Kopciuszkowi
ten wieczór upłynął bardzo miło, czego nie można było powiedzieć o Aleksie,
który stał teraz naburmuszony w holu i żegnał się z matką. Niespodziewanie pani
Oliwia podeszła też do Wojtka, pocałowała go w policzek i poklepała poufale po
ramieniu.
- Kochanie,
jesteś najsympatyczniejszym chłopakiem, jakiego do tego domu przyprowadził mój syn. Mam
nadzieję, że będziecie mnie częściej odwiedzać. Na przykład w następny weekend
przyjedziecie do mojego domku w górach – spojrzała wymownie na Mendozę, którego
mina z minuty na minutę była coraz kwaśniejsza.
-Ależ mamo,
wiesz doskonale jaki jestem zajęty – jęknął mężczyzna.
- Bzdury,
powiedz, że w wolne dni wolisz włóczyć się z kumplami niż odwiedzić staruszkę –
popatrzyła na jedynaka z wyrzutem.
- Jak ty
jednym zdaniem potrafisz zrobić ze mnie wyrodnego potomka! Masz do tego
prawdziwy talent!
- W takim
razie jesteśmy umówieni – klasnęła w ręce pani Mendoza i mrugnęła do studenta,
który właśnie próbował ukryć uśmiech. Ta kobieta była urodzoną manipulatorką i
najwyraźniej robiła ze swoim synem co chciała. Jego rodzicielka była identyczna, więc
dobrze zdawał sobie sprawę, że biedny szef w tym starciu nie miał żadnych
szans.
Alex
wiedział, kiedy się wycofać, nie na darmo był szefem dużej organizacji.
Pomachał do matki, wziął Wojtka za rękę i pociągnął go do stojącego na
podjeździe samochodu. Oczywiście student ulokował się jak najdalej od niego pod
samym oknem. Humor mu nadal dopisywał, widać jednak było, że jest lekko zawiany.
Podśpiewywał sobie pod nosem całkowicie go ignorując. Wyglądało na to, że
Valmont naprawdę przypadł mu do gustu. Mężczyzna nie miał po jęcia dlaczego ten
fakt tak bardzo go denerwował. Normalnie nie zwrócił by na takie coś zupełnie
uwagi, ale już jakiś czas temu zauważył w przypadku Wojtka nic nie było takie
oczywiste.
- Ten
ulizany Francuz naprawdę tak ci się spodobał? – nie wytrzymał i warknął do chłopaka.
- Hm, no cóż
– Wojtek udał, że się głęboko zastanawia – pewnie, że tak. Facet był
przystojny, uroczy, zabawny i łasił się do mnie jak zwierzaczek. Nie to co inni wiecznie
skrzywieni i w złym humorze – uśmiechnął się trochę złośliwie.
- Czy to
mnie masz na myśli? – rzucił groźnie Alex. W tym momencie szczęśliwie dla
Kopciuszka, samochód zatrzymał się przed ich biurem.
- To ja już
polecę, muszę się przebrać zanim wrócę do domu – pisnął cichutko i nie czekając
na odpowiedź, otwarł drzwiczki i zwinnie wyskoczył na chodnik. Wszedł
pośpiesznie do budynku nawet nie oglądając się za sobą. Już w aucie zauważył,
że Mendoza jest z minuty na minutę coraz bardziej wkurzony i niepotrzebnie wyrwał
się z tym tekstem o Valmoncie. Lada chwila szef mógł wybuchnąć, a on nie chciał
się znaleźć wtedy w jego pobliżu. Jak widać nasz bohater może był naiwny, ale
potrafił uczyć się na błędach. No, może nie do końca, jak się potem okazało, ale nie uprzedzajmy faktów.
Wojtek
poszedł prosto do gabinetu szefa, gdzie zostały jego ubrania. Szybko się przebrał, niestety nagle się zatoczył, wpadł całym ciężarem na biurko i strącił na
podłogę otwarty laptop. Sprzęt spadł na marmurową posadzkę i pękł w kilku miejscach.
Z rozbitego ekranu posypało się szkło.
- O mój boże,
znowu mi to robisz? Jestem przeklęty czy co? – jęknął przestraszony chłopak.
Podniósł urządzenie i niewiele myśląc schował do szafy na sam dół. – Muszę uciekać,
tym razem Alex na pewno mi nie daruję. Mogę już zamówić żałobną mszę i sprosić
gości na stypę – pisnął, nie wiedząc co robić dalej. Usłyszał na korytarzu
czyjeś kroki. Odetchnął głęboko, przykleił na twarzy blady uśmiech i wyszedł z
pokoju. Po drodze oczywiście spotkał Krzycha, który dzisiaj miał dyżur pod
telefonem. Pomachał do niego z daleka i udał się do windy. – Nie mam innego
wyjścia, muszę uciekać jeśli nie chcę skończyć jako pokarm dla rybek, im dalej
tym lepiej – w drodze do domu zaczął przeliczać mizerne fundusze. Zanim doszedł
do kwatery, gdzie wynajmował pokój w głowie miał już niezły plan. Dwie godziny
później siedział już w busie do Lublina. Mieszkała tam młodsza siostra jego matki.
Wcześniej zadzwonił do niej i uprzedził, że ma w mieście coś do załatwienia i trochę
u niej zostanie. Ciotka przyjęła go z otwartymi ramionami ogromnie zadowolona z
towarzystwa. Od kilku miesięcy była na emeryturze i ogromnie się nudziła.
Wojtek nie mógł więc lepiej trafić. Zaczął wieść całkiem wygodne życie pełne
słodkiego lenistwa i domowych przysmaków posuwanych mu pod sam nos. Tak upłynął mu
tydzień i chłopak z zaskoczeniem stwierdził, że nikt go chyba nie szuka. Nie
dostał żadnego telefonu, panowała kompletna cisza. Doszedł do wniosku, ze
właściwie to mógłby tutaj zostać na stałe. Przepisze się na miejscową uczelnię,
z dala od wiecznie wrzeszczącego szefa i nadopiekuńczych sióstr będzie mu jak w raju. Zaczął powoli przekonywać do tego pomysłu starszą panią. Miała duży
dom i mogłaby mu wynająć jakiś pokój.
Tymczasem w Krakowie sprawy miały się zupełnie inaczej. W poniedziałek Mendoza przyszedł do pracy i już na wstępie wpadł we wściekłość. Nigdzie nie mógł znaleźć swojego laptopa, a tam miał większość potrzebnych mu do pracy dokumentów i notatek, a gdy go wreszcie odszukał wybuchł z siłą wulkanu.
- Wszyscy
natychmiast do mnie! – ryknął, aż zadrżały szyby w oknach. Przestraszone osiłki
w ciągu kilku minut zebrały się w gabinecie. Ustawili się rządkiem i stali ze
spuszczonymi głowami nie śmiejąc zapytać o co chodzi. Alex tocząc pianę darł
się na nich ponad godzinę. Prawie ogłuchli i nogi pod nimi drżały. Dawno nie
widzieli, żeby szef był taki wkurzony. Dopiero jak zagroził zesłaniem na nich
siedmiu plag egipskich odezwał się nieśmiało Krzych. Opowiedział o tym jak
wczoraj widział wychodzącego z gabinetu Wojtka, który najwyraźniej był trochę
wstawiony. Wysłani na poszukiwanie winowajcy bandyci wrócili z niczym. Jak było
do przewidzenia chłopak najwidoczniej narozrabiał i potem ze strachu zapadł się
pod ziemię.
Po tygodniu biuro z powrotem zaczęło przypominać skrzyżowanie chlewu z pijacką spelunką. Śmierdziało, podłogi nie było widać spod pokładów błota, a w dzbanku pływała piękna zielona pleśń. Skończyły się pyszne śniadanka, kawa i herbata się szybko wyszły, zresztą i tak nikt nie umiał ich porządnie zaparzyć. Latali dwie ulice dalej do pobliskiego baru i pili obrzydliwą lurę. Szef wrzeszczał na nich prawie cały czas. Zamęt w papierach doprowadzał go do szału, nie mówiąc już o panującym dookoła bałaganie, nie miał też się z kim drażnić, bo wszyscy przed nim uciekali. Zazwyczaj to Wojtek stawiał mu czoła i uspokajał jakimś domowym smakołykiem. Chłopcy coraz częściej wspominali z rozrzewnieniem Kopciuszka. W końcu całkowicie załamani, podczas nieobecności Mendozy, zrobili walne zebranie.
- Tak dłużej
nie może być - zagaił Krzych – musimy sprowadzić Cindy, bo Stary nas wykończy.
- Masz rację
– przytaknął mu z powagą Heniek – mój kuzyn jest całkiem niezłym detektywem.
Zróbmy ściepkę i zapłaćmy mu za odszukanie małego.
- Jest tylko
jeden problem – odezwał się Krzych - jak Wojtek wróci nie możemy pozwolić, żeby
szef znowu go nastraszył. Trzeba mu podsunąć jakiś ludzki sposób ukarania
Kopciuszka. Zastanówcie się nad tym, a my idziemy obgadać sprawę do kuzyna. – Chłopaki pokiwały
z powagą głowami i każdy z kieszeni wyciągnął sporą kupkę banknotów. Po kilku
godzinach okazało się, że wpadli na bardzo dobry pomysł. Zatrudniony detektyw
szybko odnalazł ich zgubę. Cindy był całkiem niedaleko, na szczęście nie miał
kasy i nie wyemigrował za granicę. Bandyci sprawdzili, że do Lublina leciało się tylko godzinę. Mieli więc nadzieję, że szef nie
będzie zły jak sobie pożyczą na krótki czas służbowy helikopter.
Nieświadomy niczego Wojtek siedział sobie na schodach przed domem ciotki i popijał kawkę ze śmietanką z błogim uśmiechem na twarzy. Pod bramkę podjechała cicho duża, czarna limuzyna ze zgaszonymi światłami. Wysiadło z niej czterech napakowanych kolesi i z okrzykami radości rzuciło się na biednego chłopaka, niemal rozgniatając go na miazgę.
- Bracie,
nareszcie cię znaleźliśmy! – ściskał go jak szalony uśmiechnięty od ucha do
ucha Heniek. – Wy – krzyknął do dwóch wielkoludów – nie stójcie tak tylko
idźcie go spakować. Zaraz wracamy, bo jak się Mendoza kapnie, że wzięliśmy jego
ulubioną, latającą zabawkę, to pourywa nam jaja.- Dryblasy grzecznie pogalopowały do domu.
- Cindy, jak
mogłeś nas zostawić? Nie masz pojęcia co przeżyliśmy po twojej ucieczce! – jęknął
płaczliwie Krzych. - Nigdy więcej tego nie rób. Mendoza nas wykończył. Zachowywał się jak opętany, prawie wszyscy
mają przez niego kłopoty ze słuchem. Dentystę też kilku zaliczyło.
- Nigdzie z
wami nie idę – wyszeptał pobladły jak ściana Wojtek – on mnie wrzuci do Wisły z
kamieniem na szyi. Lepiej od razu mnie zastrzelcie.
- Coś ty,
nie bój żaby mały – uśmiechnął się do niego uspokajająco Heniek. – Wymogliśmy na
nim kulturalną karę za tego laptopa i ucieczkę. Dostałeś nawet awans na sekretarkę
szefa – klepnął Wojtka w plecy, aż mu zadzwoniły zęby. Wzięli opierającego się
chłopaka pod pachy i wrzucili do samochodu. Po kwadransie byli już na lotnisku,
skąd helikopterem wrócili do Krakowa.
Po przyjściu
do biura powitały ich pełne ulgi westchnienia pozostałych członków organizacji.
Na wszelki wypadek chłopcy zamknęli drzwi na klucz, gdyby czasem Wojtkowi przyszło do głowy
jednak uciec. Oknami się nie przejmowali, bo z szóstego piętra raczej nie
wyskoczy. Student stał przed gabinetem szefa ze spłoszoną miną i nie miał odwagi
wejść. Bandytom wreszcie znudziło się przyglądanie struchlałemu dzieciakowi, zapukali
delikatnie, otworzyli drzwi i bezceremonialnie wepchnęli go do środka.
Kopciuszek zrobił kilka nieśmiałych kroczków i zatrzymał się przed biurkiem
Mendozy. Po kilku minutach kompletnej ciszy, zerknął ostrożnie do góry i napotkał
nieodgadnione spojrzenie siedzącego w fotelu Alexa.
- Proszę, proszę,
króliczek wrócił w końcu do domu, jak miło – odezwał się złośliwie mężczyzna.
- Ja…ja… -
zająknął się nieporadnie Wojtek.
- Żadne
jaja, jaj to ty nie masz, bo byś nie uciekał jak durny, tylko powiedział co się
stało. Widzę, że nauka życiowych mądrości ciężko ci przychodzi.
- Przepraszam
pana – wyszeptał Kopciuszek z trudem stojąc na trzęsących się nogach.
- Chłopcy
się za tobą wstawili, bo teraz inaczej byśmy rozmawiali. Prawdę mówiąc, nadal mam
zamiar przetrzepać ci skórę – odezwał się Alex, patrząc jak przestraszony Cindy
zaczyna cofać się do tyłu. Wstał i podszedł do sparaliżowanego ze strachu
dzieciaka. Ujął go pod brodę i spojrzał mu głęboko w błękitne, załzawione
oczęta. Różowe, pełne usta lekko mu drżały, oddychał szybko, gwałtownie łapiąc
powietrze. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że tylko jakiś prawdziwy potwór
mógłby podnieść na niego rękę. Zaskoczony swoją słabością Mendoza nagle stwierdził,
że wcale nie ma ochoty go uderzyć. Za to do głowy przyszło mu coś zupełnie
innego. Te rozchylone wargi wyglądały naprawdę kusząco. W tym momencie
nieświadomy kierunku, w jakim podążyły myśli szefa Cindy, oblizał koniuszkiem
języka spierzchnięte usta i to przesądziło o jego losie. Mężczyzna pochylił się,
chwycił chłopca za kark i wpił się pożądliwie w jego wargi, nie pozwalając mu
się odsunąć nawet na milimetr. Smakował wspaniale jak poziomki, leśny miód i
letni wietrzyk. Pieścił go więc delikatnie, coraz mocniej przyciskając do
siebie drugą ręką, która bezwiednie zaczęła błądzić po plecach Cindy, powoli
skradając się pod jego koszulkę. Oszołomiony przyjemnymi doznaniami Alex zapragnął czegoś więcej. Chciał zanurzyć się w to wilgotne ciepło i splątać ich
języki w szalonym tańcu namiętności. Niestety, kiedy zaczął realizować swój plan
Kopciuszek się ocknął, zamachnął i solidnie przyłożył mu z liścia w twarz, poprawił kolanem, celnie uderzając go w krocze. Mendozie dosłownie zaparło dech w piersiach.
Nieprzygotowany na taki atak osunął się na dywan zgięty w pół.
- Kurwa, wystarczyło
powiedzieć nie, musiałeś od razu tak walić!- jęknął trzymając się za
przyrodzenie.
- Nie mogłem
nic powiedzieć, bo skutecznie zatkałeś mi usta! – odpyskował najeżony i
czerwony jak burak Wojtek. – Mogę dla ciebie pracować, ale o mizianiu zapomnij.
Mam swoje zasady! – przyłożył ręce do rozpalonych policzków, usiłując się opanować.
- A po jaką
cholerę ci jakieś zasady, seks to seks – zwrócił się do niego zdziwiony Alex. –
Poza tym niespecjalnie się opierałeś, mało brakowało, a zacząłbyś mruczeć jak
kot – dorzucił kpiąco.
- Nie
szarpałem się, bo mnie zaskoczyłeś – odpowiedział cicho zawstydzony Wojtek.
Prawdę mówiąc sam się zastanawiał co w niego wstąpiło. Nie znosił takich
nachalnych facetów i zawsze im odmawiał. Miał w życiu wiele takich propozycji i
z żadnej nie skorzystał. Dla niego pieszczoty musiały łączyć się z uczuciem.
Nie wyobrażał sobie, aby mógł iść do łóżka z kimś kogo nie kochał.
- Chyba nie
jesteś z tych, co to dają dopiero po ślubie?! – zapytał zaciekawiony Mendoza przyglądając
się z przyjemnością rumieńcom na buzi Kopciuszka. Uwielbiał się z nim drażnić. Łatwopalny dzieciak był wyjątkowo wdzięcznym obiektem.
- A właśnie,
że tak – chłopak zadarł dumnie głowę – bez obrączki nie ma mowy o żadnych sypialnianych
atrakcjach.
- Naprawdę straszny
z ciebie głuptas, w takim razie możemy to zrobić na biurku, wtedy nie naruszymy twojego
cennego kodeksu – zachichotał mężczyzna, szczerząc do niego zęby i wbijając zielone
oczy w spodnie chłopka na wysokości zamka.
........................................................................................................
Betowała Niebieska
........................................................................................................
Betowała Niebieska
JAK MOGŁAS, DEMONIE?!?!?!?! W TAKIM MOMENCIE?!?! ;(;(;(;(;(
OdpowiedzUsuńOk, jestem zła, że skończyłaś w takim momencie. Rozdział cud, miód i orzeszki. Poprawił mi humor, dzięki :3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto jest o prostu cudo, och Alex nie jest w stanie niczego odmówić swojej mamie i wygląda na zazdrosnego o tego francuzika. Biedny Wojtuś, jeszcze musiał mu się ten laptop Mendozy rozwalić. Pare dni a całe bióro w syfie, jak oni tom robią... Wszyscy wstawili się za Wojtka u szefa. Czekam na następny rozdział....
Weny, weny i jeszcze raz weny....
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kobieto..To jest najlepsze ze wszystkich opowiadań jakie napisałaś (Tak , przeczytałam je xD ) Oczywiście to tylko moja opinia . Cindy jest taki cute <3 XD I ALEX ...KOCHAM GO . XD Było by miło ,gdyby zajarzył co się z nim dzieje^^ Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział ! ^ ^
OdpowiedzUsuńNo Wojtek narozrabia| i musia| wiać :) Dobrze, że go w końcu go zna|eź|i nie ty|ko d|a dobra czystości biura a|e i Mandozy :) Poca|unak wyszed| ci świetnie i bardzo niespodziewanie bo kto by pomyś|a| że tak to zrobisz.
OdpowiedzUsuńCo do tego żeby Wojtuś zosta| sekretarką to mam jakieś z|e przeczucia. A|e może katastrofy z tego nie będzie.
A|ex zazdrosny i dobrze mu tak i fajne też że Wojtuś na zbyt wie|e mu nie pozwo|i| a|e żeby od razu bić? Tekst o ś|ubie ca|kiem ciekawy.
Już się nie mogę doczekać na następną notkę bo tą zakończy|aś w takim momencie że nie mogę na prawdę.
Dużo weny i chęci )
w końcu kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńboże.. to jest takie boooskie.. *.*
ale zabiję cię chyba za teraz przerwanie no!
dawaj kolejny rozdzialik plosię tak ładnie plooosię ^^
stwierdzam że to je za krótkie =3=
OdpowiedzUsuńHaha Cinderela uciekła, no cóż, te poszukiwania mnie rozwaliły.
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał że tacy wielcy goryle boją się jednego faceta, a poza tym tęsknią za naszym chłopcem. ^^
Wygląd jednak jest myląc ^^ Bo ci barczyści ochroniarze mają słabość do Wojtusia haha ^^
A szef? Widać, że także nie może się opanować przy chłopcu:)
Coraz bardziej mi się to podoba, no i nie dostał opieprzu za laptop xD
Pisz szybciutko:)
Twoja Maru;3
Strega, kochana ty moja, mam do ciebie taką małą, tyci tyci prośbę. Dodawaj kolejne baaardzo szybko, bo ci twoi fani padną ze zniecierpliwienia!
OdpowiedzUsuńRozdział jest super. Gdzieś tam przypałętała się zupełnie nie potrzebna spacja, dzieląca na pół słowo, które tego w zupełności nie potrzebowało. Poza tym, OK. Błędów brak, albo muszę nowe okulary sobie sprawić.
Zachowanie bohaterów bardzo mi się podoba. Cindy jest taki... Z jednej strony ciapa nad ciapami, z drugiej, potrafi pokazać różki. Cios kolanem w pewne czułe miejsce jaki zaserwował szefowi był boski.
Poza tym, nie miałabym jakoś specjalnych zastrzeżeń do tego, by Alex w zamian za wybaczenie zażądał od Wojtusia ręki ;)
Czekam na kolejny rozdział. Oby krócej niż na ten. Właściwie nie miałabym nic przeciwko staniu nad tobą z jakimś batem i trzaskaniem nim za każdym razem, gdy robiłabyś przerwę w pisaniu.
Z tym batem to oczywiście żart (choć na wszelki wypadek nie podawaj mi swojego adresu ;) ).
Na koniec pozostaje mi tylko życzyć ci (i myślę, że inni się pod tym podpiszą) kolejnych napadów głupawki, dzięki którym będziemy mogli zapoznać się z innymi tak fajnymi tekstami.
Trzymaj się cieplutko,
Ariana_86
haha XD biedny Alex XD Ja cię pitole co za..wariactwo ;) aż się popłakałam ze śmiechu przy końcówce.. ;)weny ^^
OdpowiedzUsuń"Smakował wspaniale jak poziomki, leśny miód i letni wietrzyk." rozbroiło mnie to xD Kurcze, opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Wojtek to taki uke z różkami, a takich lubię najbardziej. Oj, robi się gorąco, hehe. Ogólnie ubaw po pach i lecę po więcej ^^
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńhaha Wojtuś trzeba było dalej zwiewać... dziwię sie że sam Alex nie miał zamiaru go szukać, ale goryle za to... bo co nie będzie dobrej kawusi, pysznych śniadaniek i szef ciągle wkurzony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka