Miałam napad strasznej
głupawki i po prostu musiałam to napisać. Nie wiem czy wam się spodoba, bo to
będzie bardzo niemądra historia. Wcisnęła mi się do głowy na siłę i nie dała
spokoju, aż ją opublikowałam. Myślę, że tytuł mówi wszystko.
Opowiadanie jest zainspirowane mangą ,,Totally captivated''.
Opowiadanie jest zainspirowane mangą ,,Totally captivated''.
Wojtek
Piekiełko był zwyczajnym studentem jakich wielu można spotkać codziennie na
ulicach Krakowa. Przeciętny przechodzień mijając go na
ulicy z pewnością nie zwróciłby na niego uwagi. Ubrany jak większość młodych
ludzi w wielką bluzę z kapturem i nieco obwisłe na tyłku jeansy, nie wyróżniał
się w żaden sposób z tłumu. Na głowie miał starą czapkę z daszkiem, która
dawno temu wyszła już z obiegu. Włożona tyłem do przodu sprawiała, że wyglądał wyjątkowo niemodnie. Szedł wolno, głęboko zamyślony, zupełnie nie zwracał uwagi
na mijane kolorowe wystawy sklepów.
Nad czym tak
dumał nasz młody bohater? Oczywiście, że nad swoją głupotą i naiwnością. Tak
się cieszył kiedy przyjęto go na AGH. Myślał, że w końcu uwolnił się od
nadopiekuńczych ramion matki, która została wraz z gromadą kotów w niewielkim
domku gdzieś na Dolnym Śląsku. Tymczasem niespodziewanie wpadł w szpony swoich trzech starszych
sióstr, które mieszkały i pracowały w Krakowie. Zgodnie postanowiły się
zaopiekować swoim małym braciszkiem, aby broń boże nie spotkało go coś złego w
tym dużym i złym mieście. Na szczęście udało mu się przekonać matkę, aby mógł
zamieszkać sam w wynajętym pokoiku w pobliżu uczelni. Rozmyślając nad swoim
ciężkim losem zupełnie przestał zwracać uwagę na otoczenie i ten niby nic nie
znaczący fakt odmienił całe jego życie. Wyrżnął bowiem nosem w pierś potężnie
zbudowanego osiłka, a ten zaskoczony wypuścił trzymaną w rękach paczkę na ziemię. Nie
zdążył wyhamować i nadepnął na nią wielkim buciorem. Rozległ się cichy brzęk,
najwyraźniej zawartość pakunku uległa uszkodzeniu. Wojtek w momencie
oprzytomniał, zobaczywszy jak facet podnosi z chodnika zgniecione pudełko, włączył drugi bieg i właśnie miał zamiar dać nogę z miejsca wypadku, kiedy
został złapany za kaptur przez drugiego równie solidnie zbudowanego mężczyznę,
najwyraźniej jego towarzysza.
- Krzychu
trzymaj go. Nowy telefon szefa właśnie rozleciał się na kawałki. Jeśli mamy
przetrwać ten dzień, musimy mu dostarczyć winowajcę – odezwał się wielkolud
zaglądając z marsem na twarzy do pakunku.
- Nie bój się
Heniek, nie puszczę gówniarza, może szef
przerobi go na kotlety i nam odpuści? – zastanawiał się mniejszy.
- Wrzuć go
do samochodu i jedziemy do kwatery – zakomenderował starszy i machnął ręką.
Podjechał samochód z zaciemnionymi szybami, wypisz wymaluj jak z gangsterskich
filmów. Mężczyźni złapali protestującego głośno, wyrywającego się chłopaka i
bezceremonialnie wrzucili go do środka. Ruszyli z piskiem opon ze sporą
prędkością.
-
Puszczajcie, wiecie, że porwanie to straszne przestępstwo? Zgłoszę to na
policji! – krzyczał na nich Wojtek próbując się wyrwać z ich wielkich łap.
Mężczyźni tylko zaczęli wesoło rechotać. Heniek poklepał go po plecach
najwyraźniej ogromnie rozbawiony.
- Smarku,
masz tupet nie powiem. Inny już dawano narobiłby w majty ze strachu. To miasto
należy do nas. Myślisz, że jakiś miejscowy kanar ośmieliłby się z nami zadrzeć?
Poza tym jak szef z tobą skończy to nie będziesz w stanie składać żadnych
zeznań – otarł dłonią łzy jakie popłynęły mu ze śmiechu.
- Szef?! –
wyjąkał coraz bardziej wystraszony Wojtek. Z początku myślał, że to zwykli
chuligani, ale elegancki samochód i rysująca się pod drogimi marynarkami broń
dały mu do myślenia. Najwyraźniej wdepnął w jakieś gówno i jak tylko złapie
okazję trzeba będzie wiać, gdzie pieprz rośnie. Faceci wyglądali na prawdziwych
gangsterów takich jak w amerykańskich kryminałach. Jeszcze niedawno w telewizji
widział program, gdzie minister sprawiedliwości zapewniał widzów, że coś
takiego jak mafia w Polsce nie istnieje. Jak tylko uda mu się uciec napisze do
niego piękny, długi list. – Cholerka,
dlaczego ja zawsze mam takiego pecha?! – zastanawiał się i pokręcił z
niedowierzaniem głową. Zatrzymali się przed dużym , eleganckim budynkiem.
Został wyciągnięty z samochodu i wprowadzony do środka przez oszklone wejście.
Recepcjonistka nawet nie podniosła głowy znad gazety. Wepchnięto go do windy.
Nie miał niestety okazji zrealizować swoich planów. Obaj faceci nie spuszczali
z niego wzroku. Wyjechali na najwyższe piętro. Weszli do rozległego holu, a
potem do drugiego mniejszego pomieszczenia. Tutaj siedziało jeszcze dwóch
osiłków popijając kawę z plastikowych kubków. Wszędzie panował niezły bajzel.
Wwalały się pudełka po pizzy, brudne talerzyki, jakieś dokumenty. Podłogi nie
było widać spod grubej warstwy błota. Z popielniczek niedopałki wysypywały się
na stoliki. Śmierdziało jak w jakimś tanim barze. Wojtek skrzywił się na ten
widok.
- Jak można
żyć w takim chlewie? Na sprzątaczkę was nie stać? – wypalił zanim zdążył
pomyśleć.
- Eh, mamy z
tym prawdziwy kłopot. Żadna nie wytrzymała dłużej jak tydzień – westchnął
Heniek i podrapał się po głowie.
- Naprawdę
pijecie z tego? – chłopak wskazał na pokryty kurzem dzbanek z resztkami
jakiegoś niezidentyfikowanego napoju. Po jego powierzchni pływał gruby kożuch
z pleśni.
- Ej wy –
zwrócił się do pijących kawę kumpli Krzych - ogarnijcie tu trochę, bo szef może
w każdej chwili przyjść.
- Odwal się,
co my jakieś baby jesteśmy! – fuknęli na niego zgodnie.
- Baby to
może nie, ale prawdziwe z was świnie! – nikt nie zauważył kiedy do pokoju
wszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. – Natychmiast zróbcie coś z tym burdelem.
Nie było mnie tydzień, a wy już doprowadziliście to miejsce do ruiny, przeklęte
gamonie! – ryknął na dryblasów, którzy natychmiast poderwali się na równe nogi i wyprężyli służbiście. – Nawet na miejskim
śmietnisku tak nie cuchnie!
- Tak jest
szefie! – zasalutowali zgodnie. Wojtek korzystając z zmieszania usiłował się
wycofać w jakieś zacienione miejsce. Miał zamiar zwiać jak tylko zajmą się
wykonywaniem poleceń tego wrzeszczącego wielkoluda. Kiedy już był dosłownie metr
od windy został niestety zauważony.
- A co to za
dzieciak? – mężczyzna wskazał na niego.
- Szefie,
może najpierw sobie usiądziesz? W twoim biurze jest dużo czyściej. Przyniesiemy
ci herbatę z kawiarni i trochę tu ogarniemy – zaczął zagadywać go Heniek.
- Mów o co
chodzi zanim się naprawdę zdenerwuję!
- Wiesz, my
dzisiaj poszliśmy na miasto wykonać twoje zlecenie, po drodze odebraliśmy dla
ciebie paczkę – tłumaczył się coraz mętniej Krzych niespokojnie zerkając na
szefa i przestępując z nogi na nogę jak nieletnia panienka, co przy jego
gabarytach wyglądało dość komicznie.
- Do rzeczy
matole, nie mam czasu na twoje gierki!
- On
zniszczył twoją komórkę! – zawył niespodziewanie Heniek i przezornie cofnął się
do tyłu.
- Chcecie
powiedzieć, że te mały rozwalił mojego nowego Vertu! Kurwa zaraz mnie tu szlag
trafi! – krzyknął na struchlałych dryblasów i wbił zielone oczy w przerażonego
Wojtka. Zaczął do niego podchodzić powoli coraz bliżej, zupełnie jak
szykujący się do ataku drapieżnik.
- Ja, ja… -
zaczął się jąkać chłopiec – oddam panu pieniądze. Pójdę do pracy i zarobię –
pisnął i gwałtownie zbladł, kiedy ręka mężczyzny złapała go za kark.
- A wiesz
ile to kosztuje durny smarku? – zaczął potrząsać nim jak workiem z kartoflami.
– Pięćdziesiąt tysięcy dolarów! Nawet jak sprzedam cię na części to tyle nie
dostanę – warknął do niego.
- Zzrobię co
pan każe – jęknął Wojtek, szczękając zębami ze strachu.
- Wszystko?
- Ttak… -
przytaknął chłopiec energicznie, a przed oczami miał już wizję kąpieli w Wiśle
w betonowych butach.
- Hmm, muszę
się zastanowić – mężczyzna zmrużył kocie oczy. Po chwili uśmiechnął się
drapieżnie. – W takim razie podpiszemy umowę o pracę!
- Pppracę? –
wymamrotał niebotycznie zaskoczony Wojtek.
- Muszę
jakoś odzyskać pieniądze, więc będziesz tu pracował jako sprzątaczka i moja
sekretarka aż do odwołania za minimalną pensję. Spłacisz w ratach
swój dług – walnął go w ramię, a pod chłopakiem ugięły się nogi.
- Ale to
będzie trwało wieczność proszę pana – wypsnęło mu się z ust.
- Wolisz, żebym sprzedał twoje organy na czarnym rynku? Jak się nazywasz?– zapytał zimno
szef.
- Wojtek
Piekiełko proszę pana. Mogę zacząć od zaraz – wyszeptał pokornie.
- I tak
trzymaj dzieciaku! Nie próbuj uciec, bo cię znajdę i nie chciałbym być wtedy w
twojej skórze – stwierdził groźnie mężczyzna i w wyraźnie lepszym humorze
poszedł do swojego gabinetu.
- No brachu
do roboty, pokażę ci gdzie jest składzik – popchnął go w kierunku jakiś drzwi
Heniek. – Miałeś wyjątkowe szczęście, szef rzadko jest taki łaskawy. – Weszli
do niewielkiego pomieszczenie pełnego środków czystości, wiader, mioteł i
innych akcesoriów służących do sprzątania.
- Tutaj masz wszystko czego potrzebujesz, poradzisz sobie – dryblas wyszedł i zostawił samego załamanego chłopaka. –
Panie boże , ale ty jesteś złośliwy, jak mogłeś mi to zrobić. Jak to się stało,
że w ciągu godziny moje życie stanęło na głowie. Będę dożywotnim niewolnikiem u
tej bandy brudasów i ich szefa psychola. Panie boże jeśli ci obiecam, że już
będę naprawdę dobrym synem i pojadę z matką na wystawę tych jej paskudnych
kotów to mi trochę odpuścisz? – targował się chłopak wyrywając sobie włosy z
głowy. Długo jednak nie poużalał się nad sobą.
- Cinderella!!
Cindi!! Gdzie się podział ten smarkacz?! Ruszcie leniwe dupska i poszukajcie
go, niech przyjdzie do biura i podpisze umowę! – usłyszał ryk swojego nowego pana i władcy. Przestraszony ześlizgnął się z wiadra na którym
siedział i narobił straszliwego hałasu. Z półek powyżej zaczęły z łoskotem
spadać jakieś pudełka i paczuszki. Tymczasem oczy Wojtka podejrzanie się
zaszkliły. W dodatku jakiś przeraźliwie pachnący, konwaliowy płyn spadł z
szafki i wylał się na jego skołataną głowę. To chyba przechyliło czarę
goryczy. Nagle drzwi się otwarły i
pojawiły się w nich zaniepokojone twarze wszystkich obecnych w biurze mężczyzn.
- Ja nie
chcę być Kopciuszkiem! – rozbeczał się na ich widok Wojtek. Było mu wszystko
jedno co sobie o nim pomyślą. Gorzej już nie będzie i tak mają go za mięczaka.
- Nie martw
się mały – Heniek pokazał podczas uśmiechu garnitur swoich krzywych zębów – w końcu
wyszła przecież za księcia prawda? – walnął po przyjacielsku mażącego się
chłopaka w klatkę, aż biedakowi dech zaparło.
- Jakiego księcia, nie jestem dziewczyną kretynie! – warknął
na niego wkurzony Wojtek, zupełnie zapominając z kim ma do czynienia....................................................................................................
Betowała Niebieska
I oby Cię napady g|upawki odwiedzia|y cząściej bo ten wstęp jest boski:)Wojtek jest wspania|y. Od razu wpada w k|opoty a|e radzi sobie w nowej sytuacji ca|kiem dobrze:) Szef mafii jak na razie jawi się jak straszna persona i niestety dość ma|o o nim mam nadzieje że jeszcze rozwinie skrzyd|a i zauważy ich nowego Kopciuszka ( |ubie to przezwisko ). Dużo weny życzę bo opowiadanie jest świetnie i mam nadzieje że rozwinie się wspania|e jak każde twoje inne. Masz we mnie fankę nowej historii:)
OdpowiedzUsuńKolejne świetne opko się zapowiada:)
OdpowiedzUsuńOj jak ładnie xd Ja takich przygód nie miałam jak przyszłam do Krakowa na studia. xd Chcesz znać moją opinię? Podoba mi się, Wojtek ma już nowych kolegów xD Ma pracę... ej no same dobre rzeczy haha A szef,, mhm napisz o nim coś więcej Założę się, że będzie dużo śmiechu, Wojtuś - Kopciuszek, Czekam na dalszą część:) Twoja Maru;3
Witam,
OdpowiedzUsuńpowiem tylko jedno wstęp jest cudowny i chyba więcej miej „takiej głupawki” jak to nazwałaś, całkowicie trafiłaś w moje upodobania, bardzo lubię klimaty, gangsterskie, mafijne, czy ja mówiłam gangsterskie? Nie, to jeszcze raz powtórzę ;] Zapowiada się na bardzo wspaniałe opowiadanie, zresztą kolejne... Wojtuś jest po prostu wspaniały, od razu ma nowych „kolegów”, pracę, czego chcieć więcej. Mam nadzieję, że coś więcej napiszesz o szefie, zapowiada się dużo śmiesznych sytuacji. Już nie mogę się doczekać rozdziału tutaj, chyba będę zaglądać co kilka godzin....
Weny, weny, weny...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
super! nowe opowiadanie:) i powiem, że wstęp jest naprawdę udany, tylko teraz mam problem: będę czekać i myśleć o trzech opowiadaniach, a nie dwóch, a jeśli wznowisz "Mrok..." to o czterech... ech, a już tera jak włączam komputer to myślę tylko czy dodałaś rozdział czy jeszcze nie, a jeśli tak to jaki:)
OdpowiedzUsuńbiedny Wojtek:) taka trochę niezdara, ale fajni, naprawdę rewelacyjnie się zapowiada:)
Nana
oczywiście że się podoba ten współczesny chłopięcy kopciuszek ^^
OdpowiedzUsuńpisz szybciutko ;D
Zapowiada się ciekawie więc chętnie poczytam sobie to opowiadanko. Oj słodki kopciuszek z niego będzie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie mi się podoba! :D Wojtuś jest taki słodki :) Jestem ciekawa jak to się dalej wszystko potoczy. Nie pasuje mi tylko nazwisko Wojtusia... Piekiełko? Równie dobrze mógłby mieć na nazwisko Solniczka. Ale co ja się tam czepiam :) może i być Piekiełko byle opowiadanie było fajne. Kiedyś już czytałam trójkącik kopciuszka autorstwa Lunae.. nie wiem czy czytałaś. Czekam na następną notkę i oczywiście na dalszą część Krasnej Góry... że też autorzy muszą przerywać w najfajniejszych momentach... ;D
OdpowiedzUsuńCzytałam, jeśli ci chodzi o to opko,gdzie dwie brzydkie siostry zostały zamienione na dwóch przystojniaków dybiących na cnotę Kopciuszka. Autora niestety nie pamiętam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHaha, myślałam, że padnę czytając ten wstęp. Zapowiada się super świetne opowiadanie. Wojtek jest słodki. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie. Jednego to chyba wiem, nie będę się nudzić czytając to opowiadanie i nieźle się ubawie. Bardzo spodobał mi się wstęp, więc czekam na kolejny rozdział. Piszesz świetnie, bardzo podobają mi się też inne twoje opowiadanie. Dużo weny:) Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńZnalazłam czas, żeby poczytać, co tam piszesz i Twoja głupawka chyba mi się udzieliła, bo przez większość rozdziału miałam banana na twarzy xD Mój ulubiony tekst: "Nawet jak sprzedam cię na części to tyle nie dostanę "
OdpowiedzUsuńHistoria może i jest nieprawdopodobna, ale bardzo zabawna i przyjemnie się czyta. Masz talent do dialogów, są naprawdę śmieszne. Ok, lecę do kolejnych rozdziałów ^^
*_* to jest świetne! Lecę czytać dalej bo jestem strasznie ciekawa dalszej sytuacji ~~
OdpowiedzUsuńDlaczego ja nadal nie śpię, tylko znowu czytam Twoje opowiadania?
OdpowiedzUsuńLada moment będę je znać na pamięć! :D
Proszę niech mi ktoś powie gdzie w naszym ojczystym języku mogę przeczytać mangę, która była natchnieniem dla Autorki niniejszego opowiadania.
OdpowiedzUsuńHm... Chyba tutaj to było - http://yaoi-manga-center.blogspot.com/. Nie spodziewaj się jednak zbytniego podobiństwa, wzięłam tylko ogólny zarys, czyli ofiara losu i szef gangu, który go początkowo wykorzystuje. Resztę wszystko zmyśliłam, bo w tej mahwie podobał mi się jedynie początek.
UsuńBardzo Ci dziękuję za adres. Wiem, że Twoja wyobraźnia nie ma granic ale nawet ona potrzebuje pożywki jako natchnienia.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawie, jakie Wojtuś zniszczył telefon ty dryblasie... to ty wypuściłeś paczuszkę z ręki i jeszcze nadepnąłeś... i och mamy kopciuszka... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka