czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 25

Epilog
     
   Wojtek wyszedł na taras skąd roztaczał się wspaniały widok. Jeden z przyjaciół Aleksa wynajął im na miesiąc willę nad brzegiem oceanu. Odetchnął głęboko i wciągnął głęboko w płuca kryształowo czyste, morskie powietrze. Kilka godzin temu wylądowali na lotnisku w Sydney. Mimo, że dotarli tutaj klimatyzowanym samochodem upał nieźle dał im się we znaki. Na szczęście lekka bryza łagodziła nieco temperaturę. Zapadał już zmierzch, widać było zapalające się na niebie pierwsze gwiazdy. Mendoza wyszedł właśnie spod prysznica w samej koszulce na ramiączkach i białych bermudach. Mokre, przydługawe czarne włosy opadały mu na ramiona. Objął wzrokiem smukłą sylwetkę męża doskonale widoczną na tle ciemniejącego nieba i uśmiechnął się do siebie. Nareszcie byli sami i mieli przed sobą wiele dni słodkiego nieróbstwa.
- Prawda, że tu pięknie? – odezwał się cicho, nie chcąc burzyć nastroju. - Za chwilę przyjedzie Kevin z zaopatrzeniem. Jestem głodny jak wilk.
- Miałeś świetny pomysł, żeby tu przyjechać – Cindy podszedł do niego i wtulił się w szerokie ramiona. – Rozpalimy grilla dobrze? Podobno mięso z kangura jest pyszne – dodał entuzjastycznie. Wystarczyła tylko godzina, by się zregenerował i rozpierała go energia.
- Chyba będziesz musiał mnie do tego jakoś zachęcić – uśmiechnął się  Aleks i jego ręce zaczęły wędrować po plecach chłopaka, aż dotarły do kuszących pośladków.
 - Czy kilka buziaków mogłoby w tym pomóc? – zapytał, delikatnie muskając ustami jego wargi.
- Hm… chyba rozważę twoją ofertę… - nie zdążył dokończyć, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie puścił męża i poszedł otworzyć. Na progu stał Kevin, a na podjeździe za nim widać było wyładowany po brzegi samochód dostawczy.
- Witajcie w Australii! – wyciągnął rękę do Mendozy. – Jestem waszym sąsiadem i prowadzę jedyny w okolicy sklep spożywczy. Może pomożecie mi z tym kramem?
- O tak, czym szybciej to rozpakujemy , tym prędzej będzie kolacyjka – Wojtek od razu rzucił się do noszenia pudeł. . Po godzinie wszystko było poukładane w spiżarni i lodówce, a oni siedzieli  w ogrodzie z piwkiem w rękach i wdychali aromat dobrze doprawionego ziołami, smażonego mięska. Kevin pokazał im jak przygotować pyszne steki z kangura. Zrobił też sałatkę. Opowiadał im o miejscowych zwyczajach, pociągając złocisty płyn z kufla.  Opróżniali już drugą zgrzewkę i Wojtkowi, który miał dość słabą głowę zaczęło już się w niej trochę kręcić.
- I nie zapuszczajcie się czasem sami do buszu, tam trzeba umieć się poruszać. Łatwo się zgubić, zresztą pełno tam jadowitych węży i pająków. Gdybyście jednak chcieli się przejść, zrobić trochę zdjęć, to mogę wam polecić jakiegoś przewodnika – Porządnie podchmielony Kevin, robił się coraz bardziej wylewny.                  
- Dzięki, za kilka dni na pewno chętnie skorzystamy z oferty – Cindy uśmiechał się coraz szerzej.
- Regu.. regg… ybuuu  - rozległ się skrzek i jakby buczenie. Przeraźliwy dźwięk przybierał na sile.
- Co to takiego? Miejscowe koguty czy coś? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Potencjalne księżniczki – roześmiał się Kevin, widząc jego minę.  – W twoim wypadku, może znalazł by się nawet jakiś książę. Wystarczy pocałować – wskazał ręką na widoczny w rogu ogrodu spory staw, gęsto porośnięty trzciną. – To taka legenda. O tej porze roku żaby mają gody i są chętne do zawierania znajomości. Jeśli którąś pocałujesz to zamieni się w modelkę z rozkładówek lub jakiegoś przystojniaka.
- Muszę je zobaczyć! – gnany ciekawością Wojtek poszedł zygzakiem w stronę rozśpiewanego stawu. Aleks z niepokojem obserwował jego manewry
- Nic mu nie będzie – uspokoił do Australijczyk – ropuchy są całkiem miłe, a bajorko płytkie.
- Nie znasz Cindy, on przyciągał kłopoty jak magnes.. – rzucił się biegiem w stronę męża, bo usłyszał jego przeraźliwy pisk.
- Aa…! Pali…! – chłopak trzymał w ręce żabę, na szczęście nie zdążył jej pocałować. Jego ręce puchły w zastraszającym tempie i przybrały karykaturalne rozmiary. 
- Puść to obrzydlistwo, pewnie jesteś uczulony!- krzyknął wystraszony nie na żarty Mendoza. Wojtek rozwarł dłonie i zwierzak wskoczył do jeziorka. Zakręciło mu się w głowie. W padł prosto w rozwarte ramiona męża, który wziął go na ręce i popędził z nim do domu.
- Zanieś go na łóżko, zaraz przyniosę leki, powinny być w apteczce – krzyknął za nimi Kevin. Niebezpieczeństwo rozjaśniło mu myśli, alkohol jakby nagle gdzieś wyparował.  Okazało się, że rzeczywiście w domu posiadają leki p/histaminowe. Znalazło się też wapno. Zdenerwowani mężczyźni nafaszerowali chłopaka wszystkim co znaleźli. Po godzinie było widać, że obrzęk zaczyna się zmniejszać. Zmęczony zasnął jak kamień. Oddech miał wyrównany, serce biło mu miarowo. Obaj z sąsiadem doszli do wniosku, że najgorsze już za nimi. Aleks odprowadził Kevina do drzwi.  Rozebrał się do bokserek i położył obok Cindy, pragnąc być blisko na wypadek, gdyby czegoś potrzebował.
    Następnego ranka Wojtek obudził się w wyśmienitym humorze. Czuł się zupełnie dobrze jeśli nie liczyć swędzącej skóry i palców przypominających parówki, które nadal nie chciały się zginać. Dostał śniadanie do łóżka, pooglądał przez chwilę telewizję i zaczął się nudzić. Kręcił się nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
- Aleks, powinieneś mi dotrzymać towarzystwa, skoro mi kazałeś tutaj leżeć! – krzyknął w stronę kuchni.
- Dobrze ci tak, gdyby ci się nie zachciało zagranicznego księcia, nie miał byś teraz takich kłopotów. Po jaką cholerę próbowałeś pocałować tą ropuchę? – mężczyzna usiadł obok niego na materacu, widząc jednak markotną minę Cindy, zrobiło mu się go żal.  – Może w coś zagramy? Szachy, warcaby, karty…
- Wiesz, że to niemożliwe, jak niby miałbym je trzymać? – chłopak przeciągnął się na całą długość, wyginając zgrabne ciało w łuk – Prawdę mówiąc myślałem o czymś bardziej ekscytującym.
- Masz rację. Tymi rękami i tak nie mógłbyś nic zrobić – Aleks śledził uważnie każdy jego ruch. Oczy błądziły po wszystkich krzywiznach z wyraźną przyjemnością. Bezwiednie oblizał wargi.
- A muszę…? Nie poradzisz sobie sam? – uśmiechnął się kusząco do męża.
- W takim razie wyobraź sobie, że jesteś manekinem – mężczyzna rzucił na ziemię szlafrok i nagi, położył się obok zarumienionego Wojtka. – No więc laleczko, na początek chyba powinienem dokładnie zbadać, czy mi cię ta żabka za bardzo nie uszkodziła – obrysował ustami jego twarz, potem zjechał na szyję i wpił we wrażliwe miejsce, gdzie tętnica przebiegała najbliżej skóry.
- Phi…- prychnął chłopak. - Myślałem, że przynajmniej wyciągniesz stetoskop.
- To nowy rodzaj diagnozy przeprowadzanej przy pomocy ust – ukąsił delikatnie miękką skórę. – Właśnie sprawdzam ci puls – ciepłe dłonie mężczyzny w tym samym czasie pozbawiły chłopaka całej garderoby. Gładziły i ugniatały napięte mięśnie, wyrywając z jego ust coraz głośniejsze sapnięcia. Wargi przesuwały się bardzo powoli, pieszcząc każdy zakamarek drżącego z pożądania ciała.
- Przestań się mną bawić draniu… - syknął niecierpliwie Wojtek i rozsunął szeroko nogi. – Robisz to specjalnie!- szarpnął biodrami do góry.
- Miałeś się nie ruszać! – rzucił ochrypłym głosem Aleks. Chuchał właśnie na penisa chłopaka i mrucząc z zadowolenia patrzył jak rośnie.
- Och… mhm…- jęczał coraz głośniej i zacisnął dłonie na prześcieradle. Długie naoliwione palce zaczęły się właśnie zagłębiać w jego spragnionym wnętrzu.
- Kocham cię, moja nieznośna księżniczko! – mężczyzna wyciągnął dłoń, by zastąpić ją czymś znacznie większym i pchnął mocno.
- Kocham cię drogi książę! A teraz zajmij się bzykaniem – przynaglił go i wypiął mocniej tyłeczek, nabijając się aż do samego końca. Wpadli w dobrze im już znany rytm, który odbierał im rozum i przenosił do świata pełnego rozkosznych przyjemności. Wkrótce krzyczeli już obaj, pobudzając się nawzajem do szybszych i mocniejszych ruchów.

***
   Mirek i Tom spędzili cudowne dwa tygodnie podróżując po Francji. Zwiedzali wspaniałe zabytki, zatrzymywali się w najlepszych hotelach, jedli w słynnych restauracjach. Chłopak nigdy nie miał okazji do podróżowania pierwszą klasą. Nie musiał się martwić, że jego konto całkowicie opustoszeje i za co przeżyje następny tydzień. Z początku czuł się bardzo skrępowany, wydając pieniądze, których sam nie zarobił. Nie chciał nigdzie wychodzić i przyjmować żadnych prezentów od męża. W końcu Kaser rozgniewał się nie na żarty. Zaciągnął Mirka do pobliskiego parku i usiadł z nim na ławce.
- Czy ty wiesz, że nie spisaliśmy intercyzy i połowa tego co mam prawnie należy teraz do ciebie? – zapytał mężczyzna, z trudem nad sobą panując. – Tymczasem ty wyszedłeś z kawiarni, bo lody były za drogie. Na co mi pieniądze, jeśli nie mogę ich wydać na osobę którą kocham?
- Należą do ciebie, za parę miesięcy pewnie zmienisz zdanie i będziesz chciał się rozwieść, a ja nie będę ci miał z czego oddać – stwierdził z uporem Mirek. Miał pochmurną twarz i nerwowo zaciskał ręce na siedzeniu ławki.
- Kocurku – odezwał się już łagodniej Tom i wziął go za rękę – dlaczego ty mi nie ufasz? Gdybym chciał krótkiej przygody, to bym się z tobą nie ożenił. Pragnę mieć z tobą dzieci. Widzisz tego ciemnowłosego chłopczyka jadącego na rowerku, albo tą jasnowłosą dziewczynkę bawiącą się piłką? To mógłby być nasz syn lub córka – przyciągnął mężczyznę do siebie i pocałował w słodkie usta, nie bacząc na licznych gapiów. Park o tej porze dnia był pełen ludzi. Wszyscy uśmiechali się jednak życzliwie, patrząc na tulących się do siebie mężczyzn. Mirek jeszcze przez chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem wdrapał mu się na kolana i schował zarumienioną twarz na jego piersi.
- Też cię kocham – wyszeptał cichutko, a serce Toma wywinęło fikołka z radości. – Ale jak mnie kiedyś zdradzisz lub opuścisz, to przysięgam, że użyję swojej połowy majątku, żeby cię odnaleźć i wyrwać twoje czarne serce! – dodał groźnie.


***
   Siostry Piekiełko przez dwa tygodnie myły gary i zdzierały sobie paznokcie. Miały bardzo dużo czasu na przemyślenia i w końcu wpadły na to komu zawdzięczają te dni pełne ciężkiej, mozolnej pracy. Poprzysięgły ludziom Mendozy zemstę po powrocie do Polski. Umówiły się z nimi telefonicznie w galerii handlowej i chłopcy o dziwo bez wahania się zgodzili. Dziewczęta pojawiły się z pochmurnymi jak gradowe chmury minami i głowami pełnymi morderczych zamiarów. Tymczasem Heniek i Krzych już na nie czekali uzbrojeni w kwiaty i wielkie pudła wyśmienitych czekoladek.
- To dla pań na przeprosiny – nieśmiało wręczyli im prezenty.
- Myślicie, że tak tanio się wykpicie? Widzisz moje ręce draniu? – Magda podsunęła Krzychowi pod nos popękane, spracowane dłonie. Mężczyzna podniósł je do ust i delikatnie ucałował każdy paluszek zaskoczonej dziewczyny.
- Co ty wyprawiasz? – próbowała się wyrwać cała zarumieniona.
- Musiałem przeprosić każdy z nich i obiecuję się nimi zaopiekować – spojrzał jej w oczy z niemą prośbą.
- Może pójdziemy gdzieś omówić warunki pokoju? – zapytał Heniek z wahaniem, zerkając na Olgę. – Jest tu niedaleko taki przyjemny lokalik. Będzie tam występował za godzinę niezły kabaret. Poza tym można potańczyć i robią świetne drinki. - Spędzili ze sobą prawie całą noc, doskonale się bawiąc w swoim towarzystwie. Tak zaczęła się naprawdę piękna przyjaźń, która z czasem przerodziła się w coś więcej i zaowocowała dwoma małżeństwami.

***
   Pani Oliwia tak jak dziewczyny przeżyła na statku wiele ciężkich chwil. . Nie była przyzwyczajona do ciężkiej fizycznej pracy i miała już swoje lata. Była jednak z pewnością najbardziej upartą ze wszystkich pasażerek na gapę. Dźwigając ciężkie talerze warczała na siostry Piekiełko, które co jakiś czas próbowały ją namówić na sprzedaż biżuterii w celu opłacenia podróży. Jedną z takich sprzeczek podsłuchał sam kapitan Orłowski. Zaczekał, aż kobieta zostanie sama i podszedł do niej znienacka.
- Właściwie dlaczego pani tak się zawzięła? – zapytał zaciekawiony. – Mogłybyście podróżować pierwszą klasą.
- Po pierwsze to bardzo niegrzeczne, tak wtrącać się w nieswoje sprawy – zmierzyła go z góry na dół swoimi pięknymi, zielonymi oczami i prychnęła wyniośle. – A po drugie, to są moje pamiątki po nieboszczyku mężu. Ten z niebieskim oczkiem dostałam od niego jak mi się oświadczał, grubszy z diamentami w dzień ślubu, a ten z serduszkiem po urodzeniu naszego syna. Przypominają mi najpiękniejsze chwile mojego życia. Nie mogłabym się z nimi rozstać.
- Rzadko można spotkać taką lojalną i wierną kobietę jak pani – mężczyzna z kurtuazją pocałował ją w rękę. – Może pozwoli się pani zaprosić na drinka wieczorem? - Od tej pory można ich było często spotkać, spacerujących razem po pokładzie.

                                                           ***

Siedem lat później…

   W ogrodzie państwa Mendozów siedziało liczne towarzystwo – Pani Oliwia, Aleks z Wojtkiem, Mirek z Tomem oraz siostry Olga i Magda razem z mężami. Kapitan Orłowski w kraciastym fartuszku i łopatką w ręce przewracał kiełbaski na grillach. Dorośli porozsiadali się w altanie i głośno o czymś dyskutowali. W pobliskiej piaskownicy bawiło się dwoje dzieci. Samuel i Artur byli sąsiadami, spędzali ze sobą dużo czasu, chodzili razem do szkoły. Przyjaźnili się odkąd nauczyli się mówić. Nieustannie kłócili się i godzili. Te bliskie kontakty wcale nie podobały się ich ojcom, którzy nadal niezbyt się lubili.
- Mój zamek jest większy! – tupnął nogą pulchny, wysoki blondynek. – Spójrz na wieżę!
- Nieprawda, bo mój! – zaperzył się ciemnowłosy Artur i pokazał mu język.
- Zaraz ci przyleję – zamierzył się na niego łopatką. – Racja jest zawsze po stronie silniejszych, tak mówi mój tata.
- Za to ja jestem mądrzejszy i o niebo ładniejszy od ciebie – nadęła się zielonooka kruszyna.
- Wcale nie – roześmiał się wyższy przyglądając mu się z uwagą - wyskoczyły ci  dwa piegi!
- Ty głupku, to nie piegi! Znowu wymazałeś mnie piaskiem! – mały z bojowym piskiem rzucił się na niego i przewrócił na trawę. Zaczęli tarzać się i okładać pięściami gdzie popadnie.
- Ładnie pachniesz – Sam powąchał czarne włoski kolegi – brzoskwiniami.
- Nie będę się z tobą bawić – mały wstał, otrzepał się z ziemi i zadarł do góry nosek. - Łukasz jest o wiele fajniejszy, nie kłóci się ze mną i zawsze przynosi mi lizaki.
- Dam ci jutro Wedla z orzechami, takiego jak lubisz – uśmiechnął się do niego Sam. – A Łukasz ma zeza! Jednym okiem patrzy na ciebie, a drugim na Olka.
- Ale drań, nie wiedziałem! A duża ta czekolada? – zapytał i odwzajemnił uśmiech przyjaciela. Długie rzęsy kładły miękkie cienie na jego zarumienione policzki, a różowe usta nie miały sobie równych. Blondynek nie mógł oderwać od niego oczu i doszedł do wniosku, że przyniesie największy batonik jaki znajdzie w domu. Artur był z pewnością najładniejszym chłopcem w zerówce. Nie pozwoli, by jakiś okularnik sprzątną mu go sprzed nosa.
……………………………………………………………………………………………………….

To już ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że czytając bawiliście się równie dobrze jak ja przy jego pisaniu. Pozdrawiam wszystkich wiernych czytelników, którzy wytrwali do końca.
Zgadnijcie, które dziecko jest czyje. :))








24 komentarze:

  1. Boskie opowiadanie od pierwszej linijki pierwszego rozdzialu do ostatniego . Szkoda ze to juz koniec bardzo lubialam te opo. Teraz to tylko pozostaje czekac na.narzeczona dla czarta i polkni mnie . Pozdrawiam i zycze dozo weny. Bay bay

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to zakończyłaś,... wszystko skończyło się dobrze, a wręcz wspaniale. Tyle miłości i te dzieciaczki na koniec xD haha, największa czekolada jaką znajdzie w domu... awww,, może teraz napisz drugą część o tych dwóch berbeciach jak dorosną ?:) byłoby wspaniale *_* ale to tylko mój taki malutki pomysł ;P
    Weny kochana...
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozbroiło mnie zakończenie.Cudowne. Choć szkoda, że tak szybko się skończyło

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh, ty wredna i niedobra istoto! Jak mogłaś tak po prostu zakończyć jedno z moich ulubionych opowiadań! Nawet nie wiesz z jaką niecierpliwością czekałam na każdy kolejny rozdział i jaka zawiedziona byłam, że nie pojawiały się codziennie... Co tu dużo mówić, zwyczajnie polubiłam przygody roztrzepanego Wojtusia. Mam jednak nadzieję, że pokusisz się o jakiś mały ciąg dalszy, czyniąc głównymi bohaterami synów panów Mendozów i Kaserów ;)
    Co mi się podobało... Cóż, na pewno happy end jaki zafundowałaś bohaterom. Nawet diabelskie siostry Piekiełko znalazły swoich amantów... Że o pani Oliwii nie wspomnę. Piękne znalazłaś wyjaśnienie dla niechęci z jaką odnosiła się do sprzedaży pierścionków.
    Co mi się nie podobało? Pewnego rodzaju nielogiczność, jeśli chodzi o znajomość Alexa z Tomem. Piszesz w końcówce, że panowie niezbyt się lubią. A jednak w trakcie opowiadania można było odnieść wrażenie, że jest między nimi nić porozumienia... Choć fakt, że Alex poprosił Toma na świadka był raczej pułapką niż gestem przyjaźni ;)
    Co do wyłapanych niedociągnięć... Mam wrażenie, że beta albo nie wyłapała wszystkiego, albo nie dałaś jej tekstu do sprawdzenia.
    Na początek opr za to: ". ." Co to jest za zapis, moja droga? Bo ja się z czymś takim jeszcze nie spotkałam... No chyba, że w tych dziwnych znakach jakie można spotkać na onetowskich (na blogspocie nie spotkałam jeszcze) blogach...
    Z innych:
    "Nafaszerowali chłopaka wszystkim co znaleźli. Po godzinie było widać, że obrzęk zaczyna się zmniejszać. Zmęczony zasnął jak kamień. Oddech miał wyrównany, serce biło mu miarowo. Obaj z sąsiadem doszli do wniosku, że najgorsze już za nimi. "
    Ale kto i co? Bo z tego tekstu można co najwyżej snuć domysły...
    "Następnego ranka Wojtek obudził się w wyśmienity humorze. "
    Wyśmienitym
    "mężczyzna wyciągną dłoń, by zastąpić ją czymś znacznie większym i pchnął mocno."
    Zabrakło "ł" w "wyciągnął". I czy nie mogłabyś zastąpić tego "czymś znacznie większym" innym zwrotem? Jest on tak oklepany, że aż staje się powoli denerwujący.
    "Chłopak miał pierwszy raz okazję podróżować pierwszą klasą."
    Chłopak nigdy wcześniej nie miał okazji podróżować pierwszą klasą. (dzięki takiemu zapisowi unikniesz powtórzenia "pierwszy/ą")
    "Widzisz tego ciemnowłosego chłopczyka jadącego na rowerku, albo tą jasnowłosą dziewczynkę bawiącą się piłką."
    To stwierdzenie, czy pytanie? Bo jeśli to drugie, to sugerowałabym zmianę znaku ;)
    "Park o tej porze dnia był pełen ludzi. Wszyscy uśmiechali się jednak życzliwie patrząc na tulących się do siebie mężczyzn."
    Park o tej porze dnia był pełen ludzi. Uśmiechali się oni jednak, życzliwie patrząc na tulących się do siebie mężczyzn.
    "i wyrwać czarne serce!"
    Czyje serce?
    "i chłopcy i dziwo "
    o dziwo
    "Dziewczęta przyszły pochmurne jak gradowe chmury, pełne morderczych planów. "
    ?! Dziewczęta pojawiły się z pochmurnymi minami i głowami pełnymi morderczych zamiarów.
    "Spędzili ze sobą prawie całą noc"
    Akapit przed tym fragmentem
    "Jedną takich sprzeczek"
    Jedną z takich sprzeczek
    "podsłuchał sam kapitan Orłowki"
    Orłowski
    "okładać pięśćiami"
    pięściami

    Pozdrawiam i liczę na sequel,
    Ariana_86

    P.S. Stawiam na to, że Sam jest synem Toma i Mirka, a Artur Wojtka i Alexa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam się wydaje, że takie wykręcenie przez Aleksa numeru ze ślubem nielubianemu przez niego Tomowi było całkiem logiczne. Nić porozumienia owszem była, w końcu zaczęli się jakoś tolerować, ale to była tylko nić.:))
      Nad sequelem się zastanowię, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości. Dwa opowiadania do pisania to dla mnie aż nadto. Mam nadzieję, że przerzucisz się na któreś z aktualnych. Bardzo cenię sobie twoje uwagi.:))

      Usuń
  5. aż mi się łeski w oku zakręciły na koniec! ^^ Strega bianca jesteś naprawdę utalentowaną osóbką, i jestem zaszczycona być przy 3 opowiadaniu, które skończyłaś. ^^

    Jestem pod wrażeniem twojej wyobraźni i z najprostszych rzeczy potrafisz stworzyć piękną historię. ;)

    Weny do innych opowiadań kochana! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podobało to, co napisałaś o ,,najprostszych rzeczach". Staram się by opowiadania miały lekki charakter, byście przede wszystkim dobrze się bawili choć na chwilę zapomnieli o wszystkich problemach.

      Usuń
  6. A i jestem ciekawe czy będzie opowiadanie o Arturze i Samie *.* Takie dwa fajne pućki ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Samuel Toma i Mirka, a Artur Aleksa i Wojtka. Tak mi się wydaję :P
    Opowiadanie troszkę za slodkie dla mnie, ale i tak bardzo fajne i zabawne. Dużo można się pośmiać ;p .. Będę tęsknil za bohaterami, ale najbardziej za Mirkiem <3 .. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć ;) ..Szczerze to ja bym nie chcial kontynuacji o dzieciach Kaserów i Mendoz (chyba dobrze napisalem), al eto juz nie moja decyzja. Pozdrawiam i życzę weny na dalsze opowiadanie.


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne opowiadanie, takim miłym akcentem je zakończyłaś :)

    nov25

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie było cudowne. Każdy rozdział bawił i wzruszał. A postacie to po prostu mistrzostwo:)
    No bo jak nie kochać takiego niezdary Wojtusia. On nawet własny miesiąc miodowy potrafi sknocić. A wielki gangster Mendoza okazał się ciepłym czułym facetem. To samo tyczy się jego rywala Tom'a. Cieszę się że wprowadziłaś do opowiadania Mirka i że ich ze sobą połączyłaś są wspaniałą parą:)
    No i siostry Piekiełko jedne z lepszych drógoplanowych postaci o jakich miałam przyjemność czytać. Same ich przygody przyciągały uwagę nie mniejszą niż historie miłosne chłopaków. Na oklaski zasługuje też pani Olivia. Wspaniała szalona matka:)
    Koniec podobał mi się ogromnie i mimo że to szczęśliwe zakończenie i porodziły się dzieci to trochę smutno bo zżyłam się z tymi postaciami.
    Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko życzyć weny do kolejnych opowiadań:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda że to już koniec. Przywiązałam się do tych bohaterów. I będę tęsknić. Przeczytałam też prolog z cosiem i powiem ci że czekam na rozdziały z niecierpliwością.
    Zapraszam do siebie na newsa

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    och to juz koniec przygód naszej Cindi... takie to niespodziewane... tak, tak Cindi zawsze musi się w coś wpakować... Heniek i Krzych przeprosili Olgę i Magdę no i coś jeszcze tutaj zaiskrzyło... Mendoza okazał się czułym i ciepłym facetem, tak samo jak Kraiser... Wydaje mi się, że Samuel to dziecko Toma i Mirka, a Artur Alexa i Wojtka... Bardzo bym chciała przeczytać kontynuację tego o ich dzieciach...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. First off I would like to saay superb blog! I had a quick question in which I'd like
    to ask if youu don't mind. I was curious to know how you center yourself and clear your head before
    writing. I've had a hsrd time clearing my mind in getting my ideas out.
    I truly do enjoy writing but it just seems like the first 10 too 15 minutes are
    generally wasted just trying to figure out how tto begin. Any suggestions or hints?
    Kudos!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, for me writing is just great fun.I am enjoying it, but every method is good

      Usuń
    2. nie wiedziałam, że umiesz angielski

      Usuń
  13. Hey this is kinda of off topic but I was wondering if blogs use WYSIWYG
    editors or if you have too manually code with HTML.
    I'm starting a blog soon but have no coding know-how so I wanted to get guidance from someone with experience.

    Any help would be greatly appreciated!

    OdpowiedzUsuń
  14. Magnificent goods from you, man. I have understand your stuff previous to and you aree just too magnificent.
    I really like what you've acquire here, certainly like what you're stating and the way in which you
    say it. You make it enjoyable and you still take care of
    to keep it wise. I can't wait to rad much more from you. This is
    actually a terrific site.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hi, I log on to your blog like evewry week. Your story-telling style is witty,
    keep up the goiod work!

    OdpowiedzUsuń
  16. What's up, I log on to your blogs regularly.

    Your humoristic style is awesome, keep up the good work!

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam ochote piszczeć jak młoda nastolatka, takie to fajne opowiadanie :D Cieszę się że na nie trafiłam :D Oby tak dalej, Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Bez względu na to, który raz czytam to opowiadanie bawię się przy nim wspaniale....
    Wojtek z Aleksem wspaniale zapełniają mi czas.
    Weny życzy
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń