niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 6


   Siostry Piekiełko przybyły do willi Mendozów w porze śniadania zaproszone przez panią Oliwię. Miały nadzieję, że zobaczą swojego małego braciszka. Były ciekawe jak sprawuje się jego narzeczony. Kobiety siedziały w salonie i plotkowały zawzięcie. Czas upływał im bardzo szybko na wymianie co smakowitszych informacji na temat krakowskiej socjety. W końcu Magda zerknęła na zabytkowy zegar z kukułką i pokręciła z niedowierzaniem głową. Była już dziesiąta a panów ani śladu.
- Może coś im się stało? – zapytała, kręcąc się niespokojnie na stołku.
- Późno wczoraj wrócili, ale możemy sprawdzić. Idziemy – zakomenderowała i ruszyła na górę. Obie dziewczyny z poważnymi minami poszły za nią, szepcąc miedzy sobą. Pani Mendoza kilkakrotnie zapukała do drzwi, ale nikt jej nie odpowiadał. Nacisnęła więc klamkę i weszła do środka, a za nią siostry.
- O cholera! – pisnęła pani Oliwia i zakryła oczy.
- O tak, cholera! – powtórzyła za nią Magda.
- Ja pierdolę! – krzyknęła jeszcze głośniej Olga, kompletnie wypadając z roli damy.
***
   Kopciuszek spał w najlepsze i miał naprawdę wspaniałe sny. Piękny książę, w różanym ogrodzie, na kolanach wyznawał mu swoją miłość, pośród tysięcy pachnących upojnie kwiatów. Podekscytowany chwycił go za rękę, pogłaskał ją delikatnie, a potem ściskał coraz mocniej, potrząsając od czasu do czasu.
- Aaa… - jęknął Aleks i otworzył oczy. Cindy nadal trzymał go za penisa, a on był znowu taki twardy, że mógłby wbijać gwoździe. Postanowił obudzić niepoprawnego imprezowicza, który zafundował mu całonocną erekcję. – Wojtek wstawaj – ugryzł go w ucho.
- Szefie? – chłopak z trudem otworzył ciężkie powieki. Do jego mózgu zaczęło powoli docierać, że leży w łóżku razem z Mendozą i trzyma w dłoni coś bardzo gorącego i lepkiego. Zerknął w dół i oniemiał ze zgrozy. Cała jego ręka i pościel dookoła poplamiona była spermą, a wielki członek narzeczonego był najwyraźniej w pozycji bojowej i sączył kolejne, białe krople. Zmieszany i bezgranicznie zawstydzony chłopak puścił swoją udręczoną ofiarę i zrobił się tak czerwony, jakby zaraz miał pęknąć. Ten właśnie moment wybrały sobie kobiety na wtargnięcie do ich sypialni. Obaj panowie słysząc ich dzikie wrzaski zgodnie, jednym ruchem nakryli się na głowy kołdrą.
- Co wy tutaj do cholery robicie?! – Spod przykrycia rozległ się stłumiony okrzyk Aleksa, którego twarz była w równie ognistym kolorze co buzia Wojtka. W odpowiedzi usłyszeli tylko stukot obcasów i trzask zamykających się drzwi.
***
Trzy kobiety przepychając się nawzajem wypadły na korytarz. Wszystkie miały błyszczące oczy i zarumienione policzki.  Zbiegły na dół po schodach do holu, spojrzały po sobie i zaczęły chichotać jak szalone.
- Wyglądało na to, że mieli pracowitą noc – udało się wykrztusić Oldze między jednym parsknięciem, a drugim.  
- To może w końcu doczekam się jakiegoś wnuka – westchnęła rozmarzona Oliwia.
- W takim razie musimy zająć się ślubem – dorzuciła rozsądna jak zwykle Magda.  
***
W sypialni w pierwszej chwili nastała cisza. Obaj mężczyźni mieli nadzieję, że to co ich przed chwilą spotkało było wyjątkowo zwariowanym sen. Mendoza obrócił się na bok i przytulił do ciepłych pleców chłopaka. Wsunął nos w jego włosy i cicho westchnął , gdy doszedł go kuszący zapach rozgrzanego ciała.Wojtek wierzgnął i  kwiknął jak przydeptana mysz, kiedy sączący członek Aleksa, oczywiście przypadkowo otarł się o jego pośladki. Wyskoczył z łóżka jak z procy i pognał do łazienki.
- Ładnie to zostawiać człowieka w takim stanie? – rzucił za nim Mendoza. – Też mi narzeczony – mruknął i zajął się swoim palącym problemem.
***
   Resztę dnia Aleks spędził w biurze grzebiąc niemrawo w papierach. Wojtek dał mu tej nocy nieźle popalić. Nie miał siły nawet warczeć na swoich podwładnych. Chodzili wokół niego na palcach, rzucając zaskoczone spojrzenia. Heniek i Krzych przez cały czas plątali się pod gabinetem nie spuszczając go z oczu. Wreszcie Mendoza, gdzieś późnym popołudniem nie wytrzymał i otworzył drzwi.
- Czego tak się kręcicie i wdychacie jak pensjonarki? – burknął i rzucił do nich gazetą. – Do roboty byście się lepiej jakiejś wzięli!     
- Ale szefie przecież już piąta, zaraz zamykamy – odezwał się rozsądnie Heniek na wszelki wypadek schodząc z pola rażenia.
- Może pójdziemy na piwo? – zaproponował znienacka Krzych, mimo, że kumpel kopał go rozpaczliwie po łydce, usiłując odwieść od głupiego pomysłu.
- Racja – przytaknął Mendoza – co nam innego pozostało? – dodał smętnie. – Chodźmy utopić smutki w butelce. – Ruszył do drzwi, a za nim z niepewnymi minami dwaj gangsterzy. Już po kwadransie siedzieli w znajomym barze i popijali złocistego Żywca ze sporych kufli. Znali się od wielu lat i zawsze dzielili swoimi troskami. Tym razem tematem przewodnim byli ich obecni partnerzy i ich paskudne charaktery. Po wlaniu w siebie sporej ilości piwa języki im się całkowicie rozwiązały.
- Krysia nadal jest na mnie zła i to wszystko przez ciebie – Heniek wbił oskarżycielskie spojrzenie w Mendozę.
- Kkup jej coś ładnego. Kkobiety llubią świecidełka – wymamrotał niewyraźnie mocno wstawiony Aleks i poklepał go uspokajająco po plecach. – Ddam ci bbuzi na zgodę – wpił się w szyję zaskoczonemu kumplowi.  
- Kurczę, miałeś go pilnować, żeby się nie opił – jęknął mężczyzna i kopnął pod stołem Krzycha. – Zabierz go ode mnie! – Próbował się uwolnić z łap Mendozy, ale nie bardzo mu to wychodziło. Po pierwsze sam był nieźle zalany, a po drugie szef był o wiele silniejszy od niego.
- Co my z nim teraz zrobimy? – Krzych usiłował pomóc koledze. Zdziałał tylko tyle, że Aleks z okrzykiem ,,drogi przyjacielu” rzucił się teraz na niego. Dossał się do jego karku mlaszcząc z wyraźną przyjemnością. – Ratunku! – kwiknął, szarpiąc się zawzięcie. W barze, w którym imprezowali było całkiem sporo gości. Mieli niesamowity ubaw obserwując ich zapasy. Zaczęli nawet zawierać zakłady jak dłużą malinkę uda się tym razem zrobić Mendozie, którego umiejętności dobrze znali.
 – Heniek dzwoń po Wojtka, tylko on może nas uratować! – krzyknął rozpaczliwie do kumpla Krzych, ponieważ szef znalazł sobie właśnie  nowe miejsce do zabawy, tuż za jego uchem.
***
   Wojtek siedział przy biurku i przeglądał właśnie notatki z wykładów. Na jutro miał oddać ważny projekt. Profesor był bardzo wymagający, a on musiał nanieść jeszcze kilka poprawek. Niestety nie zdążył, bo zadzwonił telefon. Jeden z gangsterów mocno spanikowanym głosem wzywał pomocy. Podobno Aleks utkwił w jakimś barze i nie mogli sobie z nim poradzić. Cindy mrucząc pod nosem przekleństwa ruszył do drzwi. Nie miał pojęcia dlaczego to właśnie on musiał zająć się tym pijanym bałwanem. Kiedy tylko wszedł do zatłoczonego baru załamał ręce. Mendoza wisiał na Krzychu robiąc mu piękną malinkę, a wszyscy obecni przy tym klaskali i dopingowali go, zaśmiewając się do łez.
- Świetnie, mój narzeczony jest niewyżytym erotomanem – warknął Wojtek do siebie. Podszedł do Aleksa i walnął go w ramię, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Kochanie! – wrzasnął na jego widok zachwycony mężczyzna, natychmiast puścił swoją ofiarę i rzucił się na niego. Chłopak przezornie odskoczył i ruszył do drzwi, a za nim chwiejnym krokiem podążył szeroko uśmiechnięty Mendoza. – Zmieniłeś zdanie i przyszedłeś mnie przytulić? – Wsiadł za Kopciuszkiem do samochodu i przyczepił się do niego jak rzep.
- Zabieraj te łapy jaskiniowcu jeden! – oburzył się Cindy, gdy poczuł jak ręce narzeczonego zaczynają się skradać pod jego bluzę.
- Pachniesz jak najlepsza czekolada. – Chuchnął mu w szyję i ukąsił ją delikatnie. Zaczął lizać wrażliwe miejsce, tam gdzie wyczuł pod skórą, bijący jak szalony, puls chłopaka. Przyciągnął go bliżej, aby poczuć ciepło smukłego ciała. – Mniam, waniliowe pralinki. – Obsypał go drobnymi pocałunkami. – Uwielbiam ten smak. – Zassał się mocno u podstawy szyi.
- O rany – pisnął Wojtek i zacisnął uda. Czuł jak jego penis budzi się do życia. Z każdym następnym pocałunkiem miał coraz mniejszą ochotę wyrwać się z ramion narzeczonego. Mendoza nie próżnował. Na zakręcie samochód mocno zahamował i mężczyzna nie zdążył się przytrzymać, spadł z siedzenia prosto do stóp zarumienionego narzeczonego. Podniósł się niezdarnie na kolana i  jego twarz znalazła się na wysokości brzucha chłopaka. Od razu skorzystał z okazji, podniósł mu koszulkę do góry i zamruczał z zadowolenie na widok ładnie umięśnionego, opalonego brzucha. Jednym szarpnięciem rozerwał materiał, aż do samej szyi.
- Całkiem ci odbiło? – pisnął Kopciuszek, więcej  już nie zdążył nic powiedzieć, bo Ssący Al rzucił się właśnie do akcji. Jego pracowite usta były dosłownie wszędzie. Całowały i  podgryzały kuszący kaloryferek, pomrukując z zadowolenia. Wojtek szarpał się coraz słabiej, za to zaczął głośno pojękiwać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jego zachowanie zachęciło z kolei Aleksa do energiczniejszych poczynań. Kiedy zajechali przed dom, penis Kopciuszka był już tak twardy, że jeszcze chwila, a przebiłby się przez spodnie. Sekundy dzieliły go od zbliżającego się nieuchronnie orgazmu. Przed spuszczeniem się w majtki uratowali go ochroniarze, którzy jak tylko samochód się zatrzymał, skoczyli Wojtkowi na pomoc. Dobrze znali zwyczaje Mendozy i wiedzieli do czego jest zdolny po kilku piwach. Siłą oderwali go od brzucha chłopaka i zatargali do jego sypialni, gdzie po kilku minutach zasnął jak kłoda. Tymczasem Cindy obciągnął bluzę jak mógł najniżej, aby zasłoniła choć trochę jego erekcję, po dwa schody naraz pognał do łazienki. W ekspresowym tempie zrzucił ubranie i wszedł pod prysznic. Gdy tylko strumień ciepłej wody uderzył w bordowego od napływającej krwi członka jęknął głucho i wytrysnął na szklaną ścianę kabiny, po czym kompletnie pozbawiony sił opadł na kafelki.
- Panie Boże, jeszcze trochę i wyszedłbym z tego samochodu wyglądając jak jakiś niewyżyty nastolatek z wielką mokrą plamą z przodu. Ten drań jest strasznie niebezpieczny po pijaku. Nie ma się co dziwić, że chłopaki były takie spanikowane. Jutro się z nimi policzę, po jaką cholerę pozwolili mu tyle pić – burczał do siebie Cindy i na drżących nogach wyszedł z łazienki.
***
Następnego dnia Wojtek przyszedł do biura w apaszce. W świetlicy natrafił na Heńka i Krzycha w szalikach na szyjach popijających smętnie maślankę. Zrobił kawę i popatrzył na nich oskarżycielsko. Do drzwi zapukała listonoszka, włożyła do środka głowę i przez chwilę obserwowała ich z namysłem.
- Czy to jakaś nowa moda? – wskazała na szczelnie owinięte szyje siedzących przy stole mężczyzn.
- Przeziębiliśmy się – wymamrotał zarumieniony Wojtek.
- Tak wszyscy razem? – Kobieta spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Wirus, radziłbym nie pozostawać tu zbyt długo – odezwał się poważnie Krzych.
- Naprawdę, to ja uciekam. Tu jest poczta - rzuciła na szafkę plik kopert i szybko wybiegła z pokoju.
- Wojtek – Heniek położył mu rękę na ramieniu – w twoim wieku powinieneś już nauczyć się lepiej kłamać.
- Odwal się, przez was wyglądam jak po jakiejś zakaźnej chorobie – warknął chłopak.
- Na nas to ty winy nie zwalaj. Szef troszeczkę przeholował i zmienił się w Ssącego Ala przez ciebie. Trzeba było go trochę poprzytulać, to nie miałby takiego złego humoru – wymądrzał się mężczyzna.
- Zamknij się, bo jak pójdę do tej twojej Krysi i opowiem jej co wczoraj wyprawialiście w tym barze, to jutro twoja paskudna gęba będzie jeszcze brzydsza – wykrzywił się do niego Cindy i pokazał mu język.
***
Po południu Kopciuszek musiał udać się na uczelnię. Oczywiście spóźnił się przez teściową, która uparła się wziąć go na zakupy. Z wielkim trudem udało mu się wyrwać z jej macek, a i tak w samochodzie było z pół Galerii Krakowskiej. Wybrała mu nawet bieliznę, a czerwony jak burak chłopak nawet nie próbował protestować, widząc rozbawioną minę sprzedawcy. Facet chyba myślał, że jest jej utrzymankiem. Z ulgą pognał do Akademii z projektem pod pachą. Umówił się z Aleksem, że to on go odbierze. Pod salą stali chłopcy z jego klasy i szeptem wymieniali uwagi.
- Hej Wojtek - pomachał do niego Mirek – zaraz wyjdzie Zbyszek i zostałeś tylko ty. Stary Obmacki już trzy razy o ciebie pytał. Lepiej stań po drugiej stronie biurka – roześmiał się chłopak, widząc speszoną minę kolegi.
- Rany, a ja nie miałem czasu nanieść poprawek – westchnął.
- No coś ty, facet tak na ciebie leci, że z daleka widać. Uśmiechnij się pięknie i masz zaliczone.
 - Mirek, mam do ciebie prośbę, gdyby Mendoza mnie szukał, to nie wiesz gdzie jestem. Ten dureń jest nieobliczalny i jeszcze zrobi jakąś zadymę – zrobił szczenięce oczka i złożył rączki jak do paciorka.
- No dobra, ale niczego nie obiecuję – kiwnął głową na zgodę. Po chwili wyczytano nazwisko Wojtka i chłopak wszedł do środka. Ledwo się drzwi za nim zamknęły przyszedł Aleks. Na widok Mirka zmarszczył brwi, ten widząc jego minę zaczął się cofać do tyłu z zamiarem rzucenia się do ucieczki na najmniejszy sygnał zagrożenia.
- Gdzie Wojtek? – zapytał chłodno, mierząc go od stóp do głów zimnym wzrokiem.
- Nnie wiem – wyjąkał wystraszony chłopak.
- Na pewno? – Mendoza ujął go pod brodę i uśmiechnął się drapieżnie.
- Mmoże ww środku –  wymamrotał niewyraźnie. Mężczyzna puścił pobladłą ofiarę i bez wahania chwycił za klamkę.
.....................................................................................................
Betowała Niebieska

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 5


To bardzo niemądry rozdział, miałam fazę na odrobinę fapfap i proszę co z tego wynikło. Myślę, że wszyscy czytelnicy moich opowiadań już się przyzwyczaili, że wszystko tutaj jest możliwe.

Kopciuszek siedział w pokoju głęboko zamyślony. W kuchni już od jakiejś godziny zapanował spokój. Bandyci nie byli zbyt wytrwali, po piętnastu minutach przekleństw, pochlebstw i dobijania się do drzwi odpuścili. Wojtek jednak przezornie nie usunął jeszcze swojej barykady. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał wyjść, ale na razie nigdzie mu się nie śpieszyło. Musiał zastanowić się nad kilkoma sprawami, które nie dawały mu spokoju. Cały czas miał wrażenie, że umyka mu coś istotnego. Nie mógł uwierzyć, aby tak ważne wydarzenie w życiu każdego jak utrata dziewictwa nie pozostawiło żadnych wspomnień. Z poprzedniej nocy faktycznie niewiele pamiętał. Niestety ta ręka na jego penisie i wzmianka Aleksa o znamieniu wyraźnie wskazywały, że mężczyzna mówił prawdę. Gdy się jednak nad tym głębiej zastanowić, to spał przecież z gołym tyłkiem i niewyżyty Mendoza w każdej chwili mógł go sobie dokładnie pooglądać, a nawet dotknąć. Jeszcze ta dziwna sprawa z Włochem. Ciekawe czy każdy mężczyzna po intensywnym stosunku odczuwa takie dolegliwości? Pod tym względem on czuł się dobrze, obmacał już w łazience tyłeczek i żadnego dyskomfortu nie było. Cindy zdecydował, że musi poszukać na ten temat informacji. Najlepiej byłoby zaczepić jakiegoś doświadczonego geja. Mieszkający obok Mirek, prowadzący bujne życie towarzyskie powinien się do tego idealnie nadawać. Kopciuszek podjąwszy męską decyzję wstał i zburzył swoją barykadę. Zapukał do drzwi sąsiada i nieśmiało wszedł do środka. Chłopak ubrany w same jeansy siedział na łóżku i robił sobie manicure.
- Wojtek? Co cię tu przywiało śliczny? – obrzucił go uważnym wzrokiem.
- Wiesz, mam pytanie, ale trochę się krępuję – odezwał się zarumieniony Cindy wiercąc się na krześle. Podał koledze piwo, które zabrał ze swojej sypialni. Otworzył swoją puszkę i pociągnął solidnego łyka.
- O widzę, że to coś poważnego – uśmiechnął się do niego zachęcająco Mirek.
- Czymymógłbyśmiopowiedziećoswoimpierwszymrazie – powiedział na jednym wdechu ogromnie zmieszany Kopciuszek.
- Dobrze już dobrze. Nie denerwuj się tak. To strasznie stare dzieje, więc… - chłopak opowiadał swoją historię swobodnie, rzucając na Wojtka zaciekawione spojrzenia. Był ogromnie zaintrygowany tym pytaniem, musiała się za nim kryć jakaś interesująca sprawa.
- Powiedz, czy potem coś czułeś, no wiesz…- odezwał się Kopciuszek.
- Szkoda gadać, daliśmy porządnie czadu, więc tyłek bolał mnie potem niemiłosiernie przez kilka dni. Nie mogłem siedzieć normalnie, przy chodzeniu w środku strasznie mnie piekło i kulałem jak weteran jakiejś wojny. Następnym razem dyskomfort był o wiele mniejszy i….. – nie dokończył Mirek i oblał się piwem potrącony przez Wojtka, który zerwał się na równe nogi cały czerwony z wściekłości.
- O kurwa, ale ze mnie palant! Ta gangsterska gnida mnie oszukała! – ryknął wściekły – Tym razem przegiął, nie daruję mu tego kłamstwa i jeszcze miał czelność włożyć mi na palec pierścionek!
- Chłopie, spokojnie. Nie wiesz, że zemsta najlepiej smakuje na zimno? Opowiedz co się stało, może będę mógł coś ci doradzić – Mirek złapał go za rękę i usadził z powrotem na fotelu. Rozmawiali jeszcze z godzinę obgadując plany na przyszłość. Dyskusję przerwał im Mendoza, który wpadł do sypialni jak bomba.
- Co ty robisz z tym nagusem w pokoju?! – wydarł się od samych drzwi.
- Nie krzycz na mnie, bo powiem pani Oliwi jak traktujesz swojego narzeczonego – Wojtek obrzucił go chłodnym spojrzeniem. Wstał z krzesła, pożegnał się z kumplem skinieniem głowy i zadzierając dumnie nosa wyminął zaskoczonego jego zachowaniem Aleksa. – Jedziemy do domu czy nie? Niepotrzebnie się fatygowałeś, sam dałbym sobie radę z przeprowadzką.
- No nie wiem. Heniek i Krzych wpadli do domu jak huragan i darli się, że wpadłeś w histerię i o jakiejś barykadzie. Nie mogłem się z nimi dogadać więc jestem – Mendoza przyglądał się uważnie Cindy, coś w jego postawie mu nie pasowało. –Spakowałeś się?
- Wszystko już gotowe – odezwał się Wojtek i ruszył przodem nawet nie spojrzawszy na coraz bardziej zaniepokojonego gangstera. Przez całą drogę powrotną chłopak nie odzywał się do mężczyzny. Oglądał z obojętną miną widoki za oknem. Aleks doszedł do wniosku, że jest nadal na niego zły za te nagłe zaręczyny. Poprzysiągł sobie, że wymyśli jakiś sposób na ułagodzenie wkurzonego narzeczonego, bo inaczej długo nie zobaczy jego ponętnego tyłeczka. Na samo wspomnienie krągłych półkul robiło mu się ciasno w spodniach. Odwiózł małego pod same drzwi. Musiał niestety wrócić do pracy. Miał cały dzień, aby wymyślić dla Kopciuszka jakąś niespodziankę. Niestety roboty papierkowej w biurze było naprawdę sporo, godziny mijały, a jemu nic inteligentnego nie wpadło do głowy. Wracając wieczorem do willi kupił ogromny bukiet czerwonych róż, licząc na to, że chociaż trochę zmiękczy serce Cindy. Poszedł prosto do sypialni chłopaka, zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Drzwi nie były zamknięte więc wszedł do środka. Wojtka nigdzie nie było, wszędzie leżały porozrzucane ubrania jakby się gdzieś wybierał. Na stoliku dostrzegł kartkę wyraźnie zaadresowaną do siebie.

Drogi Aleksie

Dzisiaj dokładnie sobie przemyślałem swoją sytuację i doszedłem do wniosku, że jestem na bardzo niesprawiedliwej pozycji. Jesteś ode mnie starszy o kilka lat i zdążyłeś się wyszumieć, nabrać doświadczenia, poznać życie. Ja niestety nie miałem takiej okazji, a skoro straciłem już dziewictwo, to chyba mogę trochę poeksperymentować przed ślubem. Nie czekaj na mnie z kolacją, wrócęźno. Poszedłem się zabawić i poznać nocne atrakcje Krakowa.
Wojtek     

- Niech to jasny szlag! – Mendoza walnął pięścią w szklany blat stolika i rozbił go na drobny mak. – Ty mały, paskudny draniu! Już ja ci dam nocne życie! – Wybiegł z pokoju jakby go goniło stado furii. Narzucił na siebie kurtkę, wpadł do holu i nagle przystopował. Mężczyzna nie wiedział przecież dokąd poszedł jego narzeczony. Wyciągnął komórkę i zaczął obdzwaniać znajomych. Dopiero po dwóch godzinach udało mu się ustalić miejsce pobytu zbiega. 

Wojtek z Mirkiem postanowili iść do znanego gejowskiego klubu ,, Pod Tęczą”. Dawano tam świetne drinki, a muzyka była na najwyższym poziomie. Cindy, który wstąpił tu po raz pierwszy rozglądał się nieco speszony. Większość osób była dość wyzywająco ubrana, a prawie wszyscy ślizgali się po jego ciele pożądliwym wzrokiem. Kumpel zmusił go do założenia bardzo dopasowanej, krótkiej koszulki raz po raz odsłaniającej opalony brzuch oraz jeansów opinających mocno zgrabne cztery litery. Kopciuszek czuł się bardzo niezręcznie. Co drugi facet próbował do niego zagadywać, a on chował się za Mirkiem, który śmiał się z jego nieśmiałości. Chłopak poprowadził go do baru, gdzie zamówił słabe drinki.
- Jesteśmy tu by się bawić, nie upić – powiedział do Wojtka i podał mu szklaneczkę. – Może zapląsamy – wskazał na parkiet pełen tańczących przystojniaków.
- Za chwilę – mruknął Cindy.
- Chłopie, ciebie trzeba koniecznie rozruszać, bo skończysz jako przykładna żona tego Mendozy, latająca ze ścierką do kurzy i gotująca mężusiowi obiadki. Dam ci  czegoś spróbować, zaciągnij się tylko raz – wyjął z kieszeni papierośnicę i zapalił niewielkiego skręta.
- Co to, nie chcę żadnych dragów – odepchnął jego rękę chłopak.
- To nie narkotyki tylko taki rozluźniacz. Jakbyś wypił mocnego drinka, trochę wzmaga libido.
- No dobra, w końcu miałem spróbować nocnego życia – Wojtek pociągnął papierosa, zakrztusił się, a dym poleciał mu nawet nosem. Wszyscy wokół zaczęli chichotać. Po chwili odzyskał swobodny oddech i zaczęło go ogarniać przyjemne ciepełko. Spojrzał na podest gdzie chłopcy gięli się w zmysłowym tańcu. Wyglądali niesamowicie seksownie. Ocierali się o swoje ciała nawzajem i z jakiegoś powodu Wojtkowi nagle wydało się to bardzo zabawne. Zaschnęło mu w gardle. Odwrócił się do barmana, złapał go za krawat i przyciągnął bliżej siebie.
- Cukiereczku – wyszeptał ochryple – podaj mi szklaneczkę wody z lodem – pomiział zaskoczonego mężczyznę po policzku.
- Już się robi śliczny – postawił przednim zamawiany napój. – O drugiej kończę i możemy pójść się do mnie zabawić – wbił we Wojtka błyszczące, czarne oczy.
- Szybki jesteś – pokręcił głową z podziwem Mirek. – Ledwo przyszedłeś, a już sobie fajnego gościa przygruchałeś. – O kurcze! – pisnął, bo w tym momencie Cindy z błogim uśmiechem na twarzy złapał go za tyłek i mocno zacisnął na nim palce.
- Masz fajną dupcię – mruknął zachwycony, gładząc jego pośladki przez cienki materiał.
- Rany, ale masz odlot – roześmiał się chłopak, usiłując się uwolnić. – Aleks cię zabije jak cię zobaczy.
- Pieprzyć tego chama, idziemy tańczyć – Kopciuszek ściągnął gumkę z włosów, roztrzepał je dłonią, kasztanowe, lśniące loki opadły aż do pośladków. Ruszył na środek sali pociągając za sobą kumpla. Natychmiast złapał rytm. Wokoło niego wiły się spocone, męskie ciała. Wszystkie wyglądały dla niego równie apetycznie. Zaczął się ocierać o wszystko co napotkał na swojej drodze. Robiło mu się coraz przyjemniej. Gorące, południowe rytmy dudniły w jego uszach, biodra same poruszały się i wirowały. Czuł na sobie dziesiątki zwinnych dłoni.

Mendoza wszedł do zatłoczonego klubu ,,Pod Tęczą”. Nigdzie nie mógł dostrzec niepoprawnego zbiega. Miał zamiar jak tylko go znajdzie zawlec do domu i sprawić mu porządne lanie na przemian z kazaniem. Podszedł do baru i zagadnął mężczyznę uwijającego się za ladą.
- Zerknij na to zdjęcie, widziałeś tu dzisiaj tego dzieciaka?
- Pewnie, że tak szefie, słodziutki maluch, najpierw się do mnie przystawiał, a potem poszedł z takim blondynkiem tańczyć. Był nieźle napalony, więc może chłopaki zaciągnęły go już do darkroomu.
- Cholera! – warknął Aleks. Mężczyzna był już nie tylko wściekły. Przestraszył się nie na żarty. Nigdy sobie nie daruje, jeśli jego ślicznego narzeczonego spotkało coś złego. Powinien był go lepiej pilnować, przecież doskonale wiedział, że ten głuptas z prowincji o wielu rzeczach nie ma pojęcia i jest naiwny jak pierwiosnek. Właśnie miał pójść na tyły klubu, tam mieściła się sala, gdzie bez zahamowań uprawiano ostry seks. Oczami wyobraźni już widział zakrwawione uda Cindy gwałconego przez zgrają nabuzowanych facetów. Zerknął jeszcze dla pewności na parkiet i mignęły mu dobrze znane, kasztanowe loki. – O żesz ty cholero jedna! – mruknął z ulgą. Wbił się jak taran między pląsających ludzi i złapał w talii niczego niespodziewającego się Wojtka.  Bezceremonialnie zarzucił sobie wierzgającego i prychającego ze złości chłopaka na ramię i wyszedł z nim z klubu.
- Puszczaj ty mutancie! – darł się na całe gardło Cindy. Aleks nic sobie nie robił z jego protestów. Wrzucił go do samochodu na tylne siedzenie. Przez cała drogę musiał walczyć z Kopciuszkiem, który z oślim uporem próbował wrócić ,,do tego sklepu z ciasteczkami” jak sam to określił. Mendoza, kiedy dotarł z nim do sypialni był już cały zdyszany. Rzucił go na łóżko i sprawnie rozebrał do bokserek.
- Masz iść spać – warknął na niego i przykrył kołdrą. Starannie omijał przy tym wzrokiem kuszące, chętne ciało. Wyszedł na korytarz i z ulgą oparł się o ścianę. Miał dzisiaj szczęście i zdążył na czas. Musi jutro rozmówić się z tym głupolem. Westchnął i już miał udać się do swojej sypialni, gdy zobaczył wychodzącego ze swojego pokoju Wojtka. W samych majtkach w motyle, z różowym kocykiem w ręce szedł przed siebie.
- No nie, zaraz zwariuję – Aleks złapał nocnego wędrownika – gdzie leziesz goły jak święty turecki?
- Szukam moich deserków, wszyscy byli taaacy śliczni. Wypatrzyłem sobie nawet kilku, których miałem zamiar potem skonsumować – westchnął. - Nie lubię cię – wbił mu w pierś palec – jednego nawet zacząłem podgryzać, a ty mi przeszkodziłeś – spojrzał na mężczyznę oskarżycielsko i zamrugał nieco zamglonymi, błękitnymi ślepkami.
- Co takiego – potrząsnął nim Mendoza – lizałeś się tam  z jakim kolesiem?
- Mhm… był baaardzo smaczny – oblizał się Cindy z wyraźną przyjemnością.
- Boże daj mi cierpliwość, bo zaraz go obedrę ze skóry – Aleks wzniósł oczy do nieba, złapał za ramię narzeczonego i wepchnął go z powrotem do sypialni. Ponownie wrzucił go do łóżka, ale Kopciuszek nie dał za wygraną. Sprytny, acz niezbyt przytomny chłopak włożył mu rękę pod koszulę, zmusił do położenia się obok ciągnąc za włosy na klatce piersiowej. – Jak ja się ciebie pozbędę? – skrzywił się z bólu Mendoza, powoli odrywając jego ręką od swojej piersi. Nie zauważył jednak, że druga łapka zakradła się w o wiele ciekawsze miejsce. Wojtek zwinnie odpiął spodnie mężczyzny i zanim ten zdążył zaprotestować wsunął mu dłoń do majtek. Zacisnął długie palce na wpół nabrzmiałym członku i wplątał je w kręte włosy łonowe swojej zdobyczy. – O jeny – jęknął ochryple Aleks, czując, że długo takiej tortury nie wytrzyma. Kopciuszek tymczasem ułożył się wygodnie na jego piersi, przytulił policzek do ciepłej skóry pod obojczykiem i przymknął oczy. Usta chłopaka znalazły się blisko sutka mężczyzny, co chwilę ciepły oddech owiewał twardniejący gruzełek wywołując w całym ciele Mendozy rozkoszne wibracje. – To jakiś dziwny sen, takie rzeczy nie zdarzają się normalnym ludziom – wymamrotał do siebie dość słabym głosem oszołomiony Mendoza. Spróbował odczepić rękę chłopaka od swoich włosów, ale niestety okazało się to niewykonalne. Czym mocniej ciągnął, tym bardziej Cindy zaciskał palce, a penis mężczyzny był już bordowy od napływającej do niego gwałtownie krwi. Fioletowa żyła pulsowała na nim jak szalona. Nieświadomy niczego Kopciuszek, pozostający na granicy jawy i snu, przesunął kilka razy dłonią w górę i w dół, wyrywając z ust narzeczonego pełne rozkoszy pomruki. W końcu Mendoza nie wytrzymał i wystrzelił obfitym strumieniem spermy wyginając ciało w łuk i wydając głośny okrzyk spełnienia. Przez chwilę leżał bez ruchu nie mogąc uwierzyć w to, co go właśnie spotkało.
- Niemożliwe, właśnie zostałem zmolestowany przez śpiącego faceta, który nawet tego nie zauważył – ponowił próbę uwolnienia się z rąk małego zboczucha. Niestety szybko się przekonał, że jest to niesamowicie bolesne i lepiej będzie przeczekać sprawę, aby oswobodzić się musiałby powyrywać sporo swoich włosów z bardzo wrażliwego miejsca. Z drugiej strony chętnie zobaczy minę Wojtka, kiedy się zorientuje czym się zajmował. 
– Ja pierdolę! - kwiknął po chwili bezradnie. - Och… to będzie dłuuuga noc – jęknął ponownie, ponieważ ciepła łapka zaczęła od nowa swoje harce.
............................................................................................

Pozwólcie, że coś tutaj wstawię. Ja się ogromnie uśmiałam. Zamiast komentarza dostałam ten zabawny wiersz. Autorka napisała to pod wpływem chwili.


Cinderella
Nasz Wojtuś kochany, nieśmiałe to dziecię
A tu taki niefart , pomyślcie co chcecie.
Na mafię natrafił, a fajtłapa jest z niego,
Rozwalił ich szefowi gadżeta nowego.
Więc kajał się , płakał nasz maluszek,
i w firmie Mendozy dostał imię - Kopciuszek.
Więc gotował, sprzątał, że wszystko lśniło,
aż mafiozi wołali -,,Jak tutaj miło ! "
Lecz Wojtuś nabroił i uciekł daleko
Lecz Henio go znalazł i krzyknął -,, Eureko!"
Cindy został nareszcie znaleziony! 
Przy Mendozie się trzęsiemy niczym parkinsony!
Wróć Cindy do nas , my Cię potrzebujemy,
bez ciebie Aleksa nigdy nie ogarniemy! "
Gdy nasza księżniczka się dowiedziała, 
co banda mafiozów mu narozrabiała,
wrócił, posprzątał i znów czysto było
lecz Aleks  się zachował niczym arcyłotr.
Teraz nasz biedny, maleńki Kopciuszek
musi się uczyć zagranicznych pogaduszek.
Do spotkania więc doszło, z szefami innych mafii,
Oczywiście naszego Aleksa to nie martwi.
Lecz gdy zobaczył że Wojtek się upił,
i że się tak przed gośćmi wygłupił, 
rzucił go na łóżko ( Oczy się rozszerzyły Aleksowi-Casanovie
nasz Cindy był goły, nie miał nic na sobie !)
Więc spojrzał na nagie chłopaka  ciało,
A w spodniach coś krzyczy ,, Mało mi, mało!"
Położył się obok , kamiennym snem zasnął,
lecz rano go Cindy obudził gdy wrzasnął.
Na dźwięk ten Wojtusia siostry odlotowe,
Mendozę chciały skrócić o głowę.
Cindy zakrzyknął - ,, Drań wianek mi ukradł !"
i wtedy mało od krzyków bym nie ogłuchła.
Lecz mama Aleksa, mądry  uknuła plan
Na nic Aleksowi pęk buddyjskich mantr.
Wojtuś miał zostać jego żoną bezzwłocznie,
Lecz teraz się piekło dopiero rozpocznie.
Nasz Wojtuś się kapnął, że dalej ma wianek,
Postanowił zrobić Mendozie szereg niespodzianek
Upił się lekko, ziołem zaprawił
i jak niewyżyty baran się bawił
Gdy to zobaczył jego zazdrosny mężulek
Wziął go na ręce, naciągnął podkoszulek
Położył go u siebie, pozbierał klamoty,
lecz nie wiedział, że się w nowe pakuje kłopoty.
Nic się nie spodziewając poszedł do siebie,
a Cindy sprawił, że się poczuł jak w niebie.
Po pieszczotach Kopciuszka , zasypiając myślał
że Wojtuś mu teraz nie powie, że zmyślał
gdy rano zobaczy co trzyma w ręce 
może być maluszek zdziwiony wielce.
Wenowa wróżka - Niebieska Wampirzyca



sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 4


Prawdę mówiąc nasz Kopciuszek był nadal nieźle zawiany. Poprzedniego dnia wlał w siebie niemożliwą ilość alkoholu, a że miał słabą głowę i mało trenował nieszczęsne procenty jeszcze z niego nie wyparowały. Próbował przypomnieć sobie coś z poprzedniego wieczora, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło. Miał tylko jakieś niewielkie przebłyski minionych wydarzeń. Na myśl, że wczoraj imprezował w tej cieniutkiej, prześwitującej szmatce jego policzki zapłonęły czerwienią. Otarł łzy wierzchem dłoni, obmył twarz zimną wodą i zaczął się zastanawiać. Pamiętał grę w butelkę, kimona, sznur z ubraniami, jak przez mgłę słyszał wydzierającego się na niego Aleksa żeby się przesunął i czyjąś ciepłą dłoń na swoim penisie. Resztę pokrywała gęsta mgła. Czyżby rzeczywiście upił się do tego stopnia, że dał się przelecieć temu wiecznie napalonemu łajdakowi? To była zagadka, której w tej chwili nie potrafił rozwiązać. Postanowił skupić się na doprowadzeniu do porządku i ułagodzeniu rozszalałych sióstr. Wianek przepadł i choćby jak głośno krzyczał to i tak go już nie odzyska. Z Mendozą policzy się później.
- Czy mógłby ktoś dać mi coś do ubrania? – zapytał drżącym głosem.
- Oczywiście Wojtusiu – odezwała się Olga. – Co tak stoisz? – warknęła do Aleksa i szturchnęła go lufą strzelby. – Przynieś jakieś ciuchy! – Mężczyzna z ulgą udał się do garderoby, gdzie ubrał się z szybkością błyskawicy i znalazł jakiś dres i koszulkę dla Cindy. Wrócił do sypialni i zapukał do łazienki.
- Otwórz, mam dal ciebie rzeczy – kiedy Wojtek uchylił ostrożnie drzwi podał mu zawiniątko.
- My idziemy na dół do salonu i za dziesięć minut chcemy was tam obydwu widzieć – rzuciła groźnie do syna pani Oliwia i machnęła ręką na siostry Piekiełko, dając im znak do odwrotu.
Tymczasem Kopciuszek wziął szybki prysznic, założył co mu zaoferowano i na bosaka wyszedł z łazienki. Wyglądał naprawdę smętnie. Miał podkrążone oczy, blade policzki, a w brzuchu prawdziwą rewolucję. Poprzedniego dnia niewiele zjadł i teraz był nieludzko głodny.
- Ale masz ochronę – mruknął do Mendozy nie patrząc mu w oczy – jakim cudem wpuścili tu te diablice?
- Masz na myśli swoje siostry? – zapytał dla pewności mężczyzna, przyglądając się rozbawiony zmaltretowanemu chłopakowi.
- Yhy… uwierz mi, moje nazwisko skądś się wzięło – jęknął Wojtek masując sobie skronie. – Pewnie wymyślił je jakiś nieszczęśnik, który naraził się kobietom z mojej rodziny.
- To może być prawda – przytaknął mu z pełnym przekonaniem Mendoza myśląc o swoim zetknięciu się z dziewczętami i niebezpiecznej broni w ich rączkach. – Czy one umieją strzelać? – zapytał, licząc na to, że chłopak zaprzeczy.
- Coś ty, obydwie należą do koła łowieckiego, a spod ich nagród w zawodach strzeleckich nie widać ściany! Nawet nie marz o tym, że cię nie trafią! – posłał mu złośliwy uśmieszek chłopak. – Miałeś człowieku pecha, to one powinny trafić do twojego biura, a nie ja. Idealnie się nadają na członków organizacji – Zaczął zeskakiwać po dwa stopnie, trzymając w ręce nieposłuszne spodnie, które cały czas zjeżdżały z jego tyłka odsłaniając jasne pośladki. Nie miał biedak pojęcia jak taka niewinna część garderoby może czasem odmienić czyjeś życie. Aleks z coraz szerszym uśmiechem szedł za nim podziwiając piękne widoki. W salonie zastali wszystkie panie siedzące ze zmarszczonymi brawami.
- Usiądźcie, musimy poważnie porozmawiać – odezwała się spokojnie pani Oliwia. – Czy ty synu uważasz się za człowieka honoru? – zwróciła się do zaskoczonego takim pytaniem Mendozy
- Oczywiście mamo, ale nie rozumiem za bardzo twoich intencji..
- A ty Wojtusiu? – zwróciła się do siedzącego nieśmiało na brzeżku krzesła studenta.
- Tak proszę pani – odpowiedział ostrożnie chłopak, kopiąc Aleksa pod stołem i szukając w jego twarzy jakiejś podpowiedzi.
- W takim razie synu, na pewno wiesz co powinieneś zrobić, bo chyba nie uwiodłeś dla zabawy tego niewinnego chłopca? – kobieta wstała i podeszła do stołu na którym leżała maleńka, ozdobna kasetka. Wręczyła ją oniemiałemu Mendozie, który stał jak wryty, spoglądając na rodzicielkę wytrzeszczonymi oczami.
- Aale mmamo! – udało mu się wyjąkać. – Nie jestem jeszcze gotowy na takie poważne zobowiązania, to pomył… – zerknął na Cindy, który nie mając pojęcia o co chodzi też zerwał się z krzesła. Niestety zapomniał o zbyt dużych spodniach, które teraz wdzięcznie się zsunęły do połowy krągłych pośladków. Mężczyzna wbił wzrok w kuszące półkule i po krótkim namyśle uśmiechnął się szelmowsko. W pierwszej chwili miał zamiar się przyznać i opowiedzieć co właściwie się stało, ale doszedł do wniosku, że tak będzie o wiele zabawniej, poza tym perspektywa, którą miał przed sobą była naprawdę niezła. Z całą pewnością był to najseksowniejszy tyłek jaki w życiu widział. – Właściwie, dlaczego nie? – złapał zaskoczonego chłopaka za rękę, wyciągnął z pudełeczka piękny pierścień z brylantem i wsunął mu na smukły palec. Drugi włożył mu w dłoń. – Teraz twoja kolej kochanie.
- Na co? – zapytał kompletnie zbaraniały Kopciuszek obracając w palcach sygnet.
- Włóż mu go wreszcie i będziecie po słowie. Nigdy nie myślałam, że mój mały braciszek pierwszy znajdzie sobie narzeczonego. Nie martw się, my zajmiemy się resztą – odezwała się Magda ocierając łzy wzruszenia.
- Nnarzeczonego – wymamrotał z wyjątkowo tępym wyrazem twarzy.
- Właśnie się zaręczyliśmy skarbie, cieszysz się? – wyszczerzył do niego zęby Mendoza i wyciągnął dłoń. Wojtek zdrewniałymi palcami nałożył mu pierścień i usiadł ciężko w fotelu.
- Czy ktoś może mi podać szklankę wody z lodem? – jęknął i złapał się za głowę.
- Wy tu sobie porozmawiajcie, na nas już czas – zgarnęła siostry Piekiełko pani Oliwia. Na korytarzu jak tylko zamknęła za sobą drzwi uśmiechnęła się tryumfalnie do dziewcząt – Widziałyście ich miny? To była czysta robota i perfekcyjnie wykonany plan. Chodźmy gdzieś, musimy to uczcić – Poklepała je przyjaźnie po ramionach. Jednego jednak nie wzięła pod uwagę. Swojego syna znała może doskonale, ale najwyraźniej nie doceniła temperamentu i pomysłowości przyszłego zięcia co w przyszłości miało zaowocować szeregiem różnych katastrof.
Narzeczeni kiedy zostali sami przez chwilę siedzieli bez słowa, spoglądając na siebie z nieco zszokowanymi minami. Szczególnie Wojtek, który z wiadomych względów nadal niespecjalnie się czuł nie mógł przyjść do siebie. Nie potrafił pojąć jak znalazł się w tak dziwacznej sytuacji. Od poznania Aleksa ciągle spotykały go jakieś niespodziewane przypadki. Ledwo wygrzebał się z jednego dołka natychmiast wpadał w następny. Musiał jakoś strasznie się narazić temu panu na górze.
- Szefie, musimy się z tego jakoś wyplątać – wstał i lekko się zachwiał. Mendoza zwinnie podbiegł do niego i złapał go dosłownie w ostatniej chwili, a to że za tyłek, to już kompletny przypadek. – Puszczaj! - pisnął zmieszany Cindy usiłując się wyrwać.
-  Wojtek, skoro jesteśmy zaręczeni, a po twoim dziewictwie pozostało już tylko wspomnienie, to chyba możemy się iść trochę poprzytulać? – zapytał z drapieżnym uśmiechem mężczyzna i oblizał usta. – Mam nadzieję, że twój kodeks na to pozwala – zamruczał mu do ucha niskim głosem.
- Ty szumowino niskiej klasy! Ja tu cierpię męki, a ty tylko o pieprzeniu myślisz! – czerwony ze złości Kopciuszek rzucił się na Aleksa, który stracił równowagę i obaj przewrócili się na dywan. Sięgnął pazurkami do jego twarzy robiąc na niej piękny pięciopalczasty ślad. Na szczęście dla mężczyzny kobiety nie odeszły daleko, na odgłosy walki zawróciły i wpadły do salonu.
- Chłopcy! – załamała ręce pani Oliwia – jak dzieci, ani na chwilę nie można z was spuścić oczu! –  pokręciła z niezadowoleniem głową. - Musimy ich rozdzielić! – zakomenderowała. Nie było to łatwe, ale po kilku minutach trzem kobietom udało się ściągnąć prychającego wściekle chłopaka z Mendozy.
- Zostawcie mnie, zabiję go, wydrapię oczy, zrobię wszystkim przysługę! - darł się dziko rozjuszony Wojtek.
- Jak taki sam temperament będziesz pokazywał w łóżku, to jestem gotowy się ożenić z tobą choćby dzisiaj – roześmiał się beztrosko Mendoza, trzymając się za podrapany policzek i od razu zarobił z liścia od oburzonej matki.
……………………………………………………………………………

Następnego dnia wczesnym rankiem do wynajmowanego przez Wojtka pokoju zapukało dwóch znajomych bandytów. Współlokatorzy, jedzący właśnie w kuchni śniadanie, mieli zamiar zaprotestować, ale na widok ich niewątpliwych atutów w postaci nadmiernie rozrośniętych mięśni szybko zmienili zdanie. Bez problemów weszli więc do środka i rozejrzeli się dookoła. Sypialnia Cindy była bardzo maleńka i skromna, rośli mężczyźni z trudem się w niej zmieścili.
- Cindy wstawaj, twój książę nas przysłał po rzeczy – zarechotał Heniek i potrząsnął śpiącym chłopakiem.
- Wynocha, po coście przyleźli tak wcześnie – warknął do nich i otworzył jedno oko – poza tym nigdzie bez śniadania nie idę.
- To dobrze się składa, bo my też o suchych pyskach – odezwał się Krzych.
- Będą tosty? – zrobił szczenięce oczka drugi z dryblasów.
- Dlaczego zaczynam odnosić dziwne wrażenie, że zaręczyłem się z cała bandą? – podniósł się z łóżka Wojtek, widząc, że nie ustąpią.
- To my zaczekamy w kuchni – Wycofali się do pomieszczenia obok. Lokatorzy na ich widok poumykali w popłochu do swoich pokoi, pozostawiając jednak niedomknięte drzwi. No cóż, ludzka ciekawość zwykła rzecz, a Wojtek nie był zbyt wylewny i rzadko opowiadał im o swoich sprawach. Tymczasem bandyci rozsiedli się za stołem z błogimi minami. W perspektywie mieli wspaniałe śniadanko więc nic nie mogło zepsuć im humoru. Widzieli jak Cindy zwinnie krząta się po kuchni z dość kwaśną miną i postanowili poprawić mu samopoczucie. Przecież będą teraz jedną wielką rodziną, a o kumpli trzeba dbać. Chłopak w kilkanaście minut przyrządził obfity posiłek składający się z jajecznicy na boczku i chrupiących tostów. Mężczyźni rzucili się te domowe przysmaki głośno wyrażając swoje pochwały.
- Wojtek, ty się nie martw na zapas z szefa to całkiem równy gość. Ma kilka drobnych wad, ale świetny z niego kompan – uśmiechnął się Heniek z pełnymi ustami.
- On ma rację – poparł go Krzych – jeśli my przez tyle lat daliśmy radę, to ty też nie załamiesz się z byle powodu. - Kopciuszek popatrzył to na jednego, to na drugiego i czerwona lampka w jego głowie zaczęła gwałtownie migotać.
- Chwileczkę, o czym wy mówicie? O co chodzi z tymi wadami? – zapytał ostrożnie.
- No wiesz, szef jak popije zmienia się w Ssącego Ala, trzeba wtedy na niego uważać – odpowiedział poważnie Heniek.
- Ssącego Ala? – zamrugał rzęsami Kopciuszek kompletnie zaskoczony.
- Al jest skrótem od Aleksa, a Ssący, bo jak cię dorwie to się wgryza i nie puści dopóki nie zrobi ogromnej malinki. Ostatnio jak mnie dopadł na tej imprezie integracyjnej z Rosjanami udało mu się wyssać z pięć, zanim chłopaki go odciągnęły. Jak wróciłem do domu to moja Krysia tak mi przerobiła pysk, że przez trzy dni lód przykładałem, a i tak wszyscy się za mną na ulicy oglądali. Nie uwierzyła w żadne tłumaczenia. Teraz jednak mamy ciebie, więc możemy czuć się bezpieczni!
- Co takiego?! – jęknął Wojtek i osunął się na krzesło.
- A ty byś uwierzył idioto? – pokiwał głową z politowaniem Krzych i popukał Heńka w kudłatą głowę. – Szef ma jeszcze jedną wadę, zresztą dla niektórych to może być zaleta, zależy jak na to popatrzyć – uśmiechnął się do wyraźnie pobladłego Kopciuszka.
- Mów, chyba już nic mnie nie zaskoczy – wyszeptał Wojtek.
- Szef ma baardzo duży temperament. Wielu z jego kochanków nie było w stanie mu sprostać. Kiedyś byliśmy w willi w górach i przygruchał sobie jakiegoś Włocha. Zamknął się z nim w sypialni na całą noc. Rano biedny Italianiec wyczołgał się z pokoju, wypił jednym haustem dzbanek wody i opadł jak liść na kanapę. Spał jednym cięgiem przez całą dobą. Nawet mieliśmy już doktora wzywać czy nie chory jakiś. Następnego dnia obudził się i na widok pochylającego się nad nim Mendozy kwiknął przerażony, złapał za swoją kurtkę i otworzył drzwi omal nie wyrywając ich z zawiasów. Umykał jak wyścigowy chart. Zbiegł z górki chyba w pięć sekund, ale trzymał się przy tym za tyłek i okropnie kulał – zarechotał Krzych. Zajęty opowieścią nie zauważył, że Kopciuszek wstał, zaczął powoli wycofywać się do swojego pokoju i kiedy tylko znalazł się w środku zamknął go na klucz. Bandyci dopiero na odgłos zatrzaskującego się zamka zorientowali się co się dzieje, ale było już za późno. Usłyszeli jak chłopak mamrocząc pod nosem brzydkie wyrazy pod adresem Mendozy przesuwa ciężką szafę i biurko, robiąc barykadę.
- Powiedzcie szefowi, że z nami koniec. Nie będę się zajmował ani Ssącym Alem, ani służył mu za materac do nocnych rozrywek. Niech sobie harem założy, stać go!
.............................................................................................
Betowała Niebieska

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 3


Jeśli nasz Kopciuszek myślał do tej pory, że jego życie było ciężkie to teraz zmienił zdanie. Mendoza dotrzymał słowa i ukarał go po swojemu. Zafundował mu powolne, codzienne tortury w postaci towarzyszenia mu na wszystkich spotkaniach biznesowych, jako jego sekretarz. Z natury energiczny i ruchliwy chłopak nudził się na nich śmiertelnie, nie rozumiał większości rzeczy o których mówią i dosłownie wariował tam, musząc siedzieć bezczynnie i tylko od czasu do czasu coś notować. W dodatku został posłany na lekcję dobrych manier przez złośliwego szefa, który szybko zorientował się, że jego podwładny nie ma pojęcia jak się zachować w niektórych sytuacjach. Jeśli do tego dołożymy zaoczne studia, to szybko zrozumiemy, że nasz Cindy był naprawdę zajętym i udręczonym człowiekiem. Nie miał nawet chwili wytchnienia, a po nocach śniły mu się przeklęte interesy Alexa i jego uśmiechnięta gęba. Mężczyzna wymyślił jeszcze jeden, zupełnie nowy sposób dręczenia Wojtka, który najwyraźniej sprawiał mu niesamowitą satysfakcję. Od pamiętnego pocałunku nie przestawał go subtelnie molestować. Nie, nie robił niczego na siłę, broń boże i na dobrą sprawę chłopak właściwie nie miał się na co skarżyć. Patrzył tylko na niego w specyficzny sposób cały czas ślizgając się błyszczącymi oczami po jego ciele i ciągle utrzymywał z nim kontakt fizyczny. Zawsze siadał tak blisko, że stykali się udami bądź ramionami, a czerwony zazwyczaj w jego obecności Wojtek, czuł na sobie bez przerwy oddech mężczyzny. Mendoza wydawał mu polecenia niskim, wibrującym głosem, patrząc prosto w oczy z przewrotnym uśmieszkiem. Nieszczęsny student nieraz tak się zasłuchał, że kompletnie nie wiedział o czym mówił i zawstydzony musiał prosić o powtórzenie polecenia.

Mijał tydzień za tygodniem, biuro znowu lśniło czystością i pachniało świeżymi ziołami, które Wojtek hodował na parapetach okiennych. Bandyci chodzili syci i zadowoleni, a szef niesamowicie złagodniał i prawie przestał się ich czepiać, co z kolei niezmiernie dziwiło jego ludzi. Po cichu chłopcy gratulowali sobie sprowadzenia z powrotem Kopciuszka. Wszystko układało się niezmiernie szczęśliwie jak to tylko w bajkach bywa. W przyrodzie niestety musi być jednak równowaga i wreszcie nadeszła godzina zero. Wstał całkiem zwyczajny dzień i nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Wieczorem miało odbyć się spotkanie z przywódcami chińskiej triady i japońskiej yakuzy. Zaplanowano elegancką kolację, a potem spotkanie w interesach. Czterej bossowie mieli przybyć wraz z osobami towarzyszącymi. Zarezerwowano całe piętro w znanym, luksusowym krakowskim hotelu. Do obsługi zatrudniono tylko wybranych członków organizacji. Kopciuszek został wystrojony i wypachniony i mimo głośnych protestów przybył oczywiście razem z Alexem. Przez tydzień, uczył się grzecznościowych zwrotów w obu językach oraz poznawał tajniki kultury chińskiej i japońskiej. Nie miał zamiaru zbłaźnić się przed takimi osobistościami. Do obiadu zasiedli w bardzo sztywnej atmosferze. Dwóch ślicznych chińskich chłopców i dwie piękne japońskie gejsze siedzieli tak jak Wojtek ze spuszczonymi oczami, w ogóle się nie odzywając. Grzebali niemrawo w talerzach i uśmiechali się grzecznie do sąsiadów. W końcu dano im znak, że mogą odejść, bo zaczynają się poważne, biznesowe rozmowy. Cindy wstał pierwszy i skinął na całe stadko, które nieśmiało podreptało za nim. Wynudził się już okropnie podczas posiłku i nie miał zamiaru robić tego nadal. Postanowił nieco rozruszać niemrawe towarzystwo. Zaprowadził ich do bogato urządzonego, dużego salonu i usadził wokół ławy przed marmurowym kominkiem. Otworzył świetnie wyposażony barek z napojami wyskokowymi.
- Kto chce drinka, a kto woli inny alkohol? Nie przyjmuję odmowy. Oni będę tam obradować całymi godzinami, co nie znaczy, że my nie możemy się odrobinę zabawić – zaproponował z szerokim uśmiechem. – Na szczęście wszyscy mówimy po angielsku.
- Ale ja słyszałam, że wasza wódka jest zabójcza i obcokrajowcy nie powinni jej pić – pisnęła cieniutko drobna Japonka o imieniu Kira.
- E tam zaraz zabójcza, po prostu ma swoją moc. Zrobię wam słabe drinki z żubrówką, są naprawdę pyszne – zachwalał Cindy, obficie nalewając wódki do wysokich szklanek. Wręczył każdemu napój i pierwszy zaczął sączyć ze szklaneczki dając innym przykład.
- Niezłe – przyznał Japończyk Senji. Po trzech następnych drinkach towarzystwo było już całkowicie rozluźnione. Włączyli muzykę i doszli do wspólnego wniosku, że muszą się jakoś zintegrować. Druga z gejsz Mikoto wyciągnęła z szafy piękne haftowane kimona we wszystkich kolorach tęczy i rozdała je pomiędzy biesiadników. Wszyscy ze śmiechem zaczęli się w nie ubierać nie zdejmując jednak tego co mieli pod spodem. Dziewczęta pomogły zawiązać im w tali tradycyjne pasy. Wojtek po krótkim zastanowieniu zaproponował znaną wszystkim zabawę w butelkę, nieco przez niego zmodyfikowaną. Zadzwonił na obsługę i kazał im przynieść długi, mocny sznur i rozwiesić pod sufitem. Zaskoczone osiłki w mig uporały się z tym poleceniem i wyszły z pokoju. Barwne stadko obserwowało te przygotowania z otwartymi buziami, cicho szepcząc między sobą.
- A teraz zagramy, a kto nie odpowie na pytanie zdejmuje z siebie jakąś część garderoby i wiesza na sznurze – wszyscy ulokowali się na dywanie w kółeczku, a Kopciuszek puścił w ruch butelkę po winie. Zaczęły padać pytania, w miarę upływu czasu i wypitego alkoholu coraz śmielsze i intymniejsze. Na linie wisiało coraz więcej szmatek i po kilku godzinach pod kimonami wszyscy byli już zupełnie nadzy. Cindy przy okazji dowiedział się takich rzeczy o dumnych szefach mafii, że pewnie będzie miał nad czym rozmyślać do końca swojego życia. Nikt też nie chciał mu uwierzyć, że nie sypia z Alexem. Mendoza na światowym rynku przestępczym uchodził za wyjątkowo łakomy kąsek. W dodatku był młody i przystojny, co jeszcze bardziej podnosiło jego wartość. Bawili się naprawdę świetnie i zupełnie zapomnieli o pozostawionych w sali obrad bossach. Chichotali jak szaleni i opowiadali sobie niesamowite historie z życia codziennego swoich organizacji. Posiadali bliżej kominka, aby ogrzać swoje gołe stopy. Wszyscy rozczochrani, z rozmazanymi makijażami, czerwoni i spoceni przedstawiali sobą naprawdę interesujący widok, tym bardziej, że kimona co chwilę się rozchylały pokazując to i owo. W takim stanie zastali ich szefowie mafii i dosłownie oniemieli z wrażenia, co zważywszy na pełnione funkcje i naprawdę bogate doświadczenie życiowe, zdarzało im się niezmiernie rzadko. Zaczęli się rozglądać za ubraniami imprezowiczów i jakie było ich zdziwienie jak na rozpiętym wysoko sznurze, zobaczyli huśtające się majteczki, staniki, bokserki, bluzeczki, koszule i inne szmatki.
- Cholera jasna, co tu się stało? Naćpaliście się czegoś? – zapytał Alex szeroko otwierając oczy.
- Ppolska wwódka mma sssuperr moccc – wyjąkał Senji podnosząc na niego czarne, zamglone ślepka i padł nieprzytomny na podłogę. Mężczyznom nie pozostało nic innego jak pozbierać ofiary tego pogromu. Każdy zabrał pod pachę swojego towarzysza i bez słowa udali się do swoich apartamentów. Mendoza miał nieco większe problemy, bo musiał zataszczyć kompletnie zalanego Wojtka do domu tak, aby matka go nie zobaczyła. Skradając się jak prawdziwy ninja dotarł do swojej sypialni. Rzucił na łóżko pochrapującego beztrosko chłopaka i poszedł wziąć prysznic. Nie miał pojęcia jak pozostali bossowie zareagują na to co się stało. Młodzież najwyraźniej ostro zabalowała. Cholera wie co oni tam wyprawiali w czasie ich nieobecności? Miał ogromną ochotę złapać Kopciuszka i wlać mu na goły tyłek. Zamiast zorganizować kulturalną rozrywkę, pozwolił upić się tym smarkaczom jak prosiakom i porozbierać jak dzikusom. Chyba już nigdy nie zapomni porozwieszanych po całym salonie ubrań i min bossów na widok stanu, w jakim znajdowali się ich kochankowie. Wszedł do sypialni i zobaczył rozwalonego na pościeli Wojtka. Spał w najlepsze z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami. W rozciętym na boku kimonie widać było smukłe udo.
- Rusz się pijaku, gdzie ja mam się położyć? – szturchnął w biodro posapującego studenta, który oczywiście ani drgnął. Zniecierpliwiony Alex obrócił go na plecy i przesunął na drugi koniec materaca. Materiał rozchylił się i mógł teraz podziwiać całkiem niezłe wyposażenie śpiącego. Mendoza nie potrafił się powstrzymać i delikatnie przesunął palcami po penisie chłopaka, który natychmiast zareagował na jego dotyk i odrobinę powiększył swoją objętość. Zobaczył u jego nasady małe znamię w kształcie księżyca. Westchnął głęboko, z trudem oderwał wzrok od ponętnego widoku i przykrył dzieciaka kołdrą. Jeszcze nie upadł tak nisko, żeby zabawiać się z zalanym w trupa chłopakiem.

Tymczasem siostry Wojtka od dwóch dni usiłowały się skontaktować z niepoprawnym bratem. Porządnie wkurzone ignorowaniem przez niego licznych telefonów i sms-ów postanowiły go odwiedzić w mieszkaniu. Zaskoczeni ich wizytą współlokatorzy stwierdzili, że pewnie jest u Alexa, skoro nie wrócił na noc. W sumie to oni przeczuwali, że chłopak prędzej czy później ulegnie temu nadzianemu przystojniakowi. Na takie oświadczenie siostry Piekiełko, zażądały od nich adresu. Doskonale orientowały się, co to za rodzina i postanowiły się uzbroić. Wróciły więc najpierw do swojego mieszkania po śrutówkę dziadka. Ogromnie zdenerwowane udały się do willi Mendozów. Zostały wpuszczone do środka i powitane w holu przez panią Oliwię. Kobieta zaprosiła je do salonu, gdzie dziewczyny wytłumaczyły zaskoczonej pani domu z czym przyszły. Wezwano ochroniarzy i od nich bardzo szybko wyciągnięto, kto obecnie przebywa w sypialni Alexa.
- Musimy tam natychmiast iść! – zerwała się z fotela starsza z sióstr Magda.
- Masz rację, może on skrzywdził naszego biednego Wojtusia – załamała ręce młodsza Olga.
- Spokojnie drogie panie, dajmy im dojść do siebie. Mam lepszy pomysł – odezwała się z błyskiem w oku Oliwia i zaczęła szeptać do nich coś z entuzjazmem. Panny Piekiełko potakiwały jej z wypiekami na twarzach.

Tymczasem zaspany Wojtek właśnie usiadł na łóżku i przetarł ciężkie powieki. W ustach miał pustynię, a głowę tak ciężką jakby ktoś do niej nasypał betonu. Nie mógł pozbierać rozbieganych myśli. Rozejrzał się dookoła i ze zdumieniem stwierdził, że nie poznaje tego pokoju. Zaczął się zastanawiać niemrawo co się stało z jego ciuchami i gdzie on u licha właściwie jest. Nagle spod kołdry wyłoniła się twarz szefa. Mężczyzna otworzył jedno oko i łypnął na Kopciuszka.
- O mój boże, co ty robisz w moim łóżku?! – kwiknął chłopak i nakrył się pod samą szyję. Zerknął pod pościel i z przerażeniem odkrył, że ma na sobie tylko barwne kimono, a Alex jest zupełnie nagi.
- Jak to co, leżę sobie? – ziewnął szeroko Mendoza. – Zresztą to moja sypialnia, więc się tak nie drzyj.
- Czy my robiliśmy wczoraj coś dziwnego? – ostrożnie zapytał chłopak rumieniąc się jak jabłuszko. Mężczyzna miał zaprzeczyć, ale nagle w jego mózgu zapaliła się czerwona lampka. Właśnie nadarzała się okazja do zemsty na tym małym rozrabiace za wszystkie kłopoty jakie mu sprawił poprzedniego dnia .
- Jak możesz nie pamiętać, przecież wczoraj sam mi zaproponowałeś seks na zgodę? – Alex zrobił oburzoną minę.
- Ale to niemożliwe, na pewno kłamiesz draniu! – krzyknął przestraszony nie na żarty chłopak.
- No wiesz, jak mógłbym zmyślać w takiej sprawie? Widziałem twoje znamię w kształcie księżyca, wyglądało bardzo kusząco – Uśmiechnął się do niego Mendoza.
- Och…! – pisnął cichutko Kopciuszek i łzy stanęły mu w oczach. Nie rozumiał jak mógł oddać się temu playboyowi. - Czyżby alkohol do tego stopnia pomieszał mi w łepetynie, a ten łajdak bez skrupułów to wykorzystał? – Wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Zamknął za sobą zameczek i osunął się zrozpaczony na podłogę. Zaczął gwałtownie szlochać wycierając słone krople rękawem kimona. A tak marzył o wielkiej miłości. Myślał, ze odda swoje ciało komu, kto go będzie kochał i z kim potem spędzi resztę życia. Tymczasem pieprzył się jak zwierzątko w rui z tym kolesiem spod ciemnej gwiazdy, który pewnie ruchałby wszystko co ma dziurę. Nasz pechowy bohater kompletnie się załamał. Wystarczyło kilka drinków, miłe towarzystwo i przystojny facet pod ręka i podeptał wszystkie swoje ideały.
- Ajj… jak mogłeś to zrobić, nie byłem sobą…! – mazał się coraz głośniej. Jego wycie było słychać aż na korytarzu. Przestał się przejmować co sobie Mendoza o nim pomyśli. Utopił swój wianek w żubrówce i tylko to się teraz dla niego liczyło.
Alex na początku zdecydowany trochę się na Kopciuszku odegrać teraz zaczął się wahać. Zrobiło mu się żal tego głuptasa. Najwidoczniej mały nie miał żadnego doświadczenia, bo uwierzył w jego bajeczkę bez trudu. Nie przyszło mu jednak do głowy, że chłopak zrobi z tego iście szekspirowski dramat. Gdy usłyszał pod drzwiami sypialni kroki domyślił się, że tym razem łatwo się nie wywinie. Drzwi otwarły się gwałtownie i do pokoju wpadły dwie podobne do siebie nieznajome kobiety, uzbrojone w śrutówkę oraz jego matka z wymownie zmarszczonymi brwiami. Alex podziękował w duchu swoim bóstwom opiekuńczym, że zdążył chociaż nałożyć szlafrok.
- Ręce do góry! – wrzasnęła Magda naśladując zasłyszany w telewizji tekst.
- Tak, do góry!– powtórzyła za nią Olga. - Co zrobiłeś braciszkowi potworze?!
- Eee..? – Tym razem wielce inteligentny tekst należał do Mendozy, który z wytrzeszczonymi oczami stał na środku swojej sypialni nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Tymczasem jego przewrotna matka, zamiast ratować swojego jedynaka z rąk tych rozszalałych harpii, podeszła do łazienki.
- Wojtuś otwórz, musimy porozmawiać. Czy Alex zachował się nieodpowiednio wobec ciebie? – zapytała łagodnie.
- Ten drań ukradł podstępnie mój wianek! – zawył rozdzierająco Kopciuszek.
- Co takiego?! – wrzasnęły siostry Piekiełko. – Wystarczy, że go zastrzelimy skarbie?! Może powinnyśmy wcześniej go potorturować?! Co mamy robić słoneczko? – krzyknęła Magda do Wojtka i przyłożyła lufę strzelby do brzucha zaskoczonego Mendozy.
- Chwileczkę, moje panie mimo wszystko to jednak chcę mieć jakieś wnuki, więc może wstrzymajcie się z egzekucją – odezwała się spokojnie pani Oliwia, która jako jedyna w tej sytuacji nie straciła głowy. – Otwórz dziecko, omówimy wszystko na spokojnie.
- Nie mogę – pisnął żałośnie Cindy, nie mam co na siebie włożyć – nie wyjdę przecież do was goły. - Na te słowa chłopaka rozległ się odgłos odbezpieczanego zamka strzelby.
- Ty cholerny zboczeńcu! – ryknęły zgodnym chórem dziewczęta.
...................................................................................................
Betowała Niebieska

czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 2


Kopciuszkowi ten wieczór upłynął bardzo miło, czego nie można było powiedzieć o Aleksie, który stał teraz naburmuszony w holu i żegnał się z matką. Niespodziewanie pani Oliwia podeszła też do Wojtka, pocałowała go w policzek i poklepała poufale po ramieniu.
- Kochanie, jesteś najsympatyczniejszym chłopakiem, jakiego do tego domu przyprowadził mój syn. Mam nadzieję, że będziecie mnie częściej odwiedzać. Na przykład w następny weekend przyjedziecie do mojego domku w górach – spojrzała wymownie na Mendozę, którego mina z minuty na minutę była coraz kwaśniejsza.
-Ależ mamo, wiesz doskonale jaki jestem zajęty – jęknął mężczyzna.
- Bzdury, powiedz, że w wolne dni wolisz włóczyć się z kumplami niż odwiedzić staruszkę – popatrzyła na jedynaka z wyrzutem.
- Jak ty jednym zdaniem potrafisz zrobić ze mnie wyrodnego potomka! Masz do tego prawdziwy talent!
- W takim razie jesteśmy umówieni – klasnęła w ręce pani Mendoza i mrugnęła do studenta, który właśnie próbował ukryć uśmiech. Ta kobieta była urodzoną manipulatorką i najwyraźniej robiła ze swoim synem co chciała. Jego rodzicielka była identyczna, więc dobrze zdawał sobie sprawę, że biedny szef w tym starciu nie miał żadnych szans.
Alex wiedział, kiedy się wycofać, nie na darmo był szefem dużej organizacji. Pomachał do matki, wziął Wojtka za rękę i pociągnął go do stojącego na podjeździe samochodu. Oczywiście student ulokował się jak najdalej od niego pod samym oknem. Humor mu nadal dopisywał, widać jednak było, że jest lekko zawiany. Podśpiewywał sobie pod nosem całkowicie go ignorując. Wyglądało na to, że Valmont naprawdę przypadł mu do gustu. Mężczyzna nie miał po jęcia dlaczego ten fakt tak bardzo go denerwował. Normalnie nie zwrócił by na takie coś zupełnie uwagi, ale już jakiś czas temu zauważył w przypadku Wojtka nic nie było takie oczywiste.
- Ten ulizany Francuz naprawdę tak ci się spodobał? – nie wytrzymał i warknął do chłopaka.
- Hm, no cóż – Wojtek udał, że się głęboko zastanawia – pewnie, że tak. Facet był przystojny, uroczy, zabawny i łasił się do mnie jak zwierzaczek. Nie to co inni wiecznie skrzywieni i w złym humorze – uśmiechnął się trochę złośliwie.
- Czy to mnie masz na myśli? – rzucił groźnie Alex. W tym momencie szczęśliwie dla Kopciuszka, samochód zatrzymał się przed ich biurem.
- To ja już polecę, muszę się przebrać zanim wrócę do domu – pisnął cichutko i nie czekając na odpowiedź, otwarł drzwiczki i zwinnie wyskoczył na chodnik. Wszedł pośpiesznie do budynku nawet nie oglądając się za sobą. Już w aucie zauważył, że Mendoza jest z minuty na minutę coraz bardziej wkurzony i niepotrzebnie wyrwał się z tym tekstem o Valmoncie. Lada chwila szef mógł wybuchnąć, a on nie chciał się znaleźć wtedy w jego pobliżu. Jak widać nasz bohater może był naiwny, ale potrafił uczyć się na błędach. No, może nie do końca, jak się potem okazało, ale nie uprzedzajmy faktów.
Wojtek poszedł prosto do gabinetu szefa, gdzie zostały jego ubrania. Szybko się przebrał, niestety nagle się zatoczył, wpadł całym ciężarem na biurko i strącił na podłogę otwarty laptop. Sprzęt spadł na marmurową posadzkę i pękł w kilku miejscach. Z rozbitego ekranu posypało się szkło.
- O mój boże, znowu mi to robisz? Jestem przeklęty czy co? – jęknął przestraszony chłopak. Podniósł urządzenie i niewiele myśląc schował do szafy na sam dół. – Muszę uciekać, tym razem Alex na pewno mi nie daruję. Mogę już zamówić żałobną mszę i sprosić gości na stypę – pisnął, nie wiedząc co robić dalej. Usłyszał na korytarzu czyjeś kroki. Odetchnął głęboko, przykleił na twarzy blady uśmiech i wyszedł z pokoju. Po drodze oczywiście spotkał Krzycha, który dzisiaj miał dyżur pod telefonem. Pomachał do niego z daleka i udał się do windy. – Nie mam innego wyjścia, muszę uciekać jeśli nie chcę skończyć jako pokarm dla rybek, im dalej tym lepiej – w drodze do domu zaczął przeliczać mizerne fundusze. Zanim doszedł do kwatery, gdzie wynajmował pokój w głowie miał już niezły plan. Dwie godziny później siedział już w busie do Lublina. Mieszkała tam młodsza siostra jego matki. Wcześniej zadzwonił do niej i uprzedził, że ma w mieście coś do załatwienia i trochę u niej zostanie. Ciotka przyjęła go z otwartymi ramionami ogromnie zadowolona z towarzystwa. Od kilku miesięcy była na emeryturze i ogromnie się nudziła. Wojtek nie mógł więc lepiej trafić. Zaczął wieść całkiem wygodne życie pełne słodkiego lenistwa i domowych przysmaków posuwanych mu pod sam nos. Tak upłynął mu tydzień i chłopak z zaskoczeniem stwierdził, że nikt go chyba nie szuka. Nie dostał żadnego telefonu, panowała kompletna cisza. Doszedł do wniosku, ze właściwie to mógłby tutaj zostać na stałe. Przepisze się na miejscową uczelnię, z dala od wiecznie wrzeszczącego szefa i nadopiekuńczych sióstr będzie mu jak w raju. Zaczął powoli przekonywać do tego pomysłu starszą panią. Miała duży dom i mogłaby mu wynająć jakiś pokój.

Tymczasem w Krakowie sprawy miały się zupełnie inaczej. W poniedziałek Mendoza przyszedł do pracy i już na wstępie wpadł we wściekłość. Nigdzie nie mógł znaleźć swojego laptopa, a tam miał większość potrzebnych mu do pracy dokumentów i notatek, a gdy go wreszcie odszukał wybuchł z siłą wulkanu.
- Wszyscy natychmiast do mnie! – ryknął, aż zadrżały szyby w oknach. Przestraszone osiłki w ciągu kilku minut zebrały się w gabinecie. Ustawili się rządkiem i stali ze spuszczonymi głowami nie śmiejąc zapytać o co chodzi. Alex tocząc pianę darł się na nich ponad godzinę. Prawie ogłuchli i nogi pod nimi drżały. Dawno nie widzieli, żeby szef był taki wkurzony. Dopiero jak zagroził zesłaniem na nich siedmiu plag egipskich odezwał się nieśmiało Krzych. Opowiedział o tym jak wczoraj widział wychodzącego z gabinetu Wojtka, który najwyraźniej był trochę wstawiony. Wysłani na poszukiwanie winowajcy bandyci wrócili z niczym. Jak było do przewidzenia chłopak najwidoczniej narozrabiał i potem ze strachu zapadł się pod ziemię.

Po tygodniu biuro z powrotem zaczęło przypominać skrzyżowanie chlewu z pijacką spelunką. Śmierdziało, podłogi nie było widać spod pokładów błota, a w dzbanku pływała piękna zielona pleśń. Skończyły się pyszne śniadanka, kawa i herbata się szybko wyszły, zresztą i tak nikt nie umiał ich porządnie zaparzyć. Latali dwie ulice dalej do pobliskiego baru i  pili obrzydliwą lurę. Szef wrzeszczał na nich prawie cały czas. Zamęt w papierach doprowadzał go do szału, nie mówiąc już o panującym dookoła bałaganie, nie miał też się z kim drażnić, bo wszyscy przed nim uciekali. Zazwyczaj to Wojtek stawiał mu czoła i uspokajał jakimś domowym smakołykiem. Chłopcy coraz częściej wspominali z rozrzewnieniem Kopciuszka. W końcu całkowicie załamani, podczas nieobecności Mendozy, zrobili walne zebranie.
- Tak dłużej nie może być - zagaił Krzych – musimy sprowadzić Cindy, bo Stary nas wykończy.
- Masz rację – przytaknął mu z powagą Heniek – mój kuzyn jest całkiem niezłym detektywem. Zróbmy ściepkę i zapłaćmy mu za odszukanie małego.
- Jest tylko jeden problem – odezwał się Krzych - jak Wojtek wróci nie możemy pozwolić, żeby szef znowu go nastraszył. Trzeba mu podsunąć jakiś ludzki sposób ukarania Kopciuszka. Zastanówcie się nad tym, a my idziemy obgadać sprawę do kuzyna. – Chłopaki pokiwały z powagą głowami i każdy z kieszeni wyciągnął sporą kupkę banknotów. Po kilku godzinach okazało się, że wpadli na bardzo dobry pomysł. Zatrudniony detektyw szybko odnalazł ich zgubę. Cindy był całkiem niedaleko, na szczęście nie miał kasy i nie wyemigrował za granicę. Bandyci sprawdzili, że do Lublina leciało się tylko godzinę. Mieli więc nadzieję, że szef nie będzie zły jak sobie pożyczą na krótki czas służbowy helikopter.

Nieświadomy niczego Wojtek siedział sobie na schodach przed domem ciotki i popijał kawkę ze śmietanką z błogim uśmiechem na twarzy. Pod bramkę podjechała cicho duża, czarna limuzyna ze zgaszonymi światłami. Wysiadło z niej czterech napakowanych kolesi i z okrzykami radości rzuciło się na biednego chłopaka, niemal rozgniatając go na miazgę.
- Bracie, nareszcie cię znaleźliśmy! – ściskał go jak szalony uśmiechnięty od ucha do ucha Heniek. – Wy – krzyknął do dwóch wielkoludów – nie stójcie tak tylko idźcie go spakować. Zaraz wracamy, bo jak się Mendoza kapnie, że wzięliśmy jego ulubioną, latającą zabawkę, to pourywa nam jaja.- Dryblasy grzecznie pogalopowały do domu.
- Cindy, jak mogłeś nas zostawić? Nie masz pojęcia co przeżyliśmy po twojej ucieczce! – jęknął płaczliwie Krzych. - Nigdy więcej tego nie rób. Mendoza nas wykończył. Zachowywał się jak opętany, prawie wszyscy mają przez niego kłopoty ze słuchem. Dentystę też kilku zaliczyło.
- Nigdzie z wami nie idę – wyszeptał pobladły jak ściana Wojtek – on mnie wrzuci do Wisły z kamieniem na szyi. Lepiej od razu mnie zastrzelcie.
- Coś ty, nie bój żaby mały – uśmiechnął się do niego uspokajająco Heniek. – Wymogliśmy na nim kulturalną karę za tego laptopa i ucieczkę. Dostałeś nawet awans na sekretarkę szefa – klepnął Wojtka w plecy, aż mu zadzwoniły zęby. Wzięli opierającego się chłopaka pod pachy i wrzucili do samochodu. Po kwadransie byli już na lotnisku, skąd helikopterem wrócili do Krakowa.
Po przyjściu do biura powitały ich pełne ulgi westchnienia pozostałych członków organizacji. Na wszelki wypadek chłopcy zamknęli drzwi na klucz, gdyby czasem Wojtkowi przyszło do głowy jednak uciec. Oknami się nie przejmowali, bo z szóstego piętra raczej nie wyskoczy. Student stał przed gabinetem szefa ze spłoszoną miną i nie miał odwagi wejść. Bandytom wreszcie znudziło się przyglądanie struchlałemu dzieciakowi, zapukali delikatnie, otworzyli drzwi i bezceremonialnie wepchnęli go do środka. Kopciuszek zrobił kilka nieśmiałych kroczków i zatrzymał się przed biurkiem Mendozy. Po kilku minutach kompletnej ciszy, zerknął ostrożnie do góry i napotkał nieodgadnione spojrzenie siedzącego w fotelu Alexa.
- Proszę, proszę, króliczek wrócił w końcu do domu, jak miło – odezwał się złośliwie mężczyzna.
- Ja…ja… - zająknął się nieporadnie Wojtek.
- Żadne jaja, jaj to ty nie masz, bo byś nie uciekał jak durny, tylko powiedział co się stało. Widzę, że nauka życiowych mądrości ciężko ci przychodzi.
- Przepraszam pana – wyszeptał Kopciuszek z trudem stojąc na trzęsących się nogach.
- Chłopcy się za tobą wstawili, bo teraz inaczej byśmy rozmawiali. Prawdę mówiąc, nadal mam zamiar przetrzepać ci skórę – odezwał się Alex, patrząc jak przestraszony Cindy zaczyna cofać się do tyłu. Wstał i podszedł do sparaliżowanego ze strachu dzieciaka. Ujął go pod brodę i spojrzał mu głęboko w błękitne, załzawione oczęta. Różowe, pełne usta lekko mu drżały, oddychał szybko, gwałtownie łapiąc powietrze. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że tylko jakiś prawdziwy potwór mógłby podnieść na niego rękę. Zaskoczony swoją słabością Mendoza nagle stwierdził, że wcale nie ma ochoty go uderzyć. Za to do głowy przyszło mu coś zupełnie innego. Te rozchylone wargi wyglądały naprawdę kusząco. W tym momencie nieświadomy kierunku, w jakim podążyły myśli szefa Cindy, oblizał koniuszkiem języka spierzchnięte usta i to przesądziło o jego losie. Mężczyzna pochylił się, chwycił chłopca za kark i wpił się pożądliwie w jego wargi, nie pozwalając mu się odsunąć nawet na milimetr. Smakował wspaniale jak poziomki, leśny miód i letni wietrzyk. Pieścił go więc delikatnie, coraz mocniej przyciskając do siebie drugą ręką, która bezwiednie zaczęła błądzić po plecach Cindy, powoli skradając się pod jego koszulkę. Oszołomiony przyjemnymi doznaniami Alex zapragnął czegoś więcej. Chciał zanurzyć się w to wilgotne ciepło i splątać ich języki w szalonym tańcu namiętności. Niestety, kiedy zaczął realizować swój plan Kopciuszek się ocknął, zamachnął i solidnie przyłożył mu z liścia w twarz, poprawił kolanem, celnie uderzając go w krocze. Mendozie dosłownie zaparło dech w piersiach. Nieprzygotowany na taki atak osunął się na dywan zgięty w pół.
- Kurwa, wystarczyło powiedzieć nie, musiałeś od razu tak walić!- jęknął trzymając się za przyrodzenie.
- Nie mogłem nic powiedzieć, bo skutecznie zatkałeś mi usta! – odpyskował najeżony i czerwony jak burak Wojtek. – Mogę dla ciebie pracować, ale o mizianiu zapomnij. Mam swoje zasady! – przyłożył ręce do rozpalonych policzków, usiłując się opanować.
- A po jaką cholerę ci jakieś zasady, seks to seks – zwrócił się do niego zdziwiony Alex. – Poza tym niespecjalnie się opierałeś, mało brakowało, a zacząłbyś mruczeć jak kot  – dorzucił kpiąco.
- Nie szarpałem się, bo mnie zaskoczyłeś – odpowiedział cicho zawstydzony Wojtek. Prawdę mówiąc sam się zastanawiał co w niego wstąpiło. Nie znosił takich nachalnych facetów i zawsze im odmawiał. Miał w życiu wiele takich propozycji i z żadnej nie skorzystał. Dla niego pieszczoty musiały łączyć się z uczuciem. Nie wyobrażał sobie, aby mógł iść do łóżka z kimś kogo nie kochał.
- Chyba nie jesteś z tych, co to dają dopiero po ślubie?! – zapytał zaciekawiony Mendoza przyglądając się z przyjemnością rumieńcom na buzi Kopciuszka. Uwielbiał się z nim drażnić. Łatwopalny dzieciak był wyjątkowo wdzięcznym obiektem.
- A właśnie, że tak – chłopak zadarł dumnie głowę – bez obrączki nie ma mowy o żadnych sypialnianych atrakcjach.
- Naprawdę straszny z ciebie głuptas, w takim razie możemy to zrobić na biurku, wtedy nie naruszymy twojego cennego kodeksu – zachichotał mężczyzna, szczerząc do niego zęby i wbijając zielone oczy w spodnie chłopka na wysokości zamka.
........................................................................................................
Betowała Niebieska