wtorek, 20 listopada 2012

Wstęp


Miałam napad strasznej głupawki i po prostu musiałam to napisać. Nie wiem czy wam się spodoba, bo to będzie bardzo niemądra historia. Wcisnęła mi się do głowy na siłę i nie dała spokoju, aż ją opublikowałam. Myślę, że tytuł mówi wszystko.
Opowiadanie jest zainspirowane mangą ,,Totally captivated''.



Wojtek Piekiełko był zwyczajnym studentem jakich wielu można spotkać codziennie na ulicach Krakowa. Przeciętny przechodzień mijając go na ulicy z pewnością nie zwróciłby na niego uwagi. Ubrany jak większość młodych ludzi w wielką bluzę z kapturem i nieco obwisłe na tyłku jeansy, nie wyróżniał się w żaden sposób z tłumu. Na głowie miał starą czapkę z daszkiem, która dawno temu wyszła już z obiegu. Włożona tyłem do przodu sprawiała, że wyglądał wyjątkowo niemodnie. Szedł wolno, głęboko zamyślony, zupełnie nie zwracał uwagi na mijane kolorowe wystawy sklepów.
Nad czym tak dumał nasz młody bohater? Oczywiście, że nad swoją głupotą i naiwnością. Tak się cieszył kiedy przyjęto go na AGH. Myślał, że w końcu uwolnił się od nadopiekuńczych ramion matki, która została wraz z gromadą kotów w niewielkim domku gdzieś na Dolnym Śląsku. Tymczasem niespodziewanie wpadł w szpony swoich trzech starszych sióstr, które mieszkały i pracowały w Krakowie. Zgodnie postanowiły się zaopiekować swoim małym braciszkiem, aby broń boże nie spotkało go coś złego w tym dużym i złym mieście. Na szczęście udało mu się przekonać matkę, aby mógł zamieszkać sam w wynajętym pokoiku w pobliżu uczelni. Rozmyślając nad swoim ciężkim losem zupełnie przestał zwracać uwagę na otoczenie i ten niby nic nie znaczący fakt odmienił całe jego życie. Wyrżnął bowiem nosem w pierś potężnie zbudowanego osiłka, a ten zaskoczony wypuścił trzymaną w rękach paczkę na ziemię. Nie zdążył wyhamować i nadepnął na nią wielkim buciorem. Rozległ się cichy brzęk, najwyraźniej zawartość pakunku uległa uszkodzeniu. Wojtek w momencie oprzytomniał, zobaczywszy jak facet podnosi z chodnika zgniecione pudełko, włączył drugi bieg i właśnie miał zamiar dać nogę z miejsca wypadku, kiedy został złapany za kaptur przez drugiego równie solidnie zbudowanego mężczyznę, najwyraźniej jego towarzysza.
- Krzychu trzymaj go. Nowy telefon szefa właśnie rozleciał się na kawałki. Jeśli mamy przetrwać ten dzień, musimy mu dostarczyć winowajcę – odezwał się wielkolud zaglądając z marsem na twarzy do pakunku.
- Nie bój się  Heniek, nie puszczę gówniarza, może szef przerobi go na kotlety i nam odpuści? – zastanawiał się mniejszy.
- Wrzuć go do samochodu i jedziemy do kwatery – zakomenderował starszy i machnął ręką. Podjechał samochód z zaciemnionymi szybami, wypisz wymaluj jak z gangsterskich filmów. Mężczyźni złapali protestującego głośno, wyrywającego się chłopaka i bezceremonialnie wrzucili go do środka. Ruszyli z piskiem opon ze sporą prędkością.
- Puszczajcie, wiecie, że porwanie to straszne przestępstwo? Zgłoszę to na policji! – krzyczał na nich Wojtek próbując się wyrwać z ich wielkich łap. Mężczyźni tylko zaczęli wesoło rechotać. Heniek poklepał go po plecach najwyraźniej ogromnie rozbawiony.
- Smarku, masz tupet nie powiem. Inny już dawano narobiłby w majty ze strachu. To miasto należy do nas. Myślisz, że jakiś miejscowy kanar ośmieliłby się z nami zadrzeć? Poza tym jak szef z tobą skończy to nie będziesz w stanie składać żadnych zeznań – otarł dłonią łzy jakie popłynęły mu ze śmiechu.
- Szef?! – wyjąkał coraz bardziej wystraszony Wojtek. Z początku myślał, że to zwykli chuligani, ale elegancki samochód i rysująca się pod drogimi marynarkami broń dały mu do myślenia. Najwyraźniej wdepnął w jakieś gówno i jak tylko złapie okazję trzeba będzie wiać, gdzie pieprz rośnie. Faceci wyglądali na prawdziwych gangsterów takich jak w amerykańskich kryminałach. Jeszcze niedawno w telewizji widział program, gdzie minister sprawiedliwości zapewniał widzów, że coś takiego jak mafia w Polsce nie istnieje. Jak tylko uda mu się uciec napisze do niego piękny, długi list. – Cholerka, dlaczego ja zawsze mam takiego pecha?! – zastanawiał się i pokręcił z niedowierzaniem głową. Zatrzymali się przed dużym , eleganckim budynkiem. Został wyciągnięty z samochodu i wprowadzony do środka przez oszklone wejście. Recepcjonistka nawet nie podniosła głowy znad gazety. Wepchnięto go do windy. Nie miał niestety okazji zrealizować swoich planów. Obaj faceci nie spuszczali z niego wzroku. Wyjechali na najwyższe piętro. Weszli do rozległego holu, a potem do drugiego mniejszego pomieszczenia. Tutaj siedziało jeszcze dwóch osiłków popijając kawę z plastikowych kubków. Wszędzie panował niezły bajzel. Wwalały się pudełka po pizzy, brudne talerzyki, jakieś dokumenty. Podłogi nie było widać spod grubej warstwy błota. Z popielniczek niedopałki wysypywały się na stoliki. Śmierdziało jak w jakimś tanim barze. Wojtek skrzywił się na ten widok.
- Jak można żyć w takim chlewie? Na sprzątaczkę was nie stać? – wypalił zanim zdążył pomyśleć.
- Eh, mamy z tym prawdziwy kłopot. Żadna nie wytrzymała dłużej jak tydzień – westchnął Heniek i podrapał się po głowie.
- Naprawdę pijecie z tego? – chłopak wskazał na pokryty kurzem dzbanek z resztkami jakiegoś niezidentyfikowanego napoju. Po jego powierzchni pływał gruby kożuch z pleśni.
- Ej wy – zwrócił się do pijących kawę kumpli Krzych - ogarnijcie tu trochę, bo szef może w każdej chwili przyjść.
- Odwal się, co my jakieś baby jesteśmy! – fuknęli na niego zgodnie.
- Baby to może nie, ale prawdziwe z was świnie! – nikt nie zauważył kiedy do pokoju wszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. – Natychmiast zróbcie coś z tym burdelem. Nie było mnie tydzień, a wy już doprowadziliście to miejsce do ruiny, przeklęte gamonie! – ryknął na dryblasów, którzy natychmiast poderwali się na równe nogi i wyprężyli służbiście. – Nawet na miejskim śmietnisku tak nie cuchnie!
- Tak jest szefie! – zasalutowali zgodnie. Wojtek korzystając z zmieszania usiłował się wycofać w jakieś zacienione miejsce. Miał zamiar zwiać jak tylko zajmą się wykonywaniem poleceń tego wrzeszczącego wielkoluda. Kiedy już był dosłownie metr od windy został niestety zauważony.
- A co to za dzieciak? – mężczyzna wskazał na niego.
- Szefie, może najpierw sobie usiądziesz? W twoim biurze jest dużo czyściej. Przyniesiemy ci herbatę z kawiarni i trochę tu ogarniemy – zaczął zagadywać go Heniek.
- Mów o co chodzi zanim się naprawdę zdenerwuję!
- Wiesz, my dzisiaj poszliśmy na miasto wykonać twoje zlecenie, po drodze odebraliśmy dla ciebie paczkę – tłumaczył się coraz mętniej Krzych niespokojnie zerkając na szefa i przestępując z nogi na nogę jak nieletnia panienka, co przy jego gabarytach wyglądało dość komicznie.
- Do rzeczy matole, nie mam czasu na twoje gierki!
- On zniszczył twoją komórkę! – zawył niespodziewanie Heniek i przezornie cofnął się do tyłu.
- Chcecie powiedzieć, że te mały rozwalił mojego nowego Vertu! Kurwa zaraz mnie tu szlag trafi! – krzyknął na struchlałych dryblasów i wbił zielone oczy w przerażonego Wojtka. Zaczął do niego podchodzić powoli coraz bliżej, zupełnie jak szykujący się do ataku drapieżnik.
- Ja, ja… - zaczął się jąkać chłopiec – oddam panu pieniądze. Pójdę do pracy i zarobię – pisnął i gwałtownie zbladł, kiedy ręka mężczyzny złapała go za kark.
- A wiesz ile to kosztuje durny smarku? – zaczął potrząsać nim jak workiem z kartoflami. – Pięćdziesiąt tysięcy dolarów! Nawet jak sprzedam cię na części to tyle nie dostanę – warknął do niego.
- Zzrobię co pan każe – jęknął Wojtek, szczękając zębami ze strachu.
- Wszystko?
- Ttak… - przytaknął chłopiec energicznie, a przed oczami miał już wizję kąpieli w Wiśle w betonowych butach.
- Hmm, muszę się zastanowić – mężczyzna zmrużył kocie oczy. Po chwili uśmiechnął się drapieżnie. – W takim razie podpiszemy umowę o pracę!
- Pppracę? – wymamrotał niebotycznie zaskoczony Wojtek.
- Muszę jakoś odzyskać pieniądze, więc będziesz tu pracował jako sprzątaczka i moja sekretarka aż do odwołania za minimalną pensję. Spłacisz w ratach swój dług – walnął go w ramię, a pod chłopakiem ugięły się nogi.
- Ale to będzie trwało wieczność proszę pana – wypsnęło mu się z ust.
- Wolisz, żebym sprzedał twoje organy na czarnym rynku? Jak się nazywasz?– zapytał zimno szef.
- Wojtek Piekiełko proszę pana. Mogę zacząć od zaraz – wyszeptał pokornie.
- I tak trzymaj dzieciaku! Nie próbuj uciec, bo cię znajdę i nie chciałbym być wtedy w twojej skórze – stwierdził groźnie mężczyzna i w wyraźnie lepszym humorze poszedł do swojego gabinetu.
- No brachu do roboty, pokażę ci gdzie jest składzik – popchnął go w kierunku jakiś drzwi Heniek. – Miałeś wyjątkowe szczęście, szef rzadko jest taki łaskawy. – Weszli do niewielkiego pomieszczenie pełnego środków czystości, wiader, mioteł i innych akcesoriów służących do sprzątania.
- Tutaj masz wszystko czego potrzebujesz, poradzisz sobie – dryblas wyszedł i zostawił samego załamanego chłopaka. – Panie boże , ale ty jesteś złośliwy, jak mogłeś mi to zrobić. Jak to się stało, że w ciągu godziny moje życie stanęło na głowie. Będę dożywotnim niewolnikiem u tej bandy brudasów i ich szefa psychola. Panie boże jeśli ci obiecam, że już będę naprawdę dobrym synem i pojadę z matką na wystawę tych jej paskudnych kotów to mi trochę odpuścisz? – targował się chłopak wyrywając sobie włosy z głowy. Długo jednak nie poużalał się nad sobą.
- Cinderella!! Cindi!! Gdzie się podział ten smarkacz?! Ruszcie leniwe dupska i poszukajcie go, niech przyjdzie do biura i podpisze umowę! – usłyszał ryk swojego nowego pana i władcy. Przestraszony ześlizgnął się z wiadra na którym siedział i narobił straszliwego hałasu. Z półek powyżej zaczęły z łoskotem spadać jakieś pudełka i paczuszki. Tymczasem oczy Wojtka podejrzanie się zaszkliły. W dodatku jakiś przeraźliwie pachnący, konwaliowy płyn spadł z szafki i wylał się na jego skołataną głowę. To chyba przechyliło czarę goryczy. Nagle drzwi się otwarły i pojawiły się w nich zaniepokojone twarze wszystkich obecnych w biurze mężczyzn.
- Ja nie chcę być Kopciuszkiem! – rozbeczał się na ich widok Wojtek. Było mu wszystko jedno co sobie o nim pomyślą. Gorzej już nie będzie i tak mają go za mięczaka.
- Nie martw się mały – Heniek pokazał podczas uśmiechu garnitur swoich krzywych zębów – w końcu wyszła przecież za księcia prawda? – walnął po przyjacielsku mażącego się chłopaka w klatkę, aż biedakowi dech zaparło.
- Jakiego księcia, nie jestem dziewczyną kretynie! – warknął na niego wkurzony Wojtek, zupełnie zapominając z kim ma do czynienia.
...................................................................................................
Betowała Niebieska

17 komentarzy:

  1. I oby Cię napady g|upawki odwiedzia|y cząściej bo ten wstęp jest boski:)Wojtek jest wspania|y. Od razu wpada w k|opoty a|e radzi sobie w nowej sytuacji ca|kiem dobrze:) Szef mafii jak na razie jawi się jak straszna persona i niestety dość ma|o o nim mam nadzieje że jeszcze rozwinie skrzyd|a i zauważy ich nowego Kopciuszka ( |ubie to przezwisko ). Dużo weny życzę bo opowiadanie jest świetnie i mam nadzieje że rozwinie się wspania|e jak każde twoje inne. Masz we mnie fankę nowej historii:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne świetne opko się zapowiada:)
    Oj jak ładnie xd Ja takich przygód nie miałam jak przyszłam do Krakowa na studia. xd Chcesz znać moją opinię? Podoba mi się, Wojtek ma już nowych kolegów xD Ma pracę... ej no same dobre rzeczy haha A szef,, mhm napisz o nim coś więcej Założę się, że będzie dużo śmiechu, Wojtuś - Kopciuszek, Czekam na dalszą część:) Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    powiem tylko jedno wstęp jest cudowny i chyba więcej miej „takiej głupawki” jak to nazwałaś, całkowicie trafiłaś w moje upodobania, bardzo lubię klimaty, gangsterskie, mafijne, czy ja mówiłam gangsterskie? Nie, to jeszcze raz powtórzę ;] Zapowiada się na bardzo wspaniałe opowiadanie, zresztą kolejne... Wojtuś jest po prostu wspaniały, od razu ma nowych „kolegów”, pracę, czego chcieć więcej. Mam nadzieję, że coś więcej napiszesz o szefie, zapowiada się dużo śmiesznych sytuacji. Już nie mogę się doczekać rozdziału tutaj, chyba będę zaglądać co kilka godzin....
    Weny, weny, weny...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. super! nowe opowiadanie:) i powiem, że wstęp jest naprawdę udany, tylko teraz mam problem: będę czekać i myśleć o trzech opowiadaniach, a nie dwóch, a jeśli wznowisz "Mrok..." to o czterech... ech, a już tera jak włączam komputer to myślę tylko czy dodałaś rozdział czy jeszcze nie, a jeśli tak to jaki:)
    biedny Wojtek:) taka trochę niezdara, ale fajni, naprawdę rewelacyjnie się zapowiada:)

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  5. oczywiście że się podoba ten współczesny chłopięcy kopciuszek ^^
    pisz szybciutko ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się ciekawie więc chętnie poczytam sobie to opowiadanko. Oj słodki kopciuszek z niego będzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie mi się podoba! :D Wojtuś jest taki słodki :) Jestem ciekawa jak to się dalej wszystko potoczy. Nie pasuje mi tylko nazwisko Wojtusia... Piekiełko? Równie dobrze mógłby mieć na nazwisko Solniczka. Ale co ja się tam czepiam :) może i być Piekiełko byle opowiadanie było fajne. Kiedyś już czytałam trójkącik kopciuszka autorstwa Lunae.. nie wiem czy czytałaś. Czekam na następną notkę i oczywiście na dalszą część Krasnej Góry... że też autorzy muszą przerywać w najfajniejszych momentach... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, jeśli ci chodzi o to opko,gdzie dwie brzydkie siostry zostały zamienione na dwóch przystojniaków dybiących na cnotę Kopciuszka. Autora niestety nie pamiętam.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha, myślałam, że padnę czytając ten wstęp. Zapowiada się super świetne opowiadanie. Wojtek jest słodki. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie. Jednego to chyba wiem, nie będę się nudzić czytając to opowiadanie i nieźle się ubawie. Bardzo spodobał mi się wstęp, więc czekam na kolejny rozdział. Piszesz świetnie, bardzo podobają mi się też inne twoje opowiadanie. Dużo weny:) Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłam czas, żeby poczytać, co tam piszesz i Twoja głupawka chyba mi się udzieliła, bo przez większość rozdziału miałam banana na twarzy xD Mój ulubiony tekst: "Nawet jak sprzedam cię na części to tyle nie dostanę "
    Historia może i jest nieprawdopodobna, ale bardzo zabawna i przyjemnie się czyta. Masz talent do dialogów, są naprawdę śmieszne. Ok, lecę do kolejnych rozdziałów ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. *_* to jest świetne! Lecę czytać dalej bo jestem strasznie ciekawa dalszej sytuacji ~~

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego ja nadal nie śpię, tylko znowu czytam Twoje opowiadania?
    Lada moment będę je znać na pamięć! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Proszę niech mi ktoś powie gdzie w naszym ojczystym języku mogę przeczytać mangę, która była natchnieniem dla Autorki niniejszego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Chyba tutaj to było - http://yaoi-manga-center.blogspot.com/. Nie spodziewaj się jednak zbytniego podobiństwa, wzięłam tylko ogólny zarys, czyli ofiara losu i szef gangu, który go początkowo wykorzystuje. Resztę wszystko zmyśliłam, bo w tej mahwie podobał mi się jedynie początek.

      Usuń
    2. Bardzo Ci dziękuję za adres. Wiem, że Twoja wyobraźnia nie ma granic ale nawet ona potrzebuje pożywki jako natchnienia.

      Usuń
  14. Hejeczka,
    wspaniale, ciekawie, jakie Wojtuś zniszczył telefon ty dryblasie... to ty wypuściłeś paczuszkę z ręki i jeszcze nadepnąłeś... i och mamy kopciuszka... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń