piątek, 8 marca 2013

Rozdział 17


Mężczyźni, których twarze zakrywały nisko opuszczone kaptury, kopali leżącego na ziemi nieprzytomnego chłopaka. Kiedy usłyszeli nadjeżdżający samochód i nieco się zdenerwowali. Przy tej ulicy mieszkało mnóstwo wysoko postawionych osób i lepiej by było, żeby ich nikt nie zauważył.
- Chłopaki kończymy! – odezwał się jeden z nich prawdopodobnie przywódca, ale nie zdążył zadać ostatecznego ciosu. Mercedes klasy S zahamował z piskiem opon i wyskoczyło z niego dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy. Za nimi biegł przerażony Tom, któremu leżąca na trawniku sylwetka wydała się znajoma. Rozpoczęła się regularna bijatyka i z daleka słychać już było syreny policyjnych wozów, ale mężczyzna zupełnie nie zwracał na to uwagi. Uklęknął przy leżącym chłopaku, któremu z kącika ust sączyła się krew, aż bał się pomyśleć co mogło znajdować się pod ubraniem. Ułożył jego głowę na swoich kolanach. Ściągnął kurtkę i opatulił jego ciało. Było jeszcze dość zimno, dopiero niedawno zawitała wiosna.
- Mirek, ocknij się, powiedz gdzie cię boli – usiłował ocucić lecącego mu przez ręce mężczyznę. – Wytrzymaj, nie waż się tu umrzeć! Gdzie ja znajdę takiego drugiego gosposia! – Delikatnie ocierał mu krew z twarzy. Na szczęście wraz z policją dotarła też karetka pogotowia. Lekarz zadał tylko kilka pytań, a gdy zbadał pobieżnie nieprzytomnego, przełożono go na nosze i załadowano do samochodu. Tom ruszył za nim z piskiem opon, ręce mu się trzęsły na kierownicy. Wziął głęboki oddech usiłując się uspokoić. Mirek potrzebuje pomocy, nie mógł teraz pozwolić sobie na spowodowanie wypadku. Równo z karetką zajechał przed szpital. Wpadł jak burza na oddział ratunkowy. Tutaj został zatrzymany przez personel szpitala. Nie miał wyjścia, grzecznie usiadł pod drzwiami. Ukradkiem wyciągnął komórkę i zadzwonił do Wojtka.
Tymczasem Mirka zabrano od razu na blok operacyjny. Miał paskudnie złamaną lewą nogę którą od razu zoperowano, liczne krwiaki i sińce na całym ciele oraz silny wstrząs mózgu. Na szczęście nie było krwotoku wewnętrznego czego obawiali się lekarze. Po zabiegu przewieziono go na salę intensywnej terapii, gdzie odwiedzający nie mieli wstępu. Nadal był nieprzytomny, ale tak było chyba dla niego lepiej, ciało powoli się regenerowało, a on nie odczuwał skutków  pobicia.
Wojtek jak tylko dowiedział się o co chodzi, dał znać także Aleksowi i popędził so szpitala. Spotkał się w holu z ledwo kontaktującym ze zdenerwowania Tomem. Na szczęście operacja się skończyła i zostali poproszeni do gabinetu lekarskiego.
- Czy panowie są rodziną Mirosława Chojnickiego? – zapytał siwowłosy chirurg, nadal ubrany w zielony kitel.
- On nie ma żadnej rodziny, jesteśmy jego przyjaciółmi – odezwał się przejęty Cindy. – Jak on się czuje?
- Skoro tak, to chyba mogę wam zdradzić, że zabieg się udał. Ma sporo ran, ale to nic groźnego. Niepokoi mnie tylko ten wstrząs mózgu, ktoś musiał mocno kopnąć go w głowę, ale z tym sobie też powinniśmy poradzić. Jutro powinien zostać przeniesiony na ogólną salę i będzie można go odwiedzić. Na razie to wszystko co mogę wam powiedzieć – uśmiechnął się do nich uspokajająco.
- Doktorze – odezwał się Tom – gdyby pan potrzebował czegokolwiek, co pomogłoby w leczeniu Mirka, to niech pan nie zawaha się prosić – położył swoja wizytówkę na biurku.
- A nowy rezonas magnetyczny wchodzi w grę, bo stary zepsuł się już trzeci raz w tym miesiącu – zażartował lekarz doskonale wiedząc, że koszt urządzenia to około ośmiu milionów złotych. Nie znał nikogo, aż tak bogatego, by stać go było na taki zakup.
- Jutro proszę oczekiwać dostawy, a jeśli dobrze zajmiecie się Mirkiem, to może  nawet dorzucę coś więcej – odpowiedział poważnie Kaser, wziął Wojtka pod rękę i obaj już nieco spokojniejsi wyszli z gabinetu. Chirurg jak tylko zamknęły się za nimi drzwi wyszedł do recepcji, by zamówić sobie jakąś kolację.
- Co ma pan taką dziwną minę doktorze? – zapytał z uśmiechem portier.
- Wyobraź sobie Władek, że ci państwo, którzy przed chwilą wyszli, obiecali mi na jutro nowy rezonans. Nie mieli pojęcia o czy mówią. Chciałbym widzieć ich miny jak zobaczą cenę – roześmiał się lekarz. Jakie było jego zdziwienie, kiedy następnego dnia rano wszedł do szpitala i w holu czekało na niego trzech mężczyzn. Jeden z nich podszedł do niego z jakimiś dokumentami.
- Doktor Cisowski?
- A o co chodzi? – nie miał ochoty zaczynać dnia od dyskusji z jakimś przedstawicielem firmy farmaceutycznej.
- Mam dla pana przesyłkę i trzeba ją pokwitować – wręczył mu fakturę.
- Osiem milionów dwieście tysięcy?! Co to u licha jest, jakiś kawał?! – wykrzyknął przeglądając gorączkowo papiery.
- Skąd, rezonans od pana Kasera, powiedział, że jak dostarczymy go rano, to dostaniemy premię – uśmiechnął się do lekarza, który właśnie osunął się na najbliższe krzesło i zaczął ocierać pot z czoła.
- Władek, miej serce i podaj mi mineralną z lodówki, jakoś mi słabo – zawołał do portiera chirurg, właśnie skłonny uwierzyć w opatrzność.

***
Mirek szybko wracał do zdrowia codziennie odwiedzany przez przyjaciół. Dwaj pacjenci leżący z nim na sali zazdrościli mu licznych wizyt. Tymczasem sam chłopak nie był aż tak bardzo zachwycony, ponieważ oprócz najbliższych, drzwi szturmowali  liczni wielbiciele, którzy na jego nieszczęście nie zapomnieli nieszczęsnego reportażu o świnkach. Dzięki Kaserowi porządku pilnowali jednak dwaj ochroniarze i nie wpuszczali do środka nikogo obcego. Personel szpitala bawił się doskonale, obserwując te podchody zauroczonych Mirkiem fanów, tym bardziej, że wszystkie te czekoladki, torciki i inne słodkości lądowały w dyżurce pielęgniarskiej lub lekarskiej. Zdenerwowany tłumami natrętów chłopak kazał je tam za każdym razem odsyłać.
 Tego dnia Mirek miał jeszcze większy powód do złego humoru. Dzisiaj lekarz powiedział mu , że jutro może już wyjść do domu. Martwił się co teraz zrobi. Był całkowicie unieruchomiony na najbliższe cztery tygodnie. Pewnie straci pracę i przyjdzie mu iść pod most, bo jego oszczędności na długo nie starczą.
- Coś taki skrzywiony? Boli cię coś? – rzucił już od progu Wojtek, na widok miny przyjaciela.
 - Nie, tylko mnie odsyłają do domu i nie wiem, co teraz będzie – nie chciał narzucać się kumplowi, który miał wystarczająco dużo własnych problemów i niepotrzebny mu jeszcze kaleka z gipsem.
- Jak to co? – odezwał się Kaser, który stał na korytarzu i już od kilku chwil przysłuchiwał się ich rozmowie. – Wracasz do domu i odpoczywasz. Zatrudniłem na godziny panią Stefanię, zajmie się na czas twojego leczenia domem. Posprzątała już twój pokój i wstawiliśmy ci tam łóżko ortopedyczne. Jest całkiem wygodne, sam sprawdzałem – uśmiechną się do zaskoczonego chłopaka.
- Tom, nie wiesz co mówisz, przecież ja na razie nie potrafię się nawet sam umyć – pokręcił głową nad jego kompletną ignorancją Mirek. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Kasera jako pielęgniarki.
- Z przyjemnością ci pomogę – w głosie mężczyzny słychać było drapieżne nutki – kupiłem już nawet dwie mięciutkie, różowe gąbeczki. – Jego oczy zaczęły wędrować po ciele chłopaka.
- Wojjteek… raatuj! – wrzasnął, przerażony rysującą się przed nim perspektywą Chojnicki. Pełna zadowolenia twarz szefa i błyszczące jak u złego wilka oczy nie wróżyły niczego dobrego.

***

Siostry Piekiełko siedziały w kuchni i pałaszowały śniadanie. Poprzedniego dnia z nerwów nie mogły niczego przełknąć i teraz puste żołądki domagały się jakiegoś paliwa. Rozmawiały przyciszonymi głosami, bacznie obserwując otoczenie. Zauważyły, że kucharka gdzieś wyszła i zapomniała zamknąć tylnych drzwi.
 - Chodź, to nasza szansa – szepnęła Olga. Na palcach, boso wymknęły się z domu. O dziwo nie natknęły się na nikogo. Płot nie był zbyt wysoki, więc bez trudu go przeskoczyły. Nie miały przy sobie pieniędzy, więc wsiadły do tramwaju i na gapę przejechały pół miasta. Ludzie dziwnie się patrzyli na ich gołe nogi, ale nic sobie z tego nie robiły. Postanowiły od razu chwycić byka za rogi i skierowały się prosto do domu Mendozy.  Pani Oliwia siedziała w salonie i przeglądała pocztę. Obrzuciła je zdziwionym spojrzeniem. Brudne nogi, cienkie, poplamione bluzeczki i przekrzywione spódnice nie były najlepszym strojem wizytowym.
- Moje biedactwa – zaprosiła ich gestem na kanapę i nalała herbaty – co się stało?
- Chyba powinna pani spytać o to swojego syna! – odezwała się po chwili milczenia Olga.
- Miałyśmy bardzo niemiłą przygodę – dodała Magda, podnosząc filiżankę do ust. W tym momencie na schodach pojawił się sam pan domu. Zatrzymał się, widać było, że jest zaskoczony ich widokiem. Przywitał się z paniami i obrzucił siostry złośliwym uśmieszkiem.
- To jakaś nowa moda? – zapytał bezczelnie.
- Myślę, że nasz wygląd zawdzięczamy właśnie tobie! – zaperzyła się Magda. – Ty łajzo spod ciemnej gwiazdy, chciałeś się nas pozbyć! – wstała i zacisnęła dłonie w pięści. Siostra zrobiła to samo.
- Drogie panie, macie jakieś dowody na poparcie waszej, jakże fantastycznej teorii? – zapytał ich wyniośle Mendoza.
- No… ale przecież… My nie mamy żadnych wrogów! – Warknęła Olga.
- Wiecie ,,kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Pewnie zrobiłyście komuś o jeden kawał za dużo! Na waszym miejscu przemyślałbym swoje zachowanie! – odezwał się groźnie mężczyzna i zmierzył je lodowatym spojrzeniem.
- Dajcie spokój tym sprzeczkom! – odezwała się pani Oliwia. – Ty idź wreszcie do swoich zajęć – wypchnęła syna z salonu, wzrokiem wyraźnie dając mu do zrozumienia, że jeszcze się z nim rozprawi. – A wy moje drogie, może skorzystacie z mojej łazienki. Doprowadźcie się do porządku, a ja poszukam dla was jakiś ubrań – ruszyła po schodach na piętro, a dziewczęta potruchtały grzecznie za nią.

***
 Wojtek w czasie pobytu Mirka w szpitalu miał rzeczywiście sporo problemów. Nie dość, że martwił się o zdrowie poturbowanego przyjaciela, to jeszcze walczył zaciekle z rzeszą swoich wielbicieli. Zazdrosny narzeczony wcale mu w tym nie pomagał, a wręcz przeciwnie doprowadzał do szału różnymi głupimi uwagami i pomysłami. Co dziwne, że im bardziej Mendoza się wściekał i odgrażał fanom Cindy, w tym liczniejszej grupie powracali, wyraźnie tocząc z nim jakąś grę. . Mężczyzna miał wrażenie, że specjalnie dwoją się i troją, aby doprowadzić go do szału. Jedli właśnie kolację, gdy pod oknami rozległy się dźwięki serenady.

,,Myśl o mnie, bo ja wciąż myślę o Tobie,
I blasku Twoich oczu-zapomnieć nie mogę.
Spójrz nocą w gwiazdy srebrzyste na niebie,
A zobaczysz jak pięknie uśmiecham się do Ciebie.
Posłuchaj przez chwilę szumu wiatru w drzewach,
A usłyszysz jak moje serce dla Ciebie śpiewa.”

Wojtek, umknął przed rękami Aleksa i zaciekawiony wyszedł na balkon. Na ulicy stała grupa mariachi w białych sombrerach, śpiewak zawodził miłosną pieśń patrząc prosto w jego okno. Chłopak podparł się rękami na balustradzie i zachwycony słuchał pięknej pieśni. Zupełnie przestał zwracać uwagę na dobiegające z pokoju warczenie Aleksa. Gdy piosenka się skończyła jeden z mężczyzn rzucił na balkon ogromny bukiet czerwonych róż. Chłopak podniósł go, wszedł do środka i wtulił w niego twarz.
- Po co wziąłeś to zielsko? Wyrzuć je! – Mendoza usiłował mu wyrwać z rąk kwiaty. – Jak możesz brać prezenty od jakiegoś frajera!
- Zabieraj łapy – chłopak spojrzał na niego wyniośle - są piękne. Ktokolwiek to był na pewno jest dżentelmenem w przeciwieństwie do ciebie. Wie jak zdobyć serce ukochanej osoby, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Nigdy od ciebie nic nie dostałem poza pierścionkiem zaręczynowym. Może powinienem się zainteresować tym wielbicielem? – wydął usta, sprawiając wrażenie, że głęboko się zastanawia nad tą opcją.
- Przepraszam, chyba rzeczywiście cię trochę zaniedbałem – Aleks wziął go w ramiona i przytulił do siebie, zgniatając między ich ciałami róże. – Może zrobimy sobie jutro taki dzień dla nas dwojga? Mirek już czuje się dobrze, więc możesz jeden dzień odpuścić.
- A co będziemy robić? – ciekawość wreszcie wzięła nad nim górę.
- Zobaczysz, to niespodzianka – Uśmiechnął się mężczyzna. Pocałował słodkie usta Wojtka i polizał jego dolną wargę, prosząc o dostęp do ciepłego wnętrza. Chłopak z westchnieniem poddał się upajającej pieszczocie. W obecności narzeczonego czuł się tak bezpiecznie jakby ktoś otulił go miękką kołderką i odgrodził od całego zła. Twarde ciało Aleksa było jak kamienny mur - mocne i pewne. Wiedział, że coraz bardziej pogrąża się w uczuciach do niego, coraz silniej na nim polega. Pierwszy raz tak bardzo komuś zaufał i miał nadzieję, że nie będzie tego żałował.





13 komentarzy:

  1. Fani potrafią być wręcz zabójczy.Mam nadzieje, że Mireczek wydobrzeje a Cindy będzie miał przyjemny dzień z narzeczonym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jestem pierwszy ^^
    Piękny rozdział. Opiekuńczy Tom i wnerwiony Mendoza aż miło się czyta.. Biedny Mirek, ale Tom tak ofiarował pięknie pomoc że aż ma się ochotę krzyknąć za Mirka ,, Tak! tak! tak! " :D
    Wojtuś ma tylu słodziutkich adoratorów że miło popatrzeć. Dużo weny dla mojej kochanej Wiedźmy życzy
    ~Little Bee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak drugi ale też szczęśliwy ^^

      Usuń
  3. Co oni zrobili mojemu Mireczkowi!!!! grrrrrrr zabić, udusić!!!
    Cieszę się, że już wraca do zdrowia.
    hahaha Tom w wersji pielęgniarki? Chce to zobaczyć ;3
    Przepraszam, że tak krótko, ale muszę uciekać, wiesz czemu ;3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  4. oooh :) Aleks w końcu zajął się Wojtkiem. :) I Tom... czyżby mu zależało na Mirku? ;P Dobrze że Mirka nie zgwałcili.
    Czekam na kolejny rozdział. Oby Aleks porozpieszczał jeszcze Wojtka bardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co mogę napisać? Rozdział jest ciekawy. Cieszy mnie to, że Mirkowi nie stała się większa krzywda, choć Tom w roli wybawiciela nie jest wielką niespodzianką.
    Za to niezłą niespodziankę miał doktorek, gdy dostał przesyłkę od Kasera ;) Swoją drogą, musi mu na Mireczku zależeć, skoro tak się wykosztował...
    Czuję odrobinę niedosytu. Mam na myśli nauczkę jaką dał Aleks siostrą Piekiełko. Spodziewałam się, że trochę je ta przygoda w burdelu utemperuje, a tu co? Dalej się jędze stawiają.
    No i zakończenie. trochę żałowałam, że Mendoza nie zrobił małego pokazu, którym udowodniłby wszystkim w około, że Cindy jest tylko jego.
    A tak w ogóle, masz zamiar wrócić do pobicia Mirka i wyjaśnić o co chodziło?
    "Mężczyźni poubierani w opuszczone nisko na twarze kaptury"
    ?! A te kaptury to się czegoś trzymały? "Mężczyźni, których twarze zakrywały nisko opuszczone kaptury"
    " Usłyszeli nadjeżdżający samochód i nieco się zdenerwowali. "
    Kiedy na początku
    "Za nimi biegł przerażony nie na żarty Tom, bo sylwetka na trawniku, którą dostrzegł z okna limuzyny wydawała mu się znajoma."
    Znasz ten dowcip?
    Chłopak mówi do dziewczyny:
    - Chodzę z tobą nie na żarty.
    - Ja też jestem trochę głodna.
    Od czasu, gdy po raz pierwszy go usłyszałam nie potrafię się nie uśmiechnąć, gdy trafiam na słowa "nie na żarty" ;) A na serio: "Za nimi biegł przerażony Tom, któremu leżąca na trawniku sylwetka wydała się znajoma."
    "Uklęknął przy leżącym chłopaku, z kącika ust sączyła się mu krew, aż bał się pomyśleć co znajdowało się pod ubraniem."
    Komu sączyła się krew? Bo z tego zapisu wynika, że Tomowi. "...któremu z kącika ust sączyła się krew i aż bał się..."
    "Lekarz zadał tylko kilka pytań, zbadał pobieżnie nieprzytomnego, przełożono go na nosze i załadowano do samochodu."
    Lekarz zadał tylko kilka pytań, a gdy zbadał pobieżnie nieprzytomnego, przełożono go na nosze i załadowano do samochodu.
    "roześmiał się lekarz. Jakie było jego zdziwienie"
    akapit po kropce
    "uwierzyć w boską interwencję."
    ta interwencja niezbyt mi pasuje... może zamienić ją na "opatrzność"?
    akapit przed "Pani Oliwia"
    "- Miałyśmy bardzo niemiła przygodę"
    niemiłą
    "kto mieczem wojuje od miecza ginie”
    TEN, ten od miecza ginie
    "- Poco zabrałeś to zielsko?"
    "Po co" Spację zgubiłaś
    pozdrawiam i czekam na więcej,
    Ariana_86

    OdpowiedzUsuń
  6. ohoho opiekuńczy Tom jak miło ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak mi było szkoda Mirka jak go bili:( ale na szczęście w samą porę zjawił się Tom. I nawet się martwił go gosposia:) to piękne. Miny lekarzy były super kurcze żaby każdy był taki hojny:D No i cieszę się że Tom nie wyrzucił Mirka tylko się będzie nim opiekował:) Może poczuje do niego coś więcej...
    Siostry Piekiełko i ich przygody... brak mi niemal słów. Te to się wiecznie w coś wpakują ale jest przy tym sporo zabawy i oby tak dalej:)
    Wojtusia ciągle prześladują wielbiciele och niech trawa. Alex zaczyna znów odpowiednio się zachowywać i chwała mu za to nawet przyznał, że zaniedbał narzeczonego. Mam nadzieje że wypad im się uda bo zasługują na chwilę ciszy i spokoju. No i serenada pod oknem:D Rozwaliłaś mnie kompletnie:)
    Dużo weny i chęci... i poproszę szybko kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj,
    cudny rozdział, Tom przybył na czas, i ta mina lekarza jak dostał ten nowy rezonans musiała być bezcenna. Wielbiciele Wojtusia, śpiewają mu pod domem serenady, och jaki Alex zazdrosny, ciekawe jaką to niespodziankę szykuje...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz,gdy Mireczek przyjmowal się do pracy u Toma mial na.nazwisko Pszczólka a teraz Chojnicki ,drobna rozbie żność ,ale moglabyś ,któres zmienić
    Pozdrawiam Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, musi się chłopak zdecydować jak się nazywa.:))

      Usuń
  10. Jednego Chojnackiego zmieniłaś na Pszczółkę a drugi???

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, fantastycznie Tom zdążył na czas i ta troska, och w stroju pielęgniarki muszę to zobaczyć... haha mina lekarza kiedy dostał ten rezonans bezcenna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń