czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 2


Kopciuszkowi ten wieczór upłynął bardzo miło, czego nie można było powiedzieć o Aleksie, który stał teraz naburmuszony w holu i żegnał się z matką. Niespodziewanie pani Oliwia podeszła też do Wojtka, pocałowała go w policzek i poklepała poufale po ramieniu.
- Kochanie, jesteś najsympatyczniejszym chłopakiem, jakiego do tego domu przyprowadził mój syn. Mam nadzieję, że będziecie mnie częściej odwiedzać. Na przykład w następny weekend przyjedziecie do mojego domku w górach – spojrzała wymownie na Mendozę, którego mina z minuty na minutę była coraz kwaśniejsza.
-Ależ mamo, wiesz doskonale jaki jestem zajęty – jęknął mężczyzna.
- Bzdury, powiedz, że w wolne dni wolisz włóczyć się z kumplami niż odwiedzić staruszkę – popatrzyła na jedynaka z wyrzutem.
- Jak ty jednym zdaniem potrafisz zrobić ze mnie wyrodnego potomka! Masz do tego prawdziwy talent!
- W takim razie jesteśmy umówieni – klasnęła w ręce pani Mendoza i mrugnęła do studenta, który właśnie próbował ukryć uśmiech. Ta kobieta była urodzoną manipulatorką i najwyraźniej robiła ze swoim synem co chciała. Jego rodzicielka była identyczna, więc dobrze zdawał sobie sprawę, że biedny szef w tym starciu nie miał żadnych szans.
Alex wiedział, kiedy się wycofać, nie na darmo był szefem dużej organizacji. Pomachał do matki, wziął Wojtka za rękę i pociągnął go do stojącego na podjeździe samochodu. Oczywiście student ulokował się jak najdalej od niego pod samym oknem. Humor mu nadal dopisywał, widać jednak było, że jest lekko zawiany. Podśpiewywał sobie pod nosem całkowicie go ignorując. Wyglądało na to, że Valmont naprawdę przypadł mu do gustu. Mężczyzna nie miał po jęcia dlaczego ten fakt tak bardzo go denerwował. Normalnie nie zwrócił by na takie coś zupełnie uwagi, ale już jakiś czas temu zauważył w przypadku Wojtka nic nie było takie oczywiste.
- Ten ulizany Francuz naprawdę tak ci się spodobał? – nie wytrzymał i warknął do chłopaka.
- Hm, no cóż – Wojtek udał, że się głęboko zastanawia – pewnie, że tak. Facet był przystojny, uroczy, zabawny i łasił się do mnie jak zwierzaczek. Nie to co inni wiecznie skrzywieni i w złym humorze – uśmiechnął się trochę złośliwie.
- Czy to mnie masz na myśli? – rzucił groźnie Alex. W tym momencie szczęśliwie dla Kopciuszka, samochód zatrzymał się przed ich biurem.
- To ja już polecę, muszę się przebrać zanim wrócę do domu – pisnął cichutko i nie czekając na odpowiedź, otwarł drzwiczki i zwinnie wyskoczył na chodnik. Wszedł pośpiesznie do budynku nawet nie oglądając się za sobą. Już w aucie zauważył, że Mendoza jest z minuty na minutę coraz bardziej wkurzony i niepotrzebnie wyrwał się z tym tekstem o Valmoncie. Lada chwila szef mógł wybuchnąć, a on nie chciał się znaleźć wtedy w jego pobliżu. Jak widać nasz bohater może był naiwny, ale potrafił uczyć się na błędach. No, może nie do końca, jak się potem okazało, ale nie uprzedzajmy faktów.
Wojtek poszedł prosto do gabinetu szefa, gdzie zostały jego ubrania. Szybko się przebrał, niestety nagle się zatoczył, wpadł całym ciężarem na biurko i strącił na podłogę otwarty laptop. Sprzęt spadł na marmurową posadzkę i pękł w kilku miejscach. Z rozbitego ekranu posypało się szkło.
- O mój boże, znowu mi to robisz? Jestem przeklęty czy co? – jęknął przestraszony chłopak. Podniósł urządzenie i niewiele myśląc schował do szafy na sam dół. – Muszę uciekać, tym razem Alex na pewno mi nie daruję. Mogę już zamówić żałobną mszę i sprosić gości na stypę – pisnął, nie wiedząc co robić dalej. Usłyszał na korytarzu czyjeś kroki. Odetchnął głęboko, przykleił na twarzy blady uśmiech i wyszedł z pokoju. Po drodze oczywiście spotkał Krzycha, który dzisiaj miał dyżur pod telefonem. Pomachał do niego z daleka i udał się do windy. – Nie mam innego wyjścia, muszę uciekać jeśli nie chcę skończyć jako pokarm dla rybek, im dalej tym lepiej – w drodze do domu zaczął przeliczać mizerne fundusze. Zanim doszedł do kwatery, gdzie wynajmował pokój w głowie miał już niezły plan. Dwie godziny później siedział już w busie do Lublina. Mieszkała tam młodsza siostra jego matki. Wcześniej zadzwonił do niej i uprzedził, że ma w mieście coś do załatwienia i trochę u niej zostanie. Ciotka przyjęła go z otwartymi ramionami ogromnie zadowolona z towarzystwa. Od kilku miesięcy była na emeryturze i ogromnie się nudziła. Wojtek nie mógł więc lepiej trafić. Zaczął wieść całkiem wygodne życie pełne słodkiego lenistwa i domowych przysmaków posuwanych mu pod sam nos. Tak upłynął mu tydzień i chłopak z zaskoczeniem stwierdził, że nikt go chyba nie szuka. Nie dostał żadnego telefonu, panowała kompletna cisza. Doszedł do wniosku, ze właściwie to mógłby tutaj zostać na stałe. Przepisze się na miejscową uczelnię, z dala od wiecznie wrzeszczącego szefa i nadopiekuńczych sióstr będzie mu jak w raju. Zaczął powoli przekonywać do tego pomysłu starszą panią. Miała duży dom i mogłaby mu wynająć jakiś pokój.

Tymczasem w Krakowie sprawy miały się zupełnie inaczej. W poniedziałek Mendoza przyszedł do pracy i już na wstępie wpadł we wściekłość. Nigdzie nie mógł znaleźć swojego laptopa, a tam miał większość potrzebnych mu do pracy dokumentów i notatek, a gdy go wreszcie odszukał wybuchł z siłą wulkanu.
- Wszyscy natychmiast do mnie! – ryknął, aż zadrżały szyby w oknach. Przestraszone osiłki w ciągu kilku minut zebrały się w gabinecie. Ustawili się rządkiem i stali ze spuszczonymi głowami nie śmiejąc zapytać o co chodzi. Alex tocząc pianę darł się na nich ponad godzinę. Prawie ogłuchli i nogi pod nimi drżały. Dawno nie widzieli, żeby szef był taki wkurzony. Dopiero jak zagroził zesłaniem na nich siedmiu plag egipskich odezwał się nieśmiało Krzych. Opowiedział o tym jak wczoraj widział wychodzącego z gabinetu Wojtka, który najwyraźniej był trochę wstawiony. Wysłani na poszukiwanie winowajcy bandyci wrócili z niczym. Jak było do przewidzenia chłopak najwidoczniej narozrabiał i potem ze strachu zapadł się pod ziemię.

Po tygodniu biuro z powrotem zaczęło przypominać skrzyżowanie chlewu z pijacką spelunką. Śmierdziało, podłogi nie było widać spod pokładów błota, a w dzbanku pływała piękna zielona pleśń. Skończyły się pyszne śniadanka, kawa i herbata się szybko wyszły, zresztą i tak nikt nie umiał ich porządnie zaparzyć. Latali dwie ulice dalej do pobliskiego baru i  pili obrzydliwą lurę. Szef wrzeszczał na nich prawie cały czas. Zamęt w papierach doprowadzał go do szału, nie mówiąc już o panującym dookoła bałaganie, nie miał też się z kim drażnić, bo wszyscy przed nim uciekali. Zazwyczaj to Wojtek stawiał mu czoła i uspokajał jakimś domowym smakołykiem. Chłopcy coraz częściej wspominali z rozrzewnieniem Kopciuszka. W końcu całkowicie załamani, podczas nieobecności Mendozy, zrobili walne zebranie.
- Tak dłużej nie może być - zagaił Krzych – musimy sprowadzić Cindy, bo Stary nas wykończy.
- Masz rację – przytaknął mu z powagą Heniek – mój kuzyn jest całkiem niezłym detektywem. Zróbmy ściepkę i zapłaćmy mu za odszukanie małego.
- Jest tylko jeden problem – odezwał się Krzych - jak Wojtek wróci nie możemy pozwolić, żeby szef znowu go nastraszył. Trzeba mu podsunąć jakiś ludzki sposób ukarania Kopciuszka. Zastanówcie się nad tym, a my idziemy obgadać sprawę do kuzyna. – Chłopaki pokiwały z powagą głowami i każdy z kieszeni wyciągnął sporą kupkę banknotów. Po kilku godzinach okazało się, że wpadli na bardzo dobry pomysł. Zatrudniony detektyw szybko odnalazł ich zgubę. Cindy był całkiem niedaleko, na szczęście nie miał kasy i nie wyemigrował za granicę. Bandyci sprawdzili, że do Lublina leciało się tylko godzinę. Mieli więc nadzieję, że szef nie będzie zły jak sobie pożyczą na krótki czas służbowy helikopter.

Nieświadomy niczego Wojtek siedział sobie na schodach przed domem ciotki i popijał kawkę ze śmietanką z błogim uśmiechem na twarzy. Pod bramkę podjechała cicho duża, czarna limuzyna ze zgaszonymi światłami. Wysiadło z niej czterech napakowanych kolesi i z okrzykami radości rzuciło się na biednego chłopaka, niemal rozgniatając go na miazgę.
- Bracie, nareszcie cię znaleźliśmy! – ściskał go jak szalony uśmiechnięty od ucha do ucha Heniek. – Wy – krzyknął do dwóch wielkoludów – nie stójcie tak tylko idźcie go spakować. Zaraz wracamy, bo jak się Mendoza kapnie, że wzięliśmy jego ulubioną, latającą zabawkę, to pourywa nam jaja.- Dryblasy grzecznie pogalopowały do domu.
- Cindy, jak mogłeś nas zostawić? Nie masz pojęcia co przeżyliśmy po twojej ucieczce! – jęknął płaczliwie Krzych. - Nigdy więcej tego nie rób. Mendoza nas wykończył. Zachowywał się jak opętany, prawie wszyscy mają przez niego kłopoty ze słuchem. Dentystę też kilku zaliczyło.
- Nigdzie z wami nie idę – wyszeptał pobladły jak ściana Wojtek – on mnie wrzuci do Wisły z kamieniem na szyi. Lepiej od razu mnie zastrzelcie.
- Coś ty, nie bój żaby mały – uśmiechnął się do niego uspokajająco Heniek. – Wymogliśmy na nim kulturalną karę za tego laptopa i ucieczkę. Dostałeś nawet awans na sekretarkę szefa – klepnął Wojtka w plecy, aż mu zadzwoniły zęby. Wzięli opierającego się chłopaka pod pachy i wrzucili do samochodu. Po kwadransie byli już na lotnisku, skąd helikopterem wrócili do Krakowa.
Po przyjściu do biura powitały ich pełne ulgi westchnienia pozostałych członków organizacji. Na wszelki wypadek chłopcy zamknęli drzwi na klucz, gdyby czasem Wojtkowi przyszło do głowy jednak uciec. Oknami się nie przejmowali, bo z szóstego piętra raczej nie wyskoczy. Student stał przed gabinetem szefa ze spłoszoną miną i nie miał odwagi wejść. Bandytom wreszcie znudziło się przyglądanie struchlałemu dzieciakowi, zapukali delikatnie, otworzyli drzwi i bezceremonialnie wepchnęli go do środka. Kopciuszek zrobił kilka nieśmiałych kroczków i zatrzymał się przed biurkiem Mendozy. Po kilku minutach kompletnej ciszy, zerknął ostrożnie do góry i napotkał nieodgadnione spojrzenie siedzącego w fotelu Alexa.
- Proszę, proszę, króliczek wrócił w końcu do domu, jak miło – odezwał się złośliwie mężczyzna.
- Ja…ja… - zająknął się nieporadnie Wojtek.
- Żadne jaja, jaj to ty nie masz, bo byś nie uciekał jak durny, tylko powiedział co się stało. Widzę, że nauka życiowych mądrości ciężko ci przychodzi.
- Przepraszam pana – wyszeptał Kopciuszek z trudem stojąc na trzęsących się nogach.
- Chłopcy się za tobą wstawili, bo teraz inaczej byśmy rozmawiali. Prawdę mówiąc, nadal mam zamiar przetrzepać ci skórę – odezwał się Alex, patrząc jak przestraszony Cindy zaczyna cofać się do tyłu. Wstał i podszedł do sparaliżowanego ze strachu dzieciaka. Ujął go pod brodę i spojrzał mu głęboko w błękitne, załzawione oczęta. Różowe, pełne usta lekko mu drżały, oddychał szybko, gwałtownie łapiąc powietrze. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że tylko jakiś prawdziwy potwór mógłby podnieść na niego rękę. Zaskoczony swoją słabością Mendoza nagle stwierdził, że wcale nie ma ochoty go uderzyć. Za to do głowy przyszło mu coś zupełnie innego. Te rozchylone wargi wyglądały naprawdę kusząco. W tym momencie nieświadomy kierunku, w jakim podążyły myśli szefa Cindy, oblizał koniuszkiem języka spierzchnięte usta i to przesądziło o jego losie. Mężczyzna pochylił się, chwycił chłopca za kark i wpił się pożądliwie w jego wargi, nie pozwalając mu się odsunąć nawet na milimetr. Smakował wspaniale jak poziomki, leśny miód i letni wietrzyk. Pieścił go więc delikatnie, coraz mocniej przyciskając do siebie drugą ręką, która bezwiednie zaczęła błądzić po plecach Cindy, powoli skradając się pod jego koszulkę. Oszołomiony przyjemnymi doznaniami Alex zapragnął czegoś więcej. Chciał zanurzyć się w to wilgotne ciepło i splątać ich języki w szalonym tańcu namiętności. Niestety, kiedy zaczął realizować swój plan Kopciuszek się ocknął, zamachnął i solidnie przyłożył mu z liścia w twarz, poprawił kolanem, celnie uderzając go w krocze. Mendozie dosłownie zaparło dech w piersiach. Nieprzygotowany na taki atak osunął się na dywan zgięty w pół.
- Kurwa, wystarczyło powiedzieć nie, musiałeś od razu tak walić!- jęknął trzymając się za przyrodzenie.
- Nie mogłem nic powiedzieć, bo skutecznie zatkałeś mi usta! – odpyskował najeżony i czerwony jak burak Wojtek. – Mogę dla ciebie pracować, ale o mizianiu zapomnij. Mam swoje zasady! – przyłożył ręce do rozpalonych policzków, usiłując się opanować.
- A po jaką cholerę ci jakieś zasady, seks to seks – zwrócił się do niego zdziwiony Alex. – Poza tym niespecjalnie się opierałeś, mało brakowało, a zacząłbyś mruczeć jak kot  – dorzucił kpiąco.
- Nie szarpałem się, bo mnie zaskoczyłeś – odpowiedział cicho zawstydzony Wojtek. Prawdę mówiąc sam się zastanawiał co w niego wstąpiło. Nie znosił takich nachalnych facetów i zawsze im odmawiał. Miał w życiu wiele takich propozycji i z żadnej nie skorzystał. Dla niego pieszczoty musiały łączyć się z uczuciem. Nie wyobrażał sobie, aby mógł iść do łóżka z kimś kogo nie kochał.
- Chyba nie jesteś z tych, co to dają dopiero po ślubie?! – zapytał zaciekawiony Mendoza przyglądając się z przyjemnością rumieńcom na buzi Kopciuszka. Uwielbiał się z nim drażnić. Łatwopalny dzieciak był wyjątkowo wdzięcznym obiektem.
- A właśnie, że tak – chłopak zadarł dumnie głowę – bez obrączki nie ma mowy o żadnych sypialnianych atrakcjach.
- Naprawdę straszny z ciebie głuptas, w takim razie możemy to zrobić na biurku, wtedy nie naruszymy twojego cennego kodeksu – zachichotał mężczyzna, szczerząc do niego zęby i wbijając zielone oczy w spodnie chłopka na wysokości zamka.
........................................................................................................
Betowała Niebieska

12 komentarzy:

  1. JAK MOGŁAS, DEMONIE?!?!?!?! W TAKIM MOMENCIE?!?! ;(;(;(;(;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, jestem zła, że skończyłaś w takim momencie. Rozdział cud, miód i orzeszki. Poprawił mi humor, dzięki :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    to jest o prostu cudo, och Alex nie jest w stanie niczego odmówić swojej mamie i wygląda na zazdrosnego o tego francuzika. Biedny Wojtuś, jeszcze musiał mu się ten laptop Mendozy rozwalić. Pare dni a całe bióro w syfie, jak oni tom robią... Wszyscy wstawili się za Wojtka u szefa. Czekam na następny rozdział....
    Weny, weny i jeszcze raz weny....
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieto..To jest najlepsze ze wszystkich opowiadań jakie napisałaś (Tak , przeczytałam je xD ) Oczywiście to tylko moja opinia . Cindy jest taki cute <3 XD I ALEX ...KOCHAM GO . XD Było by miło ,gdyby zajarzył co się z nim dzieje^^ Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział ! ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  5. No Wojtek narozrabia| i musia| wiać :) Dobrze, że go w końcu go zna|eź|i nie ty|ko d|a dobra czystości biura a|e i Mandozy :) Poca|unak wyszed| ci świetnie i bardzo niespodziewanie bo kto by pomyś|a| że tak to zrobisz.
    Co do tego żeby Wojtuś zosta| sekretarką to mam jakieś z|e przeczucia. A|e może katastrofy z tego nie będzie.
    A|ex zazdrosny i dobrze mu tak i fajne też że Wojtuś na zbyt wie|e mu nie pozwo|i| a|e żeby od razu bić? Tekst o ś|ubie ca|kiem ciekawy.
    Już się nie mogę doczekać na następną notkę bo tą zakończy|aś w takim momencie że nie mogę na prawdę.
    Dużo weny i chęci )

    OdpowiedzUsuń
  6. w końcu kolejny rozdział!
    boże.. to jest takie boooskie.. *.*
    ale zabiję cię chyba za teraz przerwanie no!
    dawaj kolejny rozdzialik plosię tak ładnie plooosię ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. stwierdzam że to je za krótkie =3=

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha Cinderela uciekła, no cóż, te poszukiwania mnie rozwaliły.
    Kto by pomyślał że tacy wielcy goryle boją się jednego faceta, a poza tym tęsknią za naszym chłopcem. ^^
    Wygląd jednak jest myląc ^^ Bo ci barczyści ochroniarze mają słabość do Wojtusia haha ^^
    A szef? Widać, że także nie może się opanować przy chłopcu:)
    Coraz bardziej mi się to podoba, no i nie dostał opieprzu za laptop xD
    Pisz szybciutko:)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Strega, kochana ty moja, mam do ciebie taką małą, tyci tyci prośbę. Dodawaj kolejne baaardzo szybko, bo ci twoi fani padną ze zniecierpliwienia!
    Rozdział jest super. Gdzieś tam przypałętała się zupełnie nie potrzebna spacja, dzieląca na pół słowo, które tego w zupełności nie potrzebowało. Poza tym, OK. Błędów brak, albo muszę nowe okulary sobie sprawić.
    Zachowanie bohaterów bardzo mi się podoba. Cindy jest taki... Z jednej strony ciapa nad ciapami, z drugiej, potrafi pokazać różki. Cios kolanem w pewne czułe miejsce jaki zaserwował szefowi był boski.
    Poza tym, nie miałabym jakoś specjalnych zastrzeżeń do tego, by Alex w zamian za wybaczenie zażądał od Wojtusia ręki ;)
    Czekam na kolejny rozdział. Oby krócej niż na ten. Właściwie nie miałabym nic przeciwko staniu nad tobą z jakimś batem i trzaskaniem nim za każdym razem, gdy robiłabyś przerwę w pisaniu.
    Z tym batem to oczywiście żart (choć na wszelki wypadek nie podawaj mi swojego adresu ;) ).
    Na koniec pozostaje mi tylko życzyć ci (i myślę, że inni się pod tym podpiszą) kolejnych napadów głupawki, dzięki którym będziemy mogli zapoznać się z innymi tak fajnymi tekstami.
    Trzymaj się cieplutko,
    Ariana_86

    OdpowiedzUsuń
  10. haha XD biedny Alex XD Ja cię pitole co za..wariactwo ;) aż się popłakałam ze śmiechu przy końcówce.. ;)weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. "Smakował wspaniale jak poziomki, leśny miód i letni wietrzyk." rozbroiło mnie to xD Kurcze, opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Wojtek to taki uke z różkami, a takich lubię najbardziej. Oj, robi się gorąco, hehe. Ogólnie ubaw po pach i lecę po więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    haha Wojtuś trzeba było dalej zwiewać... dziwię sie że sam Alex nie miał zamiaru go szukać, ale goryle za to... bo co nie będzie dobrej kawusi, pysznych śniadaniek i szef ciągle wkurzony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń