie się z tego małżeństwa. Gdyby nie te usta już by go tu dawno nie było. Szkoda, że  łajdak umie tak dobrze całować. Na myśl o gorących wargach mężczyzny i jego silnych ramionach poczuł ciasnotę w spodniach. Zjadł parę kęsów i poczuł jak robi mu się strasznie zimno. Kilka godzin na siarczystym mrozie zrobiło swoje.
- Mogę się przysiąść? – usłyszał za sobą niski głos Toma. – Widzę, że narzeczony niezbyt o ciebie dba. Trzęsiesz się, nie powinno cię tu być. – Skinął na kelnera. – Proszę przynieść temu panu podwójnego grzańca.
- Chcesz mnie upić i przelecieć? – zapytał chłopak zanim zdążył się zastanowić i zaczerwienił się cały pod rozbawionym spojrzeniem mężczyzny.
- Niezupełnie, powinieneś się rozgrzać i iść do łóżka jak chcesz jutro jako tako funkcjonować. Aleks to bałwan, nie powinien ci pozwolić tak nadwyrężać mięśni.
- Sporo tego – Wojtek spoglądał podejrzliwie na wielki kufel z parującym, aromatycznym napojem jaki postawił przed nim kelner. Nieufnie powąchał, a potem upił łyk i na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. – Wspaniałe, pierwszy raz tego próbuję. – Z zapałem przyssał się do naczynia, w którym po chwili widać było dno, a on poczuł jak dreszcze go opuszczają, a wino przyjemnie rozgrzewa go od środka. – Skuteczne. Dziękuję. – Spojrzał z wdzięcznością w jasne oczy Toma.
- Chodź, odprowadzę cię, bo coś mizernie wyglądasz – wyciągnął do chłopaka rękę, którą ten chętnie przyjął. Wstał z krzesła i jęknął opierając się na podanym ramieniu.
- Pomoc się przyda to fakt, po tym grzańcu trochę mi się kręci w głowie – Wojtek z trudem stał na nogach. Potknął się o dywan dywan i o mało nie wpadli razem na sąsiedni stolik. Tom, kiedy już złapali równowagę wziął go na ręce.
- Tak będzie o wiele szybciej i bezpieczniej dla nas obu. Powiedz tylko, gdzie mam cię zanieść – przytulił do swojego torsu zbolałą i lekko zawianą kruszynę. W ten sposób weszli do windy i wyjechali na piętro. Cindy było bardzo wygodnie w ciepłych ramionach, umościł więc się wygodniej i wcale nie miał zamiaru protestować. Skoro ten przystojny biznesmen chce go nosić, to proszę bardzo.
- Pokój 112 – podał klucz swojemu wybawcy. Weszli do środka, a mężczyzna położył go delikatnie na łóżku.
- Nie ruszaj się, zaraz wrócę, mam u siebie taką maść rozgrzewającą i przeciwbólową. Zrobię ci masaż – Tom zniknął, by po chwili powrócić ze sporą tubką jakiegoś ładnie pachnącego żelu. – Dobra, ściągnij koszulę oraz spodnie i obróć się na brzuch.
- No coś ty, Aleks by mnie zabił – Wojtek spojrzał na niego zmieszany, postękując popełzną do góry, by oparzeć się plecami na poduszce.
- Nie bądź głupi, kto mu o tym powie? Ruszaj się, naprawdę umiem robić niezły masaż relaksacyjny – Tom pomógł mu usiąść i delikatnie rozebrał do bokserek. Zgryzł mocno usta na widok zgrabnego, smukłego ciała chłopaka na którym widać było kilka sporych sińców. Musiał się wziąć w garść, aby go nie wystraszyć jakimś niepotrzebnym gestem. Poklepał wymownie miejsce obok siebie i chłopak o dziwo grzecznie posłuchał, chyba musiało go bardzo boleć. Miał na sobie już tylko czarne majty z czerwonym napisem: ,,Będziesz moim hydraulikiem?”.  Mężczyzna na ten widok nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Z przyjemnością by zdrenował tę małą pupę, obawiał się tylko, że porywczy właściciel skoczyłby mu do uzębienia.
- Z czego tak rżysz? – wymamrotał Wojtek z twarzą wciśniętą w poduszkę.
- Nic takiego, podoba mi się ten zapraszający napis na twoich pośladkach.
- Och, zupełnie o nim zapomniałem, ale ze mnie idiota – jęknął i zarumienił się ogniście. – Tylko nie pomyśl sobie czegoś dziwnego.
- Nie śmiałbym – odparł spokojnie Tom wpatrując się jak zaczarowany w ponętną pupę. Nabrał w dłonie żelu i zaczął powoli masować ramiona chłopaka, który z początku był bardzo spięty. Po chwili jednak rozluźnił się, poddając chłodnym dłoniom, które uśmierzały ból i sprawiały, że jego ciało rozgrzewało się coraz bardziej.  Mężczyzna przeszedł na wrażliwy kark, muskał go czubkami palców wzbudzając rozkoszne dreszcze. Nie miał zamiaru uświadamiać mruczącego coraz głośniej z przyjemności Wojtka, że właśnie funduje mu tajski masaż erotyczny. Zjeżdżał dłońmi coraz niżej i kiedy był już w pobliżu kości ogonowej zatrzymał się.
- Rozsuń nogi szerzej, teraz nimi się zajmę. Założę się, że tam masz największe zakwasy – zakomenderował Tom i złapał Cindy za łydkę.
- Ale wiesz, może już wystarczy? – pisnął chłopak, czując, że nie tylko jego plecy zostały rozgrzane. W jakiś  dziwny sposób całe to gorąco powędrowało prosto do jego penisa, który stwardniał na amen. Nie miał odwagi przyznać się do tego nowemu znajomemu, jeszcze by pomyślał, że jest jakimś niewyżytym zboczuchem. Przycisnął więc tylko mocno brzuch do materaca, mając nadzieję na szybkie zakończenie tego masażu.
- Jak się nie zajmę tymi mięśniami, to jutro nie będziesz mógł chodzić – uśmiechnął się pod nosem Tom, widząc jak niespokojnie wierci się jego ofiara. Chłopak wyglądał niesamowicie słodko i kusząco, cały zarumieniony i zawstydzony. Duże dłonie zaczęły sunąć teraz w górę ugniatając i rozluźniając mięśnie. Biedny Kopciuszek mimowolnie jęknął w poduszkę, mając ochotę strzelić sobie w łeb, w którym nadal porządnie mu wirowało. Gdy jednak zwinne palce dotarły do ładnie umięśnionych ud zaczął drżeć na całym ciele.
- Zimno ci biedaku? – zapytał troskliwie mężczyzna i podwoił wysiłki, przenosząc ręce na pośladki chłopaka. Masował je z wielkim zapałem i szerokim bananem na przystojnej twarzy. Wiedział doskonale, że śliczna kruszyna długo tego nie wytrzyma. Słyszał jak postękuje cicho usiłując stłumić dźwięki poduszką. – Och, nadal boli? Może to przez te bokserki? Powinieneś je ściągnąć, a ja cię nasmaruję żelem – Dobrze, że leżący na brzuchu Wojtek nie widział jego gorejących oczu. Zimne, niebieskie źrenice zamieniły się w dwa pełne pożądania wiry. Pociągnął majty w dół i aż westchnął, na widok dwóch krągłych, jasnych półkul. Musiał się opanować, bo jego dłonie zaczęły się trząść. Wziął kilka głębokich wdechów i po chwili się uspokoił. Zacisnął palce na wypiętym tyłku i zaczął go miarowo uciskać wcierając maść.
- Yy…Tom ..nie tak mocno – jęknął chłopak ochryple. Jego sztywny penis ocierał się o prześcieradło. Miał w głowie kompletny mętlik. Wino nadal szumiało, ciało drżało ekstatycznie dostarczając mu niesamowitych, zupełnie nowych doznań. Świat się skurczył do ciepłych rąk na jego pupie. Powoli, nieubłaganie napięcie narastało w nim by skumulować się w dole brzucha. - Aaa…! – krzyknął głośno zupełnie już się nie kontrolując. Mocny spazm spełnienia targnął chłopakiem, który wytrysnął obfitym strumieniem spermy i opadł bezsilnie na materac. Pierwszy raz doznał orgazmu z innych dłoni jak swoje. Zawstydzony swoim zachowaniem ukrył głowę pod poduszką.
- Wojtek, nic się nie stało, wiele osób tak reaguje – Tom pogłaskał go po plecach i nakrył kołdrą. Sam miał problem z twardą erekcją rozpychającą jego spodnie. Będzie musiał udać się pod prysznic i dokończyć dzieła. Nie lubił robić tego sam, chętnych nigdy mu nie brakowało.
- Mówisz tak tylko żeby mnie pocieszyć – pisnął spod poduchy Wojtek – jestem niewyżytym erotomanem. Pewnie jeszcze gorszym od Mendozy. Umrę tutaj ze wstydu, już nigdy nie spojrzę nikomu w oczy. W dodatku jestem zaręczony, a pozwoliłem ci na coś takiego. Nie mam pojęcia co mnie opętało.
- Grzaniec? – uśmiechnął się przekornie do chłopaka. - Nie przesadzaj, daleko ci do twojego narzeczonego. Lepiej będzie jak się nie dowie o tym drobnym incydencie. Ma dość gwałtowny charakter – poklepał go po pupie.
- Nie dotykaj mnie nigdy więcej – warknął Cindy.
- No proszę, a jak tak starałem się ci pomóc najlepiej jak umiałem – pokręcił głową coraz bardziej rozbawiony.
- Chyba za bardzo się starałeś – prychnął na niego Wojtek siadając na łóżku. Nagle z korytarza dobiegł ich głośny śmiech i kroki. To Aleks z chłopakami wracali ze stoku. – Cholera, schowaj się gdzieś, nie chcę tu awantur – wyszeptał zdenerwowany.
- Poradzę sobie z Mendozą – odparł spokojnie Tom.
- Nie strugaj mi tu bohatera, tylko spierdalaj do szafy – rzucił w mężczyznę poduszką i wskazał za siebie. – Powiem ci, kiedy będziesz mógł wyjść.
- No dobra - mężczyzna podniósł do góry ręce – robię to tylko dla ciebie.- Wpakował się do środka i zasunął za sobą drzwi. – W życiu bym nie pomyślał, że tak skończę.
- Zamknij wreszcie jadaczkę, idzie – Cindy przekręcił klucz w  drzwiach komodora. Położył się i zamknął oczy. Miał nadzieję, że Aleks nie zauważy wielkiej mokrej plamy na prześcieradle. Starał się oddychać miarowo, choć w środku cały dygotał. Nieczyste sumienie dawało o sobie znać. Usłyszał szum prysznica. Po kilku minutach łóżko ugięło się i poczuł nagie ciało narzeczonego obok siebie. Poczuł usta na swoim policzku.
- Mój biedaku, musiałeś być bardzo zmęczony. Chyba przesadziłem – usłyszał czuły głos Mendozy. – Jutro ci to wynagrodzę – pocałował go delikatnie w usta, a w chłopaku serce fiknęło koziołka. Z trudem powstrzymał się od rzucenia na Aleksa i zatopienia w jego ustach. Ramiona narzeczonego objęły go i przytuliły do szerokiego torsu. Było mu tak dobrze, przymknął oczy i natychmiast zasnął kompletnie zapominając o siedzącym w szafie Tomie.
Rano obudziło go słońce świecące mu prosto w oczy. Mendoza gdzieś zniknął. Poruszył się powoli, bojąc się bólu zakwaszonych mięśni. Ale na szczęście nic takiego się nie stało. Przeciągnął się jak kot i usiadł gwałtownie na łóżku. Gdzieś na samym dnie świadomości kołatała się jakaś niepokojąca myśl. Wiedział, że miał zrobić coś ważnego, ale nie mógł sobie przypomnieć co – zerknął na leżący na nocnym stoliku mały kluczyk i pamięć natychmiast mu wróciła.
- O kurwa – jęknął łapiąc się za głowę. Za chwilę rozpęta się tornado. Aleks wyszedł właśnie z łazienki w samym ręczniku okręconym wokół bioder i skierował się do szafy. Przerażony Wojtek nie mógł zebrać myśli. – Gdzie się tak śpieszysz? Myślałem, że się trochę poprzytulamy – wypalił znienacka. Mendoza na takie oświadczenie swojego zazwyczaj nieśmiałego narzeczonego otwarł usta nie wiedząc co powiedzieć. Dosłownie go zamurowało.
- Wojtek, może ja poślę po lekarza, bo ty chyba masz wysoką gorączkę – powiedział niepewnie, patrząc na ciemne rumieńce na jego twarzy. – Przepraszam, że wczoraj tak cię wymęczyłem. Zaopiekuję się tobą kochanie. – Pogładził go po ramieniu. - Połóż się i niczym nie martw.
- Idź i przynieś mi jakiś Apap albo Panadol – uśmiechnął się do niego słabo Cindy i dopiero jak skończył to mówić, uświadomił sobie jaką popełnił gafę. Przecież Mendoza nie mógł wyjść goły, a ubrania były w szafie. Ze strachu pobladł jak ściana i osunął się na poduszkę.
- Co ci jest? – Mężczyzna usiadł obok niego i ujął jego drżącą rękę.
- Chyba trochę mi słabo – wyjąkał Kopciuszek, zastanawiając się jak wybrnąć z tej niefortunnej sytuacji. – Wiesz w łazience zostawiłem chyba opakowanie leków na przeziębienie. Czy mógłbyś ich poszukać?
- Oczywiście skarbie – Aleks wstał i szarpnął za drzwi komodora. – Najpierw się jednak ubiorę. Nie chcę świecić gołym tyłkiem jak przyjdzie lekarz. Dlaczego to u licha jest zamknięte?
- Och, przepraszam – wyszeptał Wojtek - to moja wina. Zamknąłem i klucz przez przypadek wpadł mi do ubikacji.
- Nie przejmuj się, zaraz temu zaradzimy – Mendoza kopnął w szafę i usłyszeli cichy zgrzyt puszczającego zamka.
- Panie Boże jak mnie teraz nie uratujesz, to nie będziesz się miał już nad kim znęcać i robić mu kawałów – jęknął w duszy załamany Cindy. – Chociaż raz mógłbyś wykazać się jakimś cudem. Pojadę do Częstochowy jak mi pomożesz – targował się zawzięcie i zamknął oczy w oczekiwaniu na nieunikniony cios.

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 9


W tym czasie, kiedy Wojtek spał sobie smacznie w wannie, wściekły Aleks szukał go po całym mieście. Mamrotał do siebie niecenzuralne wyrazy i poprzysiągł, że tym razem chłopakowi się nie upiecze. Nie tylko z powodu durnej zazdrości zniszczył imprezę charytatywną, ale jeszcze zachował się jak przedszkolak i uciekł, zamiast przeprosić panią domu za głupi kawał. Postanowił go wychować skoro ta zwariowana rodzina nie zrobiła tego do tej pory. Dopiero koło dziewiątej rano nadeszło oświecenie. Przypomniał sobie tego niecnotę Mirka, który zawsze wspierał Cindy w najgłupszych pomysłach. Zawrócił samochód i pojechał prosto do jego mieszkania. Zapukał do drzwi, nadal trzymając w ręce nieszczęsny but, który na schodach zgubił Kopciuszek.
Mirek zerwał się z łóżka i aż zbladł, gdy przez wziernik zobaczył Mendozę. Nie miał ochoty na użeranie się z rozjuszonym mężczyzną.
- Chwileczkę, muszę się ubrać – pisnął cienko i pogalopował do łazienki. Brutalnie obudził Wojtka szarpiąc go za nos. – Wstawaj i uciekaj, bo twoja nemezis już u bram – wrzasnął mu do ucha. Spanikowany Cindy wyskoczył z wanny, ubrał jedynego buta jakiego miał i rzucił się w kierunku balkonu, a stamtąd po piorunochronie zszedł piętro niżej, wprost do szkoły baletowej, gdzie właśnie odbywała się lekcja. Dziewczęta miały mieć próbę generalną do przedstawienia. Poubierane w barwne indyjskie sari wyglądały jak stado egzotycznych motyli. Twarze i włosy miały pozasłaniane. Widać im było tylko podkreślone czarną kredka oczy. Spod długich sukienek wystawały bose stopy.
- Ratunku, ukryjcie mnie błagam was – krzyknął Kopciuszek, wskakując przez okno i lądując pośrodku wystraszonych tancerek. Przez chwilę mu się przyglądały zaskoczone. Zaraz się jednak zreflektowały i obstąpiły dookoła. – Pomóżcie, goni mnie wściekły książę. Potem wam wszystko wytłumaczę – rzucił się przed nimi na kolana. Potargany, z niewinnymi błękitnymi oczętami nie wyglądał na włamywacza. Słodki pyszczek i złożone jak do modlitwy ręce szybko zmiękczyły ich czułe serduszka.
- No dobra mały – odezwała się najodważniejsza. – Problem w tym, że nie ma cię gdzie schować. Chyba, że…. – zamyśliła się na chwilę. Potem wzięła z ławki wieszak z pokrowcem. – To są ciuchy naszej chorej koleżanki, przebieraj się migiem. – Wepchnęła go do maleńkiej, ciasnej szatni. Wojtek ubrał się w ekspresowym tempie w sari. Rozpuścił jeszcze długie, kasztanowe loki i był gotowy. Gdy wyszedł popatrzyły na niego z zazdrością i podziwem.
- Może być? – zapytał zmieszany ich natarczywym wzrokiem.
- O tak, z całą pewnością. Tylko jeszcze cię umalujemy i możesz zostać żoną jakiegoś maharadży – roześmiała się jedna z tancerek i zaczęła robić mu makijaż. Gdy tylko skończyła zakrył włosy i twarz welonem, tak, że widać było tylko błękitne oczy. – Musisz je trzymać spuszczone, są bardzo charakterystyczne i może cię po nich rozpoznać – doradzała, widząc jak lekko trzęsą mu się ręce. Dziewczęta usiadły rządkiem na krzesełkach, czekając na swoją nauczycielkę.

Mendoza wpuszczony przez Mirka dokładnie przeszukał jego mieszkanie i znalazł koszulę Wojtka. Pogroził chłopakowi, że rozprawi się z nim później i wezwał swoich ludzi, którzy obstawili kamienicę. Wyjrzał przez okno i zobaczył piętro niżej spory taras. Uśmiechnął się domyślnie i wyszedł na korytarz kierując się prosto do szkoły baletowej. Pod drzwiami spotkał szczupłą kobietę z włosami upiętymi w ciasny koczek. Wytłumaczył jej kogo szuka i razem weszli do środka. Za nimi wcisnęło się dwóch jego ludzi. Jeden stanął pod oknem a drugi w progu, blokując przejście.
- Panienki – kobieta klasnęła w ręce – podobno ukrywacie tu jakiegoś zbiega. – Rozejrzała się po sali rozbawiona i natychmiast odkryła gościa. Był dobrze zamaskowany, ale ona świetnie znała wszystkie tancerki. Prowadziła je od przedszkola. Ciekawa była jak ten wielkolud poradzi sobie z zagadką.
Aleks zajrzał najpierw do szatni i łazienki, ale szybko się zorientował, że tam Cindy nie miałby się gdzie ukryć. Stanął przed tancerkami, które jak na komendę pospuszczały oczy na swoje kolana utrudniając mu zadanie. Złośliwe dziewuchy były nie do odróżnienia w tych strojach. Chichotały cicho, szepcząc między sobą.
- No panie Mendoza – odezwała się ponownie nauczycielka – w jaki sposób ma pan zamiar znaleźć swoją księżniczkę?
- Zna pani bajkę o Kopciuszku? – zapytała mężczyzna wymachując przed nią butem. – Nie sądzę, żeby któraś z  dziewcząt miała numer 42. Wyciągać nóżki do przodu, książę Aleks przystępuje do dzieła – mężczyzna uklęknął i zaczął po kolei mierzyć pantofel. Noga ostatniej panienki mocno drżała. Złapał ją za kostkę, miała dość duża stopę. Próbowała się wyrwać, ale Mendoza jej na to nie pozwolił. Włożył bucik, który pasował jak ulał.
- No mały draniu, szykuj się na lanie – warknął mężczyzna i wziął za rękę przestraszonego Wojtka, który próbował się wyrwać.
- Puszczaj, to napaść! – pisnął, dał nura pod ramieniem Aleksa i chciał wybiec z sali. Niestety drogę zagrodził mu Krzych. – Zjeżdżaj, bo ci już nigdy w życiu kawy nie zrobię!
- Oh, szkoda, ale szef by mnie zabił – odezwał się najwyraźniej zmartwiony gangster. Tymczasem Mendoza podszedł z tyłu do uciekiniera, podniósł go do góry i przerzucił sobie przez ramię. Ukłonił się uprzejmie roześmianym tancerkom i zaniósł swoją miotającą przekleństwa ofiarę do samochodu. Gdy tylko dojechali do domu wziął Cindy na ręce i wszedł do holu. Niestety trafił prosto na zdenerwowaną panią Oliwię, która na ich widok założyła ręce na piersiach i stanęła w postawie bojowej.
- Może wytłumaczycie mi co wyprawialiście na tym balu. Od rana wprost urywają się telefony. Wysłuchałam już tylu skarg i pretensji, że straciłam rachubę.
- Zaczekaj na chwilę, wszystko ci opowiem, ale pozwól, że najpierw zajmę się sprawcą tego zamieszania – mężczyzna przycisnął mocno coraz bardziej przestraszonego Wojtka do swojej piersi.
- A właściwie to co on ma na sobie?- Kobieta dopiero teraz przyjrzała się Cindy, który ogromnie się zmieszał i ukrył twarz na ramieniu Aleksa. Chciał zniknąć. Najlepiej zaraz, zanim teściowa dobierze mu się do skóry.
- Mnie się podoba, nie będę nawet musiał zdzierać z niego spodni, żeby mu przylać. Musisz poczekać na swoją kolejkę – skinął matce głową i pomaszerował do swojej sypialni. Usiadł na fotelu z Wojtkiem na kolanach. Położył go w poprzek ud na brzuchu i zadarł do góry kieckę. Szarpnął w dół bokserki i odsłonił jasne pośladki.
- Ee…? Żartujesz z tym laniem prawda? – kwiknął żałośnie Kopciuszek i zarumienił mocno, gdy uświadomił sobie w jakiej właśnie pozycji się znajduje.
- Wcale nie – odezwał się groźnie mężczyzna i wymierzył mu solidnego klapsa.
- Ajjaj…- zapiszczał chłopak i zaczął się wiercić, usiłując umknąć przed jego dłonią. Mendoza tym razem nie miał zamiaru nabrać się na jego psie miny. Z dziką satysfakcją i wielką przyjemnością sprał mu tyłek na kwaśnie jabłko. Puścił go dopiero, kiedy biedna pupa była już cała czerwona, a Cindy miał w oczach łzy.
- Nienawidzę cię – jęknął Wojtek podnosząc się do pionu. Skrzywił się z bólu, bo pośladki strasznie go piekły.  Aleks jednak zatrzymał go i posadził na kolanach.
- Wiem skarbie, wiem – pocałował w nos naburmuszonego chłopaka i delikatnie zaczął ścierać wierzchem dłoni jego łzy. – Jesteś strasznie samowolną istotką, musisz nauczyć się mnie słuchać. Może przyjść dzień, że od tego będzie zależeć twoje życie – przytulił opierającego się narzeczonego do swojego torsu. – Jutro wyjeżdżamy na narty i mam nadzieję, że będziesz grzeczny – westchnął i połaskotał go nosem po szyi. Wojtek skorzystał z chwili nieuwagi Mendozy. Udało mu się uwolnić z jego ramion i natychmiast umknął.
- Chciałbyś – mruknął, kiedy był już w drzwiach, odwrócił się i pokazał mężczyźnie koniuszek różowego języka.
***
Następnego dnia po południu siedzieli już w samolocie do Austrii. Oczywiście Krzychu i Zbych polecieli z nimi. Wojtek był w doskonałym humorze, bo udało mu się uniknąć konfrontacji z Panią Oliwią. Miał nadzieję, że jak wróci to kobiecie przejdzie złość i jakoś uda się mu ją udobruchać. Aleks usiadł pod oknem i od razu zamknął oczy. Nie spał całą noc, więc bardzo szybko zasnął. Z drugiej strony drzemał jakiś elegancki biznesmen. Ubrany w nienaganny garnitur jasnowłosy mężczyzna wydawał się wysoki i dobrze zbudowany. Chłopak poczuł się przy nim jak prawdziwy Kopciuszek w swojej sportowej koszulce i wytartych jeansach. Znudzony się przyglądał się nieznajomemu. Zafascynowały go zmysłowo wykrojone, pełne usta i piękny grecki profil. Zagapił się tak bardzo, że kiedy samolot nieco drgnął kubek z colą wypadł mu z ręki i zawartość wylała się na koszulę sąsiada.
- Co za niezdara – mężczyzna otworzył piwne oczy i zlustrował go chłodno.
- Przepraszam – zarumienił się Cindy, zły na siebie za swoją niezdarność. – Proszę – podał mu paczkę chusteczek higienicznych. Gdy ich dłonie się zetknęły, mężczyzna poczuł niespodziewanie przyjemny dreszcz. Spojrzał na zmieszanego dzieciaka, który pod jego wzrokiem jeszcze bardziej się zaczerwienił. Tom widział już niejednego pięknego mężczyznę, ale w tym nieznajomym zdecydowanie było coś więcej. Samo patrzenie na niego sprawiało ogromną przyjemność. Miał delikatną, niewinną buzię na której emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zaciekawiło go co taki słodziak robi w towarzystwie starego drania Mendozy. W życiu by nie pomyślał, że ta kruszyna może być w typie tego gangstera.
- Daj poradzę sobie – wziął od niego chusteczki. – Nie martw się, mam więcej niż jedną koszulę –uśmiechnął się pojednawczo. – Jestem Tom Kaser.
- Wojtek Piekiełko – odezwał się nieśmiało. – Jestem pechowcem i ciągle przydarzają mi się takie głupie wpadki – wskazał na jego ubranie.
- Dokąd jedziecie?
- Temu draniowi zachciało się pojeździć na nartach – wskazał na Aleksa. – Nie mam tylko pojęcia do czego ja mu jestem potrzebny. W życiu nie miałem desek na nogach – jęknął Wojtek i uśmiechnął się promiennie do mężczyzny, któremu na ten widok drgnęło dawno skamieniałe serce. Tak naprawdę Tom lata temu już zapomniał, że coś takiego tłucze się jeszcze w jego piersi. – Cieszę się, że nie jesteś na mnie zły. W takim razie…- Cindy sięgnął po koc znajdujący się na górnej półce. Mężczyzna go jednak uprzedził. Nie tylko ściągnął pled, ale także go nim okrył. Gdy nachylił się nad chłopakiem poczuł upajający zapach jego ciała i musiał zapanować nad sobą ze wszystkich sił żeby nie zrobić czegoś głupiego. Postanowił zrobić sobie małą przerwę w pracy i zrelaksować przez weekend. Kto wie może nawet będzie jeździł na nartach. Zerknął na drzemiącego Wojtka i urocze rumieńce na jego policzkach. Chłopak spał w najlepsze nie mając pojęcia jakie niespokojne myśli kłębią się w głowie jego sąsiada.
***
Po południu naburmuszony Wojtek stał na ośnieżonym stoku i z przerażeniem spoglądał w dół. To była tak zwana ośla łączka, gdzie kilkoro dzieci i paru dorosłych uczyło się jeździć na nartach. Cały ranek próbował wybić z głowy narzeczonemu ten pomysł, ale on za nic w świecie nie chciał ustąpić.
- Aleks wiesz, ta góra wygląda zbyt górzyście – Cindy złapał kurczowo mężczyznę w pasie i nie miał zamiaru puścić.
- Nie bądź tchórzem, to świetna zabawa – starał się odczepić od siebie ręce chłopaka. – Zrób tak jak ci pokazywałem – wreszcie udało mu się uwolnić od małego kleszcza. Pchnął go lekko, a ten z przeraźliwym piskiem ruszył do przodu. Jak tylko zorientował się, że przyśpiesza coraz bardziej zamknął oczy i wylądował oczywiście w najbliższej zaspie tłukąc sobie boleśnie tyłek. Tak zaczęła się jego drogą przez mękę. Przez dwie godziny Aleks musztrował go starając nauczyć chociaż podstaw. Niestety Cindy miał dwie lewe nogi i jedyne co zyskał to zestaw malowniczych siniaków nawet w najbardziej niedostępnych miejscach. W końcu udało mu się wyrównać rachunki. W ostatniej chwili jak mijał Aleksa złapał go za nogę i razem sturlali się na dół. Zatrzymali się w dość dziwnej pozycji – mężczyzna na plecach z ugiętymi, szeroko rozłożonymi nogami, a między nimi wylądował Wojtek z nosem w jego kroczu. Potarł policzkiem o umięśnione udo chcąc się pozbyć oblepiającego go białego puchu. Usłyszał ciche sapnięcie i silne dłonie złapały go za ramiona.
- No, no, Mendoza – ktoś zatrzymał się obok nich. – Wiedziałem, że z ciebie perwers, ale żeby na śniegu? – Chłopak poznał ten melodyjny głos, to był na pewno mężczyzna z samolotu.
- Kaser draniu – Aleks podniósł się do pionu. – Myślałem, że mieszkasz w Kanadzie.
- Taa racja, ale może się przeprowadzę – odrzekł powoli, patrząc na apetyczne rumieńce na twarzy Wojtka. Chłopak był wyraźnie zawstydzony i nie śmiał mu spojrzeć w oczy. Zaskoczony Tom zaczął się w tym momencie zastanawiać kim on właściwie jest dla gangstera. Wyglądał strasznie młodo i niewinnie. Ktoś taki na pewno by się nie zgodził na bycie seks zabawką . Czyżby Aleks jeszcze nie zdążył dobrać mu się do spodni? Nie mógł w to uwierzyć, a z jego obserwacji tak właśnie wynikało. Doszedł do wniosku, że warto będzie podenerwować Mendozę i poznać bliżej tą uroczą kruszynę. Wyciągnął rękę i pomógł wstać Cindy.
- Chodź, bo jeszcze się przeziębisz – odezwał się do aksamitnym, miękkim głosem nie spuszczając niego wzroku.

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 8


Aleks w końcu się ocknął z letargu i spojrzał groźnie na czkającego ze śmiechu Wojtka. Okręcił się prześcieradłem i dumnym krokiem wymaszerował do łazienki. Od razu wszedł pod prysznic zgarniając po drodze wszelkie żele do mycia jakie wpadły mu w oczy. Szorował swoje krocze z wielkim zapałem klnąc jak szewc. Po półgodzinie poddał się jednak, bo skóra zrobiła się czerwona i zaczęła go mocno piec. Osuszył się ręcznikiem i stanął przed lustrem. Fryzjerka nieźle znała się na rzeczy i nie tylko przystrzygała włosy łonowe w postrzępioną, dziko stojącą czuprynkę, ale też zrobiła mu pasemka we wszystkich kolorach tęczy. Mocne barwy dosłownie mieniły się w oczach, przyciągając natychmiast wzrok do jego krocza. Niestety pod wpływem szorowania nie zbladły ani trochę.
- Kurwa – mężczyzna wziął do ręki maszynkę do golenia. Niemiłosiernie się krzywiąc zaczął pozbywać się paskudnej fryzurki. – Aa…! – kwiknął kiedy obsunęła się mu dłoń i golarka przejechała po wrażliwej skórze. – Zabiję te cholerne wiedźmy! Już ja im pokażę co to znaczy zadzierać z Mendozą. – Gdy tylko skończył ubrał się i wyszedł z łazienki w naprawdę paskudnym humorze. 
Tymczasem Cindy stał na środku sypialni z rękami założonymi na piersiach i intensywnie nad czymś myślał. Spojrzał na mężczyznę spode łba i pchnął go na fotel.
- Aleks, jesteś moim narzeczonym prawda? – zapytał niesamowicie spokojnym, chłodnym tonem i usiadł mu na kolanach.
- A co? Tak nagle sobie o tym przypomniałeś? – zapytał podejrzliwie z niepokojem patrząc na dziwny nastrój chłopaka.
- W takim razie należysz do mnie i nikt nie ma prawa tam cię dotykać. Kto to zrobił? – ujął podbródek mężczyzny i spojrzał mu prosto w oczy. Jego wzrok był tak zimny, że mógłby zawstydzić Królową Śniegu.
- Ee… Wojtek, ty chyba nie jesteś zazdrosny co? – Mendoza czuł się coraz bardziej nieswojo. Cindy nigdy się tak nie zachowywał. – Naprawdę nie masz powodu, to tylko twoje durne siostry zrobiły mi kawał.
- Co takiego?! – powiedział chłopak prawie szeptem, w którym tym razem dało się wyczuć narastającą furię. – Muszę wyjść – poderwał się z kolan mężczyzny.
- Chwila, a ty gdzie? – Aleks pognał za nim, mając niejasne przeczucie, że planuje zrobić coś naprawdę głupiego. Tymczasem Kopciuszek z nieodgadnionym wyrazem twarzy wszedł do salonu, postawił fotel obok kominka i ściągnął ze ściany wielki, średniowieczny topór, który pani Oliwia kupiła na jakiejś aukcji ze starociami. Zarzucił go sobie na ramię i aż się ugiął pod ciężarem. Wsiadł do samochodu, a Mendoza w ostatniej chwili wcisnął się na siedzenie pasażera. Chłopak zachowywał się tak, jakby go nie widział. Ruszył z piskiem opon, wgniatając mężczyznę w  fotel. Jechał jak rasowy pirat drogowy skracając drogę poprzez skwerki i ścieżki. Zawracał na środku skrzyżowań. Cud, że nie natknęli się na żaden patrol. Aleks już na samym początku zapiął pasy i zamknął oczy. Kiedy w końcu samochód się zatrzymał był odrobinę zielony na twarzy. Stali przed małym, jednorodzinnym domkiem. Cindy, nie czekając na niego wszedł do środka. Przy okrągłym dębowym stole siedziały siostry chłopaka oraz jakaś trzeci elegancka kobieta i popijały kawkę. Na białym, haftowanym obrusie leżała strzelba do usypiania zwierząt.
- A więc to wasza sprawka! Ośmieliłyście się zmacać mojego narzeczonego i naruszyć moją własność! – rzucił Wojtek z zimną furią w głosie.
- Kurczę Olga, nasza niespodzianka się chyba nie spodobała – zwróciła się szeptem do siostry Magda.
- Jeszcze raz ośmielicie się dotknąć Aleksa, to wam łapy poodcinam! – Cindy z trudem podniósł do góry ogromny topór, zamachnął się omal nie przewracając do tyłu i przeciął strzelbę na pół razem ze stołem. Broń opadła w dół, wbijając się w podłogę. Kobiety odskoczyły gwałtownie razem z krzesłami. Mendoza stał z otwartymi ze zdumienia ustami nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył. Myślał, że jego rodzina jest zwariowana, ale to, co się tutaj działo zupełnie go przerosło. Normalne baby, to by pomdlały albo przynajmniej podniosły wrzask, a te wiedźmy tutaj jedynie mrugały oczami.
- Wojtusiu – podjęła ugodowo Magda.
- Milczeć! – Krzyknął wściekły Kopciuszek, chwycił mężczyznę za ramię i ruszył do samochodu. Rzucił mu kluczyki trzęsącą się ręką. Gdy wrócili do domu zastali w salonie Panią Oliwię stojącą przed kominkiem i ze zdumieniem wpatrującą się w puste miejsce na ścianie.
- Chłopcy, wiecie coś o tym? Chyba nie sprezentowałeś nikomu mojego ulubionego topora? – rzuciła groźnie do syna. Wojtek ukrył się przezornie za jego plecami, nie chcąc narażać się teściowej.
- Nie martw się, jeszcze dzisiaj wróci na miejsce – Pociągnął małego za sobą. Tym razem to Kopciuszek wpakował się za nim do sypialni. Usiadł mu na kolanach z bardzo zmieszaną miną. Wyglądał jak mały, zagubiony szczeniaczek. Miął w rękach rąbek koszuli nie śmiejąc się odezwać.
- Ja.. ja chciałem cię przeprosić za moje siostry – wyjąkał cichutko do jego ucha. – To chyba bolało – zerknął zarumieniony na jego krocze. Obrócił się do niego przodem i objął zaskoczonego mężczyznę za szyję. Przysunął różowe wargi i delikatnie go pocałował. Wyczuł smak kawy, czekolady i jakiegoś dobrego wina. Usta Aleksa okazały się niespodziewanie miękkie i aksamitne w dotyku. Zapragnął je poznać dokładniej. Obwiódł ich kontury językiem i nacisnął nim na dolną wargę. Gdy rozchyliły się zachęcająco, sapnął i ostrożnie włożył do środka sam koniuszek. Zrobiło mu się gorąco. Nieświadomie przywarł całym sobą do torsu narzeczonego, który bał się nawet drgnąć, aby go nie spłoszyć. Zacisnął tylko kurczowo ręce na oparciach fotela. Wojtek z westchnieniem wsunął się w to kuszące wilgotne ciepło, jakby chcąc sprawdzić czy tam wewnątrz jest równie przyjemnie. Wplótł palce w czarne włosy mężczyzny, nie pozwalając mu na żaden ruch. Zaczął badać policzki i podniebienie gładząc je pieszczotliwie językiem. Wreszcie napotkał mieszkańca tego miejsca rozkoszy, który ochoczo wyszedł mu naprzeciw. Trącił go, zachęcając do zabawy. Powtórzył jego ruch z początku nieśmiało i ostrożnie, potem coraz odważniej, splótł się z nim w pełnym pasji tańcu namiętności. Kopciuszek zorientował się z zażenowaniem, że w spodniach robi mu się coraz ciaśniej, co z pewnością przez cienki materiał musiał poczuć jego partner. Chcąc się odsunąć podniósł się do góry i przypadkowo otarł nabrzmiewającym członkiem o umięśnione udo. Doznanie było tak przyjemne, że z jego ust wyrwał się głośny jęk. Zawstydzony i czerwony po same korzonki włosów chciał uciec, ale Aleks mu na to nie pozwolił. Objął go w smukłej talii i przytulił do siebie.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. To bardzo słodkie, że wystarczył jeden pocałunek, abyś tak zareagował. Już dobrze i wcale się na ciebie nie gniewam. Twoimi siostrami sam się zajmę, już ja coś wymyślę by odechciało im się głupich żartów – mężczyzna łagodnie głaskał go po głowie. Cindy siedział cichutko jak myszka nadal lekko drżąc. Reakcja jego ciała na tego mężczyznę nieco go oszołomiła. Był jedyną osobą przy której kompletnie się zapominał.
***

Następnego dnia Pani Oliwia wyprowadziła obu panów z równowagi oznajmiając im, że muszą wieczorem iść za nią na bal dobroczynny , ponieważ ona ma właśnie migrenę, a odmówić nie wypada, bo pieniądze idą na szczytny cel. Klnąc zgodnie i pomstując wbili się w garnitury i pojechali we wskazane miejsce. W drzwiach witał gości jasnowłosy, ulizany syn gospodyni o imieniu Antoni, któremu na widok Mendozy oczy dosłownie się zaświeciły. Przywitał się z nim wyjątkowo wylewnie, mocno ściskając jego dłoń i przytrzymując o wiele dłużej niż należało. Wojtka całkowicie zignorował jakby był niewidzialny. Nie spodobał się chłopakowi od pierwszego wejrzenia. Reszta wieczoru upływała w podobnym tonie. Blondasek dwoił się i troił wokół Mendozy, który jego zabiegi przyjmował ze stoickim spokojem. Co chwilę miał do niego jakąś ważną sprawę, musiał zapytać o coś i tak dalej, i dalej. Najgorsze było to, że co chwilę go dotykał niby przypadkowo. Strzepywał z jego marynarki nieistniejące pyłki. Jednym słowem zachowywał się jak wyjątkowo natrętny komar znęcony słodkim zapachem krwi. Cindy z całych sił starał się być grzecznym i uprzejmym, ale w środku cały się trząsł z wściekłości. Tym bardziej, że narzeczony zamiast odpalić tego wymoczka zdawał się nie zauważać jego zabiegów.
W centralnym miejscu sali, na podwyższeniu, stała ogromna kryształowa waza napełniona jakimś różowym płynem. Zaproszeni goście spoglądali na nią z ciekawością. Wojtek, który pierwszy raz widział coś takiego też nie był wyjątkiem.
- Co to jest? – zapytał szeptem Aleksa.
- To poncz. Tylko rodzina Antoniego umie go przyrządzać. Mają jakąś starą recepturę, którą sobie od wieków przekazują. Jest naprawdę wyśmienity i zawsze stanowi atrakcję wieczoru. Za chwilę będziesz miał okazję go spróbować. Zatańczysz ze mną walca piękna księżniczko? – mężczyzna uśmiechnął się do niego, chcąc oderwać go od ponurych myśli i poprawić humor. - Nigdzie nie odchodź, przyjdę po ciebie jak tylko zabrzmi muzyka. 
Cindy stał spokojnie przez chwilę, ale szybko mu się znudziło. Zwrócił uwagę na otwarte drzwi na taras. Wyszedł z dusznej sali prosto w rozgwieżdżoną letnią noc. Kwiaty z pobliskiego ogrodu pachniały upajająco, słychać było brzęczenie nocnych owadów. Na kamiennej barierce siedziała ogromna , brązowa ropucha i patrzyła na Wojtka pięknymi, złotymi oczami.
- Wyszłaś na kolację – chłopak bez obrzydzenia wziął ją do ręki i dotknął palcem  pokrytego brodawkami łepka. – Nie pachniesz zbyt dobrze – pokręcił nosem. Z sali rozległy się pierwsze takty walca i chłopak zupełnie zapominając o trzymanej w ręce żabie wszedł do środka. Stanął w pobliżu wazy, rozglądając się za Mendozą. Miał wielką ochotę znowu znaleźć się w jego ramionach, ale w życiu by mu się do tego nie przyznał. Czekał niecierpliwe przytupując nogą. Wreszcie zobaczył swojego księcia, szedł z szerokim uśmiechem na przystojnej twarzy. Wiele głów zarówno kobiecych jak i męskich odwracało się za nim mierząc pożądliwymi spojrzeniami jego atletyczną sylwetkę. Gdy był już prawie na miejscu zastąpił mu drogę Antoni, objął w pasie i porwał do tańca. Zaskoczony  Aleks nie chcąc się szamotać z porywaczem i robić z siebie widowiska zaczął z nim wirować. Matka nigdy by mu nie darowała, gdyby narozrabiał na balu u jej przyjaciółki. Wojtek jednak wcale nie miał takich obiekcji. Na widok takiej bezczelności zagrała w nim szalona krew całych pokoleń Piekiełków.  Zacisnął dłonie chcąc się jakoś opanować, poczuł w jednej coś lepkiego i bardzo śmierdzącego.
 – Reggrrr… - ropucha wydała z siebie pełen oburzenia skrzek. Zobaczył jak blondasek patrzy na niego tryumfalnie, przywierając do torsu jego narzeczonego. Niewiele myśląc ukłonił mu się szyderczo i podniósł do góry rękę, prezentując wszystkim  żabę z której kapał cuchnący śluz. Ze złośliwym uśmiechem wrzucił ją do wazy z ponczem, który natychmiast zmienił barwę na brunatną.
- Nieee…! – wrzasnął przerażony Antoni, wyrywając się z ramion Mendozy. Było już niestety za późno. Smrodu jaki buchnął w tym momencie nie dało się z niczym porównać. Sala napełniła się paskudnym odorem, a goście w popłochu zaczęli umykać do ogrodu krzywiąc się z obrzydzenia i przepychając w drzwiach tarasu. Muzyka umilkła i po chwili na parkiecie nie było już nikogo.
- Natychmiast się zatrzymaj mały draniu! – Wojtek usłyszał za sobą wściekły wrzask Aleksa. Przezornie czmychnął głównym wyjściem. Ścigający go mężczyzna stanął na szczycie schodów i wyciągnął komórkę, by zawiadomić swoich ludzi. Cindy był wtedy na ostatnim stopniu odwrócił się, ściągnął buta i rzucił w niego, wytracając mu z ręki telefon, który poszybował w gęste, kolczaste krzaki. Chłopak wskoczył boso do stojącej przed domem taksówki i znikł z oczu przeklinającego narzeczonego.
- Co za diabeł! I co ja teraz powiem matce? – jęknął Mendoza. – Cholerny Kopciuszek, nawet buta udało mu się zgubić. Zupełnie jak w bajce. Ciekawe, gdzie ten tchórz pojechał. Niech ja go dopadnę!
***
Cindy, który nie spodziewał się wywołania aż takiego zamieszania zastanawiał się właśnie, gdzie mógłby się ukryć. Widział twarz wkurzonego Mendozy i nie miał zamiaru narażać się na jego zemstę. Postanowił przeczekać kilka dni i zadzwonić do niego jak opadną emocję. Prawdę mówiąc jeszcze bardziej bał się reakcji pani Oliwii na wieść o kompletnym zrujnowaniu balu jej przyjaciółki. Do głowy przyszedł mu jedynie Mirek. Co prawda było już po północy, ale studenci rzadko chodzili wcześnie spać. Kazał taksówkarzowi zatrzymać się przed swoim starym mieszkaniem. Zapukał do drzwi. Otworzył mu nieco potargany kumpel w rozpiętej do pasa koszuli.
- Wojtek? Co ty tu robisz o tej porze? – zamrugał zaskoczony oczami.
- Potrzebuję kwatery na kilka dni – bezceremonialnie przecisnął się pod jego ramieniem i wszedł do środka.
- Nie mogę, mam gościa – tłumaczył Mirek, starając się zasłonić sobą skopaną pościel.
- Nie przeszkadzajcie sobie, mogę spać w wannie – Wojtek zdarł z ukrywającego się w łóżku, piszczącego golasa koc, wyrwał spod jego głowy poduszkę i pomaszerował do łazienki. – Bawcie się dobrze - pomachał do nieznajomego, całego czerwonego na twarzy chłopaka – jakby co, to ostatnio widziałeś mnie na uczelni - rzucił do zbaraniałego nieco Mirka i zamknął się w pomieszczeniu.



wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 7


Rozdział pisany na lekkim kacu, więc nie spodziewajcie się niczego mądrego. Specjalne podziękowania dla Niebieskiej, która jest moim najlepsiejszym Wenem.

Zdenerwowany Wojtek wszedł do sali wykładowej ściskając swoją pracę. Profesor Obmacki siedział za biurkiem w eleganckim garniturze i szeroko się uśmiechnął na jego widok. Od dawna miał ochotę zawrzeć z chłopakiem bliższą znajomość, ale ten mu się zawsze jakoś wymykał. Ostatnio zaczął o siebie więcej dbać i zrobił się z niego naprawdę niezły kąsek. Mężczyzna nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji. Niepokój jaki widział w oczach studenta był mu bardzo na rękę. Wziął od niego teczkę i zaczął przeglądać. Wojtek stanął po drugiej stronie szerokiego mebla, w bezpiecznej odległości. Nauczyciel miał paskudną opinię wśród uczniów. Chodziły plotki, że podnosił oceny za pewne usługi. Cindy jednak nie mógł w to uwierzyć, gdyby Obamckiego złapano na czymś takim wyleciałby z hukiem z uczelni. Mężczyzna wstał i oparł się o blat.
- Podejdź bliżej, spójrz na tą kwestię – skinął na chłopaka ręką. Wojtek nie miał wyjścia i stanął obok. Profesor natychmiast przysunął się tak, że ich uda się stykały. Zmieszany Cindy poczerwieniał i chciał się wycofać. Wtedy wykładowca złapał go za ramię i obrócił tak, że usiadł na biurku, a on stanął między jego rozchylonymi nogami.
- Cco pan robi? – wyjąkał przestraszony chłopak. Nie wiedział jak się zachować. Z jednej strony miał ochotę uszkodzić starego drania, a z drugiej nie chciał robić przedstawienia i bał się, że Mendoza czai się gdzieś za rogiem. – Pproszę przestać, jestem zaręczony – podniósł do góry rękę z pierścionkiem.
- O widzę, że narzeczony ma niezły gust – położył ręce na ramionach chłopaka i niebezpiecznie zbliżył do niego twarz. – Tym bardziej powinieneś się zabawić zanim cię zakajdankują, to znaczy zaobrączkują – z pożądliwym uśmiechem przycisnął go do biurka, aby się nie mógł ruszyć. Złapał go za tył głowy i wpił się w jego usta, brutalnie wdzierając się do środka. Wojtka w pierwszym momencie dosłownie sparaliżowało z obrzydzenia , a potem zacisnął zęby z całych sił na jego języku i poczuł smak krwi. Już miał zamiar zasadzić mu solidnego kopa kolanem, gdy do sali wpadło metr dziewięćdziesiąt czystej furii i złapało Obmackiego za pasek od spodni. Potem wielka pięść wylądowała na jego przerażonej twarzy łamiąc mu nos i szczękę. Rozległo się ciche chrupnięcie i profesor opadł bezwładnie na posadzkę.
- Zabiłeś go? – pisnął wystraszony Cindy.
- No coś ty, ale dobry chirurg mu się na pewno przyda - wyszczerzył się do niego Mendoza.
- Nie mogłeś delikatniej jakoś? – złapał się za głowę chłopak widząc zakrwawioną twarz mężczyzny.
- Proszę, proszę – wziął się pod boki Aleks – to mówi ktoś, kto o mało nie odgryzł mu języka. – Zbliżył się do narzeczonego i zlustrował go uważnie. Widział jak blade są jego policzki, a drobne pięści mocno zaciśnięte. – Wszystko w porządku? Zrobił ci coś?
- Nie zdążył – wyszeptał Cindy i oparł głowę o jego pierś. Aleks przytulił go do siebie i łagodnie gładził po napiętych plecach. – Już dobrze, nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. – Stali tak przez chwilę, a chłopak powoli przestawał się trząść.
Drzwi za ich plecami ostrożnie się uchyliły i do środka wsunęła się najpierw głowa Mirka, a za nią kilka innych. Na widok leżącego na ziemi Obmackiego wydali okrzyki zgrozy.
- Może wezwać karetkę – zapytał niepewnie jeden ze studentów, patrząc z obawą na potężną sylwetkę Mendozy.
......................................................................................................

Po powrocie do domu Wojtek chciał zamknąć się w swojej sypialni, ale Aleks mu na to nie pozwolił. Wpakował się za nim i rozwalił na jego łóżku łypiąc na niego groźnie. Przez cała drogę milczeli, natomiast w ich głowach dosłownie się kotłowało. Cindy nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło. Był zły na siebie za swoją naiwność, a także na Mendozę za jego porywczość i zrobienie awantury na całą uczelnię, która na pewno będzie miała jeszcze szereg nieprzyjemnych konsekwencji. Natomiast Aleks powarkiwał do siebie cicho za każdym razem, gdy przypomniał sobie scenę, którą zobaczył po wejściu na salę wykładową. Miał wielką ochotę wlać Wojtkowi, który stał nad nim z naburmuszoną miną.
- Wynoś się stąd gorylu jeden! Zapisz się na ćwiczenia z medytacji. Wstydu mi narobiłeś. Naucz się panować nad tymi pierwotnymi odruchami – rzucił mu poduszką prosto w twarz.
- Ty mały głupolu – osiemdziesiąt kilo napiętych ze złości mięśni stanęło przed Kopciuszkiem – gdybym tam nie wszedł, ten stary zbok by cię zgwałcił!
- Pierdolisz, dałbym sobie radę – Cindy buńczucznie zadarł do góry mały nos i napuszył się jak kogut.
- Taa… pewnie, zagryzłbyś go na śmierć – prychnął na niego wściekły Mendoza. Jego oczy dosłownie płonęły, przewiercając pyskatego krasnoludka, który stał przed nim na wylot. Cud, że nie wypaliły w nim dziur.
- Oczywiście, lepiej go było zmasakrować! Za chwilę pewnie przyjadą po nas policjanci i wsadzą do pierdla. Mam tylko nadzieję, że nie dostaniemy wspólnej celi – czerwony na twarzy Cindy wydął dolną wargę i nadepnął na nogę niespodziewającemu się takiego ataku Mendozie. Ten złapał go w tali, mając zamiar przełożyć go przez kolano i sprać na kwaśne jabłko. Jednak w tym momencie, coś się zmieniło. Mężczyzna spojrzał na zarumienione z gniewu policzki chłopaka oraz rozchylone usta, w których dało się zauważyć końcówkę różowego języka i poczuł jak fala pożądania przetacza się przez jego ciało. Ten zadziorny dzieciak działał na niego jak nikt inny. Oszałamiał jego zmysły jak egzotyczny kwiat.
- Co się tak gapisz? – burknęło maleństwo, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Wojtek, chyba nie ma sensu żebyśmy skakali sobie do oczu z powodu tego dziada – głos Aleksa stał się aksamitny i niższy o kilka tonów.
- A kto zaczął? – Cindy wiercił się w jego uścisku próbując się uwolnić. Zaczął czuć się coraz bardziej niepewnie. Zrobiło mu się dziwnie gorąco.
- Daj spokój, kończymy – mężczyzna uśmiechnął się jak Wilk do Czerwonego Kapturka. Pochylił się i delikatnie musnął jego usta swoimi. – Może małe macanko na zgodę? – wyszeptał mu do ucha.
- Właśnie zacząłem myśleć, że są w tobie jakieś ludzie uczucia ty paskudny erotomanie! Seks uprawia się z kimś kogo się naprawdę lubi! – rozjuszył się od nowa Wojtek.
- Co ty nastolatka jesteś, żeby na swego księcia czekać? Seks to prosta przyjemność i świetnie poprawia samopoczucie, więc jak bę… – nie dokończył bo dostał z liścia w twarz, a jego narzeczony zniknął w łazience i zamknął się tam na klucz. – Co znowu powiedziałem nie tak? - jęknął trzymając się za policzek. Chwilę jeszcze postał, mając nadzieję, że zbuntowany Cindy wreszcie wyjdzie. W końcu udał się do salonu, gdzie poppłudniami trzy kobiety popijały herbatkę i zawzięcie plotkowały. Widząc marsową minę Mendozy  i wiele mówiący ślad na jego policzku umilkły.
- Aleks, co się stało? – złapała go za rękę pani Oliwia i zmusiła, aby usiadł obok niej na kanapie.
- Jak to co, ten mały drań jest moim narzeczonym prawda? – burknął Aleks.
- I…?
- Dlaczego więc znowu pójdę dziś do łóżka sam i nawet buzi nie dostałem?!
- Czy ty próbowałeś go do czegoś zmusić? – zapytała chłodno matka.
- Ty też przeciwko mnie?! – zerwał się na równe nogi mężczyzna. – Wziąłem sobie tylko jednego całusa i znowu dostałem w pysk! – zdenerwowany wyszedł z salonu nie żegnając się nawet z gośćmi.
- Wychowałam prostaka i idiotę – jęknęła pani Oliwia.
- Zdaje się, że trzeba mu trochę dopomóc z zrozumieniu kilku rzeczy – odezwała się zamyślona Olga.
- Ja mam nawet pomysł – rzuciła Maga, bawiąc się nożem do papieru i zerkając na siostrę wymownie.
…………………………………………………………

Siostry Piekiełko nie miały zamiaru pozwolić Aleksowi traktować w ten sposób ich małego braciszka. Dwie rozdrażnione wilczyce już w drodze do domu ułożyły szczegółowy plan. Mendoza ośmielił się skrzywdzić ich szczeniaczka i poniesie konsekwencje. Obdzwoniły znajomych i wyczyściły fuzję dziadka do usypiania koni. Po godzinie dwudziestej drugiej wyruszyły na polowanie. Wiedziały, że mężczyzna często wraca do domu z pobliskiego baru przez gęsto zadrzewiony skwer. Tam się zaczaiły. Gdyby je ktoś teraz widział, nie odważyłby się do nich zagadać. Wyglądały jak dzikie wadery na polowaniu. Oczy kobiet lśniły w ciemnościach, powarkiwały cicho do siebie bacznie rozglądając się dookoła. Wreszcie wypatrzyły swoją ofiarę i uśmiechnęły się do siebie wrednie. Magda namierzyła cel i trafiła bez problemu. Aleks z głuchym łoskotem upadł na ziemię. 
Zasnął prawie natychmiast. Nie miał pojęcia co się stało. Jego przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Z trudem otwierał ciężkie powieki, a w głowie nadal mu wirowało. Był w jakiejś starej szopie oświetlonej jedną małą żarówką. Z zaskoczeniem stwierdził, że leży na fotelu ginekologicznym w samej tylko koszuli, nagi od pasa w dół. Ręce, talię i uda miał przywiązane szerokimi skórzanymi pasami. Nogi uniesione do góry i maksymalnie rozsunięte na boki. Strategiczne miejsce miał przykryte zieloną, chirurgiczną chustą. Zaczął się szarpać, ale więzy trzymały bardzo mocno.
- Co tu się do cholery dzieje?! – wrzasnął, aż zatrzęsły się drewniane ściany.
- O widzę, że już się pan obudził, więc możemy chyba zaczynać – Wysoka kobieta, ubrana w lekarski kitel z maską na twarzy, zajrzała mu w oczy.
- Kim pani jest?! – krzyknął mężczyzna czując się coraz bardziej nieswojo.
- Nie drzyj tego przystojnego ryjka – poklepała go z lekceważącym uśmieszkiem po policzku – zapłacono mi za wykastrowanie ciebie. Nie martw się, to nie będzie bolało… za bardzo. Musiałeś być bardzo niegrzecznym chłopcem.
- Żartuje pani, prawda? – zapytał już o wiele słabszym i cichszym głosem.
- Wcale nie – odezwała się Magda, która właśnie weszła do szopy z tacą pełną narzędzi chirurgicznych. Było tam wszystko czego potrzeba do przeprowadzenia zabiegu. Szczególnie niesamowicie ostre skalpele przyciągały wzrok. Ich ostrza błyszczały z daleka.
- Oszalałyście zupełnie, przecież chciałyście być ciotkami! – pisnął Mendoza i zaczął się szarpać z całych sił.
- Zmieniłyśmy zdanie. Nasz braciszek już kilka razy płakał przez ciebie, nie zasługujesz na niego. Znajdziemy mu nowego narzeczonego frajerze.
- Po co się kłócisz z tą gnidą – warknęła Olga niosąca strzykawki napełnione jakimś płynem. – Pani Lucynko do roboty!
- Jak tylko stąd wyjdę pozabijam was za to! Aaa... – kwiknął Mendoza, usiłując uciec biodrami z rąk pochylającej się ad nim lekarki.
- Kochasiu, jak będziesz się tak wiercił, to zostaną ci brzydkie blizny – wzięła największą strzykawkę z grubą igłą i wbiła mu bezceremonialnie w udo. - Żegnaj, szkoda takiego sprzętu – zajrzała pod chustę - jak się obudzisz będziesz lżejszy o parę deko – zachichotała złowieszczo, a stojące obok kobiety zawtórowały jej z grobowymi minami. Wzięła do ręki skalpel i zatrzymała się jakby zastanawiając się, gdzie dokonać nacięcia.
- Nie…!! – zawył Aleks.  Nie doczekał się niestety na decyzję chirurga, bo zrobił się blady jak ściana i po raz pierwszy w życiu zemdlał ze strachu. Dziewczyny widząc jak potężny gangster zasłabł, zaczęły śmiać się otwarcie i pogratulowały sobie pomysłu.
- Ma biedak słabe nerwy – pokiwała głową Olga. - Może nie wytrzymać naszej niespodzianki.
- Mam nadzieję, że nie przekaże tego genu naszemu bratankowi. – Stwierdziła rozsądnie Magda. – Ciekawe czy nasze dzieło spodoba się Cindy – wyszczerzyła do siostry ząbki.
.................................................................................................

Aleks obudził się rano z okropnym bólem głowy. Usiadł na łóżku pojękując rozdzierająco. Potarł skronie, a wspomnienia zaczęły napływać jeżąc mu włosy na karku. Rozejrzał się po pokoju i sięgnął po szklankę z wodą.
Cindy, zaalarmowany okrzykami dochodzącymi z sypialni narzeczonego, wszedł do środka i przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Był jakiś niewyraźny i miał podkrążone oczy.
- Zabalowało się co? Czy ty czasem nie za dużo pijesz? – zapytał Kopciuszek, szukając na stoliku tabletek przeciwbólowych. Wrzucił jedną do kubka.
- Wiesz, miałem straszny sen. W życiu się tak nie bałem – Aleks jednym haustem wypił musujący napój. Poczuł, że coś go strasznie swędzi. Zaczął się wiercić niespokojnie, bo matka zawsze go uczyła, że przy ludziach tam się drapać nie wolno.
- Co ci jest? – Wojtek zdziwiony jego zachowaniem nie spuszczał go z oczu.
- Nic takiego. Przepraszam, ale muszę to zrobić – Mężczyzna podniósł kołdrę, spojrzał na swój skarb i oniemiał. Siedział tak przez co najmniej minutę. Wyglądał, jakby zamienił się w posąg. Wpatrywał się z niedowierzaniem w swoje krocze. Przestraszony nie na żarty Kopciuszek podszedł do niego i zaczął nim potrząsać, ale nie odpowiadał. Złapał więc za brzeg nakrycia i zdarł go z narzeczonego jednym ruchem. To co tam zobaczył najpierw wprawiło go w osłupienie, a potem w napad takiej głupawki, że zaczął się turlać po dywanie ze śmiechu.