Mirek z początku
miał nadzieję, że uda mu się namówić Wojtka do pomocy w codziennych
czynnościach. Niestety ten wyjechał z
narzeczonym na weekend i wszelki ślad po nim zaginął. Nie odpowiadał nawet na
sms'y. Tymczasem Kaser nie próżnował. Każdego ranka pojawiał się w jego pokoju ubrany w lekarski fartuch i z różowymi gąbkami w ręce. Na ich widok chłopakowi zaczynało się robić
ostatnio słabo, a problem w spodniach z dnia na dzień robił się coraz większy i
bardziej naglący. Dzisiaj obudził się bardzo wcześnie i z drżeniem serca
nasłuchiwał kroków na schodach, a jego wyobraźnia szalała. Ręce Toma na jego
piersi, brzuchu, przesuwające się powoli wzdłuż kręgosłupa. Gorący oddech na
szyi i błyszczące oczy śledzące każdy jego ruch. Zanim szef się pojawił był już
cały czerwony, twardy jak skała i miał ochotę się zastrzelić. W żaden sposób
nie potrafił nad sobą zapanować. Zacisnął uda i jęknął głośno dokładnie w
momencie, kiedy mężczyzna z szerokim uśmiechem przekraczał próg jego sypialni.
Doskonale słyszał fascynujący dźwięk i obrzucił swoją ofiarę pożądliwym
spojrzeniem.
- Nie mogłeś
się mnie doczekać, prawda? – usiadł na brzegu łóżka. Palcem przejechał od
dłoni do łokcia chłopaka, który siedział ze spuszczonymi oczami i bał się
poruszyć choć odrobinę, żeby nie zdradzić swojego stanu. Tym prostym, niewinnym
gestem spowodował, że Mirkowi zjeżyły się wszystkie włosy i zaczął cały drżeć. –
Gotowy na poranną dawkę przyjemności? – zamruczał niskim głosem wprost do jego
ucha.
- Rób co
chcesz, poddaję się – padły niespodziewanie ciche słowa z ust chłopaka. Kaser
pogrywał z nim od kilku dni, a on już nie miał ani siły, ani ochoty się bronić. Jego
ciało wariowało na widok mężczyzny. Czuł się jak dziewicza panna młoda przed
swoją nocą poślubną, o której śniła i marzyła od dłuższego czasu. Cały był
oczekiwaniem i miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na tysiąc kawałków.
- Skarbie…? –
Tom pochylił się nad nim i zajrzał mu głęboko w oczy. Chłopak patrzył na niego jak
królik zahipnotyzowany przez podstępnego węża. W ciemnych źrenicach widać było jednak nie
tylko strach, ale także
słodką uległość i niezaspokojony od wielu dni głód. Mężczyzna czule pogłaskał
jego zarumieniony policzek. – Nie bój się, sprawię, że cały świat przestanie
istnieć. Będziemy tylko ty i ja – powoli rozpinał guziki od piżamy. Słowa
wypowiedziane aksamitnym, uwodzicielskim głosem spowodowały, że pogrążony w
rozkosznym chaosie mózg Mirka zamienił się w miękką papkę.
- Ale jja
nigdy nie byłem na ddo…- wyjąkał z trudem. Tom zamknął mu usta długim, upojnym
pocałunkiem. Odciągnął całkowicie jego myśli od niepokojącego go
tematu. Duże dłonie delikatnie gładziły smukłe ciało, zapoznając się ze
wszystkimi fascynującymi krzywiznami. Nawet
nie wiedział kiedy został rozebrany do naga.
- Cii… dzisiaj
tylko odrobina pieszczot dla ciebie. Muszę o ciebie zadbać. Nie pozwolę byś tu
leżał taki spragniony – mężczyzna pchnął go ostrożnie na plecy i ukąsił w
szyję. – Jak wyzdrowiejesz, pokażę ci prawdziwą drogę do nieba – zassał się za
jego uchem i zrobił mu sporą malinkę. Potem
namydlił gąbkę i zaczął go myć w żółwim tempie, pieszcząc przy jej pomocy każdy
dostępny zakamarek smukłego ciała. Gdy dotarł do sączącego się, nabrzmiałego członka, Mirek mógł już
tylko wić się i jęczeć. Rozsunął szeroko nogi by ułatwić mężczyźnie zadanie.
- Aa… mhm… och…-
pełne rozkoszy pomruki stawały się coraz głośniejsze. Tom masował jego
jądra, drażnił zaciśniętą dziurkę. Niespodziewanie włożył od razu dwa palce do
środka, a ciało chłopaka wygięło się w łuk. – Jeszcze… o taaak…! - krzyczał Mirek, zupełnie się zatracając. Chciał poczuć jak najwięcej tej
przyjemności, która potężnymi falami zalewała jego ciało. Nigdy nie
czuł się w ten sposób. Miał przecież wielu kochanków, ale to było coś zupełnie
innego. Zawsze to on był zdobywcą. Po raz pierwszy to o niego ktoś dbał. Nigdy
by nie pomyślał, że Tom potrafi być taki czuły i łagodny. Pieścił go z takim
oddaniem, zupełnie zapominając przy tym o sobie. – Cholera…!
– krzyknął ochryple, kiedy mężczyzna zaczął raz po raz uderzać w jego prostatę.
– Tooom…! – wytrysnął mocnym strumieniem spermy z jego imieniem na ustach. Opadł na
poduszkę zupełnie wyczerpany. Patrzył zarumieniony jak szef obmywa mu
ciało z nasienia. Został wytarty do sucha, ubrany w miękki dres, a na koniec
pocałowany mocno w usta.
- Mam
przyjść wieczorem? – zapytał z uśmiechem, obrysowując palcem kontur jego warg.
- Ttak…
chyba ttaak… – wyjąkał speszony i zawstydzony Mirek. Na samą myśl o tym co może
się wtedy wydarzyć znowu zaczęło mu się robić gorąco. Szybko wpełznął pod
kołdrę i ukrył się pod nią swoim zwyczajem.
- Widzę, że jednak
się podobało – rozbawiony Tom cmoknął go w czubek głowy i odszedł do swoich
zajęć.
Chłopak długo
jeszcze leżał z otwartymi szeroko oczami. Szef zaskakiwał go coraz bardziej. Sam
już nie wiedział co o nim myśleć. Z całą pewnością był zimnym, pozbawionym
skrupułów draniem. Nieraz słuchał jego służbowych rozmów przez telefon. Zawsze
uważał go za cwanego rekina w biznesowym stawku. Tymczasem wobec niego
zachowywał się zupełnie inaczej. Traktował go raczej jak kogoś bliskiego, jakby
naprawdę mu zależało.
- Hm… Ech… Lepiej o tym nie myśleć - Mirek wyciągnął pilota i włączył telewizor. –
A swoją drogą, gdzie się podziewa ten
podły Wojtek? Ale z niego malowany przyjaciel. Zostawił mnie na pastwę tego
sprytnego erotomana! - przymknął oczy.
- Uwaga! Dzisiaj w Tatrach w pobliżu Sarniej Skały
zaginęło podczas zamieci dwóch turystów – Wojciech Piekiełko i Aleks Mendoza,
znany krakowski biznesmen. Ktokolwiek wie coś o ich losie jest proszony o
powiadomienie policji! - Do zaskoczonego
Mirka dotarł beznamiętny głos telewizyjnego spikera.
***
Aleks z
Wojtkiem podążyli za księdzem do małego, drewnianego kościółka. Zamieć powędrowała
dalej dręczyć jakichś innych, pechowych turystów. Była jasna noc. Śnieg przestał
padać i skrzył się jak diamenty w świetle latarki. Na niebie widać było całe
morze lśniących gwiazd. Powietrze było rześkie i mroźne.
Mężczyźni przypominali dwa kosmate yeti. To co mieli na sobie mało przypominało ślubne stroje.Wyglądali przekomicznie w krótkich góralskich kożuszkach i wysokich, kudłatych butach. Gospodyni wyciągnęła te dziwne rzeczy ze swojej przepastnej skrzyni. Nie mieli raczej innego wyjścia i musieli się nimi zadowolić. Wszystko w co ubrani byli podczas kuligu było całkowicie mokre i wisiało w kuchni, ozdabiając kamienny kominek.
Weszli do budynku. Ich kroki rozlegały się zwielokrotnionym echem w pustym pomieszczeniu. Uklękli przed pięknym ołtarzem całym wyrzeźbionym w ciemnym dębie. Anioły otulały swoimi skrzydłami arkę, jakby chroniąc ją przed wszelkim złem. Na dalszym planie widać było Jezusa pasącego baranki w otoczeniu gromadki dzieci. Proboszcz zapalił świece i udał się do zakrystii, by wszystko przygotować. Było niesamowicie cicho.
Mężczyźni przypominali dwa kosmate yeti. To co mieli na sobie mało przypominało ślubne stroje.Wyglądali przekomicznie w krótkich góralskich kożuszkach i wysokich, kudłatych butach. Gospodyni wyciągnęła te dziwne rzeczy ze swojej przepastnej skrzyni. Nie mieli raczej innego wyjścia i musieli się nimi zadowolić. Wszystko w co ubrani byli podczas kuligu było całkowicie mokre i wisiało w kuchni, ozdabiając kamienny kominek.
Weszli do budynku. Ich kroki rozlegały się zwielokrotnionym echem w pustym pomieszczeniu. Uklękli przed pięknym ołtarzem całym wyrzeźbionym w ciemnym dębie. Anioły otulały swoimi skrzydłami arkę, jakby chroniąc ją przed wszelkim złem. Na dalszym planie widać było Jezusa pasącego baranki w otoczeniu gromadki dzieci. Proboszcz zapalił świece i udał się do zakrystii, by wszystko przygotować. Było niesamowicie cicho.
- Wyjdziesz
za mnie małpko? – Aleks poczochrał narzeczonego po zmierzwionej czuprynie. Miał dziwnie zaszklone oczy i nie mógł wydusić z siebie ani słowa, co u takiego gaduły było co najmniej niepokojącym objawem. – No Wojtusiu – skradł mu
słodkiego całusa – chyba mi się tu nie rozpłaczesz co? Nie rozpaczaj, będę
naprawdę dobrym mężem – przytulił delikatnie wzruszonego chłopaka. Za plecami
usłyszeli energiczne kroki Stasiowej. Usiadła w ławce obok nich i wyciągnęła z kieszeni,
wielką haftowaną chusteczkę.
- To moja
dyżurna, biorę ja na wszystkie śluby – uśmiechnęła się do obojga. – I mam coś
dla was – podała Aleksowi małe pudełeczko. Otworzył i zerknął zaciekawiony.
Były w nim dwie piękne obrączki, złoto przeplatało się ze srebrem , wyryto na
nich delikatny motyw szarotek o miękkich płatkach. Musiał je wykonać naprawdę
utalentowany artysta. Włożył w nie całą swoją góralską duszę.
- Nie możemy,
są niezwykłe i pewnie bardzo cenne – Wojtek pocałował kobietę w pomarszczony
policzek.
- Weźcie,
widać że się kochacie. Mój mąż był złotnikiem i zrobił to dla wnuka. Ten nicpoń
wyjechał do Ameryki i napisał, że do tej polskiej nędzy i smrodu baranów już
nigdy nie wróci. Nie przyjechał nawet na jego pogrzeb. - Stasiowa
otarła łzy i poklepała chłopaka po ramieniu. – Dobry z ciebie synek, bierz!
Twojemu chłopu też nieźle z oczu patrzy! – Podeszli z powrotem do ołtarza, bo
pojawił się ksiądz w odświętnej sutannie.
- No dzieci,
zaczynamy. Będzie krótko, ale pan Bóg nam wybaczy, okrutnie tu zimno. Nawet woda
święcona na zapleczu zamarzła. Ten kościółek na wiosnę chcą zwalić, bo nie ma
kto łożyć na jego odbudowę, chociaż to zabytek – westchnął cicho z żalem. –
Podejdźcie!
Udzielił mężczyznom
ślubu, a jego szczere, proste słowa utkwiły głęboko w ich gorących sercach. Już
po kwadransie na splecionych dłoniach pyszniły się obrączki. Kobieta,
oczywiście cała we łzach podeszła do nich nieśmiało.
- Niech
wasza miłość będzie jak symbol na tych pierścieniach – z jednej strony wytrwała, silna, rosnąca na
przekór wszystkim przeciwnością, a z drugiej miękka, delikatna i czuła jak białe płatki
skalnej gwiazdy – Stasiowa zamknęła ich w iście niedźwiedzim uścisku. Obaj
oczywiście z entuzjazmem się odwzajemnili, omal jej nie dusząc.
- No
synkowie, puśćcie biedaczkę, bo już cała czerwona na gębie – roześmiał się
ksiądz. – Teraz wypijemy po jednym na dobry początek i idziemy spać – pognał ich
w stronę domu. – Zaraz tu zamarznę – zaszczękał zębami. W domu zasiedli w
kuchni, a Stasiowa wyciągnęła butelkę swojej najlepszej, malinowej nalewki.
- Naści
chrobaczki, pijcie na zdrowie – nalała każdemu po szklaneczce pachnącego,
różowego alkoholu. – Uważajcie, bo na zacnym spirytusie i trz..! – nie dokończyła,
bo Wojtek się zakrztusił i oczy wyszły mu z orbit. Mały łakomczuch zachęcony
zapachem, wlał w siebie od razu całą zawartość.
- Miej
litość – Aleks walnął go w plecy tak mocno, że omal nie rozbił sobie nosa o blat stołu. –
Może my lepiej pójdziemy spać, zanim on jeszcze coś zmaluje – wziął na ręce
swój kłopotliwy skarb.
- Nie
wygłupiaj się – Wojtek zarumienił się po same uszy pod rozbawionym spojrzeniem
gospodyni. – Zachowujesz się jak dzikus!
- Może
dzikus, ale twój – cmoknął go w usta – a Pan Bóg zwrotów nie przyjmuje, więc
będziesz musiał się ze mną do końca życia męczyć – roześmiał się z
naburmuszonej miny chłopka i pomachał gospodarzom na dobranoc.
Sypialnia,
którą naszykowała im gospodyni była niewielka, skromnie urządzona, ale bardzo
przytulna. Prawie cały pokój zajmowało ogromne, stare łóżko. Pościel na nim
była bielusieńka i niemiłosiernie wykrochmalona, a puchowa pierzyna i poduszki tak
duże, że jak Wojtek się na nie rzucił z pełnym zachwytu piskiem, natychmiast zatonął.
Poszedł na dno jak dziurawy okręt.
- A gdzieś
ty się zapodział? – Aleks rozebrał się do bokserek i ruszył na poszukiwanie.
Wyłuskał zamotanego w pościel chłopaka i w ekspresowym tempie rozebrał do naga.
- Chwila, to
ja od razu do rosołu, a ty nie? – zarumieniony wskazał na bieliznę męża, który posłusznie
natychmiast się jej pozbył. Jego na wpół
stwardniały członek przyciągnął wzrok Wojtka. Pchnął mężczyznę na łóżko
i usiadł mu na udach z zamyśloną minką. Rozpuścił długie do pośladków włosy, które spłynęły mu na plecy jedwabistą falą. – Masz być grzeczny i się nie ruszać,
chcę coś sprawdzić – zwrócił się do niego z psotnym błyskiem w oczach.
- Proszę
bardzo – Aleks wyciągnął się na materacu, oparł na poduszce, by mieć lepszy
widok i włożył sobie ręce pod głowę. Prawdę mówiąc był ciekawy, co też kombinuje
jego niepoprawny mąż.
- Pamiętaj
obiecałeś! – pogroził mu palcem Cindy i uśmiechnął się przewrotnie. Ujął w dłoń
długie, miękkie pasmo swoich włosów i zaczął nimi łaskotać szyję Aleksa. Robił to bardzo delikatnie, kręcąc przy tym pupą
w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji i posapując, kiedy trafiał na coraz to
wrażliwsze, fascynujące miejsca. Mężczyzna, który z początku potraktował te
zabiegi z pobłażliwym uśmieszkiem, już po kilku minutach wił się jak wąż i
pojękiwał z przyjemności. Zagryzał usta, starając się tłumić kompromitujące
dźwięki.
- Jesteś
naprawdę słodziutki – roześmiał się Wojtek zastanawiając się na jak długo jeszcze
mężowi starczy opanowania. Zsunął się w dół i ułożył między jego udami. Owinął
jedno miękkie pasmo wokół nabrzmiałego członka, a drugim zaczął łaskotać jądra.
Usłyszał głośny, chrapliwy pomruk. Tego już było dla Aleksa za wiele. Złapał
Wojtka w wąskiej tali, przekręcił na brzuch, podniósł do góry zgrabne biodra i
wszedł w niego jednym, mocnym pchnięciem od razu nadając szybki rytm. Łóżko
zaczęło głośno trzeszczeć, ale mężczyźni, zatraceni w rozkoszy zupełnie nie
zwracali na to uwagi. Nie słyszeli
też, że drewniana rama uderzała z impetem o ścianę. W końcu Mendoza chwycił w
dłoń penisa Cindy i zaczął go wprawnie pieścić. Szybko doprowadził ich obu na
szczyt. Wykonał ostatnie mocne pchnięcia i doszli jednocześnie głośno krzycząc z
przyjemności. Opadli na materac, który nagle ugiął się pod dziwnym kątem i
łóżko z hukiem się zawaliło. Przez chwilę leżeli oszołomieni, nie mając pojęcia
co się stało. Nagle drzwi się otwarły i stanął w nich ksiądz w staroświeckiej,
nocnej koszuli do kostek oraz nieodłączna gosposia z latarką i w papilotach na
głowie.
- Nic wam
się nie stało? – zapytał troskliwie leżących pośród szczątków mężczyzn. Aleks
natychmiast nakrył ich nagie ciała pierzyną, a zmieszany staruszek zaczął się
pośpiesznie wycofywać.
- A mówiłam,
żeby proboszcz się nie wtrącał! – pokręciła głową kobieta i podążyła za nim
korytarzem. – Jak łóżko zaczęło walić o ścianę wiedziałam, że to się tak skończy. Nie
przyzwyczajone do takich dzikich harcy. Sami klerycy na nim sypiali. Ale wszystko
przynajmniej z błogosławieństwem się odbyło – dodała z satysfakcją.
- Niech się
Stasiowa zlituje i idzie już spać – usłyszeli jeszcze jęk staruszka.
No i Mirek się poddał. Świetnie to wyszło. Tom potrafi się nim zaopiekować w każdej sytuacji. Jednak czuję trochę niedosyt tej sceny. Mam nadzieje że w kolejnym rozdziale będzie troszkę więcej o ich relacji:)
OdpowiedzUsuńŚlub wyszedł ci pięknie. Było skromnie ale w sumie po co im jakaś wielka pompa. Było pierwsza klasa i tak ma być. Jestem też ciągle pod wrażeniem proboszcza i gospodyni bardzo ciekawe postacie:)
Noc poślubna musiała się tak właśnie zakończyć... a raczej zostać tak przerwana. Im to wystarczy chyba podłoga i sianko tak dla bezpieczeństwa. Wojtek ma też niezłe pomysły. A Alex okazał się wielkim niecierpliwcem teraz będzie musiał nosić męża bo on raczej nie siądzie.
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
Dużo weny:)
ło matko wreszcie Tom się zajął Mirkiem! UWIELBIAM TO!
OdpowiedzUsuńULALA ślub i noc poślubna cudowna! Kocham ten rozdział! Czekam na zaręczyny i ślub Mirka i Toma
ten rozdział był boski :)
OdpowiedzUsuńStasiowa jest genialna! Zresztą ksiądz też fajny. Mam nadzieję że Aleks zadba o kościółek, w którym brał ślub. Jego mama chyba padnie trupem na takie wieści! Zresztą nie tylko ona może być "zaskoczona" ;)
OdpowiedzUsuńTylko niech Tom dba o Mirka! Trafił mu się skarb i powinien o niego zawalczyć.
fajnie by było jakby Mendoza zadbał o ten kościółek. xD
UsuńSkoro Kaser kupił sprzęt do szpitala to może Mendoza też będzie miał gest...
UsuńZakończenie było genialne uśmiałam się jak nigdy : )
OdpowiedzUsuńrewelacyjny rozdział:) i część poświęcona Mirkowi i Wojtkowi bardzo mi się podobała, to że Wojtek i Alex mieli na ślubie obrączki uważam za super posunięcie, bardzo mi przykro jak narzeczeni na ślubie mają byle co, a potem dopiero kupują złote...
OdpowiedzUsuńA co do Mirka - czy on przypadkiem nie opowiadał Wojtkowi przed jego pierwszym razem o swoim pierwszym razie? Bo teraz powiedział, że nigdy nie był na dole...
Nana
Witam, witam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, och Mirek juz z niecierpliwością czeka na Toma, scena na końcu genialna. Świetnie, że Wojtek i Alex mieli obrączki na tym ślubie, bo to trochę głupie jak by potem dopiero kupowali... Ostatnia scena rewelacyjna... Może Alex będzie miał gest i wspomoże ten kościółek?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Rany, kobieto. Jak ty popadasz ze skrajności w skrajność. Poprzedni rozdział pod względem techniki był niezły, a ten... No po prostu nie wiem co się z tobą stało, ale masz w nim poważny problem z dwiema rzeczami. Po pierwsze dość często stawiasz przecinek zamiast innego łącznika. Drugą sprawą jest to, że zapominasz o literze "ł" na końcu wielu wyrazów. Przykład?
OdpowiedzUsuń"wszelki ślad po nim zaginą."
Powinno być "zaginął"
Jednak sama treść była świetna. Mycie w wykonaniu Kasera było naprawdę podniecające.
Ślub Wojtka i Aleksa za to był piękny. Taki skromny i romantyczny. Zupełnie inny niż feta, jaką zapewne zaplanowałaby im pani Oliwia. Zapewne ja i pozostali czytelnicy mamy rację podejrzewając, że Mendoza zajmie się zrujnowanym kościółkiem. W końcu był on świadkiem najpiękniejszego dnia w ich życiu.
Z innych rzeczy, na które mogłabyś zwrócić uwagę:
"różowymi gąbkami w ręce"
Bez obrazy dla homoseksualistów, ale te różowe gąbki mi się skojarzyły z tymi najgorszymi stereotypami, a w głowie pojawiają się słowa: "ale c..."
"Zacisnął uda i jękną"
jęknął
"Kaser pogrywał z nim o kilku dni"
od kilku dni
"Tom pochylił się nad nim i zajrzał głęboko w oczy. "
Tom pochylił się nad nim i zajrzał mu głęboko w oczy.
"pieszcząc przy jej pomocy każdy dostępny zakamarek."
Zakamarek czego?
"Gdy dotarł do sączącego"
się. sączącego się
"kontur jego warg."
Nie jest to złe, ale czy nie lepiej brzmi "kontur jego ust"?
"Zamieć powędrowała dalej dręczyć jakiś innych, pechowych turystów."
jakichś
" Mężczyźni wyglądali przekomicznie w krótkich góralskich kożuszkach i wysokich, kudłatych butach. Gospodyni wyciągnęła te dziwne rzeczy ze swojej przepastnej skrzyni. Nie mieli raczej innego wyjścia i musieli się nimi zadowolić. Wszystko w co ubrani byli podczas kuligu było całkowicie mokre i wisiało w kuchni, ozdabiając kamienny kominek. Przypominali obaj dwa kosmate yeti."
Wiesz, przydałoby się trochę uporządkować ten fragment. W ogóle coś mi w nim nie gra, ale to, co od razu rzuca się w oczy to ostatnie zdanie. Wplotłabym je jakoś w pierwsze...
"Podeszliśmy z powrotem do ołtarza, bo pojawił się ksiądz w odświętnej sutannie."
Zdecyduj się czy piszesz w narracji trzecioosobowej, czy pierwszoosobowej. Nie "podeszliśmy", tylko "podeszli"
"- Niech wasza miłość będzie jak symbol na tych pierścieniach – z jednej strony wytrwała, silna, rosnąca na przekór wszystkim przeciwnością. A z drugiej miękka, delikatna i czuła jak białe płatki skalnej gwiazdy"
Niepotrzebnie rozdzieliłaś to na dwa zdania
"Pościel na nim była bielusieńka i niemiłosiernie wykrochmalona. Puchowa pierzyna i poduszki tak duże, że jak Wojtek się na nie rzucił z pełnym zachwytu piskiem, natychmiast zatonął."
Pościel na nim była bielusieńka i niemiłosiernie wykrochmalona a puchowa pierzyna i poduszki tak duże, że jak Wojtek się na nie rzucił z pełnym zachwytu piskiem i natychmiast w nich zatonął.
"Rozpuścił długie do pośladków włosy. Spłynęły mu na plecy jedwabistą falą."
Rozpuścił długie do pośladków włosy, które spłynęły mu na plecy jedwabistą falą.
"Wykonał ostatnie mocne pchnięcia, doszli jednocześnie głośno krzycząc z przyjemności."
Wykonał ostatnie mocne pchnięcia i doszli jednocześnie głośno krzycząc z przyjemności.
"Nagle drzwi się otwarły i staną w nich ksiądz"
stanął
Z przyjemniejszych rzeczy:
"Pan Bóg zwrotów nie przyjmuje, więc będziesz musiał się ze mną do końca życia męczyć"
Podoba mi się ten cytat. Szkoda tylko, że tak wiele osób nierozważnie ślubuje przed ołtarzem i mimo wszystko Pan Bóg zwroty przyjmować musi...
Pozdrawiam,
Ariana_86
Te błędy to się chyba jakoś specjalnie rozmnażają. Złośliwe z nich bestyjki. Poprawiłam je sumiennie. Słowo!:)) A co do różowych gąbek - Tom specjalnie takie wybrał, by trochę podrażnić się z Mirkiem. A tak naprawdę, to ja wiem jak niektórzy z was reagują na ten kolor i byłam ciekawa czy ktoś się odezwie.:)) Wiem, jestem niedobrą autorką, która lubi droczyć się ze swoimi czytelnikami.
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem czy ty jesteś dobra czy nie. Nie jadłam cię ;)
UsuńA błędy... Kochana, sama wiem najlepiej, że łatwiej dostrzec je u kogoś niż u siebie ;)
Ariana
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no to po prostu cudownie, Mirek już definitywnie się poddał, ale aż miło się patrzy na takiego Toma, ślub skromny, ale właśnie miał w sobie to coś i jeszcze te obrączki, wspaniały prezent od Stasiowej, cóż łóżko nie przeżyło, ale jest po bożemu... już wyobrażam sobie reakcję sióstr Wojtka po tych słowach jak u matki Alexa... a może będzie gest i zasponsoruje ten kościółek Alex...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka