Rozdział zainspirowany przez Pszczółka, który posłał mi
zdjęcie różowego stroju farmerskiego. Pozdrowienia dla Andy, który dzielnie
pomagał mi we wszystkich głupich pomysłach.
- Tylko uważajcie przy zamianie, żeby
was nie złapali. Wyślij tam kogoś sprytnego – odezwał się zaniepokojony. –
Nikt mnie nie może powiązać z tą sprawą.
- Szefie, jak możesz mi nie ufać? Osobiście
doglądam akcji ,,Świnka”. Wszystko jest zorganizowane. Chciałem tylko byś
zobaczył stroje.
- Czy wszyscy przyjęli zaproszenia?
Będą dziennikarze?
- Tak, nie martw się. Przybędzie cała
elita i na pewno fotki nieźle wyjdą – wyszczerzył się do niego gangster.
- Dzięki Fred – klepnął w plecy
mężczyznę. – Wiszę ci przysługę.
- A właściwie co ty masz do tego
Mendozy? To niebezpieczny gość i lepiej z nim nie zadzierać. Podobno kiedyś
byliście bliskimi przyjaciółmi.
- Ciekawość szkodzi, czym mniej wiesz, tym lepiej! A teraz wynocha! – wypchnął go za drzwi.
***
Następnego dnia po obiedzie Mirek i
Wojtek stawili się w saloniku pani Oliwii. Trzymali w rękach wręczone im poprzedniego dnia paczki z ubraniami. Usiedli na samym brzegu kanapy i
spoglądali po sobie niepewnie. Poznali już trochę tę wyniosłą damę i wiedzieli,
że jest kompletnie nieprzewidywalna.
- Wy jeszcze nie jesteście przebrani?
Na co czekaliście? – odezwała się kobieta i zmierzyła ich chodnym wzrokiem. –
Teraz już nie mamy na to czasu. Zrobicie to na miejscu.
Po kwadransie byli w schronisku. W
sali bankietowej wszystko już było przygotowane. Oprócz nich do pomocy było
zatrudnionych jeszcze czterech chłopców. Pani Mendoza poinformowała ich, kto
za co będzie odpowiedzialny. Wojtek z Mirkiem zostali oddelegowani do
pilnowania świnek. Mieli pokazywać je wszystkim, którzy chcieli je zobaczyć,
zwłaszcza potencjalnym kupcom. Nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Praca
wydawała się przyjemna. Obaj lubili zwierzęta, więc nie mieli nic przeciwko
spędzeniu z nimi tego popołudnia. Cała szóstka udała się do szatni, by przebrać
się w przygotowane wcześniej stroje. Już po chwili rozległy się pierwsze pełne
niedowierzania okrzyki.
- Co się tam dzieje? – Mirek otwarł drzwi
do pomieszczenia i stanął jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Zamiast
obiecanych strojów farmerskich, chłopcy trzymali w rękach fikuśne stroje
farmerek – króciutkie sukienki w różową kratkę, obcisłe majtki z falbanami
ozdobione czerwonymi kokardkami, wysokie białe kozaczki na obcasach. Całości
dopełniały małe, słomkowe kapelusiki.
- Matko kochana! – jęknął Wojtek i
osunął się na najbliższą ławkę. – Ta kobieta oszalała! Nie włożę tego za żadne
skarby!
- Czego nie ubierzesz? – odezwała się
teściowa stając w drzwiach. – A co to takiego? – zrobiła wielkie oczy.
- Czyli to nie twój pomysł? – zapytał
z ulgą Cindy.
- Nie, ale jest świetny – Pani Oliwi
zaświeciły się oczy. – To będzie wspaniała reklama! Pewnie w sklepie się
pomylili. Wkładajcie szybciutko te kiecki, są bardzo seksowne – uśmiechnęła się do struchlałych chłopaków. – Niech nikt nie waży się uciekać, bo go znajdę
i wypatroszę! – rzuciła groźnie w stronę Wojtka. – Nie martw się kochanie,
będziesz w tym naprawdę dobrze wyglądał – dodała słodko i wyszła ze łzami w
oczach, krztusząc się ze śmiechu. Po kwadransie w szatni stało sześć milutkich
farmerek ze skrzywionymi minami.
- Ale wstyd, mam nadzieję, że nie
będzie tam nikogo znajomego. Dobrze, że będziemy siedzieć w tej szopie – szepnął Mirek cały czerwony na twarzy.
- Ty chyba nie powiedziałeś Tomowi
dokąd idziesz? – zapytał znienacka Kopciuszek, przerażony wizją śliniącego się
na widok jego majtek Kasera.
- Nie jestem taki głupi – odburknął
obrażony kumpel – oficjalnie to jestem z wizytą u chorej ciotki.
- Trochę mi ulżyło – westchnął Cindy.
- Ja bym się tak nie cieszył na twoim
miejscu, bo jak ktoś doniesie Aleksowi co się tu dzieje na pewno przyjdzie
podziwiać cię w czasie pracy – uśmiechnął się do niego złośliwie Mirek.
- Nawet tak nie żartuj – przeżegnał
się zabobonnie chłopak.
***
Chłopcy niczym prawdziwi ninja
przemknęli korytarzami schroniska do stojącej w ogrodzie szopy. Udało im
się nie wpaść na nikogo. Usiedli na belach z sianem i obserwowali szalejące po
pomieszczeniu zwierzaki. Były naprawdę słodkie. Dokazywały jak małe dzieci
pochrząkując i trącając się nawzajem.
- Szkoda, że mają tu tak mało miejsca
i nie mogą swobodnie pobiegać – odezwał się Wojtek, któremu zaczął powoli
wracać dobry humor. Jak tak dalej pójdzie to przesiedzą tu parę godzin i
spokojnie wrócą do domu. Wątpił by ktoś z elegancko ubranych gości chciał tutaj
zawitać.
- No to mamy przerwę – uśmiechnął się
Mirek. – Co powiesz na mała drzemkę? Cierpię ostatnio na deficyt snu. Ten debil
Tom tak mnie denerwuje, że nie mogę potem zmrużyć oka.
- Co ty o tym wiesz?! Jakbyś w łóżku
robił za przytulankę i do twoich pleców przyklejało się 80 kg czystego seksu,
to ciekawe co byś wtedy powiedział. Ja nie zmrużyłem oka ani na chwilę.
- Aż tak źle? Nie trzeba było tak
szaleć za pierwszym razem. Teraz tyłek boli i pokutę trzeba odprawić –
zachichotał chłopak patrząc na jego pośladki.
- Zamknij się idioto! – wrzasnął
zarumieniony Cindy. – Ciekawe jak będziesz wyglądał, gdy napalony Kaser
dobierze się w końcu do ciebie – dorzucił złośliwie.
- I ty się mienisz moim
przyjacielem?! Ja ci dam mała gnido! – Mirek rzucił się na Wojtka i zwalili się
na klepisko razem ze stertą siana. Spłoszone świnki rozbiegły się na wszystkie
strony. Spanikowane zwierzaki wpadły na boczne drzwiczki, które prowadziły na
spory wybieg. Wzajemnie się przepychając uciekły na zewnątrz z głośnym kwikiem.
- O kurde, teściowa nas zabije! Tam
jest sakramenckie błoto, wczoraj padał deszcz! Pracownicy schroniska pucowali
te potworki przez trzy dni, specjalnie na dzisiejszą fetę! – zawołał załamany
Wojtek, otrzepując sukienkę z pyłu.
- Dobra,w takim razie trzeba
wyłapać te dranie! Chodź – pociągnął Cindy za rękę i na czworakach wyczołgali
się przez wąskie przejście. Ogrodzony teren miał chyba z pół hektara. Większość
pokrywały głębokie kałuże, pełne paskudnej, śmierdzącej brei. Świnki niestety
różami nie pachniały. Pole minowe w porównaniu z tym, to była pestka. Obaj
ślizgając się ruszyli niepewnie do przodu.
- Ubrudziłem sukienkę i majtki
przykleiły mi się do tyłka – westchnął Wojek.
- Cholerne kozaczki, nie umiem
chodzić na obcasach – zawtórował mu Mirek.
***
Aleks właśnie brał relaksującą kąpiel, kiedy zadzwonił telefon. Sięgnął po niego bardzo niechętnie i zerknął na wyświetlacz. Oczywiście Zbych. Chłopcy często zwracali się do niego z jakimiś bzdurami, a to był pierwszy jego wolny dzień od
niepamiętnych czasów. Matka zabrała Wojtka, więc mógł się wyluzować. Wiedział,
że narzeczony czuł ogromny respekt przed nią i będzie się pilnował.
Zapowiadała się spokojna sobota z piwkiem w ręce. Do tego za chwilę miał zacząć
się w telewizji ciekawy mecz. Aleks obmył się pośpiesznie, zarzucił na siebie szlafrok i poszedł do salonu. Niestety komórka nie przestawała dzwonić. W końcu
niechętnie odebrał.
- Czego znowu?! – warknął groźnie.
- Wiem, że jest weekend, ale to chyba
ważne – zaczął niepewnie gangster.
- Jeśli chodzi o jakieś bzdury, to zostanie z
ciebie mokra palma! – wrzasnął Aleks, bo zawodnicy wyszli na boisko i właśnie
zaczynała się rozgrywka.
- Pani Oliwia przeszła dzisiaj samą
siebie. Dziennikarze uwijają się jak w ukropie. Za chwilę aparaty zapalą im się
w rękach! Chyba powinieneś to zobaczyć!
- Co może być ciekawego w nudnym bankiecie?
Pierwszy raz świnie widzą, czy coś? – zapytał zniecierpliwiony Aleks, ale w
głowie zaczynała mu migotać czerwona lampka. – Co robi Wojtek?
- Łapie z tym swoim kumplem zwierzaki
i wszyscy polecieli to oglądać. To lepsze niż rodeo – zachichotał Zbych i
wyłączył telefon.
- Czekaj… no … - niestety telefon
wyraźnie podawał, że abonent był chwilowo niedostępny. Na myśl o Cindy i jego
wrodzonym pechu, włosy stanęły mężczyźnie dęba. Ubrał się w ekspresowym tempie
i po dziesięciu minutach był już przed bramą. O dziwo, na chodniku minął się z
wystrojonym w najlepszy garnitur Tomem.
- A ty gdzie? – warknął na widok jego
zadowolonej gęby.
- Na bankiet, twoja matka mnie
zaprosiła – rzucił Kaser i wskoczył do swojego samochodu,
zanim Aleks zdążył go zatrzymać. Mina starego kumpla była bezcenna. Za żadne
skarby nie miał zamiaru opuścić tego cyrku.
- Zatrzymaj się cholerny palancie! –
wrzasnął za oddalającym się autem wściekły Mendoza. Musiał wyprzedzić tego
drania i dopaść Wojtka zanim narozrabia, o ile już tego nie zrobił. Nie podobał
mu się ten szeroki uśmiech Toma. Wyraźnie coś knuł.
***
Tymczasem Mirek z Wojtkiem przeżywali
ciężkie chwile. Świnki okazały się szybkie i niesamowicie zwinne. Już po
kwadransie cali byli upaprani w błocie. Cieniutkie, wilgotne sukienki przywarły
do ich ciał jak druga skóra. W dodatku podniosły się do góry, tak, że widać im
było falbaniaste majty. Mokre stały się półprzeźroczyste. Przewrócili się już
tyle razy prosto w brązową paćkę, że stracili rachubę.
- Wyglądamy gorzej od nich –
zrezygnowany Wojtek wskazał ręką na zwierzaki, zachwycone tą nową zabawą w
berka.
- E tam, sprężaj się, bo mamy coraz
większą widownię, a zostało jeszcze kilka świnek do złapania – krzyknął speszony
Mirek, patrząc na kibicujących im coraz głośniej, roześmianych gości. Cindy, rzucając się na kolejnego zwierzaka, potknął się i wpadł prosto w głęboką kałużę. Zobaczył za
ogrodzeniem przerażoną twarz teściowej, a obok niej pana z kamerą na ramieniu.
- Wyłaźcie stamtąd! – dobiegł chłopaka
jej krzyk. W tym momencie śliski potworek wymknął mu się z rąk, a on upadł
twarzą prosto w kałużę, wypinając do góry okrągły tyłek. Wszyscy zgromadzeni zaczęli entuzjastycznie klaskać.
Aleks wszedł do schroniska ramię w ramię z Kaserem. Nie miał zamiaru
ustąpić mu pola. Zaczął rozglądać się za niepoprawnym narzeczonym. Ze zdziwieniem
zauważył prawie pustą salę bankietową. Natomiast z ogrodu dobiegły go przeraźliwe piski i
okrzyki.
- Gdzie się wszyscy podziali? –
zapytał przechodzącego kelnera.
- Poszli na tyły oglądać jak wyłapują
świnki. Podobno niezła zabawa. Szkoda, ze muszę tutaj pilnować drinków, ale
jutro pewnie wszystko będzie w telewizji, bo nawet TVN przyjechał – rozgadał się
chłopak. Mendozę ogarnęły złe przeczucia , tym bardziej, że Tom posłał mu
rozbawione spojrzenie. Pobiegł szybko we wskazanym kierunku. Rzeczywiście wszyscy
stali wokół wybiegu i wrzeszcząc, dopingowali kogoś, kogo nie było widać. Aleks
podszedł bliżej, obok niego stanął Kaser.
- Och, czy to nie twój Wojtuś tapla
się w błocie ze świnkami? Wygląda jak by był nagi! Co za tyłek! – uśmiechnięte usta
mężczyzny po prostu się nie zamykały. Patrzył pożądliwie na fantazyjne kokardki na pośladkach chłopaka.
- Jasny gwint, zzabiję go – zdołał wyjąkać
wściekły Aleks. Ściągnął marynarkę i ruszył w kierunku bajorka, w którym utknął
Cindy.
- Trzeba przyznać, że wy Mendozowie
umiecie bawić gości – dolewał oliwy do ognia Tom. Był wniebowzięty, jego plan
powiódł się nadzwyczajnie. Dookoła słychać było trzask aparatów
fotograficznych. Jutro pupa Wojtka, będzie słynna na całą Polskę. Zemsta jest
taka słodka.
Kopciuszek
w pewnym momencie poczuł, że podnoszą go czyjeś silne dłonie. Na ramiona
narzucono mu marynarkę. Chociaż na niewiele się to zdało, bo i tak długie nogi
chłopaka w seksownych, białych kozaczkach były dobrze widoczne. Został wzięty
na ręce. Rozległy się brawa i gwizdy publiczności. Podniósł głowę chcąc podziękować
za pomoc i napotkał płomienny wzrok Aleksa. Czarne oczy mężczyzny dosłownie
świeciły w bladej ze złości twarzy.
- Ach, jja…- pisnął cichutko i ukrył
twarz na piersi mężczyzny. Znieruchomiał
i udawał, że go nie ma. Dusza ze strachu powędrowała mu do pięt.
- Lepiej się nie odzywaj! – warknął do
niego Mendoza. Gdy przechodził obok Toma, zobaczył jego uśmiechniętą twarz i
krew w nim zawrzała.
- Fajne przedstawienie – nie mógł
powstrzymać się mężczyzna. Mina byłego kumpla była warta każdych pieniędzy.
Zazdrośnie przyciskał do klatki piersiowej swój skarb, starając się zasłonić go
przed oczyma gapiów.
- Nie ciesz się debilu, tylko ratuj
swojego gosposia – wykrzywił się do niego Mendoza i przyśpieszył kroku. Nie
widział już jak mężczyzna rzuca się w stronę wybiegu i jak sarna przeskakuje
wysokie ogrodzenie.
Gdy doszli na parking Aleks
bezceremonialnie wrzucił Kopciuszka do samochodu. Z satysfakcją zauważył jak
wycofał się na drugi koniec siedzenia i
skulił w kąciku.
- Ty paskudna, mała cholero, ani na
chwilę nie mogę zostawić cię samego! – ryknął na niego, złapał w talii i
posadził sobie na kolanach.
- Nnie chciałem – wyszeptał Wojtek i objął
go za szyję brudnymi łapkami z miną zbitego szczeniaczka.
- Zwariuję prze ciebie – rozeźlony mężczyzna
podniósł go i przełożył sobie przez uda. Zsunął majty i wymierzył piszczącemu
chłopakowi kilka solidnych klapsów. Nie było to wcale dobrym pomysłem. Widok
zaróżowionych, jędrnych pośladków spowodował natychmiastowe podniesienie ciśnienia
w dolnych partiach ciała Aleksa, a że był ostatnio na diecie, nie udało mu się
opanować. Kara zupełnie wyleciała mu z głowy. Wojtek właśnie zamykał oczy,
oczekując kolejnego razu. Zamiast tego poczuł na zmaltretowanej pupie gorące
usta.
Biedny Mirek został sam na placu boju. Śladem przyjaciela też został
pokonany przez jedną ze świnek. Poślizgnął się i upadł na plecy. Nogi rozjechały
mu się na boki, a różowa kiecka podjechała aż do pępka. Przeźroczyste majty
niewiele pozostawiały wyobraźni. Można było doskonale zobaczyć jego klejnoty
rodzinne i płaski, ładnie umięśniony brzuch. Na ten uroczy moment trafił Kaser
i poczerwieniał ze złości, słysząc ze wszystkich stron słowa uznania dla
wyposażenia, umierającego ze wstydu chłopaka. Na widok szefa i jego bojowej
miny miał ochotę zapaść się pod ziemię.
- Chodź - Tom podał mu rękę i pomógł
stanąć na nogach. Obciągnął na nim sukienkę, która ledwie zakrywała mu tyłek.
Popchnął go w stronę wyjścia z wybiegu. Mirek podreptał za mężczyzną ze
spłoszoną miną. Milczenie zazwyczaj gadatliwego Kasera nie wróżyło niczego
dobrego. Martwił się też o Wojtka, bo widział wściekły wzrok Mendozy.
Aby przerywać w takim momencie.To po prosty skandal, widzę, że Mendoza nie mógł się oprzeć urokowi chłopaka. Fantastyczny rozdział
OdpowiedzUsuńTyle rozdziałów miałam w plecy, przez moją nie obecność ta twoim blogu że aż się rzuciłam na monitor komputerka czytając wszystkie rozdziały po kolei. Tyczy się to Cindiego i Narzeczonej. Pisz szybciutko! I oczywiście zgadzam się z przedmówczynią że przerywać w takim momencie skandal;)
OdpowiedzUsuńNo błotko wyszło ci wspaniale i Tom ma za swoje chociaż czemu jacyś nadgorliwi gapie nie chcieli im pomóc byłoby jeszcze zabawniej jakby Alex i Tom wpadli na coś takiego.
OdpowiedzUsuńAż się boję o Wojtka chociaż w ostatniego zdania o nim widać że nic mu nie będzie.
Mirek też ma pecha ale jego pracodawca jak na pracodawce dziwnie się zachowuje... sama nie wiem niby wiadomo że chce go przelecieć ale co mu do tego co on robi w swoim jakby nie było wolnym czasie. Oby ta para zeszła się bez problemów.
Pewnie afera ze świnkami długo nie ucichnie ale to zabawny wątek i niech trwa.
Pani Oliwia jednak mogła się powstrzymać ze względu na słabe serce swojego syna. Biedak padnie na zawał przed ślubem i co wtedy?
A może pokarze się jakiś amator pupy Cindy?
Rozdział był wspaniały i uśmiałam się bardzo. Dużo dużo weny i chęci ja zawsze ci epopeję pod rozdziałem postaram się naskrobać:)
Obożebożebożematulu!!! O.O Co tu się wyprawia? :DD
OdpowiedzUsuńHahahaha! genialny rozdział! Już nie mogę się następnego doczekać ;)
OdpowiedzUsuńhaha ale oni wtopili! Biedny Wojtek! Nie no kara Mendozy najlepsza xD nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ;) Już widzę minę teściowej xD
OdpowiedzUsuńNo nie, jaki kabaret !! haha xD
OdpowiedzUsuńto był wspaniałe:) W życiu się takj nie uśmiałam, moja wyobraźnia chłopców w tych kieckach i latających po błocie hahah xD
Jesteś najlepsza;3
Pisz szybciutko... jak mogłaś skończyć w takim momencie? Gdt Mendoza zabierał się do roboty... no i co zrobi Tom???? Ja chce wiedzieć!!
Twoja Maru;3
co za kabaret xdd
OdpowiedzUsuńchyba Cindy będzie miał nagrodę, a nie karę xd
uhuhu a ciekawe jak sobie Mireczek poradzi ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny, kabaret fantastyczny, ach Wojtek i Mireczek zawsze muszą wpaść w kłopoty... Tylko czemu Zbych zamiast pomóc Cindi dzwoni do szefa, och ale Alex wściekły był, chociaż i tak nie mógł się oprzeć urokowi swojego narzeczonego... Och wyobrażam sobie minę Toma jak zobaczył wyłożonego plackiem w tym błocie Mireczka i jak wszyscy mogli go podziwiać, można po części powiedzieć, kto mieczem wojuje, od miecza ginie...., jego plan zemszczenia się na Mendozie powiódł się, ale i sam nim oberwał...
Weny, mnóstwa weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
cudo :3
OdpowiedzUsuńW takim momencie?! Wrr
OdpowiedzUsuńNajbardziej jestem chyba ciekawa co się z Mireczkiem stanie ;>
~Tess
Hejka informuję na szybciutko o nowej notce u mnie. Serdecznie zapraszam.
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu cudowny. Bardzo mi się podobał. I jeszcze ta pogoń za świnkami>:)Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej.
OdpowiedzUsuńzycze dużo weny.
Ruda
Nie znoszę różowego. To fakt powszechnie znany przez wszystkich, którzy mnie znają. Może jestem zboczona, ale ten strój całkiem mi się podoba. Może sobie taki sprawię na następną zabawę karnawałową? Naturalnie w kolorze czerwonym a nie różowym ;)
OdpowiedzUsuń"Obaj siedzieli jak na szpilkach i spoglądali po sobie niepewnie. Poznali już trochę tę wyniosłą damę i wiedzieli, że jest kompletnie nieprzewidywalna. Trzymali w rękach wręczone im poprzedniego dnia paczki z ubraniami."
Troszkę mi nie pasują te zdania. Myślę, że lepiej by było wspomnieć o paczkach z ubraniami a dopiero potem o nieprzewidywalności pani Oliwii.
"Pani Mendoza wydała im instrukcje kto za co będzie odpowiedzialny. "
Myślę, że w tym przypadku bardziej by pasowało stwierdzenie, że Oliwia poinformowała ich za co będą odpowiedzialni, niż wydała instrukcję...
"wytrzeszczyła ze zdumienia oczy."
?!
"wyszczerzyła się do struchlałych chłopaków."
?!
kochana, błagam cię, miej na uwadze moje nerwy i ogranicz trochę te kolokwializmy na rzecz poprawnej polszczyzny.
"Chłopcy jak prawdziwi ninja przemknęli korytarzami schroniska do stojącej w ogrodzie szopy."
Chłopcy, niczym prawdziwi ninja, przemknęli korytarzami schroniska do stojącej w ogrodzie szopy.
"Pracownicy schroniska pucowali te potworki specjalnie przez trzy dni na dzisiejszą fetę!"
Pracownicy schroniska pucowali te potworki przez trzy dni, specjalnie na dzisiejszą fetę!
"- Dobra, to w takim razie trzeba wyłapać te dranie!"
Albo "dobra", albo "to"
"Aleks właśnie brał relaksująca kąpiel"
relaksującą
"Wiedział, że narzeczony ma czuł ogromny respekt "
Wykreśl, proszę, "ma". jest tu całkowicie zbędne.
"Aleks mył się pośpiesznie, w samym szlafroku wyskoczył z wanny i poszedł do salonu."
Czepiam się, oj czepiam, ale czy Aleks kompał się w szlafroku? "Aleks obmył się pośpiesznie, zarzucił na siebie szlafrok i poszedł do salonu."
Poza tym, ten akapit jest trochę nielogiczny. Skąd Aleks wiedział kto do niego dzwonił, skoro był w łazience, a telefon zostawił w salonie?
"- Jeśli jakieś bzdury, to zostanie z ciebie mokra palma!"
- Jeśli chodzi o jakieś bzdury, to zostanie z ciebie mokra palma!
"Nie podobał mu się ten szeroki uśmiech Toma. Wyraźnie z czegoś się cieszył."
Zgrzyta mi coś w drugim zdaniu. Skoro tom się uśmiechał, to fakt, że się z czegoś cieszył jest niejako oczywisty. Może raczej by wspomnieć coś o knuciu?
"Cindy, rzucając się na kolejnego zwierzaka prosto w głęboką kałużę"
No to rzucał się na zwierzaka, czy w głęboką kałużę?
"Szkoda, ze muszę"
że
"poczuł, ze podnoszą go"
że
W paru miejscach brakuje mi przecinka, lub zamieniłabym go na kropkę, ale przyznam szczerze, że to akurat nie rzuca się zbytnio w oczy. Poza tym nic więcej nie zauważyłam.
Co do treści rozdziału... Bieganie chłopców za świnkami było całkiem zabawne. Podobnie jak reakcja Mendozy na widok narzeczonego ;) Troszkę żałuję, że nie doczekałam się opisu tego, co nasi chłopcy wyprawiali w samochodzie ;)
Liczę na to, że w kolejnym rozdziale poczytam trochę na temat Toma i Mirka. Ta para coraz bardziej mi się podoba. Liczę na soczysty opis zazdrości Kasera i jakąś małą całuśną scenkę. Co najmniej całuśną.
Inna sprawa, to obiecana zemsty Mendozy na siostrach Wojtka... Masz zamiar wrócić do tego wątku?
Pozdrawiam i czekan na kolejny rozdział,
Ariana_86
Wiesz, że cię kocham? Prawdę mówiąc pośmiałam się ze swojej głupoty. Jak mogłam nie zauważyć, że Mendoza kąpie się w szlafroku i w dodatku jest jasnowidzem? Poprawiłam wszystko.
UsuńA dlaczego koleżanka kolokwializmów nie lubi? Miałaś jednak rację, bo w stosunku do damy dziwnie brzmią.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co za podły Tom ale i jego gosposia będzie w telewizji... Mendoza jednak nie potrafił się opanować i dobiera sie do tyłeczka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka