czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 25

Epilog
     
   Wojtek wyszedł na taras skąd roztaczał się wspaniały widok. Jeden z przyjaciół Aleksa wynajął im na miesiąc willę nad brzegiem oceanu. Odetchnął głęboko i wciągnął głęboko w płuca kryształowo czyste, morskie powietrze. Kilka godzin temu wylądowali na lotnisku w Sydney. Mimo, że dotarli tutaj klimatyzowanym samochodem upał nieźle dał im się we znaki. Na szczęście lekka bryza łagodziła nieco temperaturę. Zapadał już zmierzch, widać było zapalające się na niebie pierwsze gwiazdy. Mendoza wyszedł właśnie spod prysznica w samej koszulce na ramiączkach i białych bermudach. Mokre, przydługawe czarne włosy opadały mu na ramiona. Objął wzrokiem smukłą sylwetkę męża doskonale widoczną na tle ciemniejącego nieba i uśmiechnął się do siebie. Nareszcie byli sami i mieli przed sobą wiele dni słodkiego nieróbstwa.
- Prawda, że tu pięknie? – odezwał się cicho, nie chcąc burzyć nastroju. - Za chwilę przyjedzie Kevin z zaopatrzeniem. Jestem głodny jak wilk.
- Miałeś świetny pomysł, żeby tu przyjechać – Cindy podszedł do niego i wtulił się w szerokie ramiona. – Rozpalimy grilla dobrze? Podobno mięso z kangura jest pyszne – dodał entuzjastycznie. Wystarczyła tylko godzina, by się zregenerował i rozpierała go energia.
- Chyba będziesz musiał mnie do tego jakoś zachęcić – uśmiechnął się  Aleks i jego ręce zaczęły wędrować po plecach chłopaka, aż dotarły do kuszących pośladków.
 - Czy kilka buziaków mogłoby w tym pomóc? – zapytał, delikatnie muskając ustami jego wargi.
- Hm… chyba rozważę twoją ofertę… - nie zdążył dokończyć, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie puścił męża i poszedł otworzyć. Na progu stał Kevin, a na podjeździe za nim widać było wyładowany po brzegi samochód dostawczy.
- Witajcie w Australii! – wyciągnął rękę do Mendozy. – Jestem waszym sąsiadem i prowadzę jedyny w okolicy sklep spożywczy. Może pomożecie mi z tym kramem?
- O tak, czym szybciej to rozpakujemy , tym prędzej będzie kolacyjka – Wojtek od razu rzucił się do noszenia pudeł. . Po godzinie wszystko było poukładane w spiżarni i lodówce, a oni siedzieli  w ogrodzie z piwkiem w rękach i wdychali aromat dobrze doprawionego ziołami, smażonego mięska. Kevin pokazał im jak przygotować pyszne steki z kangura. Zrobił też sałatkę. Opowiadał im o miejscowych zwyczajach, pociągając złocisty płyn z kufla.  Opróżniali już drugą zgrzewkę i Wojtkowi, który miał dość słabą głowę zaczęło już się w niej trochę kręcić.
- I nie zapuszczajcie się czasem sami do buszu, tam trzeba umieć się poruszać. Łatwo się zgubić, zresztą pełno tam jadowitych węży i pająków. Gdybyście jednak chcieli się przejść, zrobić trochę zdjęć, to mogę wam polecić jakiegoś przewodnika – Porządnie podchmielony Kevin, robił się coraz bardziej wylewny.                  
- Dzięki, za kilka dni na pewno chętnie skorzystamy z oferty – Cindy uśmiechał się coraz szerzej.
- Regu.. regg… ybuuu  - rozległ się skrzek i jakby buczenie. Przeraźliwy dźwięk przybierał na sile.
- Co to takiego? Miejscowe koguty czy coś? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Potencjalne księżniczki – roześmiał się Kevin, widząc jego minę.  – W twoim wypadku, może znalazł by się nawet jakiś książę. Wystarczy pocałować – wskazał ręką na widoczny w rogu ogrodu spory staw, gęsto porośnięty trzciną. – To taka legenda. O tej porze roku żaby mają gody i są chętne do zawierania znajomości. Jeśli którąś pocałujesz to zamieni się w modelkę z rozkładówek lub jakiegoś przystojniaka.
- Muszę je zobaczyć! – gnany ciekawością Wojtek poszedł zygzakiem w stronę rozśpiewanego stawu. Aleks z niepokojem obserwował jego manewry
- Nic mu nie będzie – uspokoił do Australijczyk – ropuchy są całkiem miłe, a bajorko płytkie.
- Nie znasz Cindy, on przyciągał kłopoty jak magnes.. – rzucił się biegiem w stronę męża, bo usłyszał jego przeraźliwy pisk.
- Aa…! Pali…! – chłopak trzymał w ręce żabę, na szczęście nie zdążył jej pocałować. Jego ręce puchły w zastraszającym tempie i przybrały karykaturalne rozmiary. 
- Puść to obrzydlistwo, pewnie jesteś uczulony!- krzyknął wystraszony nie na żarty Mendoza. Wojtek rozwarł dłonie i zwierzak wskoczył do jeziorka. Zakręciło mu się w głowie. W padł prosto w rozwarte ramiona męża, który wziął go na ręce i popędził z nim do domu.
- Zanieś go na łóżko, zaraz przyniosę leki, powinny być w apteczce – krzyknął za nimi Kevin. Niebezpieczeństwo rozjaśniło mu myśli, alkohol jakby nagle gdzieś wyparował.  Okazało się, że rzeczywiście w domu posiadają leki p/histaminowe. Znalazło się też wapno. Zdenerwowani mężczyźni nafaszerowali chłopaka wszystkim co znaleźli. Po godzinie było widać, że obrzęk zaczyna się zmniejszać. Zmęczony zasnął jak kamień. Oddech miał wyrównany, serce biło mu miarowo. Obaj z sąsiadem doszli do wniosku, że najgorsze już za nimi. Aleks odprowadził Kevina do drzwi.  Rozebrał się do bokserek i położył obok Cindy, pragnąc być blisko na wypadek, gdyby czegoś potrzebował.
    Następnego ranka Wojtek obudził się w wyśmienitym humorze. Czuł się zupełnie dobrze jeśli nie liczyć swędzącej skóry i palców przypominających parówki, które nadal nie chciały się zginać. Dostał śniadanie do łóżka, pooglądał przez chwilę telewizję i zaczął się nudzić. Kręcił się nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
- Aleks, powinieneś mi dotrzymać towarzystwa, skoro mi kazałeś tutaj leżeć! – krzyknął w stronę kuchni.
- Dobrze ci tak, gdyby ci się nie zachciało zagranicznego księcia, nie miał byś teraz takich kłopotów. Po jaką cholerę próbowałeś pocałować tą ropuchę? – mężczyzna usiadł obok niego na materacu, widząc jednak markotną minę Cindy, zrobiło mu się go żal.  – Może w coś zagramy? Szachy, warcaby, karty…
- Wiesz, że to niemożliwe, jak niby miałbym je trzymać? – chłopak przeciągnął się na całą długość, wyginając zgrabne ciało w łuk – Prawdę mówiąc myślałem o czymś bardziej ekscytującym.
- Masz rację. Tymi rękami i tak nie mógłbyś nic zrobić – Aleks śledził uważnie każdy jego ruch. Oczy błądziły po wszystkich krzywiznach z wyraźną przyjemnością. Bezwiednie oblizał wargi.
- A muszę…? Nie poradzisz sobie sam? – uśmiechnął się kusząco do męża.
- W takim razie wyobraź sobie, że jesteś manekinem – mężczyzna rzucił na ziemię szlafrok i nagi, położył się obok zarumienionego Wojtka. – No więc laleczko, na początek chyba powinienem dokładnie zbadać, czy mi cię ta żabka za bardzo nie uszkodziła – obrysował ustami jego twarz, potem zjechał na szyję i wpił we wrażliwe miejsce, gdzie tętnica przebiegała najbliżej skóry.
- Phi…- prychnął chłopak. - Myślałem, że przynajmniej wyciągniesz stetoskop.
- To nowy rodzaj diagnozy przeprowadzanej przy pomocy ust – ukąsił delikatnie miękką skórę. – Właśnie sprawdzam ci puls – ciepłe dłonie mężczyzny w tym samym czasie pozbawiły chłopaka całej garderoby. Gładziły i ugniatały napięte mięśnie, wyrywając z jego ust coraz głośniejsze sapnięcia. Wargi przesuwały się bardzo powoli, pieszcząc każdy zakamarek drżącego z pożądania ciała.
- Przestań się mną bawić draniu… - syknął niecierpliwie Wojtek i rozsunął szeroko nogi. – Robisz to specjalnie!- szarpnął biodrami do góry.
- Miałeś się nie ruszać! – rzucił ochrypłym głosem Aleks. Chuchał właśnie na penisa chłopaka i mrucząc z zadowolenia patrzył jak rośnie.
- Och… mhm…- jęczał coraz głośniej i zacisnął dłonie na prześcieradle. Długie naoliwione palce zaczęły się właśnie zagłębiać w jego spragnionym wnętrzu.
- Kocham cię, moja nieznośna księżniczko! – mężczyzna wyciągnął dłoń, by zastąpić ją czymś znacznie większym i pchnął mocno.
- Kocham cię drogi książę! A teraz zajmij się bzykaniem – przynaglił go i wypiął mocniej tyłeczek, nabijając się aż do samego końca. Wpadli w dobrze im już znany rytm, który odbierał im rozum i przenosił do świata pełnego rozkosznych przyjemności. Wkrótce krzyczeli już obaj, pobudzając się nawzajem do szybszych i mocniejszych ruchów.

***
   Mirek i Tom spędzili cudowne dwa tygodnie podróżując po Francji. Zwiedzali wspaniałe zabytki, zatrzymywali się w najlepszych hotelach, jedli w słynnych restauracjach. Chłopak nigdy nie miał okazji do podróżowania pierwszą klasą. Nie musiał się martwić, że jego konto całkowicie opustoszeje i za co przeżyje następny tydzień. Z początku czuł się bardzo skrępowany, wydając pieniądze, których sam nie zarobił. Nie chciał nigdzie wychodzić i przyjmować żadnych prezentów od męża. W końcu Kaser rozgniewał się nie na żarty. Zaciągnął Mirka do pobliskiego parku i usiadł z nim na ławce.
- Czy ty wiesz, że nie spisaliśmy intercyzy i połowa tego co mam prawnie należy teraz do ciebie? – zapytał mężczyzna, z trudem nad sobą panując. – Tymczasem ty wyszedłeś z kawiarni, bo lody były za drogie. Na co mi pieniądze, jeśli nie mogę ich wydać na osobę którą kocham?
- Należą do ciebie, za parę miesięcy pewnie zmienisz zdanie i będziesz chciał się rozwieść, a ja nie będę ci miał z czego oddać – stwierdził z uporem Mirek. Miał pochmurną twarz i nerwowo zaciskał ręce na siedzeniu ławki.
- Kocurku – odezwał się już łagodniej Tom i wziął go za rękę – dlaczego ty mi nie ufasz? Gdybym chciał krótkiej przygody, to bym się z tobą nie ożenił. Pragnę mieć z tobą dzieci. Widzisz tego ciemnowłosego chłopczyka jadącego na rowerku, albo tą jasnowłosą dziewczynkę bawiącą się piłką? To mógłby być nasz syn lub córka – przyciągnął mężczyznę do siebie i pocałował w słodkie usta, nie bacząc na licznych gapiów. Park o tej porze dnia był pełen ludzi. Wszyscy uśmiechali się jednak życzliwie, patrząc na tulących się do siebie mężczyzn. Mirek jeszcze przez chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem wdrapał mu się na kolana i schował zarumienioną twarz na jego piersi.
- Też cię kocham – wyszeptał cichutko, a serce Toma wywinęło fikołka z radości. – Ale jak mnie kiedyś zdradzisz lub opuścisz, to przysięgam, że użyję swojej połowy majątku, żeby cię odnaleźć i wyrwać twoje czarne serce! – dodał groźnie.


***
   Siostry Piekiełko przez dwa tygodnie myły gary i zdzierały sobie paznokcie. Miały bardzo dużo czasu na przemyślenia i w końcu wpadły na to komu zawdzięczają te dni pełne ciężkiej, mozolnej pracy. Poprzysięgły ludziom Mendozy zemstę po powrocie do Polski. Umówiły się z nimi telefonicznie w galerii handlowej i chłopcy o dziwo bez wahania się zgodzili. Dziewczęta pojawiły się z pochmurnymi jak gradowe chmury minami i głowami pełnymi morderczych zamiarów. Tymczasem Heniek i Krzych już na nie czekali uzbrojeni w kwiaty i wielkie pudła wyśmienitych czekoladek.
- To dla pań na przeprosiny – nieśmiało wręczyli im prezenty.
- Myślicie, że tak tanio się wykpicie? Widzisz moje ręce draniu? – Magda podsunęła Krzychowi pod nos popękane, spracowane dłonie. Mężczyzna podniósł je do ust i delikatnie ucałował każdy paluszek zaskoczonej dziewczyny.
- Co ty wyprawiasz? – próbowała się wyrwać cała zarumieniona.
- Musiałem przeprosić każdy z nich i obiecuję się nimi zaopiekować – spojrzał jej w oczy z niemą prośbą.
- Może pójdziemy gdzieś omówić warunki pokoju? – zapytał Heniek z wahaniem, zerkając na Olgę. – Jest tu niedaleko taki przyjemny lokalik. Będzie tam występował za godzinę niezły kabaret. Poza tym można potańczyć i robią świetne drinki. - Spędzili ze sobą prawie całą noc, doskonale się bawiąc w swoim towarzystwie. Tak zaczęła się naprawdę piękna przyjaźń, która z czasem przerodziła się w coś więcej i zaowocowała dwoma małżeństwami.

***
   Pani Oliwia tak jak dziewczyny przeżyła na statku wiele ciężkich chwil. . Nie była przyzwyczajona do ciężkiej fizycznej pracy i miała już swoje lata. Była jednak z pewnością najbardziej upartą ze wszystkich pasażerek na gapę. Dźwigając ciężkie talerze warczała na siostry Piekiełko, które co jakiś czas próbowały ją namówić na sprzedaż biżuterii w celu opłacenia podróży. Jedną z takich sprzeczek podsłuchał sam kapitan Orłowski. Zaczekał, aż kobieta zostanie sama i podszedł do niej znienacka.
- Właściwie dlaczego pani tak się zawzięła? – zapytał zaciekawiony. – Mogłybyście podróżować pierwszą klasą.
- Po pierwsze to bardzo niegrzeczne, tak wtrącać się w nieswoje sprawy – zmierzyła go z góry na dół swoimi pięknymi, zielonymi oczami i prychnęła wyniośle. – A po drugie, to są moje pamiątki po nieboszczyku mężu. Ten z niebieskim oczkiem dostałam od niego jak mi się oświadczał, grubszy z diamentami w dzień ślubu, a ten z serduszkiem po urodzeniu naszego syna. Przypominają mi najpiękniejsze chwile mojego życia. Nie mogłabym się z nimi rozstać.
- Rzadko można spotkać taką lojalną i wierną kobietę jak pani – mężczyzna z kurtuazją pocałował ją w rękę. – Może pozwoli się pani zaprosić na drinka wieczorem? - Od tej pory można ich było często spotkać, spacerujących razem po pokładzie.

                                                           ***

Siedem lat później…

   W ogrodzie państwa Mendozów siedziało liczne towarzystwo – Pani Oliwia, Aleks z Wojtkiem, Mirek z Tomem oraz siostry Olga i Magda razem z mężami. Kapitan Orłowski w kraciastym fartuszku i łopatką w ręce przewracał kiełbaski na grillach. Dorośli porozsiadali się w altanie i głośno o czymś dyskutowali. W pobliskiej piaskownicy bawiło się dwoje dzieci. Samuel i Artur byli sąsiadami, spędzali ze sobą dużo czasu, chodzili razem do szkoły. Przyjaźnili się odkąd nauczyli się mówić. Nieustannie kłócili się i godzili. Te bliskie kontakty wcale nie podobały się ich ojcom, którzy nadal niezbyt się lubili.
- Mój zamek jest większy! – tupnął nogą pulchny, wysoki blondynek. – Spójrz na wieżę!
- Nieprawda, bo mój! – zaperzył się ciemnowłosy Artur i pokazał mu język.
- Zaraz ci przyleję – zamierzył się na niego łopatką. – Racja jest zawsze po stronie silniejszych, tak mówi mój tata.
- Za to ja jestem mądrzejszy i o niebo ładniejszy od ciebie – nadęła się zielonooka kruszyna.
- Wcale nie – roześmiał się wyższy przyglądając mu się z uwagą - wyskoczyły ci  dwa piegi!
- Ty głupku, to nie piegi! Znowu wymazałeś mnie piaskiem! – mały z bojowym piskiem rzucił się na niego i przewrócił na trawę. Zaczęli tarzać się i okładać pięściami gdzie popadnie.
- Ładnie pachniesz – Sam powąchał czarne włoski kolegi – brzoskwiniami.
- Nie będę się z tobą bawić – mały wstał, otrzepał się z ziemi i zadarł do góry nosek. - Łukasz jest o wiele fajniejszy, nie kłóci się ze mną i zawsze przynosi mi lizaki.
- Dam ci jutro Wedla z orzechami, takiego jak lubisz – uśmiechnął się do niego Sam. – A Łukasz ma zeza! Jednym okiem patrzy na ciebie, a drugim na Olka.
- Ale drań, nie wiedziałem! A duża ta czekolada? – zapytał i odwzajemnił uśmiech przyjaciela. Długie rzęsy kładły miękkie cienie na jego zarumienione policzki, a różowe usta nie miały sobie równych. Blondynek nie mógł oderwać od niego oczu i doszedł do wniosku, że przyniesie największy batonik jaki znajdzie w domu. Artur był z pewnością najładniejszym chłopcem w zerówce. Nie pozwoli, by jakiś okularnik sprzątną mu go sprzed nosa.
……………………………………………………………………………………………………….

To już ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że czytając bawiliście się równie dobrze jak ja przy jego pisaniu. Pozdrawiam wszystkich wiernych czytelników, którzy wytrwali do końca.
Zgadnijcie, które dziecko jest czyje. :))








niedziela, 28 kwietnia 2013

Ogłoszenie!


Ruszyło nowe opowiadanie pt.,, Połknij mnie”. Link macie na panelu po prawej stronie. To absurdalna komedia, dlatego wszystkich czytelników proszę o wyrozumiałość i nieprzysyłanie mi adresów najbliższych psychiatrów. Michał popełnia kilka wykroczeń i zdenerwowany ojciec zmusza go, aby został jednym z zawodników znanej drużyny siatkówki. Ma nadzieję, że panująca wśród sportowców dyscyplina dobrze zrobi jego porywczemu synowi. Chłopak ma naprawdę szczery zamiar popracowania nad swoim charakterem. Niestety, kiedy na drodze staje mu Grizzzli i COSIK wszystko zaczyna się sypać…

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 24


  Mirek złapał nieco opierającego się Toma za rękę i pociągnął w kierunku pełnej bulgoczącej, ciepłej wody i płatków róż wanny. Wyglądała bardzo zachęcająco, zwłaszcza po długim, nerwowym i męczącym dniu, jaki mieli za sobą.
- No mężulku – przyparł go do ściany w łazience. – Bądź dzielny – zachichotał mu do ucha, zrzucił z ramion marynarkę i zaczął rozwiązywać krawat. W pozycji dominującego partnera, do której był przyzwyczajony, czuł się o wiele pewniej. Tom szybko to zauważył i przestał oponować. Poddał się dłoniom chłopaka, ale nadal trudno mu było przystosować się do nowej roli. Przymknął oczy, usiłując się uspokoić. Zaczął po omacku rozbierać Mirka, poznając przy okazji wszystkie krzywizny jego smukłego ciała. Otworzył powieki, kiedy pod palcami miał już tylko nagą skórę. To co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach. Pierwszy raz mógł podziwiać go w całej okazałości. Powiódł oczyma po pięknej twarzy, teraz odrobinę zarumienionej oraz rozchylonych w szybkim oddechu ustach. Był od niego kilka centymetrów niższy i drobniejszy. Miał jasną, gładką skórę lśniącą teraz w sztucznym świetle miękkim, aksamitnym blaskiem. Przesunął wzrok na ładnie zarysowane ramiona, umięśnioną klatkę piersiową, dłużej zatrzymał się na różowych sutkach, które wyglądały na stworzone dla jego ust i dłoni. Powędrował niżej na płaski brzuch i oblizał się, na widok dumnie sterczącego penisa.
- Tom, przestań się na mnie gapić i chodź do wody – szepnął zmieszany i podniecony tymi oględzinami Mirek. Miał wrażenie, że oczy mężczyzny wypalają w jego ciele głębokie ścieżki, wzdłuż których wzburzona krew, zaczęła pędzić jak oszalała w dół, powodując bolesną erekcję. Chcąc trochę ochłonąć, pchnął męża do stojącej obok wanny. Prawie równocześnie wpadli do wody, z głośnym pluskiem rozchlapując ją dookoła.
- Czy to była próba pozbycia się mnie? – zapytał rozbawiony mężczyzna, lokując się obok towarzysza. Uniósł go i posadził na swoich kolanach twarzą do siebie. Pocałował czule prosto w  mokre usta. Chłopak pokręcił tyłeczkiem, rozsunął mu szeroko uda i uklęknął między nimi.
- Teraz kochanie, poznamy się bardzo, ale to bardzo dogłębnie – Mirek bez żadnych wstępów wsunął naoliwiony wcześniej palec w zaciśniętą dziurkę.
- Tak od razu do rzeczy? – mruknął zaskoczony Tom i instynktownie próbował zewrzeć nogi.
- Nie tak nerwowo – pogładził go po napiętych mięśniach brzucha i zacisnął dłoń na pulsującym penisie. – Nie wyglądasz, jakbyś potrzebował długich przygotowań – szepnął mu do ucha.
- Rób tak dalej, a za chwilę będzie po balu. Ach…! - jęknął przeciągle, bo sprytny paluszek dotknął właśnie jego prostaty.
- W takim razie obróć się i wypnij do mnie swój tyłeczek – zaproponował niskim głosem Mirek, wodząc ustami po opalonej szyi.
- Jesteś pewny, że sobie poradzisz? - Tom po raz ostatni próbował walczyć z przeznaczeniem. Poczuł jak dłoń na jego penisie porusza się coraz szybciej, a druga drażni z wprawą jego wrażliwe wnętrze. Wiedział, że długo już nie wytrzyma tych słodkich tortur i przyjął żądaną pozycję. Nie zdążył nawet westchnąć, kiedy poczuł pożądliwe usta, a potem zęby na swoich pośladkach. Chciał zaprotestować, ale udało mu się wydobyć z siebie tylko jakieś nieartykułowane dźwięki. – Mmm… yhh… mrr…-  mruczał głośno, gdy ruchliwy język zagłębiał się raz po raz w jego szparkę. Wystająca ponad powierzchnię wody krągła pupa zupełnie oczarowała Mirka. Nie mógł od niej oderwać pożądliwego wzroku. Jak tylko poczuł, że mąż zupełnie się rozluźnił i poddał jego pieszczotom, naoliwił obficie swojego członka i zaczął się zgłębiać w oszałamiającą ciasnotę przy akompaniamencie pełnych rozkoszy postękiwań, które brzmiały dla niego jak najpiękniejsza muzyka. Kiedy dotarł do końca na chwilę znieruchomiał, ustawił się pod właściwym kątem i teraz już bezlitośnie zaczął uderzać coraz prędzej we wrażliwy splot nerwów. Raz po raz wyrywał z ust Toma pełen rozkoszy skowyt, nie przestając ani na chwilę stymulować jego członka. W końcu oba ciała wygięły się, zadrżały i każdym z nich targnął potężny orgazm. Wypuścili obfite strumienie spermy, krzycząc nawzajem swoje imiona. Po chwili siedzieli już razem, spleceni w pełnym czułości uścisku.
- Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – wyszeptał Mirek, pocierając policzkiem o mokry tors męża. – Było naprawdę cudownie. Jestem tak wykończony, że nie mam siły nawet ruszyć palcem – wtulił się w ciepłe ciało.
- I bardzo dobrze, bo teraz moja kolej i nigdzie mi nie uciekniesz – uśmiechnął się do niego drapieżnie Tom, wziął zaskoczonego jego oświadczeniem męża na ręce i wyszedł z nim z wanny. Otulił ich puszystym ręcznikiem i dokładnie wytarł. Chłopak rzeczywiście leciał mu przez ręce. Zaniósł go do łóżka i ułożył na chłodnych prześcieradłach.
- Zzimno… - zaszczękał zębami.
- Zaraz cię rozgrzeję – Tom nakrył go swoim gorącym, twardym ciałem. – Lepiej?
- Ttak… - głos Mirka dziwnie drżał. Obrócił głowę na bok, by mężczyzna nie mógł wyczytać z jego twarzy targających nim uczuć.
- Kocurku – zamruczał miękko. – Nie chowaj się przede mną – ujął go pod brodę i zmusił do spojrzenia mu prosto w oczy. – Czego się boisz? – na dnie jasnych oczu widział niepewność. – Jestem tu z tobą i zawsze już tak będzie. Musisz tylko w to uwierzyć – szeptał mu czule do ucha. – Spróbuj mi zaufać – odszukał różowe usta i zaczął je muskać swoimi w łagodnej pieszczocie. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła, nie mógłbym cię skrzywdzić. Jesteś teraz częścią mnie, a przecież nie zadaje się bólu samemu sobie. Pozwól mi się kochać – słodkie, pełne miłości słowa działały na Mirka jak kojący balsam. Przestał drżeć, ciepło drugiego ciała zaczęło mu się powoli udzielać. Poczuł się bezpiecznie, zaczął się wiercić, by przyjąć najwygodniejszą pozycję. Penisy zetknęły się ze sobą, wysyłając iskry pożądania do obu mężczyzn.
- Och… - sapnął zaskoczony chłopak i gwałtownie poczerwieniał. Znowu był twardy jak kamień. – Co ty ze mną robisz? – jęknął zmieszany. – Wystarczy, że mnie dotkniesz i ogarnia mnie jakieś szaleństwo.
- Miło mi to słyszeć. Pokaż, jakim potrafisz był uległym i czarującym kocurkiem – głos Toma dosłownie hipnotyzował chłopaka. Rumieniąc się mocno rozsunął dla niego uda i pozwolił mu się między nimi umościć. – Właśnie tak, do twarzy ci z tą zawstydzoną minką. - Sunął ustami po klatce chłopaka, przez chwilę possał jego sutki, słuchając rozkosznych jęków, nad którymi ten nie próbował już panować. Wycałował ścieżkę wzdłuż apetycznie umięśnionego brzucha, aż do nabrzmiałego penisa, wabiącego go swym zapachem. Zaczął go lizać zapamiętale jakby to był najlepszy deser na świecie.
- Ach... aa…! Nie męcz mnie dłużej – usłyszał ochrypłą prośbę.
- Dobrze skarbie – wsunął ostrożnie do ciasnej dziurki od razu dwa naoliwione palce. Zaczął go umiejętnie rozciągać. Mirek wygiął się w łuk i cicho zakwilił.
- Błagam zrób to wreszcie!
- Jutro tego pożałujesz – mruknął Tom, ale posłusznie podniósł wysoko jego nogi i ułożył na swoich ramionach. Pchnął mocno, zanurzając się po jądra.
- Już – krzyknął chłopak i pokręcił niecierpliwe pupą. Na mężczyznę podziałało to jak pierwotny sygnał, wzywająca go do ataku. Ciało i umysł spalały się w ogniu pożądania. Świadomość pokryła szkarłatna mgła. Zawładnęły nim całkowicie zwierzęce instynkty. Uderzenia były silne, brutalne i niesamowicie celne. Jego potężne mięśnie lśniły jak wypolerowane. Mirek wychodził mu naprzeciw i pozwolił się penetrować jego dużemu członkowi bez słowa skargi. Rozłożył szerzej nogi by mógł wchodzić jeszcze głębiej. On też już dawno stracił kontakt z rzeczywistością. Wkrótce ich obu ogarnęła fala tak silnego orgazmu, że na kilka chwil pogrążyli się w nieświadomości. Leżeli tak nieruchomo dobre kilka minut. Pierwszy ocknął się Tom.
- Jak tam tyłeczek? Chyba mnie trochę poniosło – zapytał zaniepokojony milczeniem męża.
- Pomyślę nad tym jutro. Bądź grzeczną poduszką i zamilknij wreszcie – Mirek umościł się na piersi swojego mężczyzny. Po kilku sekundach już spał kamiennym snem, cicho posapując.

***

   Heniek i Krzych już od pół godziny stali pod willą Mendozów i po cichu się naradzali. Szef przed wyjazdem kazał im przynieść dla sekretarza organizacji dokumenty ze swojego gabinetu. Niestety tak zabalowali na weselu, że nie byli w stanie wykonać polecenia. Przypomnieli sobie o nim dwa dni później, kiedy wytrzeźwieli. Po całej tej aferze ze ślubem bali się wejść do środka. Matka Aleksa była bardzo groźną osobą, prawie tak niebezpieczną jak głodny tygrys. Nie daj Boże jeszcze ich zaczepi i zacznie wypytywać.
- Może powinniśmy się jakoś przygotować? – zaproponował Heniek. – Zastanowić się co powiemy.
- Ty bałwanie, ledwo otworzysz gębę od razu się wygadasz – pacnął go w głowę kumpel.
- Przecież ona nie wie, że Aleks kazał wykupić bilety na ten jutrzejszy rejs na Crystal do Singapuru, więc nas o nic nie zapyta – odpowiedział spokojnie Heniek i w tym momencie poczuł, że czyjaś mała rączka chwyta go za ucho. To samo spotkało zaskoczonego Krzycha.
- Powtórz to jeszcze raz przerośnięty gorylu! – wrzasnęła mu do ucha Magda wyskakując z krzaków. - Gadajcie zaraz czy to prawda?
- Jak wam się udało tak podkraść – Krzych pokręcił z podziwem głową. – Pewnie, że prawda, sami rezerwowaliśmy miejsca, możecie to przecież sprawdzić.
- Może uda się nam złapać, te dwa cwane ptaszki – odezwała się Olga i jej oczy rozbłysły. – Już my im urządzimy podróż poślubną – zatarła ręce. – Te gamonie w końcu się na coś przydały – machnęła lekceważąco na dryblasów. - Chodź, musimy się pośpieszyć, dobrze, że mamy ważne paszporty – wzięła siostrę za rękę i pobiegły do pani Oliwii, zasięgnąć jej rady.
Mężczyźni tylko wzruszyli ramionami. W drodze powrotnej do biura wstąpili do pobliskiego baru na piwo. Usiedli skromnie w kąciku i omietli wzrokiem salę w poszukiwaniu glin i konkurencji. Na szczęście nikogo takiego nie było. Rozsiedli się więc wygodnie i sączyli powoli zimnego Żywca z grubą warstwą pianki.
- Myślisz, że już pojechały? – zapytał leniwie Heniek.
- Pewnie tak, były strasznie zawzięte – uśmiechnął się do niego Krzych.
- A dlaczego nie powiedziałeś im, że rezerwowaliśmy też samolot do Japonii, miejsca w ekspresie transsyberyjskim i statek na Grenlandię?
- A po co? Niech się kobitki przejadą, będą mieć fajne wczasy no nie? – pociągnął łyk piwka.
- Racja brachu, a my mamy miesiąc bez żadnego nadzoru. Niech żyje wolność! – stuknęli się kuflami z wielkim entuzjazmem.

***

   Trzy kobiety objuczone bagażami w ostatniej chwili weszły na statek. Zdenerwowani opóźnieniem marynarze nawet nie sprawdzili im biletów, tylko machnęli na nie i wskazali kierunek, gdzie mają się udać. Objuczone bagażami, wlekły się przez pokład. Co chwilę coś im spadało i musiały po to wracać. Kiedy elegancka torebka pani Oliwi wypadła zupełnie przypadkiem za burtę odbijającego już od brzegu statku, Magda tylko wzruszyła ramionami. Wskazała na plecy kobiety i mrugnęła do siostry, kładąc palec na ustach. Do kabiny dotarły całe spocone i potargane, padły na łóżka na wpół żywe ciężko dysząc.
- Należy nam się odrobina odpoczynku, pobiłam dzisiaj wszystkie swoje rekordy szybkości – wystękała Olga.
- Ja też, o której ta kolacja? – zapytała Magda. - Wyobraźcie sobie cieplutkie morze, palmy i jakiegoś przystojnego hindusa serwującego drinki - rozmarzyła się na dobre.
- O dwudziestej. Nie zapominajcie, po co tu jesteśmy. Najpierw musimy znaleźć naszych uciekinierów – Pani Mendoza także wyciągnęła się z błogim uśmiechem na kołdrze. – Mamy więc trzy godziny czasu. Proponuję mała drzemkę. – Już po kilku minutach spała snem sprawiedliwych. Tymczasem siostry zerkały na siebie niespokojnie. Obie miały wyrzuty sumienia z powodu torebki.
- To był Prada, musiała kosztować fortunę – jęknęła cicho Olga. – A jak miała tam coś wartościowego?
- Nie dramatyzuj, pewnie nawet nie zauważy jej braku. Najwyżej jej odkupię po powrocie i przeproszę – Magda zaczęła też mieć złe przeczucia, ale starała się jak zwykle zachować rozsądek. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, a siostrom przebiegł po plecach zimny dreszcz.
- Kto tam?
- Obsługa – Jedna z dziewcząt wstała i otworzyła drzwi. Weszło dwóch uśmiechniętych uprzejmie marynarzy w eleganckich mundurach.
- O co chodzi? – pani Mendoza usiadła i przetarła oczy.
- Poprosimy o dokumenty i bileciki do kontroli. Każdy pasażer musi być odnotowany w naszym systemie, a panie przez pośpiech umknęły uwadze kolegów, za co bardzo przepraszamy.
- Oczywiście, dziewczęta, gdzie jest moja czerwona torebka? Tam były nasze bilety, dokumenty i pieniądze na drobne wydatki – zapytała, rozglądając się niespokojnie po luksusowym apartamencie. Nie mogła sobie przypomnieć, co z nią zrobiła.
- Ttaka ood Pprady? – wyjąkała słabym głosikiem Magda. – Chyba wwyleciła zza bburtę.
- A może mógłby któryś z panów znaleźć pana Mendozę? Na pewno zapłaci za naszą podróż – zapytała z nadzieją Olga.
- Zaraz sprawdzę – mężczyzna otworzył laptopa. – Niestety na liście pasażerów nie ma kogoś takiego.
- Jak to?! – wykrzyknęły wszystkie trzy kobiety. – Przecież zrobił rezerwację!
- Ale w ostatniej chwili ją odwołał. Chyba będę musiał poprosić kapitana, drogie pasażerki na gapę – roześmiał się na widok ich przestraszonych min. – Nie martwcie się, to nie statek piracki nie nakarmimy wami rekinów. Myślę, że spędzicie tą podróż na zmywaku. Zawsze brakuje tam rąk do pracy. Na statku mamy w tej chwili około siedmiuset ludzi. Nie będzie się wam nudziło. Mycie garów to bardzo pouczające zajęcie.
- Jej, a ja sobie dwa dni temu takie piękne paznokcie zrobiłam, z rustykalnym wzorkiem – jęknęła płaczliwie Magda.
- Plaża, co? - Olga walnęła siostrę w plecy, aż zadudniło. - Przez ciebie głupia niezdaro, zamiast w południowym raju, w ramionach przystojniaka, spędzimy  czas w kuchni niszcząc sobie dłonie i wdychając smród smażonych ryb!
- To będzie baaardzo długa podróż – stwierdziła filozoficznie pani Oliwia, ściągając z wypielęgnowanych rąk biżuterię.
- Może tym, mogłybyśmy zapłacić za podróż? - zaproponowała nieśmiało Magda.
- Nie ma mowy, to moje ulubione pierścionki! Wolę do końca życia pucować talerze! - warknęła na nią kobieta i z wyniosłą miną schowała je do kieszeni.
 ..................................................................................................................................
 Rozdział betowany przez Hann

   

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 23


   Mężczyźni patrzyli na trzy muszkieterki ogromnie zaskoczeni tokiem ich rozumowania. Zupełnie nie pojmowali tej ślubno - weselnej histerii jaka ogarniała większość kobiet na wieść o zaręczynach. Najwyraźniej te wszystkie gadżety – pierścionki, obrączki, serduszka welony, strasznie je kręciły. Stały, barykadując sobą jedyne wyjście. Na ich twarzach było widać upór i determinację, by doprowadzić sprawę do końca.
   Tom w pierwszej chwili miał zamiar złapać Mirka za rękę i wyskoczyć z nim przez najbliższe okno. Kiedy jednak wziął głęboki oddech i zaczął się zastanawiać w głowie pojawiła mu się nagle fascynująca myśl. Być może już nigdy nie będzie miał takiej okazji, żeby usidlić płochliwego gosposia, który pałał do stałych związków jakąś straszną niechęcią. Jemu ten pomysł z każdą mijającą sekundą podobał się coraz bardziej. Skoro sama fortuna usiłowała ich połączyć, dlaczego miałby z tego nie skorzystać. Niełatwo tylko będzie przekonać do tego chłopaka.  Zerknął na zdenerwowanego towarzysza, który właśnie otwierał buzię by wydać z siebie wściekły ryk.
- Zupełnie was pogięło! Odczepcie się od nas! – krzyczał cały czerwony na twarzy. – Myślicie, że możecie się bawić czyimś życiem?
- Nie gorączkuj się tak, przecież chyba się lubicie skoro przyszliście tu razem – spokojnie odezwała się pani Oliwia.
- Nie wyjdę za tego Casanovę za żadne skarby! Poza tym nie jest w moim typie – dodał rozeźlony.
- Nie jest… Hm, to bardzo dziwne – kobieta popatrzyła na niego z rozbawieniem. – W takim razie kto zrobił ci te wszystkie malinki? – wskazała na jego szyję. – Czyżby wziął cię siłą?
- Właściwie to tak… znaczy się nie tak… ee… - całkowicie zaplątał się Mirek, nie wiedząc gdzie podziać oczy, bo siostry Piekiełko zaczęły już jawnie chichotać.
- To znaczy, że sam mu dałeś, a teraz chcesz całą winę zwalić na tego biednego faceta? – zapytała Magda.
- Jakie sam?! Yy… sam, ale on mnie skusił… - tłumaczył się nieporadnie, płonąc ze wstydu.
- A widzisz, czyli ci się jednak podoba – dorzuciła swoje trzy grosze Olga.
- Nie ma mowy, nic z tego – Mirek zaczął cofać się w stronę okna i w tym momencie został złapany stanowczo za rękę przez Kasera.
- Drogie panie, dajcie nam jakieś pół godziny na przygotowania, a wy idźcie uspokoić gości. Może jakieś mocne drinki pomogą im przetrwać – zaproponował  Tom, patrząc znacząco w oczy pani Oliwii.
- Skoro nalegasz – rzuciła pani Mendoza – trzymam cię jednak za słowo i liczę, że go dotrzymasz. W innym wypadku, będziesz śpiewał w chórze bardzo cienkim głosem– spojrzała wymownie na jego rodzinne klejnoty. - No dobrze, wiem, że to przeżytek. To się teraz nazywa… a wiem kareoke – uśmiechnęła się do niego tryumfalnie i wyszła, ciągnąc za sobą siostry, które cały czas zerkały na mężczyzn z podejrzliwymi minami.

***
   Tymczasem Mirek patrzył na swojego szefa z wielkim uznaniem. Te kobiety były strasznie zawzięte i mało brakowało, a wepchnęłyby ich siłą przed ołtarz. Sam spanikował i na pewno nie udało by mu się uniknąć tej farsy. Kaser natomiast zachował zimną krew i uratował im skórę.
- Dzięki, mnie nigdy nie udałoby się ich tak skołować. Wyskakujemy – wskazał na otwarte okno.
- Chwileczkę, nie śpiesz się tak. Mamy pół godziny i w tym czasie mam zamiar poważnie z tobą porozmawiać – Tom położył mu rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy.
- Daj spokój, to możemy zrobić w domu. Jeszcze te muszkieterki tu wpadną i już po naszej wolności – denerwował się chłopak.
- Jeśli lubisz mnie choć trochę, to przez chwilę posłuchaj – usiadł na fotelu i posadził sobie speszonego jego zachowaniem chłopaka na kolanach. – Prawdę mówiąc, ja bardzo chętnie wezmę z tobą ślub. Spodobałeś mi się już podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy przyszedłeś starać się o pracę gosposi. Od początku miałem nadzieję, że uda mi się do ciebie zbliżyć. Reagowałeś jednak niesamowicie nerwowo na każdą próbę nawiązania kontaktu.
- Ale… przecież… - zaczął jąkać się Mirek, bo gorące usta zaczęły wędrować po jego szyi. W jego głowie jednakże zaczęła powoli kiełkować myśl, że może to nie byłoby takie złe wyjście. Nie podobała mu się jednak rola milutkiej żonki, którą najwyraźniej wyznaczył mu Kaser.
- Kochanie, bardzo się lubię i chętnie spróbuję stworzyć z tobą stały związek. Jeśli oboje się postaramy mamy szansę na coś naprawdę niezwykłego. Wiem, że ja również nie jestem ci obojętny, bo nigdy byś się nie zgodził na żadne pieszczoty, gdyby było inaczej. Trochę cię już poznałem – delikatnie głaskał go po napiętych plecach. – Nie chcę cie do niczego zmuszać, ale sam musisz przyznać, że było nam razem dobrze. Nieźle się dogadujemy i mocno nas do siebie ciągnie. Każde twoje spojrzenie, dotyk, uśmiech powoduje, że moje serce szaleje z radości. Chciałbym założyć z tobą prawdziwą rodzinę. Wiem, że jesteś nie tylko śliczny i podniecający, ale także mądry, odpowiedzialny i honorowy. Potrafisz też być oddanym i lojalnym przyjacielem, chociaż nie wiem dlaczego wybrałeś sobie na kompana akurat tego niecnotę Wojtka.
- Tom, czy ty chcesz powiedzieć, że byłbyś skłonny mnie dzisiaj poślubić? Oszalałeś?!
- Nie, mówię zupełnie poważnie. Wyjdź za mnie i przestań w końcu uciekać. Widziałem co wyprawiasz i wiem, że wcale nie jesteś szczęśliwy z tą swoją pokrętną filozofią. Zmieniałeś tych chłopaków jak rękawiczki, żaden na dłużej nie zagrzał u ciebie miejsca. A widziałeś ich miny kiedy odchodzili? Byli zdruzgotani.
- Żaden się nie skarżył – odezwał się cicho zmieszany Mirek.
- A co mieli robić? Wyć pod twoimi drzwiami, żebrać o zmiłowanie? To faceci jak ty, mają swoją dumę! – tłumaczył mu łagodnie mężczyzna. – Ten napad na ciebie zorganizował jeden z takich odrzuconych. Podobno cierpiał przez kilka tygodni, a jak zobaczył reportaż ze świńskiej katastrofy, to dostał szału.
- Ale  ja wszystkim mówiłem, że to tylko seks nic więcej – chłopak patrzył na mężczyznę niezupełnie rozumiejąc o co mu chodzi. – Nigdy nikomu nic nie obiecywałem!
- Nie musiałeś, serce nie sługa. Czy ty naprawdę myślisz, że można mu coś zakazać? Powiesz mu, od dzisiaj pan XXX mi się nie podoba i tak będzie? – przytulił go do siebie i czule pocałował. – Następnym razem jakiś desperat nałyka się tabletek lub zrobi coś jeszcze głupszego…
- Chcesz mnie nastraszyć?
- Nie, tylko że ty nie jesteś już dzieckiem. Musisz zdawać sobie sprawę z konsekwencji tego co robisz. Cokolwiek ci się kiedyś przydarzyło minęło. Zacznij w końcu naprawdę żyć. Nie bądź tchórzem skarbie! – zaczął pieścić jego dłoń, całując po kolei każdy paluszek. - Pobierzmy się, jak nam nie wyjdzie to trudno, po coś wymyślono rozwody. Chcesz potem już zawsze zastanawiać się, co by było gdyby? – kusił Tom, a jego głos stawał się coraz niższy i bardzo melodyjny. – Kocham cię, kocham z każdym dniem coraz mocniej.
- Czy ty masz w rodzinie jakąś syrenę? – zapytał Mirek, rumieniąc się na twarzy. Miał wrażenie, że te ciepłe, pełne kłębiących się uczuć słowa docierają bezpośrednio do jego trzepoczącego niespokojnie serca i otulają mózg różową kołderką. Kaser był naprawdę niezłym czarodziejem. – Ja się nie nadaję na męża, jestem kłótliwy, uparty i męczący! Nie umiem zachować się w towarzystwie, narobiłbym ci tylko wstydu na tych waszych biznesowych przyjęciach.
- Ależ skarbie, nie zniechęcisz mnie. Nie masz szans przebić swojego przyjaciela Wojtusia, a Aleks jakoś sobie z nim radzi. Jesteś od niego o wiele ładniejszy, poza tym wspaniale smakujesz – ukąsił go w szyję. – A zachowania na przyjęciach dla snobów, można się zwyczajnie nauczyć. Mireczku – mruknął mu do ucha – wyjdź za mnie, zaryzykuj! Jesteś facetem czy nie? Odrobina hazardu czyni nasze życie bardziej ekscytującym.
- Czyli mam się tobą ożenić, by udowodnić swoją męskość? – zapytał chłopak, a jego oczy podejrzanie zabłysły. – Zawsze marzyłem o tym by być macho! Ale mam jedno zastrzeżenie!
- Jakie? Zresztą nieważne, spełnię każde – zadeklarował beztrosko Tom. Skóra na karku chłopaka pachniała tak pięknie, że właściwie było mu wszystko jedno co wymyślił. Najważniejsze, że się zgodził i będzie miał swojego słodkiego kocurka na wyłączność.
- Jak miło to słyszeć, wiedzę, że jesteś zdecydowany na to małżeństwo – uśmiechnął się do niego Mirek. – Przypomnę ci to w naszą noc poślubną. Liczę na to, że ochoczo wypniesz dla mnie tyłeczek. Zawsze chciałem zdominować jakiegoś super męskiego faceta.
- Chwila! Eee… może to jednak przemyślisz? – Kaser gapił się na niego z niedowierzaniem. Nigdy w życiu by nie pomyślał, że zażąda właśnie czego takiego. – Ta rola ci nie pasuje, taki delikatny mężczyzna…
- Chcesz powiedzieć, że jestem zbyt kobiecy by cię zdominować w łóżku?! – zapytał go groźnie chłopak i zmarszczył brwi. W duchu chichotał jak szalony, wiedząc, że właśnie wygrał batalię. Skoro ma się ożenić, to na swoich warunkach.
- No dobrze, ale masz… - zaczął zmieszany Kaser, który właśnie zastanawiał się, jak mógł dać się tak podejść. Trochę się bał jak to będzie wyglądać, ale słowo się rzekło. Jeśli chciał zachować twarz musiał się poddać przeznaczeniu.
- Wiem, będę ostrożny. Postaram się, żebyś na drugi dzień mógł siedzieć – Mirek wyszczerzył białe ząbki. – Potraktuję cię jak najlepszą porcelanę mojej ciotki.

***
   Minął wyznaczony na przygotowania czas i kobiety wkroczyły do pokoju. Ich oczy z widoczną ulgą spoczęły na pogrążonych w rozmowie mężczyznach. Prawdę mówiąc obawiały się, że są już w drodze do Indii. Z serc stoczył im się nie jeden kamień, ale cala lawina.
- W takim razie zaczynamy. Rozdałam już tyle drinków, że jeszcze trochę i doprowadzę do katastrofy – stwierdziła radośnie pani Oliwia.
- Udało mi się załatwić obrączki! – wydyszała Magda. Uchyliła pudełeczko i wszyscy zobaczyli w nim dwa dość oryginalne pierścienie. Każdy z nich tworzyły dwa węże, jeden bursztynowy, a drugi złoty, które się ze sobą splatały w mocnym uścisku, jakby chciały sprawdzić, który z nich jest silniejszy. – Prawda że niezłe. Zostały zrobione dla jakiegoś biznesmena, ale się nie pojawił, więc wyłudziłam je od złotnika.
   Ceremonia odbyła się szybko i sprawnie, by nie zanudzać już i tak zniecierpliwionych długim czekaniem gości. Obaj mężczyźni złożyli sobie tradycyjną przysięgę, patrząc głęboko w oczy. Potem wszyscy przeszli na salę bankietową, gdzie podano tradycyjny polski obiad, który wszystkim bardzo smakował. Pochodzący ze wszystkich stron świata biesiadnicy jedli nie marudząc rosół z makaronem i schabowego z kiszoną kapustą. Po wypiciu toastu para młoda ruszyła na parkiet. Pierwszy taniec należał tylko do niej. Tom objął w smukłej talii męża i wirował z nim wokół sali w upojnym walcu. Mirek miękko wtulił się w jego ramiona. Był szczęśliwy jak nigdy przedtem. Dzisiaj po raz pierwszy od wielu lat odrzucił precz wszystkie swoje lęki. Poddał się magicznej chwili z uśmiechem na ustach. Mąż widząc jak jego twarz promienieje miał wrażenie, że jego serce zaraz pęknie z rozsadzającej go radości.
- Jeśli jesteś zmęczony możemy się stąd za chwilę ulotnić – wyszeptał mu do ucha. - Mamy zarezerwowany apartament dla nowożeńców, a na jutro bilety do Indii. Przed nami dwa tygodnie zwiedzania tego pięknego kraju. Mój znajomy jest maharadżą i z przyjemnością wszystko nam pokaże. Mam pytanie – tu spojrzał niepewnie na chłopaka. – Czy sprawa nocy poślubnej podlega jakimś negocjacjom?
- Dzisiaj cały należysz do mnie. Nie próbuj się wymigiwać – musnął stanowczo jego usta swoimi. - Jak zacznie się następny taniec i goście wyjdą na parkiet, wiejemy – odpowiedział cicho Mirek.
     Pół godziny później stali pośrodku apartamentu i rozglądali się mocno zaskoczeni. Zwłaszcza Mirek nie mógł uwierzyć własnym oczom. Siostry Piekiełko naprawdę zaszalały. Wystrój wnętrza był przeraźliwie romantyczny, z naciskiem na przeraźliwie. Wszędzie stały bukiety szkarłatnych róż w kryształowych wazonach, które na tle biało złotych ścian, wyglądały nieco pretensjonalnie. Pachniały wręcz oszałamiająco. Jeśli do tego dodać ogromne łoże w kształcie serca przykryte jedwabną narzutą, obsypane obficie płatkami kwiatów, wannę mogącej pomieścić przynajmniej z pięć osób, wypełnioną bulgoczącą wodą, porozrzucane wszędzie egzotyczne olejki do masażu, kubełek z szampanem oraz koszyk pełen dorodnych truskawek, to trzeba przyznać, że pojęcie romantyzmu sióstr Wojtka nieco przerosło młodą parę. Stali nieco oszołomieni patrząc na to wszystko z lekką paniką w oczach. W końcu ich usta zaczęły drżeć i wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Kochanie, co powiesz na kąpiel w bąbelkach na dobry początek? – zamruczał Mirek do ucha męża. – Rozgrzeję cię tak mocno, że sam nastawisz swój zgrabny tyłeczek i poprosisz żebym się nim zajął.
- Zastanów się kocurku, mam dłuższe palce i większy sprzęt. Pomyśl, co mógłbym nim zdziałać – kusił Tom, przyciągając chłopaka do siebie.
- Zapomnij skarbie. Dzisiaj sam mistrz się tobą zajmie – zacisnął mocno dłonie na pośladkach zmieszanego coraz bardziej męża. – Coś mi się w końcu należy za te wszystkie tortury. Strasznie słodko wyglądasz jak się tak rumienisz – Miał ochotę dodać, że wygląda uroczo taki niepewny siebie i zawstydzony, ale doszedł do wniosku, że lepiej nie przesadzać.



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 22


   Siostry Piekiełko po obejrzeniu wiadomości, wsiadły w samochód i już po kwadransie były w willi Mendozów. Przywitała ich równie zaniepokojona pani Oliwia. Zaprosiła dziewczęta do salonu, gdzie natychmiast podano im herbatę i ciasteczka. Usiadła w fotelu głęboko zamyślona.
- Dzwoniłam już wszędzie i wiem, że brali udział w jakimś kuligu i zaginęli podczas zamieci. Służby ratownicze prowadzą poszukiwania. Znaleźli jedynie szalik Wojtka z dala od szlaku. Przypuszczają, że udało im się dotrzeć do którejś z górskich chat, ale to nic pewnego – podniosła drżącą dłonią filiżankę.
- A może zginęli i teraz leżą gdzieś pod stertą śniegu? – wyszeptała Olga, a z jej oczu popłynęły obficie łzy.
- Nie bredź, pewnie siedzą u jakiejś gaździny i grzeją się pod pierzyną! Ty głąbie – walnęła siostrę w głowę ręką – to góry! Tam często nie ma zasięgu, pewnie nie wiedzą nawet, że ich szukamy!
- Zabiję ich jak wrócą, obydwu – zerknęła na panią Mendoza, a ta jej przytaknęła. – Potem zreanimuję i znowu zabiję – wysmarkała się nieelegancko w chusteczkę, trąbiąc głośno na nosie.
- Znalazła się doktorka! – prychnęła Magda.
- A żebyś wiedziała, mam dyplom z kursu pierwszej pomocy! – zadarła do góry czerwony  nos.
- Jaaasne…  z liceum…  – popukała ją po czole siostra z politowaniem kręcąc głową.
- Myślisz, że Wojtuś chciałby lleżeć w tym grobowcu ppo tatusiu? – wyjąkała szlochając Olga.
   Aleks z Wojtkiem stali od kilku dobrych minut w holu i przysłuchiwali się tej dziwnej rozmowie. Wrócili do domu od razu, jak tylko usłyszeli w samochodowym radiu wiadomości. Oczywiście wcześniej pożegnali się wylewnie z księdzem i gospodynią, którzy za żadne skarby nie chcieli od nich przyjąć pieniędzy. Mendoza postanowił sobie w duchu jakoś im to wynagrodzić. Znajdzie sposób na tych dwoje uparciuchów. 
- Słyszałeś, co te wariatki wygadują? – szepnął do niego Cindy.
- Taa… zaraz im przemebluję w mózgach – Aleks pociągnął go za rękę do salonu. Stanął w progu i podparł się pod boki, a Wojtek wyglądał ciekawie zza jego ramienia. – Pięknie drogie panie, jeszcze naszych ciał nie odnaleziono, a wy już grobowiec przygotowujecie! – zgromił spojrzeniem siostry Piekiełko. – A moja matka jeszcze wam przytakuje! – popatrzył oskarżycielsko na panią Oliwię.
- Jak dobrze, że nic wam nie jest! – krzyknęła radośnie Magda i zerwała się od stołu. Pozostałe panie poszły w jej ślady. Zbiły się w szczęśliwą gromadkę na środku pokoju i gadały jedna prze drugą. Pytania padały z taką szybkością, że mężczyznom zakręciło się w głowach. Tymczasem matka Aleksa obserwowała wszystko w milczeniu. Coś jej wyraźnie nie pasowało. Obaj zaginieni mieli takie zadowolone miny i trzymali się za ręce. Właśnie ręce!
- Jak mogliście nam to zrobić?! – wrzasnęła pani Mendoza jak krakowska przekupka, kompletnie wypadając z roli damy. – To my tu się zamartwiałyśmy, a wy tam wzięliście ślub bez nas i pewnie kopulowaliście jak króliki! – wskazała zdumionym jej zachowaniem siostrom obrączki na palcach obu mężczyzn i liczne malinki na szyi Wojtka. – A ja tak marzyłam o hucznym weselu, planowałam go od lat! Nie daruję! Wypatroszę! – wyciągnęła ze stojaka pod ścianą parasolkę, a siostry Piekiełko z bojowymi minami zrobiły to samo.
- My sobie nawet sukienki zaprojektowałyśmy i spisałyśmy listę gości! – warknęła Olga. Trzy wściekłe kobiety natarły na wystraszonych mężczyzn z wielką furią, którzy zaczęli się wycofywać powoli do holu.
- Chodu! – krzyknął Mendoza i pociągnął męża na schody. W kilkanaście sekund znaleźli się w swojej sypialni i zabarykadowali drzwi, przesuwając pod nie ciężką komodę. Z ulgą usiedli na niej i odetchnęli.
- Mało brakowało – uśmiechnął się Wojtek. – Ale twoja matka jest szybka, nadawałaby się na komandosa.
- Nawet tak nie mów, jeszcze cię usłyszy i weźmie na poważnie – westchną Aleks. – Z twoich sióstr też niezłe jędze.
- Wiem, ale one pewnie wolałyby być ninja – dostrzegł wyraźną kpinę w oczach mężczyzny. - Nie patrz tak na mnie, fascynują się kulturą japońską od dawna.
- Jaasne… jeszcze tylko brakowało skradających się za nami wariatek. A tobie co? – Aleks dopiero teraz dostrzegł, że chłopak jakoś zmarkotniał.
- Wiesz – przytulił się do boku męża – ja wcale nie chcę żadnego wesela, wolałbym pojechać tam, gdzie będziemy tylko we dwójkę. Takie małe wakacje. One nas zamęczą, każą występować jak małpom w cyrku, sproszą tłumy gości – jęknął i wdrapał się mu na kolana. Schował twarz na jego piersi.
- Mam pomysł, ale o tym nie waż się wygadać nikomu, nawet swojemu kumplowi, bo jeszcze nas wyda – Mendoza zaczął coś szeptać mu na ucho, a z każdym zdaniem twarz Cindy robiła się coraz radośniejsza. - Wchodzisz w to?
- Musimy być bardzo ostrożni, moje siostry są sprytne i strasznie podejrzliwe – oczy chłopaka były pełne psotnych iskierek. – Mogę napisać list?
- Chyba nawet by wypadało. – Mężczyzna wziął go na ręce i poszedł z nim w stronę łóżka. Jego mina wymownie świadczyła o tym jakie myśli chodzą mu po głowie. Zanurzył nos w miękkich włosach chłopaka.
Przestań mnie wąchać, to łaskocze – zaczął chichotać Wojtek – czy to nie za wcześnie? – spojrzał na pościel lekko zarumieniony. – Dopiero była dobranocka.
- I bardzo dobrze, będziemy mieć dużo czasu na naukę powinności małżeńskich – mrugnął do niego Aleks i położył ostrożnie na materacu.
- Dorwałeś się do jakiejś broszury u księdza?A przyszło ci do głowy, że obaj jesteśmy mężczyznami i to działa w obie strony? Ja swoje wypełniłem wczoraj, to dzisiaj twoja kolej, mój ty zgrabny tyłeczku! – chłopak pochylił się w kierunku męża i poufale klepnął go w pośladek.
- Nawet tak nie żartuj – Aleks przezornie wycofał się na drugi koniec łóżka. – W końcu to ty jesteś żoną w tym związku i przyzwyczaiłeś się już do obowiązków, więc nie ma sensu tego zmieniać.
- W życiu nie słyszałem równie pokrętnej filozofii – Wojtek usiadł na łóżku i wydął usta. – Skoro robię za kobietę, to w takim razie kochanie, właśnie dostałam okres i migrenę, więc nici z mizianka – wykrzywił się do zaskoczonego mężczyzny i pokazał mu język. Umknął do łazienki i zamknął się w niej na klucz.
- Może jednak ponegocjujemy? – dobiegł go zawiedziony głos męża. 


***
   Następnego dnia rano, kiedy mężczyźni zeszli na śniadanie zastali w jadalni wszystkie panie, namiętnie nad czymś obradujące. Nie zauważyły nawet ich wejścia. Przed nimi stała sterta kolorowych kanapeczek o różnych smakach, a w dzbanku zaparzona była  aromatyczna herbata.  Panowie zwabieni zapachem przełknęli ślinkę i zaczęli się skradać do stołu.
- Siadajcie i jedzcie – Pani Oliwia odwróciła głowę w ich stronę. – Ja tymczasem opowiem wam co uradziłyśmy – Nalała im po filiżance napoju i podsunęła półmisek. – Chcemy mieć wesele, też się nam coś od życia należy. Możecie po prostu powtórzyć przysięgę przy urzędniku państwowym, bo kościelny ślub już mieliście. Wynajmiemy na dwa dni jakiś elegancki dom weselny, dysponujący dużą salą i pokojami dla gości – spojrzała wojowniczo na syna. – Nawet nie próbujcie się wymigać.
- Hm, co o tym sądzisz Wojtek? – odbił piłeczkę Aleks z poważną miną i kopną go pod stołem.

- Strasznie dużo pracy – wymamrotał chłopak z pełnymi ustami.
- No właśnie – Mężczyzna podrapał się po głowie i udawał, że się głęboko zastanawia. – Nie mam czasu na babskie fanaberie. No chyba, że wy się wszystkim zajmiecie. Ale macie tydzień na przygotowania, chcę wreszcie mieć spokój.

- To niemożliwe… nie damy rady… - wtrąciła rozsądnie Magda.

- No dziewczęta, nie spodziewałam się tego po nas – Pani Mendoza aż podniosła się z krzesła. – Poradzimy sobie!- wyciągnęła do nich rękę, a siostry Piekiełko splotły z nią swoje dłonie.

- Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną – krzyknęły zgodnie z wielkim zapałem i zaczęły snuć weselne plany. Kompletnie zapomniały o mężczyznach, którzy po cichu umknęli z jadalni.

***

   Aleks udał się do swojego biura, a Wojtek postanowił odwiedzić Mirka, którego ostatnio strasznie zaniedbał. Wiedział, że Kaser bardzo dobrze się nim zajmował. Może nawet aż za bardzo. Już w szpitalu zorientował się, że Tom traktuje go nie jak swojego podwładnego, tylko kogoś bliskiego. Prawdę mówiąc, więcej się bał reakcji przyjaciela, niż zachowania jego szefa. Znał jego przeszłość i nieraz widział jak ucieka z całkiem nieźle zapowiadającego się związku. Mirek nie chciał z nikim wchodzić w bliższe relacje. Zastał go w swoim pokoju kującego do egzaminów.
- No proszę, czyżby to mój dawno nie widziany kumpel – popatrzył na chłopaka oskarżycielsko. – Pięknie się mną opiekowałeś nie ma co – dodał z przekąsem.
- Prawdę mówiąc nie chciałem wam przeszkadzać – uśmiechnął się do niego pojednawczo Wojtek. – W szpitalu wyglądało na to, że wcale nie potrzebujesz mojej pomocy. Poza tym widzę, że ściągnęli ci gips. To się dobrze składa, bo mam do ciebie prośbę. Zostaniesz świadkiem na moim ślubie? Odbędzie się w sobotę.
- A ty co, w ciąży jesteś, że się tak śpieszysz nałożyć kajdanki? Nie mam pojęcia po co ludzie to robią, żeby potem płacić adwokatom grubą gotówkę za rozwód. Ja się nigdy nie dam usidlić! – wzruszył ramionami.
- No jak będzie? Aleks przed chwilą mi dzwonił, że już poprosił Toma, a on się zgodził. Miałbyś fajnego partnera do tańca na weselu.
- A co ty mi go tak wpychasz? – zapytał podejrzliwie Mirek, lekko czerwieniejąc na twarzy. Przez chwilę miał wrażenie, że Cindy czegoś się domyśla.
- Nic, ja tak tylko, żebyś się nie nudził – Spojrzenie Wojtka było niewinne jak u nowo narodzonego niemowlęcia.
- Dobra, będę chyba musiał kupić jakiś garniak, nie mam co na siebie włożyć. A tam pewnie będą sami nadziani – obaj chłopcy sięgnęli po katalogi z męską modą. – Masz już coś upatrzonego? To w końcu twój wielki dzień!

 ***

   Dzień ślubu nadszedł bardzo szybko. Zanim panowie Mendoza się obejrzeli była już sobota. Trzy muszkieterki spisały się na medal. Zrealizowały swój plan w 100% i w dniu wesela wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wynajęły wspaniały hotel z ogromną salą balową, położony za miastem w niewielkim zagajniku i otoczony pięknym zadbanym ogrodem. Miał dużą kaplicę, którą pięknie udekorowano białymi i herbacianymi różami. Zarezerwowały nawet bilety lotnicze i zapłaciły za podróż poślubną. Zaprosiły ponad trzystu znamienitych gości i wszyscy co do jednego potwierdzili swoje przybycie. Nikt nie ośmieliłby się odmówić pani Oliwii. Gangsterzy posiadali świetny instynkt samozachowawczy i wiedzieli czym grozi narażenie się Mendozom. O szesnastej miała się odbyć ceremonia. Zgromadzeni niecierpliwie czekali na państwa młodych.
Tymczasem w domu trwały ostatnie przygotowania. Tom i Mirek pomagali ubrać się przyjaciołom. Obaj świetnie wyglądali, ubrani w szyte na miarę garnitury i byli w naprawdę szampańskich humorach, co nieco dziwiło, zwłaszcza Kasera, który wiedział, jak bardzo Aleks nie lubi takich przedstawień. Zresztą Wojtek na konesera tego rodzaju szopek też nie wyglądał.
- Nie spodziewałem się aż takiego entuzjazmu – pomógł Mendozie zapiąć spinki do mankietów.
- Wiesz stary – Aleks klepnął go poufale po ramieniu – my się będziemy dzisiaj naprawdę dobrze bawić, jestem tego pewny – uśmiechnął się do mężczyzny tajemniczo. – Myślę jednak, że dla was także to będzie naprawdę niezapomniany dzień.
- Pośpieszmy się, dochodzi szesnasta – Cindy ubrany na biało z rozpuszczonymi włosami wyglądał zjawiskowo. – Mirek - szepnął do przyjaciela – masz tu list - włożył mu kopertę do kieszeni. – Otwórz go jak przyjedziecie do kaplicy. 

   Wsiedli do osobnych samochodów. Państwo młodzi do eleganckiej, przyozdobionej kwiatami limuzyny, świadkowie do czarnego BMW. Z początku trzymali się blisko siebie, ale potem z powodu panujących w Krakowie korków zostali rozdzieleni. Tom z Mirkiem przybyli do kaplicy pierwsi, weszli od zaplecza by w sali do przygotowań spotkać się z panią Oliwią i siostrami Piekiełko.
- A gdzie narzeczeni? – zapytały zaniepokojone kobiety.
- Zgubiliśmy się po drodze, ale proszę się nie martwić byli tuż za nami – Odpowiedział uspokajająco Kaser.– Usiądźmy.
Rozlokowali się wygodnie na fotelach i zaczęli jeszcze raz omawiać plan przyjęcia. Upłynął kwadrans, potem drugi i trzeci, a państwa młodych nadal nie było. Zaniepokojeni goście zaczęli zaglądać na zaplecze.
- To może ja wyjrzę na drogę – Magda narzuciła płaszczyk i wybiegła z budynku.
- Dzwonię już piąty raz i nic, obaj mają wyłączone komórki. Czy to nie dziwne? – odezwała się Olga. – Może coś im się stało?
 - Ja mam wrażenie, że o czymś zapomniałem – zamyślony Mirek rozejrzał się po pokoju. - Już wiem, Wojtuś coś mi dał – wyciągnął z kieszeni list. Niestety nie zdążył go otworzyć, bo Pani Oliwia wyrwała mu kopertę z ręki. Rozerwała ją trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi.
- Mam złe przeczucie – szepnęła i wyciągnęła pachnącą papeterię w niezapominajki. – O kurwa – złapała się za serce i osunęła na fotel. – A to wredne skurczybyki! Posłuchajcie!


Najmilsi!

Postanowiliśmy z Aleksem, że nie będziemy uczestniczyć w tym cyrku. Wzięliśmy już ślub, który był naprawdę piękny i wzruszający. Teraz mamy zamiar trochę poświętować we własnym gronie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyście się dobrze bawili. Nie wątpię, że moje siostry i teściowa zrobiły co mogły, żeby to było naprawdę wspaniałe wesele. Bardzo dziękuję za tyle starań i przepraszam za naszą ucieczkę. Nie ma sensu nas szukać, kiedy odczytacie ten list będziemy już daleko poza granicami kraju.
                                                                        Wasi kochający Wojtek i Aleks

Ps: Mamo, mam propozycję. Nie warto marnować takiej imprezy. Myślę, że Tom i Mirek idealnie nas zastąpią. Prawda, że piękna z nich para?

Pani Mendoza podniosła powoli głowę i popatrzyła na oniemiałe twarze zgromadzonych. Była naprawdę zła, ale trzeba było ratować co się dało. Nie miała zamiaru wyjść na idiotkę przed swoimi znajomymi i krewnymi. Ten mały drań Wojtek miał rację. Z rodziną policzy się później, teraz czas zająć się chwilą bieżącą.
- Dziewczęta do drzwi! Zamknijcie na klucz i nie pozwólcie im umknąć – odwróciła się z drapieżnym uśmiechem do struchlałego Mirka i Tomka. – No kochani, czas zaczynać!