piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 1


Tak zaczęło się ciężkie życie naszego bohatera wśród krakowskich gangsterów. Upływało mu pod znakiem miotły i ścierki, tudzież odkurzacza. Codziennie po zajęciach na uczelni przychodził do biura i usiłował doprowadzić ten chlew do porządku. Po tygodniu wytężonej pracy wszystko lśniło i nawet ekspres do kawy zaczął wyglądać jak nowy. Do jego obowiązków oprócz sprzątania należało też zaopatrzenie barku i aneksu kuchennego. Z początku sam dźwigał ciężkie siaty, ale w końcu się zbuntował. Jak mężczyźni zorientowali się, że parzona przez niego kawa i herbata nie ma sobie równej, bez szemrania zaczęli go wozić na zakupy. Plątający się po budynku gangsterzy patrzyli na chłopaka z coraz większą aprobatą. Często poklepywali go po plecach, a Wojtkowi aż oczy wychodziły na wierzch od tych wyrazów uznania. Chłopak z początku bardzo bojaźliwy i umykający na widok każdej nieznajomej osoby, powoli nabierał pewności siebie.
W sobotę przyszedł naprawdę wcześnie, wysprzątał wszystko na wysoki połysk i przed drzwiami do biura położył ogromną wycieraczkę. Stanął na progu z miotłą w ręku i nie pozwolił wejść nikomu bez wytarcia butów. Przed drzwiami zrobiła się więc niewielka kolejka.
- Cindy daj spokój, trochę błota nie zaszkodzi tej podłodze – jęczeli mężczyźni i próbowali go wyminąć.
- Ten kto wejdzie bez pozwolenia, nie dostanie dzisiaj kawy! – machnął groźnie miotłą chłopak.
- Dobra, już dobra. Zrobisz nam też tosty z dżemem truskawkowym od twojej mamy? – Heniek wytarł posłusznie wielkie trapery i został wpuszczony do środka. Reszta maruderów sarkając i klnąc pod nosem poszła za jego przykładem.
Aleks Mendoza wstał dzisiaj przysłowiową lewą nogą. Nie dość, że miał straszliwego kaca po wczorajszej imprezie, to jeszcze kiedy ledwo otworzył oczy zadzwoniła jego ukochana matka. Radośnie oznajmiła, że wczorajszego wieczoru wróciła z Paryża i przywiozła stamtąd dla niego idealnego narzeczonego. Zaprosiła syna na kolację, aby mógł poznać to francuskie cudo. Oczywiście nawet nie pomyślał, aby zignorować ten królewski rozkaz. Jego matka była prawdziwą wiedźmą i tylko ktoś szalony zignorowałby jej prośbę, a on cenił bardzo sobie święty spokój w domu. Połknął więc jakąś tabletkę od bólu głowy i smętnie powlókł się do pracy. Całą drogę rozmyślał na tym jak pozbyć się nowego nabytku swojej rodzicielki. Kiedy już wchodził do budynku wpadł na, wydawało mu się, całkiem niezły pomysł. Musi przyprowadzić ze sobą jakiegoś przystojniaka i przedstawić go jako swoją wielką miłość. Matka bywała czasami sentymentalna i może uda się mu jakoś ją oszukać. Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego kandydata. Wyszedł z windy zamyślony, robiąc w głowie przegląd znanych mu facetów. Niestety żaden nie nadawał się na romantycznego kochanka, którego zaakceptowałaby matka. Już z daleka usłyszał odgłosy kłótni i narzekania swoich ludzi. Wyszedł zza zakrętu i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Co wy tu do cholery wyprawiacie?- wrzasnął, ze zdumieniem patrząc na tłumek kłębiący się przed biurem. Jego najlepsi chłopcy zamiast brać się do pracy wykonywali jakiś dziwny taniec na wycieraczce.
- Cindy nas szantażuje – mruknął w odpowiedzi nieco zmieszany Krzych.
- Do roboty bando leni! – krzyknął wkurzony mężczyzna. – Już dawno nie powinno was tu być! Cinderella do garów, natychmiast!- w ciągu kilkunastu sekund cała gromadka dryblasów, przepychając się nawzajem umknęła do biura schodząc z pola widzenia wkurzonemu Aleksowi. Nie mieli najmniejszego zamiaru narażać się porywczemu mężczyźnie, znanemu z ciężkiej ręki i złośliwego charakteru. Doskonale wiedzieli, że szef na kacu jest wyjątkowo groźnym stworzeniem i lepiej zejść mu z pola rażenia. Przychodziły mu wtedy do głowy najdziksze pomysły, a ich ofiary gorzko żałowały wpadnięcia w jego ręce. Na placu boju został tylko nieświadomy zagrożenia Kopciuszek.
Wojtek udał się do aneksu kuchennego, gdzie podśpiewując pod nosem parzył kawę i robił aromatyczne, czosnkowe tosty, za którymi przepadała ta banda obwiesi. Chłopak był urodzonym optymistom i po kilku dniach przebywania w tej norze doszedł do wniosku, że mógł trafić znacznie gorzej, jeśli wykonywał swoje obowiązki nikt tu się go nie czepiał. Wczoraj nawet dostał do ręki pierwszą wypłatę. W kopercie był równy tysiąc złotych. Nie spodziewał się takiej sumy. Szef wręczając mu ją stwierdził, że połowę zarobku mu skasował na rzecz długu, który miał u niego. Chłopak żywił tylko nadzieję, że jego rodzina nigdy się nie dowie dla kogo pracuje, bo nie sądził, aby którąś z jego sióstr odstraszyła wizja wizyty w gnieździe miejscowych gangsterów. Pewnie pognałyby tu natychmiast uzbrojone w śrutówkę dziadka. Od rana był w doskonałym humorze i zastanawiał się co zrobić z tym niespodziewanym kieszonkowym. Nie było mu dane jednak długo bujać w obłokach. Na ziemię ściągnął go donośny głos szefa.
- Ciderella do gabinetu! Natychmiast! – Nieszczęsny Wojtek, wyrwany ze swojego małego raju, o mało nie upuścił tacy z tostami. Postawił na stole talerz z aromatycznymi, złocistymi kromeczkami razem ze słoikiem domowego dżemu i poszedł w kierunku swojego przeznaczenia. Siedzący w sali obok mężczyźni rzucili się na śniadanko jak stado wygłodniałych hien. Po kilku minutach z tostów nie zostało ani śladu. Porozsiadali się wygodnie z kubkami kawy w dłoniach. Te przyjemne chwile zostały im jednak brutalnie przerwane.
Wojtek wkroczył do jaskini lwa bardzo ostrożnie. Najpierw włożył tylko głowę do pokoju, chcąc wybadać teren. Widząc mars na czole mężczyzny przybrał jak najniewinniejszy wyraz twarzy, podszedł do biurka z miną spłoszonej sarny i zerknął nieśmiało na Aleksa.
- Podać herbatę? – zapytał grzecznie, ale głos mu lekko zadrżał. Nie miał pojęcia czego się może spodziewać. Tego mężczyzny naprawdę się bał. Uważał, że jest niebezpieczny i nieobliczalny. Zawsze schodził mu z drogi i starł się nie rzucać w oczy. Ze zdumieniem stwierdził, że szef nic się nie odzywa tylko bacznie mu się przygląda, jakby oceniając jego sylwetkę. W końcu skrzywił się i machnął zniecierpliwiony ręką.
- Co to za wory masz na sobie, kompletnie nie wiadomo co się pod nimi kryje? Zrzucaj te łachy, muszę ci się przyjrzeć! – rzucił do zaskoczonego chłopaka.
-Eee…? – Wytrzeszczył na niego błękitne oczęta Wojtek i przezornie zaczął cofać się do tyłu.
- No, na co czekasz? Rozbieraj się! Nie mamy zbyt wiele czasu!
- Mało, że gangster, to jeszcze zboczeniec! – pisnął przestraszony chłopak i rzucił się do ucieczki. Po kilku krokach dopadł drzwi i wybiegł do holu.
- Łapać go gamonie! Jak ucieknie, to się z wami policzę! – wrzasnął Aleks, widząc jak jego zwierzyna umyka w popłochu. Sześciu chłopa pognało za galopującym Wojtkiem. Dopadli go w windzie, przygnietli do ściany, a następnie szarpiącego i przeklinającego przytargali do gabinetu szefa. Postawili go na dywanie przezornie jednak nie puszczając jego ramion.
- Co ci przyszło do głowy głupolu? Takiego niedorobionego chudzielca nie tknąłbym nawet przez gazetę – mruknął do niego rozeźlony Aleks. – Zrzucaj łachy, muszę zobaczyć czy się nadajesz.
- Ale szefie, to jeszcze dzieciak – próbował nieśmiało protestować Krzych. Natychmiast zarobił groźne spojrzenie Mendozy, który właśnie zastanawiał się co u licha wstąpiło w jego ludzi. Zazwyczaj brutalni gangsterzy obchodzili się ze smarkaczem jak z cenną porcelaną.
- A ty co, jego papuga? Zamknij się i pomóż mu, bo zamiast niego to ciebie wezmę na kolację do matki – warknął Aleks. Na te słowa mężczyźni rzucili się gorliwie na Wojtka. W kilka sekund stał już w samych bokserkach, cały czerwony i potargany, rękami zakrywając strategiczne miejsca.
- Podli niewdzięcznicy – rzucił do dryblasów i zamrugał długimi rzęsami, chcąc powstrzymać cisnące się do oczu niechciane łzy. Ten widok wyrwał z szerokich piersi wielkoludów zbiorowy jęk. Wszyscy patrzyli na szefa jak na zbrodniarza, nikt jednak nie ośmielił się już odezwać.
Tymczasem Mendoza siedział za biurkiem i z niedowierzaniem przecierał oczy. Z paskudnych ciuchów wyłoniło się prawdziwie królewskie ciasteczko i to z podwójnym kremem. Chłopak był szczupły, ale bardzo harmonijnie zbudowany. Miał ładnie umięśnione smukłe ciało, zgrabny, jędrny tyłeczek i parę najpiękniejszych, błękitnych oczu jakie Aleks w życiu widział. W dodatku spod czapki wyłoniły się długie, kasztanowe loki, które wdzięcznie opadły na plecy zawstydzonego jego natarczywym wzrokiem studenta. Wyglądał bardzo niewinnie i świeżo, był wprost doskonały do realizacji jego planu. Gdyby przyprowadził do domu jakiegoś pewnego siebie, wygadanego przystojniaka matka nigdy by mu nie uwierzyła. Natomiast mały sprawiał wrażenie wyjątkowo słodkiego kociaka, wprost idealnego do schrupania przez dużego, złego wilka. I te jego rozkoszne rumieńce, jak on mógł nie zauważyć, że z Cindi  takie milutkie stworzonko?
- W porządku, przestańcie się gapić i wynocha – wypędził, lustrujących z uznaniem smarkacza mężczyzn, z gabinetu. – Idź pod prysznic. Za chwile dostarczę ci jakieś porządne ciuchy – Aleks wskazał Wojtkowi łazienkę. – Będziesz dzisiaj udawał mojego chłopaka przed matką. Lepiej będzie dla ciebie, żeby uwierzyła w naszą wielką miłość. Jeśli to zrobisz odpowiednio przekonująco, to anuluję połowę twojego długu.
- Da mi pan to na piśmie? – zapytał niespodziewanie chłopak.
- No proszę, a jednak się czegoś nauczyłeś – roześmiał się Mendoza i rzucił w niego wyciągniętym ze szafy szlafrokiem.
………………………………………………………………

Kilka paskudnych godzin później, podczas których torturowano Wojtka na różne przemyślne sposoby, fryzjer i stylista na zmianę doprowadzali go do szału, stali już przed drzwiami rezydencji rodziny Mendoza. Naburmuszony Alex i Wojtek z duszą na ramieniu, weszli do środka prowadzeni przez rosłego ochroniarza. Nasz ubogi student rozglądał się dookoła z otwartą buzią. Nidy nie widział tak okazałej i zamożnej willi. W środku zmieściłoby się pewnie z kilkanaście domków jego rodziców. Wszędzie lśniące marmury, dębowe boazerie i piękne stare obrazy przedstawiające sceny z polowań. Na jeden z nich zagapił się tak bardzo, że Mendoza musiał go pociągnąć za ramię, by przywołać go do porządku.
- Ruszaj się Cindy, potem będzie czas na zwiedzanie – syknął mu do ucha.
- Przepraszam – wybąkał zmieszany Wojtek. Weszli do dużego, jasnego salonu gdzie czekała na nich piękna, wyniosła, wysoka kobieta bardzo podobna do Mendozy. Obok niej stał przystojny blondyn, wprost perfekcyjnie wystrojony w najmodniejsze łaszki.
- Czy to jest właśnie twój obecny partner? – zmierzyła wystraszonego  chłopaka przeciągłym spojrzeniem. – Milutki, spodziewałam się jednak kogoś zupełnie innego – zwróciła się do Aleksa.
- Ależ mamo, chyba nie będziesz mi teraz dobierać facetów do łóżka? – zapytał zbulwersowany jej bezpośredniością Mendoza.
- Gdzieżbym śmiała – westchnęła kobieta wzruszając ramionami – dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Najwyższy czas byś się w końcu ustatkował i założył rodzinę. Chyba wystarczająco się wyszalałeś? – teraz odwróciła głowę i uśmiechnęła się do chłopaka. – Jestem Oliwia Mendoza – wyciągnęła do niego wypielęgnowaną dłoń.
- Wojtek Piekiełko – wymamrotał nieśmiało student.
- To Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni moim gościem. 
Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisnął.
- Witaj piękny, ty z nim tak na poważnie? – wskazał oczami na mężczyznę. – Jestem pierwszy raz w Krakowie może pokażesz mi miasto? Moja matka była Polką i wiele mi o tym kraju opowiadała – uśmiechnął się zniewalająco do zmieszanego chłopaka.
- Jestem głodny, może wreszcie pójdziemy coś zjeść? – Mendoza wszedł pomiędzy nich, złapał Wojtka za ramię z miną właściciela i pociągnął go za sobą.
- Trzymaj łapy przy sobie frajerze, bo możesz wrócić do domu w kawałkach – warknął cicho do roztaczającego swoje wdzięki przed zarumienionym studentem Francuza, który bynajmniej się jego groźbami nie przejął. Jak tylko zasiedli za stołem Fabricio rozpoczął od nowa swoje umizgi, nic sobie nie robiąc z coraz bardziej ponurej miny Mendozy. Chłopak najwyraźniej przypadł mu do gustu i nie miał zamiaru z niego zrezygnować. Pani Oliwia przyglądała się temu rozbawiona. Pierwszy raz widziała taką reakcję u swojego syna. Natomiast Wojtek czuł się się z każdą minuta coraz lepiej. Z każdą wypitą lampką wina uśmiechał się coraz szerzej do Valmonta, kompletnie nie zwracając uwagi na swojego szefa.
- Fabricio, zawsze marzyłem, żeby pojechać do Paryża. Nigdy jednak nie było mnie na to stać – wbił w mężczyznę błękitne oczęta.
- To niedopuszczalne, jak tylko będziesz miał wolne przyjedź do mnie. Będziesz zachwycony miastem, zobaczysz – gruchał do niego Francuz zupełnie jak tokujący gołąb.
- Niedługo będą ferie, na pewno mógłbym wygospodarować kilka dni – rzucił beztrosko Wojtek oblizując usta z wyjątkowo smakowitego sosu. Valmont głośno przełknął ślinę, nie odrywając wzroku od chłopaka.
- Zapomniałeś, że masz pracę kochanie – odezwał się słodko Aleks.
- Rzucę tę robotę, jest parszywa. Słabo płacą, żadnej wdzięczności, a szef ciągle na mnie wrzeszczy – wyszczerzył zęby do mężczyzny całkowicie wyluzowany. Lekki szmerek w głowie był taki przyjemny i zaczął się naprawdę dobrze bawić. Nie miał pojęcia dlaczego Mendoza jest taki skrzywiony i tylko grzebie widelcem w talerzu. Jemu tam wszystko smakowało.
...............................................................................................
Betowała Niebieska

11 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza ^^ yey :)
    Haha, no ładnie, szefuncio ma problem z mamusią xD
    A najlepsze było to, jak go ścigali a potem jak francuz zignorował Aleksa... powiem tak, przeczytałam rozdział 2 razy, zapowiada się coraz ciekawiej, na pewno Cindy... haha choć delikatny i kruchy da szefowi nieźle popalić :)
    A ta zazdrość.. no no, ktoś tu wstał chyba lewą nogą xD Chociaż szef mafii krakowskiej, pewnie zawsze chodzi z groźną miną :) Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie, nie mogę się doczekać kolejnej notki, na pewno będzie tak samo świetna. Nie żebym poganiała, bo wiem jak to jest, ale jak dasz radę, to pisz szybciutko ;3
    Niech cię nigdy nie opuszcza wena :)
    Twoja Maru<3

    OdpowiedzUsuń
  2. '- Trzymaj łapy przy sobie frajerze, bo możesz wrócić do domu w kawałkach' hehu rozwaliło mnie to xD
    czyżby Mendoza nam tu wykazywał zazdrość o księżniczkę? ^^
    oj Wojtuś nie grab sobie lepiej u gangsterka ;D
    jeeeny ulwielbiam to opo! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. hej!
    Właśnie dołączyłam do grona fanów Twojej twórczości. fanką jestem jednak marną, bo uwielbienie dla tekstu nie zawsze przekłada się na komentarze... Przeczytałam Twoje zakończone opowiadania (obiecuję skomentować w pierwszej wolnej chwili), a teraz natknęłam się na to. I jestem zachwycona! Sięgnęłaś po jedną z moich ulubionych bajek i napisałaś jej kolejną wersję. A że yaoi, to tym bardziej Ci się chwali :D
    gangsterzy potulniejący przed dobrze gotującym dzieciakiem - bomba! Naprawdę fajny wątek humorystyczny. Francuz zalecający się do "Kopciuszka" zamiast do "Księcia", też łykam, i to bez popijania. Miło też poczytać, jak budzący grozę gangster boi się mamusi ;)
    Żeby jednak nie było tak, ze tylko chwalę, to mam dwie uwagi:
    1. ""- To Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni moim gościem. Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisną."
    Zabrakło akapitu, ot tu:
    "- To Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni moim gościem.
    Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisną."
    2. "- Jestem głodny, może wreszcie pójdziemy coś zjeść? – mężczyzna wszedł pomiędzy nich,"
    Czepiam się, ale jaki mężczyzna ;)
    Ogólnie opowiadanie na plus. Myślę, że o ile nie pojawi się w nim wątek gwałtu (plaga, no po prostu plaga w opowiadaniach), czy trójkąciku z głównym bohaterem w roli głównej (błagam, nie!), to zaliczę je do tych opowiadań, do których będę często wracała, i jakie będę polecała znajomym.
    Och, mam jeszcze dwa pytania. Czy mogłabyś podać przybliżoną liczę rozdziałów? No i czy mogę liczyć na m-preg w tym opowiadaniu? Prooooszę...
    Jakby coś, to pocztę mam na tlenie, a login taki jak podpis.
    Pozdrawiam i czekam (nie)cierpliwie na kolejne rozdziały.
    Ariana_86

    P.S. Z góry przepraszam, jeśli wrzuciło ten komentarz do spamu. Obawiam się, że mam słaby zasięg internetu (minus mieszkania na wsi) i czasami resetuje mi połączenie, a gdy uda się wreszcie wysłać komentarz ląduje w spamie właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzia| wyszed| Ci na prawdę bosko. Francuz po|ecia| na Wojtusia a|e w sumie ma racje to ciasteczko a Mandoza jak na razie trochę wyszed| gburowato. Mam nadzieje że się rozkręci. Podoba mi się jak gangsterzy bronią Wojtka nawet przed szefem, muszą go na prawdę |ubić:) Mamuśka też dobra sprowadza synkowi ch|opaków.
    Czyżby Mendoza poczu| zazdrość? Czy to ty|ko tak przed matką? No i co będzie da|ej skoro Wojtuś się upi|? Nie zabieraj jeszcze francuza niech się szef trochę pomęczy a "kopciuszek" tak |atwo nie poddaje.
    Dużo weny, chęci i czasu

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział wyszedł Tobie bomba, szef gangu boi się własnej matki, motyw obrony Wojtusia przed szefem boski, naprawdę go lubią, a może jego kawusie tak naprawdę hehe.... Francuz zainteresowany Wojtusiem,a Alex zazdrosny, robi się coraz bardziej ciekawie. Och trochę Wojtuś sobie grabi...
    Weny, dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. bosko ^^ proszę o kolejny rozdzialik, piękne opowiadanie powstało z tych twoich rozmyśleń. :) weny!!!! ;] A co do Gangstera i Wojtka... coś się rodzi już to widać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojojoj no po prostu się porobiło.Już myślałam, że to maluch będzie musiał się bić o serce szefa a tu taka niespodzianka. Cudowny rozdział i bardzo fajnie się czyta to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się naprawdę ciekawe opowiadanie, nie ma co, masz wyobraźnię. Wszystko bardzo mi się podobało ;P

    Czekam niecierpliwie na kontynuację.

    Pozdrowionka

    Anet

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się podoba, uwielbiam takie klimaty:) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Weny:)

    A.

    OdpowiedzUsuń
  10. To się uśmiałam xD Mój ulubiony tekst: " Z paskudnych ciuchów wyłoniło się prawdziwie królewskie ciasteczko i to z podwójnym kremem." Podoba mi się jak gangsterzy chuchają na Wojtka, miałam z tego prawdziwy ubaw ;D Komediantka z Ciebie jak nic. Co prawda warsztat trzeba by doszlifować, ale pomysły, dialogi i kreacja bohaterów jest naprawdę niezła. Świetne opowiadanko na odstresowanie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka, hejka,
    ich jak cudownie, mały owinął sobie dryblasów wokół małego palca, ach rzucili się na to żarałko jak jakieś stado wyglodniałych wilków, a ta kolacyjka z mamusią szefa ;) och Wojtuś wpadł w oko Fabienowi a za ta Alex jest markotny... ha taki zasmucony że Wojtuś nie zwraca uwagi na niego, ale i Cindi nauczył się żeby mieć na pismie wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń