Tak zaczęło
się ciężkie życie naszego bohatera wśród krakowskich gangsterów. Upływało mu
pod znakiem miotły i ścierki, tudzież odkurzacza. Codziennie po zajęciach na
uczelni przychodził do biura i usiłował doprowadzić ten chlew do porządku. Po
tygodniu wytężonej pracy wszystko lśniło i nawet ekspres do kawy zaczął
wyglądać jak nowy. Do jego obowiązków oprócz sprzątania należało też
zaopatrzenie barku i aneksu kuchennego. Z początku sam dźwigał ciężkie siaty,
ale w końcu się zbuntował. Jak mężczyźni zorientowali się, że parzona przez
niego kawa i herbata nie ma sobie równej, bez szemrania zaczęli go wozić na
zakupy. Plątający się po budynku gangsterzy patrzyli na chłopaka z coraz
większą aprobatą. Często poklepywali go po plecach, a Wojtkowi aż oczy
wychodziły na wierzch od tych wyrazów uznania. Chłopak z początku bardzo
bojaźliwy i umykający na widok każdej nieznajomej osoby, powoli nabierał
pewności siebie.
W sobotę przyszedł
naprawdę wcześnie, wysprzątał wszystko na wysoki połysk i przed drzwiami do
biura położył ogromną wycieraczkę. Stanął na progu z miotłą w ręku i nie
pozwolił wejść nikomu bez wytarcia butów. Przed drzwiami zrobiła się więc
niewielka kolejka.
- Cindy daj
spokój, trochę błota nie zaszkodzi tej podłodze – jęczeli mężczyźni i próbowali
go wyminąć.
- Ten kto
wejdzie bez pozwolenia, nie dostanie dzisiaj kawy! – machnął groźnie miotłą
chłopak.
- Dobra, już
dobra. Zrobisz nam też tosty z dżemem truskawkowym od twojej mamy? – Heniek
wytarł posłusznie wielkie trapery i został wpuszczony do środka. Reszta
maruderów sarkając i klnąc pod nosem poszła za jego przykładem.
Aleks
Mendoza wstał dzisiaj przysłowiową lewą nogą. Nie dość, że miał straszliwego
kaca po wczorajszej imprezie, to jeszcze kiedy ledwo otworzył oczy zadzwoniła
jego ukochana matka. Radośnie oznajmiła, że wczorajszego wieczoru wróciła z
Paryża i przywiozła stamtąd dla niego idealnego narzeczonego. Zaprosiła syna na
kolację, aby mógł poznać to francuskie cudo. Oczywiście nawet nie pomyślał, aby
zignorować ten królewski rozkaz. Jego matka była prawdziwą wiedźmą i tylko ktoś
szalony zignorowałby jej prośbę, a on cenił bardzo sobie święty spokój w domu.
Połknął więc jakąś tabletkę od bólu głowy i smętnie powlókł się do pracy. Całą
drogę rozmyślał na tym jak pozbyć się nowego nabytku swojej rodzicielki. Kiedy
już wchodził do budynku wpadł na, wydawało mu się, całkiem niezły pomysł. Musi
przyprowadzić ze sobą jakiegoś przystojniaka i przedstawić go jako swoją wielką
miłość. Matka bywała czasami sentymentalna i może uda się mu jakoś ją oszukać.
Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego kandydata. Wyszedł z windy zamyślony, robiąc
w głowie przegląd znanych mu facetów. Niestety żaden nie nadawał się na
romantycznego kochanka, którego zaakceptowałaby matka. Już z daleka usłyszał
odgłosy kłótni i narzekania swoich ludzi. Wyszedł zza zakrętu i nie mógł
uwierzyć własnym oczom.
- Co wy tu
do cholery wyprawiacie?- wrzasnął, ze zdumieniem patrząc na tłumek kłębiący się
przed biurem. Jego najlepsi chłopcy zamiast brać się do pracy wykonywali jakiś
dziwny taniec na wycieraczce.
- Cindy nas
szantażuje – mruknął w odpowiedzi nieco zmieszany Krzych.
- Do roboty
bando leni! – krzyknął wkurzony mężczyzna. – Już dawno nie powinno was tu być!
Cinderella do garów, natychmiast!- w ciągu kilkunastu sekund cała gromadka
dryblasów, przepychając się nawzajem umknęła do biura schodząc z pola widzenia
wkurzonemu Aleksowi. Nie mieli najmniejszego zamiaru narażać się porywczemu
mężczyźnie, znanemu z ciężkiej ręki i złośliwego charakteru. Doskonale
wiedzieli, że szef na kacu jest wyjątkowo groźnym stworzeniem i lepiej zejść mu
z pola rażenia. Przychodziły mu wtedy do głowy najdziksze pomysły, a ich ofiary
gorzko żałowały wpadnięcia w jego ręce. Na placu boju został tylko nieświadomy
zagrożenia Kopciuszek.
Wojtek udał
się do aneksu kuchennego, gdzie podśpiewując pod nosem parzył kawę i robił
aromatyczne, czosnkowe tosty, za którymi przepadała ta banda obwiesi. Chłopak
był urodzonym optymistom i po kilku dniach przebywania w tej norze doszedł do
wniosku, że mógł trafić znacznie gorzej, jeśli wykonywał swoje obowiązki nikt
tu się go nie czepiał. Wczoraj nawet dostał do ręki pierwszą wypłatę. W
kopercie był równy tysiąc złotych. Nie spodziewał się takiej sumy. Szef wręczając
mu ją stwierdził, że połowę zarobku mu skasował na rzecz długu, który miał u
niego. Chłopak żywił tylko nadzieję, że jego rodzina nigdy się nie dowie dla kogo
pracuje, bo nie sądził, aby którąś z jego sióstr odstraszyła wizja wizyty w
gnieździe miejscowych gangsterów. Pewnie pognałyby tu natychmiast uzbrojone w
śrutówkę dziadka. Od rana był w doskonałym humorze i zastanawiał się co
zrobić z tym niespodziewanym kieszonkowym. Nie było mu dane jednak długo bujać
w obłokach. Na ziemię ściągnął go donośny głos szefa.
- Ciderella
do gabinetu! Natychmiast! – Nieszczęsny Wojtek, wyrwany ze swojego małego raju,
o mało nie upuścił tacy z tostami. Postawił na stole talerz z aromatycznymi,
złocistymi kromeczkami razem ze słoikiem domowego dżemu i poszedł w kierunku
swojego przeznaczenia. Siedzący w sali obok mężczyźni rzucili się na śniadanko
jak stado wygłodniałych hien. Po kilku minutach z tostów nie zostało ani śladu.
Porozsiadali się wygodnie z kubkami kawy w dłoniach. Te przyjemne chwile zostały im jednak brutalnie przerwane.
Wojtek
wkroczył do jaskini lwa bardzo ostrożnie. Najpierw włożył tylko głowę do pokoju, chcąc
wybadać teren. Widząc mars na czole mężczyzny przybrał jak najniewinniejszy
wyraz twarzy, podszedł do biurka z miną spłoszonej sarny i zerknął nieśmiało na
Aleksa.
- Podać
herbatę? – zapytał grzecznie, ale głos mu lekko zadrżał. Nie miał pojęcia czego
się może spodziewać. Tego mężczyzny naprawdę się bał. Uważał, że jest
niebezpieczny i nieobliczalny. Zawsze schodził mu z drogi i starł się nie rzucać
w oczy. Ze zdumieniem stwierdził, że szef nic się nie odzywa tylko bacznie mu
się przygląda, jakby oceniając jego sylwetkę. W końcu skrzywił się i machnął
zniecierpliwiony ręką.
- Co to za
wory masz na sobie, kompletnie nie wiadomo co się pod nimi kryje? Zrzucaj te
łachy, muszę ci się przyjrzeć! – rzucił do zaskoczonego chłopaka.
-Eee…? –
Wytrzeszczył na niego błękitne oczęta Wojtek i przezornie zaczął cofać się do
tyłu.
- No, na co
czekasz? Rozbieraj się! Nie mamy zbyt wiele czasu!
- Mało, że
gangster, to jeszcze zboczeniec! – pisnął przestraszony chłopak i rzucił się do
ucieczki. Po kilku krokach dopadł drzwi i wybiegł do holu.
- Łapać go
gamonie! Jak ucieknie, to się z wami policzę! – wrzasnął Aleks, widząc jak jego
zwierzyna umyka w popłochu. Sześciu chłopa pognało za galopującym Wojtkiem.
Dopadli go w windzie, przygnietli do ściany, a następnie szarpiącego i
przeklinającego przytargali do gabinetu szefa. Postawili go na dywanie
przezornie jednak nie puszczając jego ramion.
- Co ci
przyszło do głowy głupolu? Takiego niedorobionego chudzielca nie tknąłbym nawet
przez gazetę – mruknął do niego rozeźlony Aleks. – Zrzucaj łachy, muszę
zobaczyć czy się nadajesz.
- Ale
szefie, to jeszcze dzieciak – próbował nieśmiało protestować Krzych. Natychmiast
zarobił groźne spojrzenie Mendozy, który właśnie zastanawiał się co u licha
wstąpiło w jego ludzi. Zazwyczaj brutalni gangsterzy obchodzili się ze
smarkaczem jak z cenną porcelaną.
- A ty co,
jego papuga? Zamknij się i pomóż mu, bo zamiast niego to ciebie wezmę na
kolację do matki – warknął Aleks. Na te słowa mężczyźni rzucili się gorliwie na
Wojtka. W kilka sekund stał już w samych bokserkach, cały czerwony i potargany,
rękami zakrywając strategiczne miejsca.
- Podli
niewdzięcznicy – rzucił do dryblasów i zamrugał długimi rzęsami, chcąc
powstrzymać cisnące się do oczu niechciane łzy. Ten widok wyrwał z szerokich
piersi wielkoludów zbiorowy jęk. Wszyscy patrzyli na szefa jak na zbrodniarza,
nikt jednak nie ośmielił się już odezwać.
Tymczasem
Mendoza siedział za biurkiem i z niedowierzaniem przecierał oczy. Z paskudnych
ciuchów wyłoniło się prawdziwie królewskie ciasteczko i to z podwójnym kremem.
Chłopak był szczupły, ale bardzo harmonijnie zbudowany. Miał ładnie umięśnione
smukłe ciało, zgrabny, jędrny tyłeczek i parę najpiękniejszych, błękitnych oczu
jakie Aleks w życiu widział. W dodatku spod czapki wyłoniły się długie,
kasztanowe loki, które wdzięcznie opadły na plecy zawstydzonego jego
natarczywym wzrokiem studenta. Wyglądał bardzo niewinnie i świeżo, był wprost
doskonały do realizacji jego planu. Gdyby przyprowadził do domu jakiegoś
pewnego siebie, wygadanego przystojniaka matka nigdy by mu nie uwierzyła. Natomiast
mały sprawiał wrażenie wyjątkowo słodkiego kociaka, wprost idealnego do schrupania
przez dużego, złego wilka. I te jego rozkoszne rumieńce, jak on mógł nie
zauważyć, że z Cindi takie milutkie
stworzonko?
- W
porządku, przestańcie się gapić i wynocha – wypędził, lustrujących z uznaniem
smarkacza mężczyzn, z gabinetu. – Idź pod prysznic. Za chwile dostarczę ci
jakieś porządne ciuchy – Aleks wskazał Wojtkowi łazienkę. – Będziesz dzisiaj
udawał mojego chłopaka przed matką. Lepiej będzie dla ciebie, żeby uwierzyła w
naszą wielką miłość. Jeśli to zrobisz odpowiednio przekonująco, to anuluję
połowę twojego długu.
- Da mi pan
to na piśmie? – zapytał niespodziewanie chłopak.
- No proszę,
a jednak się czegoś nauczyłeś – roześmiał się Mendoza i rzucił w niego
wyciągniętym ze szafy szlafrokiem.
………………………………………………………………
Kilka paskudnych
godzin później, podczas których torturowano Wojtka na różne przemyślne sposoby,
fryzjer i stylista na zmianę doprowadzali go do szału, stali już przed drzwiami
rezydencji rodziny Mendoza. Naburmuszony Alex i Wojtek z duszą na ramieniu,
weszli do środka prowadzeni przez rosłego ochroniarza. Nasz ubogi student
rozglądał się dookoła z otwartą buzią. Nidy nie widział tak okazałej i zamożnej
willi. W środku zmieściłoby się pewnie z kilkanaście domków jego rodziców.
Wszędzie lśniące marmury, dębowe boazerie i piękne stare obrazy przedstawiające
sceny z polowań. Na jeden z nich zagapił się tak bardzo, że Mendoza musiał go pociągnąć
za ramię, by przywołać go do porządku.
- Ruszaj się
Cindy, potem będzie czas na zwiedzanie – syknął mu do ucha.
-
Przepraszam – wybąkał zmieszany Wojtek. Weszli do dużego, jasnego salonu gdzie
czekała na nich piękna, wyniosła, wysoka kobieta bardzo podobna do Mendozy.
Obok niej stał przystojny blondyn, wprost perfekcyjnie wystrojony w
najmodniejsze łaszki.
- Czy to
jest właśnie twój obecny partner? – zmierzyła wystraszonego chłopaka przeciągłym spojrzeniem. – Milutki,
spodziewałam się jednak kogoś zupełnie innego – zwróciła się do Aleksa.
- Ależ mamo,
chyba nie będziesz mi teraz dobierać facetów do łóżka? – zapytał zbulwersowany
jej bezpośredniością Mendoza.
- Gdzieżbym
śmiała – westchnęła kobieta wzruszając ramionami – dobrze wiesz, że nie o to mi
chodzi. Najwyższy czas byś się w końcu ustatkował i założył rodzinę. Chyba wystarczająco
się wyszalałeś? – teraz odwróciła głowę i uśmiechnęła się do chłopaka. – Jestem
Oliwia Mendoza – wyciągnęła do niego wypielęgnowaną dłoń.
- Wojtek
Piekiełko – wymamrotał nieśmiało student.
- To
Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni
moim gościem.
Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisnął.
Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisnął.
- Witaj
piękny, ty z nim tak na poważnie? – wskazał oczami na mężczyznę. – Jestem pierwszy
raz w Krakowie może pokażesz mi miasto? Moja matka była Polką i wiele mi o tym
kraju opowiadała – uśmiechnął się zniewalająco do zmieszanego chłopaka.
- Jestem
głodny, może wreszcie pójdziemy coś zjeść? – Mendoza wszedł pomiędzy nich,
złapał Wojtka za ramię z miną właściciela i pociągnął go za sobą.
- Trzymaj
łapy przy sobie frajerze, bo możesz wrócić do domu w kawałkach – warknął cicho
do roztaczającego swoje wdzięki przed zarumienionym studentem Francuza, który
bynajmniej się jego groźbami nie przejął. Jak tylko zasiedli za stołem Fabricio
rozpoczął od nowa swoje umizgi, nic sobie nie robiąc z coraz bardziej ponurej
miny Mendozy. Chłopak najwyraźniej przypadł mu do gustu i nie miał zamiaru z
niego zrezygnować. Pani Oliwia przyglądała się temu rozbawiona. Pierwszy raz
widziała taką reakcję u swojego syna. Natomiast Wojtek czuł się się z każdą minuta
coraz lepiej. Z każdą wypitą lampką wina uśmiechał się coraz szerzej do
Valmonta, kompletnie nie zwracając uwagi na swojego szefa.
- Fabricio,
zawsze marzyłem, żeby pojechać do Paryża. Nigdy jednak nie było mnie na to stać
– wbił w mężczyznę błękitne oczęta.
- To
niedopuszczalne, jak tylko będziesz miał wolne przyjedź do mnie. Będziesz
zachwycony miastem, zobaczysz – gruchał do niego Francuz zupełnie jak tokujący gołąb.
- Niedługo
będą ferie, na pewno mógłbym wygospodarować kilka dni – rzucił beztrosko Wojtek
oblizując usta z wyjątkowo smakowitego sosu. Valmont głośno przełknął ślinę,
nie odrywając wzroku od chłopaka.
-
Zapomniałeś, że masz pracę kochanie – odezwał się słodko Aleks.
- Rzucę tę
robotę, jest parszywa. Słabo płacą, żadnej wdzięczności, a szef ciągle na mnie
wrzeszczy – wyszczerzył zęby do mężczyzny całkowicie wyluzowany. Lekki szmerek
w głowie był taki przyjemny i zaczął się naprawdę dobrze bawić. Nie miał
pojęcia dlaczego Mendoza jest taki skrzywiony i tylko grzebie widelcem w
talerzu. Jemu tam wszystko smakowało.
...............................................................................................
Betowała Niebieska
...............................................................................................
Betowała Niebieska
Znowu pierwsza ^^ yey :)
OdpowiedzUsuńHaha, no ładnie, szefuncio ma problem z mamusią xD
A najlepsze było to, jak go ścigali a potem jak francuz zignorował Aleksa... powiem tak, przeczytałam rozdział 2 razy, zapowiada się coraz ciekawiej, na pewno Cindy... haha choć delikatny i kruchy da szefowi nieźle popalić :)
A ta zazdrość.. no no, ktoś tu wstał chyba lewą nogą xD Chociaż szef mafii krakowskiej, pewnie zawsze chodzi z groźną miną :) Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie, nie mogę się doczekać kolejnej notki, na pewno będzie tak samo świetna. Nie żebym poganiała, bo wiem jak to jest, ale jak dasz radę, to pisz szybciutko ;3
Niech cię nigdy nie opuszcza wena :)
Twoja Maru<3
'- Trzymaj łapy przy sobie frajerze, bo możesz wrócić do domu w kawałkach' hehu rozwaliło mnie to xD
OdpowiedzUsuńczyżby Mendoza nam tu wykazywał zazdrość o księżniczkę? ^^
oj Wojtuś nie grab sobie lepiej u gangsterka ;D
jeeeny ulwielbiam to opo! *.*
hej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie dołączyłam do grona fanów Twojej twórczości. fanką jestem jednak marną, bo uwielbienie dla tekstu nie zawsze przekłada się na komentarze... Przeczytałam Twoje zakończone opowiadania (obiecuję skomentować w pierwszej wolnej chwili), a teraz natknęłam się na to. I jestem zachwycona! Sięgnęłaś po jedną z moich ulubionych bajek i napisałaś jej kolejną wersję. A że yaoi, to tym bardziej Ci się chwali :D
gangsterzy potulniejący przed dobrze gotującym dzieciakiem - bomba! Naprawdę fajny wątek humorystyczny. Francuz zalecający się do "Kopciuszka" zamiast do "Księcia", też łykam, i to bez popijania. Miło też poczytać, jak budzący grozę gangster boi się mamusi ;)
Żeby jednak nie było tak, ze tylko chwalę, to mam dwie uwagi:
1. ""- To Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni moim gościem. Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisną."
Zabrakło akapitu, ot tu:
"- To Fabricio Valmont – przedstawiła swojego towarzysza. – Będzie przez kilka dni moim gościem.
Tymczasem przystojniak ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, zupełnie zignorował Aleksa, podał najpierw rękę Wojtkowi i delikatnie ją uścisną."
2. "- Jestem głodny, może wreszcie pójdziemy coś zjeść? – mężczyzna wszedł pomiędzy nich,"
Czepiam się, ale jaki mężczyzna ;)
Ogólnie opowiadanie na plus. Myślę, że o ile nie pojawi się w nim wątek gwałtu (plaga, no po prostu plaga w opowiadaniach), czy trójkąciku z głównym bohaterem w roli głównej (błagam, nie!), to zaliczę je do tych opowiadań, do których będę często wracała, i jakie będę polecała znajomym.
Och, mam jeszcze dwa pytania. Czy mogłabyś podać przybliżoną liczę rozdziałów? No i czy mogę liczyć na m-preg w tym opowiadaniu? Prooooszę...
Jakby coś, to pocztę mam na tlenie, a login taki jak podpis.
Pozdrawiam i czekam (nie)cierpliwie na kolejne rozdziały.
Ariana_86
P.S. Z góry przepraszam, jeśli wrzuciło ten komentarz do spamu. Obawiam się, że mam słaby zasięg internetu (minus mieszkania na wsi) i czasami resetuje mi połączenie, a gdy uda się wreszcie wysłać komentarz ląduje w spamie właśnie.
Rozdzia| wyszed| Ci na prawdę bosko. Francuz po|ecia| na Wojtusia a|e w sumie ma racje to ciasteczko a Mandoza jak na razie trochę wyszed| gburowato. Mam nadzieje że się rozkręci. Podoba mi się jak gangsterzy bronią Wojtka nawet przed szefem, muszą go na prawdę |ubić:) Mamuśka też dobra sprowadza synkowi ch|opaków.
OdpowiedzUsuńCzyżby Mendoza poczu| zazdrość? Czy to ty|ko tak przed matką? No i co będzie da|ej skoro Wojtuś się upi|? Nie zabieraj jeszcze francuza niech się szef trochę pomęczy a "kopciuszek" tak |atwo nie poddaje.
Dużo weny, chęci i czasu
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wyszedł Tobie bomba, szef gangu boi się własnej matki, motyw obrony Wojtusia przed szefem boski, naprawdę go lubią, a może jego kawusie tak naprawdę hehe.... Francuz zainteresowany Wojtusiem,a Alex zazdrosny, robi się coraz bardziej ciekawie. Och trochę Wojtuś sobie grabi...
Weny, dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
bosko ^^ proszę o kolejny rozdzialik, piękne opowiadanie powstało z tych twoich rozmyśleń. :) weny!!!! ;] A co do Gangstera i Wojtka... coś się rodzi już to widać...
OdpowiedzUsuńOjojoj no po prostu się porobiło.Już myślałam, że to maluch będzie musiał się bić o serce szefa a tu taka niespodzianka. Cudowny rozdział i bardzo fajnie się czyta to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawe opowiadanie, nie ma co, masz wyobraźnię. Wszystko bardzo mi się podobało ;P
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kontynuację.
Pozdrowionka
Anet
Bardzo mi się podoba, uwielbiam takie klimaty:) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńWeny:)
A.
To się uśmiałam xD Mój ulubiony tekst: " Z paskudnych ciuchów wyłoniło się prawdziwie królewskie ciasteczko i to z podwójnym kremem." Podoba mi się jak gangsterzy chuchają na Wojtka, miałam z tego prawdziwy ubaw ;D Komediantka z Ciebie jak nic. Co prawda warsztat trzeba by doszlifować, ale pomysły, dialogi i kreacja bohaterów jest naprawdę niezła. Świetne opowiadanko na odstresowanie.
OdpowiedzUsuńHejka, hejka,
OdpowiedzUsuńich jak cudownie, mały owinął sobie dryblasów wokół małego palca, ach rzucili się na to żarałko jak jakieś stado wyglodniałych wilków, a ta kolacyjka z mamusią szefa ;) och Wojtuś wpadł w oko Fabienowi a za ta Alex jest markotny... ha taki zasmucony że Wojtuś nie zwraca uwagi na niego, ale i Cindi nauczył się żeby mieć na pismie wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka