sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 15


Aleks miał przed samym nosem wszystko co najlepsze, czyli goły tyłek Wojtka. Kusząco wypięty, wprost zapraszał, aby zatopić w nim zęby. Aksamitna skóra smakowała wspaniałe. Mężczyzna pomrukiwał z zachwytu, lizał ją i kąsał, zagłębiając ciekawski język raz po raz w szparę między pośladkami. Chłopak wił się pod nim jak wąż. Nie mógł się zdecydować czy ma uciekać z łap tego drania, czy też zostać i poddać się jego oszałamiającym pieszczotom. Samochód był co prawda przedzielony grubą szybą, ale kierowca nie był jednak głuchy. Na pewno słyszał wydobywające się z jego ust żenujące dźwięki. Nagle auto zahamowało i obaj polecieli do przodu. Cindi z piskiem wylądował na podłodze, u stóp Mendozy.
- Przepraszam, nic ci się nie stało? – Aleks pomógł mu wstać.  Zmieszany chłopak podciągnął obcisłe majty, co wcale nie było takie łatwe, zważywszy na spory problem między nogami. Mężczyzna widząc jego nieporadność, odsunął drobne dłonie i delikatnie zawiązał nieposłuszne wstążeczki.
- Uff…- sapnął  chłopak i zaczerwienił się gwałtownie, kiedy dotknął jego sterczącego penisa. Wdrapał się narzeczonemu z powrotem na kolana. Objął go rękami i nogami, ukrył rozpaloną buzię na muskularnej piersi.
- Wojtek, jesteśmy przed domem – spróbował go oderwać od siebie Mendoza, ale mały kleszcz trzymał się niezwykle mocno. Nie miał wyjścia i wysiadł z przyklejonym do siebie Cindy, który ocierał się o niego sugestywnie, doprowadzając jego krew do wrzenia. – Cholera, wykończysz mnie – zatoczył się lekko na schodach. Wszedł do salonu i oparł swój słodki ciężar o ścianę. Chłopak niepewnie stanął na drżących nogach. Szybko oddychał, oczy miał zamknięte. Ciemne rumieńce i zaciśnięte mocno uda wyraźnie wskazywały na to, co przeżywa. Aleks jak przez mgłę pomyślał, że powinni iść do sypialni. Nie mógł jednak oderwać od niego wzroku. Chwycił małą dłoń, ale został stanowczo pchnięty w dół i posłusznie opadł na kolana.
 - Proszę, zrób coś – jęknął cicho Wojtek. Czuł gorący oddech blisko swojego penisa i był bliski szaleństwa z pożądania. Mendoza nie dał sobie tego drugi raz powtarzać. Sprawnie opuścił w dół falbaniaste majteczki i zadarł do góry różową spódniczkę.
- Och…- westchnął na widok prężącego się przed nim dumnie, sączącego członka. Natychmiast się nim zajął z wielką starannością. Objął go u nasady jedną ręką, a drugą zacisnął na jędrnych pośladkach. Polizał łakomie małą dziurkę i wziął głęboko do gardła bordowego od nabiegającej krwi penisa. Ssał go i lizał jednocześnie, wyrywając z ust Cindy coraz głośniejsze, ochrypłe okrzyki rozkoszy. Poczuł jak smukłe palce wbijają się w jego czuprynę i przyciągają go jeszcze bliżej.

***

Tymczasem w domu Piekiełków, siostry Wojtka siedziały przed telewizorem oniemiałe z wrażenia. Właśnie oglądały Regionalne Wiadomości z Małopolski. Obszerna relacja na żywo, poświęcona była akcji charytatywnej zorganizowanej na rzecz schroniska przez panią Oliwię. Oczywiście dostały na nią zaproszenia, ale nie poszły, ponieważ nie znosiły tych bogatych snobów, którzy tłumnie tam przybyli. Były bardzo zaskoczone kiedy pod sam koniec programu zobaczyły swojego brata i jego głupiego kumpla taplającego się w błocie ze świnkami. W dodatku ubranych w nieprzyzwoite, kuse sukienki, które więcej odkrywały niż zakrywały. Nie mogły uwierzyć, że taka dama jak matka Aleksa, pozwoliła na coś takiego.
- Powiedz, że to mi się śni! – pisnęła Magda, złapała się za głowę i zaczęła szarpać jasne włosy.
- Też widzisz Wojtka przebranego jak panienka z pornosów klasy S? – zawtórowała jej Olga. - Jasny gwint! – jęknęła na widok ich małego braciszka, wypinającego ozdobiony czerwonymi kokardkami tyłek wprost do kamery.
- Idziemy tam! Nie pozwolimy na szarganie naszego nazwiska! – zerwała się blondynka. – Mówiłam ci już na początku, że ci Mendozowie, to sami zboczeńcy! Trzeba stamtąd zabrać małego, zanim go całkiem zdeprawują. – Obie ruszyły do drzwi, zabierając po drodze śrutówkę dziadka.Wsiadły do samochodu i już po dwudziestu minutach były pod drzwiami willi Aleksa. Ochroniarze doskonale znali siostry i wpuścili je do domu nie robiąc żadnych problemów. Trochę zaskoczyła ich broń w rękach dziewcząt, ale doszli do wniosku, że to przecież tylko taki straszak na gołębie. Piekiełkówny weszły do środka, w holu nikogo nie było.
- Chyba jeszcze nie wrócili – odezwała się Magda.
- Poczekajmy w salonie – Olga otworzyła drzwi i po kilku krokach stanęła bez ruchu, łapiąc powietrze jak wyciągnięty z wody karp. Scena rozgrywająca się przed nią zamieniła biedną dziewczynę w przysłowiowy słup soli. Jej niewinny braciszek stał pod ścianą z szeroko rozstawionymi nogami i opuszczonymi damskimi majtkami. Jęczał słodko za każdym razem, gdy Aleks wsuwał go głębiej w swoje usta. Ochoczo poruszał biodrami i ulegle poddawał się pieszczotom zboczonego drania.
- Ja pier… - kwiknęła dziewczyna i złapała się za serce. Na ten dźwięk Cindy otworzył zamglone oczy, które zrobiły się okrągłe jak spodki, na widok siostry, wpatrującej się w niego jak zahipnotyzowany królik. W tym momencie Aleks przygryzł lekko jego nabrzmiałego penisa i chłopak doszedł z głośnym okrzykiem, padając prosto w jego ramiona.
- Jasny gw….! – usłyszeli głos Magdy i jednocześnie rozległ się strzał. Trzymała w trzęsącej się dłoni odbezpieczoną strzelbę, która teraz wypaliła, potrącona przypadkowo palcem zszokowanej dziewczyny. Pocisk wbił się w ścianę, tuż koło głowy Mendozy. Przestraszony mężczyzna zerwał się i zasłonił sobą narzeczonego.
- Co wy tu do cholery robicie?! Planujecie zamach?! – wrzasnął wściekle, a w jego ciemnych oczach pojawiła żądza mordu. – Nikt was kurwa nie nauczył pukać do cudzego domu?! – Olga ocknęła się jako pierwsza, złapała oszołomioną Magdę za rękę i pociągła ją do drzwi. Wybiegły z willi jak oszalałe i zatrzymały się dopiero za bramą, zupełnie zapomniały o zostawionym na podjeździe samochodzie.
- Myślisz, że nas zabije? – zapytała blondynka jak tylko złapała oddech.
- Masz rację, na pewno będzie chciał się nas pozbyć. Może powinnyśmy się gdzieś ukryć? To było straszne! Jak on śmiał tknąć nasze maleństwo?! Jeszcze nie są po ślubie! – złapała się za zarumienione policzki.
- Taa… - potwierdziła Magda, równie czerwona jak siostra.

***
Mirek z Kaserem dojechali do willi w zupełnym milczeniu, ale chłopak dobrze widział jak szef zaciskał całą drogę pięści, aż pobielały mu kostki. Sam był ogromnie zawstydzony i zdenerwowany całą sytuacją. Nie miał pojęcia jak ze zwykłego polowania na świnki mogło powstać takie zamieszanie. Chyba pech przyjaciela przeniósł się teraz na niego. Zerknął na siedzącego obok niego w samochodzie mężczyznę i aż się wzdrygnął na widok jego ponurej, zaciętej miny. Gdy tylko znaleźli się za progiem domu Tom wystrzelił z siłą huraganu.
- Jak mogłeś tarzać się ze świniami, ubrany niczym zwykła dziwka?! – ryknął, kompletnie nad sobą nie panując. – Rozłożyłeś nogi przed połową Krakowa! – pchnął, nieco wystraszonego jego wybuchem chłopaka, na znajdującą się w holu kanapę.– Wszyscy moi znajomi, będą mnie teraz wytykać palcami, idioto!
- A co im się tak nie podobało? – wrzasnął rozgniewany jego słowami Mirek. – Moje nogi, czy to co pomiędzy nimi?!
- To może mi powiesz ile bierzesz, jak mnie przyciśnie, to nie będę musiał nawet wychodzić z domu – warknął Kaser i chwycił go za ramiona. Potrząsnął nim jak szmacianą lalką.
- Ty bezmózgie yeti – chłopak bez namysłu uderzył go dłonią w twarz, zostawiając czerwony, pięciopalczasty ślad.
- Jak śmiesz! – krzyknął mężczyzna i już miał mu złoić skórę, kiedy ten bezczelnie wystawił do niego język. To zwykłe, dziecinne zagranie spowodowało w głowie Toma spory zamęt. Spojrzał na iskrzące się z gniewu oczy, rozchylone różowe usta, zgrabne, smukłe nogi w białych kozaczkach i jego uczucia niespodziewanie odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni. Poczuł niesamowity głód, zupełnie jak drapieżnik na widok zdobyczy. Głośno przełknął ślinę. Przycisnął mocniej do siebie Mirka i wpił się gwałtownie w jego wargi bez żadnego ostrzeżenia. Gdy otoczył go zapach chłopaka, pożądanie uderzyło w niego potężną falą i zupełnie przyćmiło rozsądek. Wdarł się w te kuszące usta, zdobył je szturmem i natychmiast zaczął badać znajdujące się tam skarby. Wszystko było tu nowe i upajające.
Chłopak w pierwszym momencie był tak zaskoczony, że nawet nie próbował się bronić przed tym niespodziewanym najazdem. Facet w jednej chwili wyzwał go od kurew, a w drugiej całował jakby od tego zależało jego życie. Prosił się o szybką śmierć. Mirek zacisnął zęby na wydatnej wardze napastnika, kiedy tylko poczuł, jak ramiona wokół niego się rozluźniają, wyrwał się i uciekł do swojego pokoju. Zamknął się na klucz i bez sił opadł na materac. W sumie, to nie miał pojęcia co o tym zajściu myśleć. Szef nie wiadomo dlaczego najpierw zachował się jak dżentelmen i zabrał go z tego przeklętego wybiegu, potem wpadł w dziki szał, a następnie o mało nie przeleciał.
- Faceci to samo zło, szczególnie ci przystojni i bogaci, którzy myślą, że są pępkiem świata. Ciekawe czy jutro będę miał jeszcze pracę – Chłopak wstał z łóżka. Całkowicie zapomniał jak wygląda. Na pościeli została brązowa plama z błota. Podszedł do okna żeby przewietrzyć sypialnię. W ogrodzie za rozłożystym kasztanem zobaczył jakąś ciemną postać.  Od tygodnia miał wrażenie, że ktoś go śledzi.

***
Wieczorem, już leżąc w łóżku, obaj oglądali z niesmakiem Wiadomości w telewizji. Wojtek na widok swojego tyłka odzianego w białe, przeźroczyste majty z falbanami głucho jęknął i schował twarz na piersi narzeczonego.
- Masz może jakąś posiadłość w Afryce, gdzie nie ma prądu? – wymamrotał w jego piżamę. – Nie idę jutro na uczelnię, zabiją mnie śmiechem!
- Głuptas – Aleks przytulił go i pogłaskał czule po głowie. – Za kilka dni zapomną, bo w gazetach pojawią się nowe sensacje. – Pocałował go w czubek zadartego nosa.
- Na uniwerku może tak, ale moje siostry będą mi to wypominać do końca życia. Widziałeś ich miny?
- Po tym jak się spuściłeś czy przed? – rzucił rozbawiony jego rozterkami mężczyzna. Uwielbiał się droczyć z Cindy, tak łatwo dawał się wyprowadzić z równowagi. Z ogromną przyjemnością obserwował emocje na zarumienionej z gniewu buzi.
- Jesteś wredny, przecież byłeś tyłem do nich. Nie mogłeś ich zobaczyć przed – odezwał się  zmieszany Wojtek. Przed oczami natychmiast mu stanął jednoznaczny obrazek.
- Tym razem miara się przebrała. Nauczę te małe jędze odrobiny kultury - mruknął i zaczął bawić się guzikami od piżamy chłopaka. Zręczne palce szybko się z nimi uporały. Nareszcie mógł dosięgnąć gładkiej skóry na jego piersi.
- Chyba nie masz zamiaru skrzywdzić moich sióstr? – zapytał odrobinę zaniepokojony Cindy. Zadrżał kiedy ciepła ręka dotarła do jego sutka.
- Nie za bardzo – uśmiechnął się drapieżnie i pochylił, by zacisnąć delikatnie zęby na nabrzmiały gruzełku.

***

Następnego dnia po południu siostry Piekiełko zorientowały się, że mają prawie pustą lodówkę. Wcześniej tego nie zauważyły, bo kompletnie pochłonęło je odgadywanie planów podstępnego Mendozy. Doszły do wniosku, że ten paskudny łajdak coś knuje. Kilkakrotnie zauważyły, że są dyskretnie obserwowane. Nie miały jednak wyjścia, jeśli nie chciały skonać z głodu musiały zrobić zakupy. Z początku Olga miała zamiar iść sama, ale jak zwykle rozsądna Magda  przekonała ją, że to niemądre posunięcie. Supermarket był po drugiej stronie ulicy. Ubrane w obszerne kurtki z kapturami wyszły z domu. Miały nadzieję, że uda im się jakoś niepostrzeżenie przemknąć. Nic bardziej błędnego. Ledwie wyszły za bramkę swojego ogrodu, obok nich, z piskiem opon zatrzymał się samochód z zaciemnionymi szybami. Wyskoczyło z niego czterech zamaskowanych drabów. Złapali klnące na czym świat stoi kobiety i wepchnęli je do auta. Zatrzasnęli za nimi drzwi. Wystraszone dziewczęta oddzielone były od swoich porywaczy kuloodporną szybą. Słychać było przez nią całkiem nieźle toczącą się dyskusję.
- Wiesz, te laski są całkiem niezłe. Może zamiast je zabijać, sprzedajmy je handlarzom.
- Ty to masz głowę stary. Będziemy mieć podwójny zysk.
- Głąby, to nie takie proste. Trzeba by je gdzieś przechować przez jakiś czas.
- Ja mam kuzynkę w burdelu, chętnie weźmie takie cizie. Zanim zorganizujemy przerzut przez granicę zdążą trochę dla nas zarobić. – Przerażone dziewczyny spojrzały po sobie. Złapały się za ręce, by dodać sobie otuchy. Nie zauważyły, jak przez otwór w suficie został wtłoczony gaz. Po chwili już spały, nie wiedząc co się dookoła nich dzieje.
Obudziły się z piskiem i gwałtownie usiadły. Leżały na wielkim łożu z baldachimem nakrytym szkarłatną pościelą. Za zakratowanymi oknami było zupełnie ciemno. Straciły poczucie czasu. Nie wiedziały ile tu już przebywają, czy to jeszcze ten sam dzień, czy może następny.
- Musimy jakoś stąd uciec – wyszeptała Magda. – Jak nas wywiozą, to już nigdy możemy Polski nie zobaczyć.
- To chyba będzie dość trudne. Na pewno Mendoza ich na nas nasłał – odezwała się drżącym głosem Olga.
- No nie wiem, wątpię żeby zdobył się na coś tak drastycznego. Jest jednak naszym szwagrem – odwróciła głowę, bo usłyszała zgrzyt otwieranego zamka. W drzwiach pojawiły się trzy wysokie kobiety. Jedna z nich chwyciła za rękę Magdę i postawiła ją na nogi. Wyróżniała się urodą wśród swoich towarzyszek. Miała długie, czarne włosy i figurę klepsydry za jaką większość dziewcząt dałaby się pokrajać. Ujęła przestraszoną blondynkę za brodę i odwróciła jej buzię do siebie.
- Milusia, tą zajmę się osobiście. Wyszkolę tak, że będzie godna króla – zmierzyła ją taksującym wzrokiem od stóp do głów i oblizała pełne usta. Czarne oczy w jasnej twarzy, o pięknej kremowej cerze błyszczały jak dwa rozżarzone węgielki.
- Zabieraj te łapy wredna małpo! – warknęła Magda i z całej siły stanęła jej na nogę.
- Uwielbiam takie dzikie kotki – uśmiechnęła się do niej drapieżnie i objęła struchlałą dziewczynę w talii. – Nauczę cię posłuszeństwa skarbie – dotknęła wymownie bicza i poufale klepnęła ją w tyłek.



sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 14


Rozdział zainspirowany przez Pszczółka, który posłał mi zdjęcie różowego stroju farmerskiego. Pozdrowienia dla Andy, który dzielnie pomagał mi we wszystkich głupich pomysłach.




Do drzwi willi Kasera zapukał niski mężczyzna w kapturze. W rękach niósł spore pudło. Na jego widok twarz Toma rozjaśnił uśmiech. Już się bał, że jego plan ośmieszenia Mendozy spali na panewce. Ciekawy był tylko czy jego zamówienie zostało zrealizowane tak jak tego oczekiwał. Wpuścił posłańca i otworzył pudełko. Na widok jego zawartości oczy aż mu się zaiskrzyły. To będzie niezapomniane przedstawienie. Zrobi sobie kilka zdjęć na pamiątkę.
- Tylko uważajcie przy zamianie, żeby was nie złapali. Wyślij tam kogoś sprytnego – odezwał się zaniepokojony. – Nikt mnie nie może powiązać z tą sprawą.
- Szefie, jak możesz mi nie ufać? Osobiście doglądam akcji ,,Świnka”. Wszystko jest zorganizowane. Chciałem tylko byś zobaczył stroje.
- Czy wszyscy przyjęli zaproszenia? Będą dziennikarze?
- Tak, nie martw się. Przybędzie cała elita i na pewno fotki nieźle wyjdą – wyszczerzył się do niego gangster.
- Dzięki Fred – klepnął w plecy mężczyznę. – Wiszę ci przysługę.
- A właściwie co ty masz do tego Mendozy? To niebezpieczny gość i lepiej z nim nie zadzierać. Podobno kiedyś byliście bliskimi przyjaciółmi.
- Ciekawość szkodzi, czym mniej wiesz, tym lepiej! A teraz wynocha! – wypchnął go za drzwi.

***

Następnego dnia po obiedzie Mirek i Wojtek stawili się w saloniku pani Oliwii. Trzymali w rękach wręczone im poprzedniego dnia paczki z ubraniami. Usiedli na samym brzegu kanapy i spoglądali po sobie niepewnie. Poznali już trochę tę wyniosłą damę i wiedzieli, że jest kompletnie nieprzewidywalna. 
- Wy jeszcze nie jesteście przebrani? Na co czekaliście? – odezwała się kobieta i zmierzyła ich chodnym wzrokiem. – Teraz już nie mamy na to czasu. Zrobicie to na miejscu.
Po kwadransie byli w schronisku. W sali bankietowej wszystko już było przygotowane. Oprócz nich do pomocy było zatrudnionych jeszcze czterech chłopców. Pani Mendoza  poinformowała ich, kto za co będzie odpowiedzialny. Wojtek z Mirkiem zostali oddelegowani do pilnowania świnek. Mieli pokazywać je wszystkim, którzy chcieli je zobaczyć, zwłaszcza potencjalnym kupcom. Nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Praca wydawała się przyjemna. Obaj lubili zwierzęta, więc nie mieli nic przeciwko spędzeniu z nimi tego popołudnia. Cała szóstka udała się do szatni, by przebrać się w przygotowane wcześniej stroje. Już po chwili rozległy się pierwsze pełne niedowierzania okrzyki.
- Co się tam dzieje? – Mirek otwarł drzwi do pomieszczenia i stanął jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Zamiast obiecanych strojów farmerskich, chłopcy trzymali w rękach fikuśne stroje farmerek – króciutkie sukienki w różową kratkę, obcisłe majtki z falbanami ozdobione czerwonymi kokardkami, wysokie białe kozaczki na obcasach. Całości dopełniały małe, słomkowe kapelusiki.
- Matko kochana! – jęknął Wojtek i osunął się na najbliższą ławkę. – Ta kobieta oszalała! Nie włożę tego za żadne skarby!
- Czego nie ubierzesz? – odezwała się teściowa stając w drzwiach. – A co to takiego? –  zrobiła wielkie oczy.
- Czyli to nie twój pomysł? – zapytał z ulgą Cindy.
- Nie, ale jest świetny – Pani Oliwi zaświeciły się oczy. – To będzie wspaniała reklama! Pewnie w sklepie się pomylili. Wkładajcie szybciutko te kiecki, są bardzo seksowne – uśmiechnęła się do struchlałych chłopaków. – Niech nikt nie waży się uciekać, bo go znajdę i wypatroszę! – rzuciła groźnie w stronę Wojtka. – Nie martw się kochanie, będziesz w tym naprawdę dobrze wyglądał – dodała słodko i wyszła ze łzami w oczach, krztusząc się ze śmiechu. Po kwadransie w szatni stało sześć milutkich farmerek ze skrzywionymi minami.
- Ale wstyd, mam nadzieję, że nie będzie tam nikogo znajomego. Dobrze, że będziemy siedzieć w tej szopie  – szepnął Mirek cały czerwony na twarzy.
- Ty chyba nie powiedziałeś Tomowi dokąd idziesz? – zapytał znienacka Kopciuszek, przerażony wizją śliniącego się na widok jego majtek Kasera.
- Nie jestem taki głupi – odburknął obrażony kumpel – oficjalnie to jestem z wizytą u chorej ciotki.
- Trochę mi ulżyło – westchnął Cindy.
- Ja bym się tak nie cieszył na twoim miejscu, bo jak ktoś doniesie Aleksowi co się tu dzieje na pewno przyjdzie podziwiać cię w czasie pracy – uśmiechnął się do niego złośliwie Mirek.
- Nawet tak nie żartuj – przeżegnał się zabobonnie chłopak.

***
Chłopcy niczym prawdziwi ninja przemknęli korytarzami schroniska do stojącej w ogrodzie szopy. Udało im się nie wpaść na nikogo. Usiedli na belach z sianem i obserwowali szalejące po pomieszczeniu zwierzaki. Były naprawdę słodkie. Dokazywały jak małe dzieci pochrząkując i trącając się nawzajem.
- Szkoda, że mają tu tak mało miejsca i nie mogą swobodnie pobiegać – odezwał się Wojtek, któremu zaczął powoli wracać dobry humor. Jak tak dalej pójdzie to przesiedzą tu parę godzin i spokojnie wrócą do domu. Wątpił by ktoś z elegancko ubranych gości chciał tutaj zawitać.
- No to mamy przerwę – uśmiechnął się Mirek. – Co powiesz na mała drzemkę? Cierpię ostatnio na deficyt snu. Ten debil Tom tak mnie denerwuje, że nie mogę potem zmrużyć oka.
- Co ty o tym wiesz?! Jakbyś w łóżku robił za przytulankę i do twoich pleców przyklejało się 80 kg czystego seksu, to ciekawe co byś wtedy powiedział. Ja nie zmrużyłem oka ani na chwilę.
- Aż tak źle? Nie trzeba było tak szaleć za pierwszym razem. Teraz tyłek boli i pokutę trzeba odprawić – zachichotał chłopak patrząc na jego pośladki.
- Zamknij się idioto! – wrzasnął zarumieniony Cindy. – Ciekawe jak będziesz wyglądał, gdy napalony Kaser dobierze się w końcu do ciebie – dorzucił złośliwie.
- I ty się mienisz moim przyjacielem?! Ja ci dam mała gnido! – Mirek rzucił się na Wojtka i zwalili się na klepisko razem ze stertą siana. Spłoszone świnki rozbiegły się na wszystkie strony. Spanikowane zwierzaki wpadły na boczne drzwiczki, które prowadziły na spory wybieg. Wzajemnie się przepychając uciekły na zewnątrz z głośnym kwikiem.
- O kurde, teściowa nas zabije! Tam jest sakramenckie błoto, wczoraj padał deszcz! Pracownicy schroniska pucowali te potworki przez trzy dni, specjalnie na dzisiejszą fetę! – zawołał załamany Wojtek, otrzepując sukienkę z pyłu.
- Dobra,w takim razie trzeba wyłapać te dranie! Chodź – pociągnął Cindy za rękę i na czworakach wyczołgali się przez wąskie przejście. Ogrodzony teren miał chyba z pół hektara. Większość pokrywały głębokie kałuże, pełne paskudnej, śmierdzącej brei. Świnki niestety różami nie pachniały. Pole minowe w porównaniu z tym, to była pestka. Obaj ślizgając się ruszyli niepewnie do przodu.
- Ubrudziłem sukienkę i majtki przykleiły mi się do tyłka – westchnął Wojek.
- Cholerne kozaczki, nie umiem chodzić na obcasach – zawtórował mu Mirek.
***
Aleks właśnie brał relaksującą kąpiel, kiedy zadzwonił telefon. Sięgnął po niego bardzo niechętnie i zerknął na wyświetlacz. Oczywiście Zbych. Chłopcy często zwracali się do niego z jakimiś bzdurami, a to był pierwszy jego wolny dzień od niepamiętnych czasów. Matka zabrała Wojtka, więc mógł się wyluzować. Wiedział, że narzeczony czuł ogromny respekt przed nią i będzie się pilnował. Zapowiadała się spokojna sobota z piwkiem w ręce. Do tego za chwilę miał zacząć się w telewizji ciekawy mecz. Aleks obmył się pośpiesznie, zarzucił na siebie szlafrok i poszedł do salonu. Niestety komórka nie przestawała dzwonić. W końcu niechętnie odebrał.
- Czego znowu?! – warknął groźnie.
- Wiem, że jest weekend, ale to chyba ważne – zaczął niepewnie gangster.
- Jeśli chodzi o jakieś bzdury, to zostanie z ciebie mokra palma! – wrzasnął Aleks, bo zawodnicy wyszli na boisko i właśnie zaczynała się rozgrywka.
- Pani Oliwia przeszła dzisiaj samą siebie. Dziennikarze uwijają się jak w ukropie. Za chwilę aparaty zapalą im się w rękach! Chyba powinieneś to zobaczyć!
- Co może być ciekawego w nudnym bankiecie? Pierwszy raz świnie widzą, czy coś? – zapytał zniecierpliwiony Aleks, ale w głowie zaczynała mu migotać czerwona lampka. – Co robi Wojtek?
- Łapie z tym swoim kumplem zwierzaki i wszyscy polecieli to oglądać. To lepsze niż rodeo – zachichotał Zbych i wyłączył telefon.
- Czekaj… no … - niestety telefon wyraźnie podawał, że abonent był chwilowo niedostępny. Na myśl o Cindy i jego wrodzonym pechu, włosy stanęły mężczyźnie dęba. Ubrał się w ekspresowym tempie i po dziesięciu minutach był już przed bramą. O dziwo, na chodniku minął się z wystrojonym w najlepszy garnitur Tomem.
- A ty gdzie? – warknął na widok jego zadowolonej gęby.
- Na bankiet, twoja matka mnie zaprosiła – rzucił Kaser i wskoczył do swojego samochodu, zanim Aleks zdążył go zatrzymać. Mina starego kumpla była bezcenna. Za żadne skarby nie miał zamiaru opuścić tego cyrku.
- Zatrzymaj się cholerny palancie! – wrzasnął za oddalającym się autem wściekły Mendoza. Musiał wyprzedzić tego drania i dopaść Wojtka zanim narozrabia, o ile już tego nie zrobił. Nie podobał mu się ten szeroki uśmiech Toma. Wyraźnie coś knuł.

***
Tymczasem Mirek z Wojtkiem przeżywali ciężkie chwile. Świnki okazały się szybkie i niesamowicie zwinne. Już po kwadransie cali byli upaprani w błocie. Cieniutkie, wilgotne sukienki przywarły do ich ciał jak druga skóra. W dodatku podniosły się do góry, tak, że widać im było falbaniaste majty. Mokre stały się półprzeźroczyste. Przewrócili się już tyle razy prosto w brązową paćkę, że stracili rachubę.
- Wyglądamy gorzej od nich – zrezygnowany Wojtek wskazał ręką na zwierzaki, zachwycone tą nową zabawą w berka.
- E tam, sprężaj się, bo mamy coraz większą widownię, a zostało jeszcze kilka świnek do złapania – krzyknął speszony Mirek, patrząc na kibicujących im coraz głośniej, roześmianych gości. Cindy, rzucając się na kolejnego zwierzaka, potknął się i wpadł prosto w głęboką kałużę. Zobaczył za ogrodzeniem przerażoną twarz teściowej, a obok niej pana z kamerą na ramieniu.
- Wyłaźcie stamtąd! – dobiegł chłopaka jej krzyk. W tym momencie śliski potworek wymknął mu się z rąk, a on upadł twarzą prosto w kałużę, wypinając do góry okrągły tyłek. Wszyscy zgromadzeni zaczęli entuzjastycznie klaskać.

   Aleks wszedł do schroniska ramię w ramię z Kaserem. Nie miał zamiaru ustąpić mu pola. Zaczął rozglądać się za niepoprawnym narzeczonym. Ze zdziwieniem zauważył prawie pustą salę bankietową. Natomiast z ogrodu dobiegły go przeraźliwe piski i okrzyki.
- Gdzie się wszyscy podziali? – zapytał przechodzącego kelnera.
- Poszli na tyły oglądać jak wyłapują świnki. Podobno niezła zabawa. Szkoda, ze muszę tutaj pilnować drinków, ale jutro pewnie wszystko będzie w telewizji, bo nawet TVN przyjechał – rozgadał się chłopak. Mendozę ogarnęły złe przeczucia , tym bardziej, że Tom posłał mu rozbawione spojrzenie. Pobiegł szybko we wskazanym kierunku. Rzeczywiście wszyscy stali wokół wybiegu i wrzeszcząc, dopingowali kogoś, kogo nie było widać. Aleks podszedł bliżej, obok niego stanął Kaser.
- Och, czy to nie twój Wojtuś tapla się w błocie ze świnkami? Wygląda jak by był nagi! Co za tyłek! – uśmiechnięte usta mężczyzny po prostu się nie zamykały. Patrzył pożądliwie na fantazyjne kokardki na pośladkach chłopaka.
- Jasny gwint, zzabiję go – zdołał wyjąkać wściekły Aleks. Ściągnął marynarkę i ruszył w kierunku bajorka, w którym utknął Cindy.
- Trzeba przyznać, że wy Mendozowie umiecie bawić gości – dolewał oliwy do ognia Tom. Był wniebowzięty, jego plan powiódł się nadzwyczajnie. Dookoła słychać było trzask aparatów fotograficznych. Jutro pupa Wojtka, będzie słynna na całą Polskę. Zemsta jest taka słodka.
    
   Kopciuszek w pewnym momencie poczuł, że podnoszą go czyjeś silne dłonie. Na ramiona narzucono mu marynarkę. Chociaż na niewiele się to zdało, bo i tak długie nogi chłopaka w seksownych, białych kozaczkach były dobrze widoczne. Został wzięty na ręce. Rozległy się brawa i gwizdy publiczności. Podniósł głowę chcąc podziękować za pomoc i napotkał płomienny wzrok Aleksa. Czarne oczy mężczyzny dosłownie świeciły w bladej ze złości twarzy.
- Ach, jja…- pisnął cichutko i ukrył twarz  na piersi mężczyzny. Znieruchomiał i udawał, że go nie ma. Dusza ze strachu powędrowała mu do pięt.
- Lepiej się nie odzywaj! – warknął do niego Mendoza. Gdy przechodził obok Toma, zobaczył jego uśmiechniętą twarz i krew w nim zawrzała.
- Fajne przedstawienie – nie mógł powstrzymać się mężczyzna. Mina byłego kumpla była warta każdych pieniędzy. Zazdrośnie przyciskał do klatki piersiowej swój skarb, starając się zasłonić go przed oczyma gapiów.
- Nie ciesz się debilu, tylko ratuj swojego gosposia – wykrzywił się do niego Mendoza i przyśpieszył kroku. Nie widział już jak mężczyzna rzuca się w stronę wybiegu i jak sarna przeskakuje wysokie ogrodzenie.
Gdy doszli na parking Aleks bezceremonialnie wrzucił Kopciuszka do samochodu. Z satysfakcją zauważył jak wycofał się na drugi koniec siedzenia i skulił w kąciku.
- Ty paskudna, mała cholero, ani na chwilę nie mogę zostawić cię samego! – ryknął na niego, złapał w talii i posadził sobie na kolanach.
- Nnie chciałem – wyszeptał Wojtek i objął go za szyję brudnymi łapkami z miną zbitego szczeniaczka.
- Zwariuję prze ciebie – rozeźlony mężczyzna podniósł go i przełożył sobie przez uda. Zsunął majty i wymierzył piszczącemu chłopakowi kilka solidnych klapsów. Nie było to wcale dobrym pomysłem. Widok zaróżowionych, jędrnych pośladków spowodował natychmiastowe podniesienie ciśnienia w dolnych partiach ciała Aleksa, a że był ostatnio na diecie, nie udało mu się opanować. Kara zupełnie wyleciała mu z głowy. Wojtek właśnie zamykał oczy, oczekując kolejnego razu. Zamiast tego poczuł na zmaltretowanej pupie gorące usta.

  Biedny Mirek został sam na placu boju. Śladem przyjaciela też został pokonany przez jedną ze świnek. Poślizgnął się i upadł na plecy. Nogi rozjechały mu się na boki, a różowa kiecka podjechała aż do pępka. Przeźroczyste majty niewiele pozostawiały wyobraźni. Można było doskonale zobaczyć jego klejnoty rodzinne i płaski, ładnie umięśniony brzuch. Na ten uroczy moment trafił Kaser i poczerwieniał ze złości, słysząc ze wszystkich stron słowa uznania dla wyposażenia, umierającego ze wstydu chłopaka. Na widok szefa i jego bojowej miny miał ochotę zapaść się pod ziemię.
- Chodź - Tom podał mu rękę i pomógł stanąć na nogach. Obciągnął na nim sukienkę, która ledwie zakrywała mu tyłek. Popchnął go w stronę wyjścia z wybiegu. Mirek podreptał za mężczyzną ze spłoszoną miną. Milczenie zazwyczaj gadatliwego Kasera nie wróżyło niczego dobrego. Martwił się też o Wojtka, bo widział wściekły wzrok Mendozy.

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 13



 Aleks objął mocno ramionami drżącego chłopaka i przycisnął do swojego torsu. Dzięki resztkom rozsądku kołaczącym się w jego głowie udało mu się zarejestrować, że właśnie ocierają się o siebie pożądliwie, ledwo nad sobą panując, na podłodze jadalni. Jeszcze chwila a zatracą się całkowicie. Wojtek zasługiwał na coś znacznie lepszego. Jakim byłby narzeczonym, gdyby odebrał mu dziewictwo w taki sposób.

- Kochanie, to nie jest odpowiednie miejsce – szepnął mu do ucha i wziął na ręce prychającego Cindy, niezadowolonego, że przerywają mu w takim momencie. – Spokojnie skarbie, zabiorę cię do siebie. Tam zrobisz ze mną co zechcesz. – Mendoza nigdy tak szybko nie dotarł do sypialni. Położył swój słodki ciężar na łóżku, nie odrywając od niego zachwyconego wzroku. Brązowe oczy chłopaka patrzyły na niego z takim głodem, że jego ciało omal nie zamieniło się w słup ognia. Niecierpliwe, małe dłonie zaczęły szarpać guziki koszuli, które odpadały jeden po drugim z cichym trzaskiem. Gorące usta przylgnęły do szyi i obsypały ją drobnymi pocałunkami.
- Powoli słońce, jak będziesz mnie tak nakręcał, może źle się to skończyć dla twojego tyłeczka – odezwał się ochryple mężczyzna i przycisnął smukłe biodra swoimi. Zaczął rozbierać chłopaka, muskając go czubkami palców. Każdy najdrobniejszy dotyk wzbudzał w napiętym do granic możliwości ciele tysiące drobnych wibracji. Wojtek pojękiwał cicho łapiąc gwałtownie oddech. Nawet nie zauważył, kiedy jego ubranie znalazło się na podłodze. Dopiero zimny prąd powietrza na jego rozgrzanej skórze odrobinę go otrzeźwił. Łakome wargi Aleksa zaczęły przesuwać się coraz niżej, wyznaczając zawiłe linie, gdy dotarły do brzucha Cindy pisnął i zawstydzony zacisnął uda. Mężczyzna podciągnął się do góry i delikatnie go pocałował.
- Nie bój się –  zaczął gładzić jego biodra – pozwól mi sprawić sobie przyjemność. Nie skrzywdzę cię kochanie. – Pod wpływem jego łagodnego głosu chłopak z powrotem się rozluźnił i pozwolił, by ciepła ręka Aleksa wsunęła się między jego nogi. Zaczęła ostrożnie gładzić jego penisa od czasu do czasu trącając sączącą dziurkę. – Chcę cię tam pocałować – odezwał się aksamitnym głosem i nie czekając na odpowiedź zmieszanego jego oświadczeniem Wojtka obniżył się i zacisnął usta na jego nabrzmiałym członku.
- Aach..! Oszalałeś?! – krzyknął zaskoczony Kopciuszek wyginając się w łuk, ale już po chwili jego mózg zamienił się w papkę pod wpływem nowych doznań. Otoczyło go wilgotne gorąco i cała krew odpłynęła w te rejony, całkowicie pozbawiając go rozumu. Mógł już tylko czuć. Instynktownie rozłożył szeroko nogi chcąc ułatwić narzeczonemu dostęp. Wystarczyło kilka ruchów i wytrysnął prosto w usta mężczyzny, który natychmiast wszystko połknął, oblizując się pożądliwie. Wojtek krzycząc opadł na poduszki obezwładniony siłą pierwszego w swoim życiu orgazmu. Aleks uśmiechnął się do niego i przytulił tyłem do siebie. Pozwolił mu na moment odpocząć. Głaskał spocone plecy kochanka szepcząc mu do ucha słodkie głupstwa. Korzystając z jego niemocy rozebrał się szybko i ponownie przylgnął do Wojtka swoim muskularnym, nagim ciałem. Sprytnie manewrując wsunął kolano między jego nogi i potarł nadal chętnego do zabawy członka i napięte jądra.
- Mendoza, co ci znowu chodzi po głowie? – wymamrotał niewyraźnie.
- Wiesz, ty już upuściłeś trochę pary, ale ja nadal jestem twardy jak skała – wziął jego małą dłoń i zacisnął na swoim wielkim, bordowym od napływającej krwi członku.
- Zaraz, zaraz! – Wojtek odwrócił się do niego twarzą i niepewnie spojrzał w dół. Jego oczy przybrały rozmiary spodków. – Ty chyba nie masz zamiaru włożyć we mnie czegoś takiego?!
- Nie bądź niemądry, dobrze wiesz, że mięśnie w tym miejscu są bardzo rozciągliwe – Aleks przesunął rękę i ostrożnie pogładził zaciśniętą dziurkę chłopaka.
- Może są, ale na pewno nie aż tak! – Cindy szarpnął się do tyłu z zamiarem ucieczki. Mężczyzna złapał go za podbródek i odwrócił jego twarz do siebie. Spojrzał mu głęboko w oczy, starając się przekazać mu w ten sposób wszystko co do niego czuje. Czarne źrenice wdarły się aż na samo dno duszy Wojtka i spowodowały, że zadrżała z radości.
- Kocham cię, ale nie jestem pewien czy odwzajemniasz moją miłość – odezwał się czule i przytulił go do siebie.
- Też cię kocham – wyszeptał nieśmiało.
- W takim razie zaufaj mi, oddaj mi wszystko co masz, a ja się tym zaopiekuję – dobiegł go namiętny głos Mendozy. Wojtek uśmiechnął się słodko do niego i poddał mu się całkowicie. Ulegle pozwolił przekręcić się na brzuch. Wypiął do góry krągłe pośladki i z satysfakcją usłyszał pełny zachwytu pomruk mężczyzny. Do jego nozdrzy doszedł zapach jakiegoś egzotycznego olejku. Silne dłonie zaczęły go masować zaczynając od obojczyków. W ślad za nimi ruszył ciekawski język, zataczał kółeczka smakując miękkiej jak atłas skóry. Aleks powoli opuszczał się coraz niżej. Z ogromną przyjemnością słuchał pełnych pożądania pisków i posapywań narzeczonego. Wreszcie jego niecierpliwe dłonie objęły pośladki i szeroko je rozchyliły. Ruchliwy organ zaczął badać delikatnie drgającą z podniecenia dziurkę.
- Ooch, zabijesz mnie – zaskomlał Wojtek i wygiął się w łuk. Aleks złapał jego penisa u nasady stanowczym ruchem, nie pozwalając mu dojść.
- O nie, masz tym razem zaczekać na mnie! – warknął do niego i ukąsił go w pośladek.
- Cholera! Jesteś potworem! – jęknął głośno Cindy, któremu od tego ugryzienia pociemniało w oczach.
- Spokojnie – Mendoza włożył mu do środka pierwszy palec. Ostrożnie rozpychał mięśnie zginając go i prostując. Wreszcie natrafił na splot wrażliwych nerwów i podrażnił je z psotnym uśmiechem.
- O kurwa! – zawył chłopak, a wszystkie galaktyki zatańczyły mu przed oczami. -Weź mnie w końcu, bo mnie tu szlag trafi! – Wypiął tyłek najmocniej jak potrafił, by doznać jeszcze więcej tego rozkosznego czegoś.
- Powoli, mamy dużo czasu – odezwał się złośliwie mężczyzna, sam z wielkim trudem nad sobą panując. Dołożył kolejne palce, poszerzając wąskie wejście. – Kochanie, rozluźnij się i nabierz powietrza – zabrał dłoń i zastąpił ją swoim rozgrzanym do czerwoności członkiem. Pchnął mocno od razu zanurzając się po same jądra.
- Aach..! – krzyknął Wojtek, a z oczu pociekły mu łzy, mocząc poduszkę. – Boli!
- Już dobrze – Mendoza był napięty jak struna i ledwo co powstrzymał się od dalszych ruchów. Wsunął dłoń między drżące uda i zaczął łagodnie pieścić członka chłopaka. Raz po raz naciskał wrażliwe miejsce znajdujące się tuż za jądrami. Gdy podniecony partner zaczął kręcić niecierpliwie biodrami i poruszył się na próbę.
- Zrób to – usłyszał nieśmiałą prośbę. Przestał się więc wahać i powoli zaczął przyspieszać rytm. Zmieniał kąty uderzeń aż natrafił na prostatę. Skowyt jaki wyrwał z gardła kochanka z pewnością postawił na nogi cały dom. Mrucząc z przyjemności zagłębiał się coraz bardziej w tą oszałamiającą ciasnotę. Czuł jak wszystkie komórki w jego ciele zaczynają drgać. Wreszcie targnął nim spazm spełnienia, a chłopak natychmiast do niego dołączył, zaciskając mocno mięśnie na jego penisie i wrzeszcząc z całych sił. Potężny orgazm przetoczył się przez ich ciała jak spieniona fala. Obaj osunęli się na pościel i wtulili w swoje ramiona.
- Mam wrażenie, że umarłem – wymamrotał po chwili Wojtek.
- No coś ty, dopiero zaczęliśmy. To była pierwsza runda – Aleks cmoknął go w nos i zacisnął poufale palce na jego pośladkach. Jego oczy zalśniły pożądliwie.
- Żartujesz prawda? – zapytał niepewnie Cindy.
- W żadnym wypadku – ukąsił go w kark i włożył mu język do ucha.
- Moja dupa nie jest z żelaza. Nie wytrzyma takiego tempa. Ty chyba jesteś kosmitą – mruknął do niego chłopak, usiłując umknąć przed jego rękami.
Kochali się jeszcze wiele razy. Wypróbowali chyba wszystkie nadające się do tego miejsca w sypialni i łazience. Wojtek nigdy by wcześniej nie pomyślał, że można to robić na tyle różnych sposobów. Legendy krążące o Mendozie okazały się prawdziwe. Miał niespożyte siły i niesamowity temperament. Wystarczało mu kilka minut odpoczynku i był gotowy do następnej akcji. Tyłek Kopciuszka okazał się niezwykle wytrzymały, a jego drobne ciało wprost nienasycone. Wciąż chciało jeszcze, mimo, że było już na granicy wyczerpania. Nad ranem obaj mężczyźni zasnęli kamiennym snem. Żaden nie był już w stanie ruszyć nawet najmniejszym palcem.
***
Mirek przyszedł na uniwerek bardzo wcześnie i o razu udał się na salę, w której miały odbyć się zajęcia. Zajął najlepsze dwa miejsca z samego tyłu. Dzisiaj miał być test, a on miał w głowie kompletną pustkę. Nie znosił fizyki ze względu na wykładowcę, który był znanym na uczelni homofonem. Miał z nim niejedno starcie. Ostatnio zaczął też czepiać się Wojtka. Widocznie ktoś mu doniósł, że tez jest gejem. Niestety prze ostatni tydzień zamiast kuć, biegał za swoim niewiernym kochankiem. Wiedział, że go zdradza, ale musiał mieć na to konkretny dowód, by rzucić mu go w twarz. Nie chciał by potem ten palant biegał po kampusie i robił za ofiarę, żaląc się wszystkim jakim, to jest zimnym draniem bez serca. W końcu udało mu się go dopaść, jak obściskiwał się z jakąś nową zdobyczą. Cyknął im kilka fotek, które pokazał mu na najbliższym spotkaniu, po czym wyszedł nawet nie oglądając się za sobą. Skutek tego był taki, że nic nie umiał. Czekał więc na Wojtka, mając nadzieję coś od niego odpisać. Piekiełko owszem przyszedł, ale wyglądał jakby ktoś przeciągnął go przez siedem piekieł. Blady, z błędnym wzrokiem targał ze sobą wielki, puchaty sweter. Poskładał go ładnie w kosteczkę i rzucił na krzesło, po czym usiadł na nim cicho postękując i moszcząc się jak kwoka na grzędzie. Następnie oparł głowę na blacie i przymknął oczy.
- Bądź dobrym kumplem i obudź mnie – wymamrotał pod nosem.
- Chłopie co ci się stało? Gdzieś ty tak zabalował? A może Mendoza cię w końcu dopadł? Krążą o nim prawdziwe legendy – zapytał zaciekawiony Mirek.
- Odczep się bałwanie! – mruknął zmieszany Cindy, a jego twarz zapłonęła jak słońce na zachodzie. Postawił kołnierz od koszulki chcąc ukryć liczne malinki widoczne na jego szyi.
- Wpadłeś w jego szpony co? – roześmiał się na cały głos niepoprawny kumpel. – Zabrakło wam żelu? – zerknął wymownie na tyłek chłopaka. – To może nie wystarczyć, trzeba było przynieść podusię.
- Oż, ty…! – Wojtek rzucił w niego podręcznikiem. Zaczęli się przepychać i szturchać jak dzieci. Zajęci swoją małą sprzeczką nie zauważyli, że w sali zrobiło się cicho.
- O, moi ulubieni studenci od rana dobrze się bawią, jak miło – usłyszeli dobrze im znany, znienawidzony głos. – Mam nadzieję, że wyjdziecie stąd w równie dobrych humorach – dorzucił złośliwie, kładąc przed nimi karteczki z testem.
- Jeny! – jęknęli obaj zgodnie na widok zawiłych zadań i nieznanych im wzorów. Wyglądało to równie zrozumiale co język kosmitów.
- Coś nie tak? – odezwał się zgryźliwie profesor. – Myślę, że panowie minęli się z powołaniem i zabierają tylko tlen na sali innym studentom, którzy naprawdę chcą się uczyć. Pan – odwrócił się do Wojtka – powinien się lepiej zająć organizowaniem przyjęć dla wielkiej, międzynarodowej rodziny swojego narzeczonego. A pan – odwrócił się do Mirka – zacząłby wreszcie pracować zgodnie ze swoim powołaniem. Zamiast uganiać się po kampusie za facetami i tracić czas, należałoby otworzyć własny interes. Wtedy sami do pana przyjdą i jeszcze dobrze zapłacą … - nie zdążył dokończyć, bo dwie pięści wystrzeliły do przody i zaliczyły bliskie spotkanie z jego szczęką. Rozległ się nieprzyjemny chrzęst złamanej kości. Mężczyzna z pewnością nie spodziewał się ataku. Nie zdążył się nawet zasłonić. Poleciał gwałtownie do tyłu, ale na szczęście czyjeś litościwe ręce podtrzymały go i nie uderzył głową o posadzkę.
Dla obu winowajców cała sprawa zakończyła się oczywiście na znajomym komisariacie. Po spisaniu protokółu i wpłaceniu kaucji odebrała ich stamtąd zdenerwowana pani Oliwia. Chłopcy ze skruszonymi minami podreptali za nią do samochodu nie śmiejąc nawet spojrzeć na rozgniewaną kobietę.
- Przepraszam, ale to nie nasza wina. Zostaliśmy sprowokowani – próbował tłumaczyć się Wojtek.
- Lepiej siedź cicho! Jesteście idiotami, jak was wkurzył trzeba było dorwać go w ciemnym zaułku i tam spuścić mu łomot! Wy oczywiście musieliście strugać bohaterów i dać mu w pysk przy całej klasie! Teraz ma przynajmniej ze dwudziestu świadków i na pewno zażąda odszkodowania. Nie mam też pojęcia jak sprawić, by was nie wyrzucili z uczelni – warczała na nich pani Oliwia, a jej wzrok dosłownie przeszywał ich na wylot.
- Ale mamo.. – podjął Cindy.
- Ty mi tu nie mamuj. Nic ci nie pomoże podlizywanie. Wiesz co ja musiałam wysłuchać od tej wypudrowanej policjantki?! Podobno moja rodzina, to bajoro pełne mętnej wody, w której pływają sami dewianci – o tobie mowa – i kryminaliści – to o Aleksie. Jednym słowem jesteśmy wrzodem na dupie społeczeństwa! – wrzasnęła mu do ucha. Podskoczył omal nie wybijając dziury głową w suficie samochodu. - Dopadnę tę zdzirę i wypruję jej flaki – mruknęła do siebie.
- Lepiej nie, bo może nam zabraknąć forsy na te wszystkie kaucje - wyrwało się niepotrzebnie Mirkowi.
- O to się nie bój smarkaczu! Już ja wam wybiję z tych pustych makówek – stuknęła ich głowami, aż zadudniło – ochotę na durne wyskoki. Będziecie musieli ciężko odpracować każdą złotówkę, jaką na was wydałam. Wczasy się skończyły zrobię z was prawdziwych mężczyzn choćby miało was to zabić!
***
Mirek wrócił do domu w paskudnym nastroju. W ciągu ostatnich kilku dni zaliczył same klęski. Rozstał się z chłopakiem, którego naprawdę polubił. Świetnie się dogadywali, miło spędzali razem czas i z początku miał nawet nadzieję na poważniejszy związek. Po raz kolejny strasznie się zawiódł. Wiedział, że wina leży też po jego stronie. Nie potrafił się otworzyć przed nikim, ani do końca zaangażować. Westchnął ciężko i wszedł pod prysznic. W dodatku cała ta sprawa z fizykiem. Miał cichą nadzieję, że matce Mendozy uda się jakoś wszystko wyciszyć i nie zostaną wyrzuceni. Ledwie zdążył się ubrać rozległ się oczywiście dzwonek. Kaser ostatnio dawał mu popalić. Ręka nadal go bolała i nudził się przeokropnie. Nie mógł pracować, więc wyżywał się na gosposiu. Łaził za nim krok w krok, plątając się pod nogami i przeszkadzając w obowiązkach. W dodatku jego długie łapy były dosłownie wszędzie. Dotykał go niby przypadkiem, gdzie tylko mógł dosięgnąć.
Mirek z markotną miną udał się do szefa i przez kilka godzin znosił cierpliwie jego zachowanie. Zależało mu na pracy, więc starał się zachować spokój, mając nadzieję, że Tomowi się to po prostu znudzi lub przygrucha sobie inną ofiarę. Chłopak podenerwowany swoimi problemami ledwo nad sobą panował. Wypełniał kolejne polecenia zaciskając zęby.
 Kaser natomiast bawił się wyśmienicie. Uwielbiał patrzyć jak gospoś czerwieni się i umyka zmieszany jak najdalej od niego. Lubił się z nim drażnić i patrzeć w iskrzące się ze złości zielone oczy. Balansował na krawędzi, starając się nie przekroczyć granicy. Miał coraz większą ochotę dobrać się do Mirka i zobaczyć jak się wije pod nim z pożądania. Nie mógł zapomnieć wyrazu jego twarzy, kiedy kochał się z tamtym chłopakiem. Chciał sprawdzić czy jemu też uda się wydobyć z niego tyle emocji, doprowadzić do tego, by przestał się całkowicie kontrolować.
W pewnym momencie duża dłoń zacisnęła się na udzie Mirka. To przelało czarę goryczy i mężczyzna wybuchnął z siłą wulkanu. Pchnął, nie spodziewającego się takiej reakcji Kasera, na stojące za nim niskie biureczko. Stanął między jego udami i spojrzał mu prosto w błękitne oczy, teraz rozszerzone ze zdumienia.
- Zabieraj łapy cholerny zboku! – wrzasnął na szefa, tracąc nad sobą panowanie.
- Ale masz temperamencik. Nie zgrywaj takiego niedostępnego. Chodźmy do łóżka – ty się wyładujesz, a ja odrobinę zabawię, bo inaczej zdechnę tutaj z nudów - uśmiechnął się do niego bezczelnie Tom i powędrował wzrokiem poniżej jego pasa.
- Chcesz się pieprzyć? Proszę bardzo! Wypinaj dupę! Przelecę cię tak, że na zawsze mnie zapamiętasz! A jak będziesz przekonywująco jęczał, to może zrobię to nawet dwa razy! – Mirek pochylił się i ugryzł go brutalnie w usta. Po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju, trzasnąwszy mocno drzwiami.
Tymczasem Kaser siedział jeszcze przez chwilę, bezwiednie dotykając poranionych warg. Jeszcze nikt nigdy nie próbował się dobierać do jego tyłka. W swoim środowisku miał paskudną opinię i większość osób po prostu się go bała. Żaden z jego kochanków nawet nie śmiał wystąpić z taką propozycją. A tu proszę, zwykły gospoś chce go przelecieć na jego własnym biurku. Jakoś to nie mogło mu się zmieścić w głowie. Burzyło całkowicie budowany latami światopogląd. Wyszedł z gabinetu i zatrzymał pod drzwiami do sypialni Mirka.
- Jeszcze zobaczymy kto kogo będzie miał! – mruknął do siebie.
***
Pani Oliwia dotrzymała słowa i już następnego dnia rano wezwała chłopców do siebie. Usiedli na kanapie w salonie i zastanawiali się co też wymyśliła ta niebezpieczna kobieta. Na pewno nie było to dla nich nic dobrego, sądząc po szelmowskim uśmieszku jaki błąkał się po jej twarzy. Zarówno Mirek jak i Wojtek mieli złe przeczucia.
- Panowie znalazłam dla was zajęcie. Jutro mi pomożecie przeprowadzeniu akcji charytatywnej. Ludzie są okropnie nieodpowiedzialni. Przez ostatnie dwa lata była moda na świnki - miniaturki. Teraz trendy się zmieniły i mnóstwo tych biednych stworzeń zalega w schronisku. Musimy zdobyć sporo pieniędzy, aby zapewnić im godne warunki do życia. Może uda się nawet oddać w dobre ręce część tych kudłatych brzydali. Obsługa będzie nosić specjalne stroje. – Podała im paczki z ubraniami. Chłopcy ukłonili się grzecznie i wyszli z niepewnymi minami.
- Myślisz, że tak łatwo uda nam się wykpić? – zapytał podejrzliwie Mirek.
- Mam nadzieję. Chociaż znając teściową, coś mi tu nie gra. Chętnie poświecę jeden dzień, żeby tylko przestała się czepiać i patrzeć na mnie z tą wyniosła miną.
- Masz rację brachu. Jutro akcja świnka. Muszę powiedzieć szefowi, że mnie nie będzie. Nie wiem tylko jak zareaguje, bo się trochę posprzeczaliśmy – westchnął ciężko chłopak.
- Zrobił ci coś? – zapytał zaniepokojony Wojtek. -Ten stary zboczeniec jest do wszystkiego zdolny.
- Właściwie, to chyba mamy remis – odparł nieco zmieszany Mirek. – To ja już pójdę – podniósł się i ruszył szybkim krokiem do drzwi. Chciał za wszelką cenę uniknąć wypytywania kumpla, który znał go jak własną kieszeń. Na pewno coś by mu się wymknęło, a potem spaliłby się ze wstydu. Na dziedzińcu odetchnął z ulgą. Tym razem się udało, ale wiedział doskonale, że Wojtek jest bardzo spostrzegawczy. Długo nie uda mu się go zwodzić.
Cindy patrzył zamyślony za umykającym w popłochu przyjacielem. Najwyraźniej u sąsiadów działo się coś ciekawego, a ten drań nie chciał mu niczego zdradzić. Na szczęście chłopak nie był zbyt dyskretny i nie umiał przed nim utrzymać tajemnicy dłużej niż przez jeden dzień. Prędzej czy później dopadnie go i wydusi prawdę. Zemsta na Tomie może poczekać na stosowną okazję. Nie chciał by przyjacielowi coś się stało. Miał ciężkie życie i on nie miał zamiaru pozwolić, żeby znowu spotkało go jakieś nieszczęście. Kaser był łajdakiem, ale bardzo doświadczonym, czarującym i inteligentnym. Jeśli zagnie parol na Mireczka, to nie wiadomo co z tego wyniknie.
***

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 12


Kara jaką zastosował Mendoza wobec Wojtka okazała się równie dotkliwa dla nich obu. Wiedział, że w tym tygodniu będzie miał dużo pracy, ponieważ zaplanował wcześniej sporo spotkań biznesowych. Chłopaka zamierzał widywać tylko przy posiłkach, więc pokusa, aby zrobić coś głupiego powinna być niewielka. Jeśli wieczorem zaliczy jeszcze siłownię, to na pewno zaśnie bez problemów i nie będą go męczyły żadne dziwne sny z Kopciuszkiem w głównej roli. Wszystko sobie dokładnie obmyślił i postanowił być twardy wobec tego nieznośnego urwisa. Najwyższy czas, aby ktoś go okiełznał. Nie mógł pozwolić, żeby smarkacz wszedł mu na głowę. Rzeczywistość jednak okazała się o wiele bardziej skomplikowana.
Cindy robił co mógł, aby okazać się idealnym narzeczonym. Nie tylko zmienił się w wysokiej klasy dżentelmena, ale także zaczął niesamowicie dbać o swój wygląd, nie chcąc Mendozie przynieść wstydu. Wybrał się z Mireczkiem na zakupy i zaopatrzył pod wpływem jego rad w całe mnóstwo seksownych ciuchów, jakich wcześniej unikał jak ognia. Nosił teraz dopasowane, jedwabne koszule w kolorach kamieni szlachetnych, które znakomicie podkreślały jego piękną karnację. Markowe jeansy opinały długie nogi i okrągły tyłek jak druga skóra. W dodatku dostał jakiejś dziwnej obsesji na punkcie ust Aleksa. Za każdym razem jak był w pobliżu dosłownie nie mógł oderwać od nich oczu. Pamiętał ich kuszący smak i miał ogromną ochotę ponownie ich spróbować. Nieświadomie oblizywał się pożądliwie, kiedy tylko znalazł się obok mężczyzny. Koniec różowego języka wędrował wtedy po jego wargach, a brązowe oczy zamieniały się w dwa płonące, czekoladowe wiry, wciągające biedną ofiarę na samo dno. Kusiły i obezwładniały jak słodka trucizna. Jakby tego było mało spragnione pieszczot ciało chłopaka zaczęło dawać jednoznaczne sygnały. Poruszał się z ogromnym wdziękiem, kręcąc zgrabnymi pośladkami i dosłownie hipnotyzując nieszczęsnego Aleksa, który już po jednym dniu tych wyrafinowanych tortur uświadomił sobie, że to będzie baaardzo ciężki tydzień.
Siedzieli właśnie we trójkę przy stole w jadalni. Aromatyczna  jajecznica na boczku wyglądała bardzo apetycznie. Pani Oliwia jednak zamiast jeść obserwowała obu mężczyzn z coraz szerszym uśmiechem na twarzy. Dawno się tak dobrze nie bawiła w niczyim towarzystwie. Jej syn siedział sztywno jak kołek w płocie, niemrawo dziobiąc widelcem w talerzu, przeżuwając każdy kęs jakby to była podeszwa od buta, a nie pyszny posiłek przygotowany przez zawodowego kucharza. Natomiast Wojtek wpatrywał się w niego jak kot w talerzyk ze śmietanką i śledził pożądliwym wzrokiem drogę widelca do ust, wzdychając za każdym razem kiedy ten znalazł się głęboko w środku. W końcu Aleks nie wytrzymał narastającego napięcia i sztuciec wypadł mu z ręki plamiąc haftowany obrus.
- Czego tak wlepiasz we mnie te swoje oczyska? Jeszcze chwila i się udławię – prychnął na Cindy, czując jak nabrzmiały aż do bólu członek ociera się o spodnie. Zacisnął uda i cicho syknął, kiedy fala gorąca spłynęła w dół nakręcając go jeszcze bardziej. Na policzki wpełznął mu ciemny rumieniec.
- Ale robisz to taak seksownie – jęknął bezmyślnie chłopak i o mało nie zapadł się pod ziemię, napotykając spojrzenie teściowej, która właśnie dostała czkawki, usiłując nad sobą zapanować.
- Cholera, muszę już iść – mruknął Mendoza dziwnie niskim i ochrypłym głosem. Zerwał się od stołu i nie żegnając się z nikim, pobiegł do swojej sypialni. Wystarczyło kilka wprawnych ruchów ręki i spuścił się na elegancki, perski dywan z głośnym okrzykiem spełnienia. Osunął się po ścianie na podłogę i zaszokowany wpatrywał przez chwilę w swoją pokrytą spermą dłoń. – To niemożliwe – szepnął do siebie. Uciekł dosłownie w ostatniej chwili. Jeszcze minuta lub dwie i doznałby orgazmu podczas jedzenia śniadania w obecności swojej matki. Musiałby chyba potem popełnić seppuku, bo już nigdy nie mógłby jej spojrzeć w oczy. – Do piątku oszaleję przez tego drania!
***
Mireczek kompletnie wykończony padł na swoje nowe łóżko. Własnoręcznie przytargał tutaj wszystkie swoje rzeczy. Trzy razy musiał tutaj lecieć z drugiego końca miasta. Wojtek nie chciał mu pomoc ze względu na narzeczonego. Rozejrzał się z zadowoleniem dookoła. Pokój był naprawdę ładny. Duży, widny z własną łazienką, a najlepsze było to, że miał osobne wejście przez kuchnię. Nikt nie będzie go tu kontrolował i śledził. W sporej willi mieli mieszkać tylko we dwóch. Po kilku minutach odpoczynku wstał i wziął szybki prysznic. Ubrał się w stare sprane jeansy i krótką koszulkę czyli swój zwykły, domowy strój. Nie miał się tu po co stroić. Do sprzątania i garów szkoda mu było eleganckich ciuchów. Ruszył na poszukiwanie pana domu. Mieli omówić ostatnie warunki. Wszedł do gabinetu, gdzie za biurkiem siedział rozparty Tom. Usiadł na wskazanym miejscu skromnie spuszczając oczy. Po tym co opowiedział mu o nim Wojtek miał zamiar trzymać się od swojego nowego szefa tak daleko jak tylko się da. Miejsce było świetne, a kasa jeszcze lepsza. Nie potrzebne mu były jakiekolwiek problemy w pracy.
- Panie Pszczółka dwa razy w tygodniu będzie tu przychodziła ekipa sprzątająca do grubszych robót, a pana zadaniem będzie dopilnowanie ich podczas pracy. Dom ma być czysty i zadbany. Do pana obowiązków należy robienie zakupów oraz przygotowywanie śniadań i kolacji. Obiady jadam na mieście. Pieniądze na wydatki są w kasetce na kominku. W garażu jest samochód do pana dyspozycji. Myślę, że to chyba wszystko – Tom przyglądał się leniwie chłopakowi usiłując podchwycić jego wzrok. Nowy gospoś był atrakcyjnym, młodym mężczyzną i nie miałby nic przeciwko, gdyby umilił mu samotne wieczory.
- Mam pytanie. Czy mogę w swoim pokoju przyjmować gości? – zapytał Mireczek nadal nie podnosząc wzroku.
- Dlaczego nie, mają tylko być cicho i nie życzę sobie, aby spacerowali po moim domu. Niech wchodzą bocznym wejściem – odparł Kaser, zastanawiając się nad preferencjami seksualnymi Mireczka, który z każdą chwilą podobał mi się coraz bardziej. W sumie nie było to aż tak ważne. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto by mu się oparł. W końcu był mężczyzną doskonałym, o jakim po nocach śniły tysiące nieboraków. Przystojnym, charyzmatycznym, bogatym i dysponującym sporą władzą. Czego można chcieć więcej?
- Dziękuję – chłopak grzecznie się ukłonił i wyszedł, nie poświęcając mu ani jednego spojrzenia. Tom doszedł do wniosku, że być może był zbyt onieśmielony w pierwszy dzień. Zamierzał tu pozostać dość długo, więc będzie mieć jeszcze niejedną okazję do uwiedzenia swojego gosposia. Zaczął pisać kolejną wiadomość do Cindy, który uparcie nie odbierał od niego telefonów.
***
Kaser już od trzech dni nie widział się z Wojtkiem i trochę się martwił. Do tej pory szło mu doskonale, wszystko co sobie zaplanował osiągnął bez trudu. Narzeczony Mendozy był równie naiwny co śliczny. Tak łatwo dał się zmanipulować. Mężczyzna liczył na szybki finał. Już widział pod sobą rozpalone, chętne ciało Wojtka. Miał zamiar sfilmować cała akcję i wysłać Aleksowi z najlepszymi życzeniami z okazji zaręczyn. Ponieważ nie mógł się do niego dodzwonić postanowił zaczaić się pod bramą. Od Mirka wiedział o której zaczynają się wykłady. Zamiast na chłopaka trafił prosto na wściekłego Mendozę, który wychodził właśnie z domu po kolejnej sesji słodkich tortur. Na jego widok stanął jak wryty, po czym z cichym warkotem złapał go za gardło i przycisnął do muru.
- Ty przewrotny skurczybyku! Zaraz obedrę cię ze skóry! – kopnął go kolanem w brzuch. Mężczyzna nie pozostał mu dłużny, waląc go pięścią prosto w szczękę, aż zadzwoniły mu zęby.
- Wiesz jak niewiele brakowało, abym przeleciał jego mały tyłek?- uśmiechnął się do niego złośliwie Kaser.
- Chcesz zginąć?! - wrzasnął na niego Aleks, przewracając go na ziemię. Zaczęli okładać się bezlitośnie, turlając się po chodniku.  Starali się sprawić przeciwnikowi jak najwięcej bólu. Cała ta akcja nie trwała jednak długo, bo zainteresował się nimi przejeżdżający ulicą radiowóz. Policjanci nie chcieli słuchać żadnych tłumaczeń ani wykrętów. Zapakowali obydwu zakrwawionych mężczyzn do samochodu i zawieźli prosto na komisariat. Tam spisano protokół i za kaucją zostali wypuszczeni na wolność. Po Aleksa przyjechała pani Oliwia razem z wystraszonym Wojtkiem. Oboje załamali nad nim ręce. Zawieźli go do domu i zmusili do położenia się na łóżku, mimo jego gorących protestów. Kobieta natychmiast przyniosła dobrze zaopatrzoną apteczkę.
- Dlaczego wdałeś się z nim w bójkę zamiast wezwać ochronę? Po co my płacimy tym darmozjadom? – matka przycisnęła mu do twarzy tampon  nasączony wodą utlenioną. Nie była wcale delikatna i nie bawiła się w żadne sentymenty.
- Aj mamo – syknął Aleks – nie pastw się nad swoim biednym synem.
- Za głupotę należy się jakaś kara! – prychnęła, polewając obficie spirytusem rozcięty łuk brwiowy.
- Jesteś wiedźmą! – jęknął mężczyzna krzywiąc się z bólu.
- Może ja to skończę? – odezwał się dzielnie Wojtek, któremu w pierwszej chwili na widok krwi zrobiło się słabo. Nie mógł jednak pozwolić, by teściowa znęcała się nad jego kochaniem. Odebrał od niej stanowczo środki opatrunkowe. – Dam sobie radę – odparł, widząc jak waha się czy wyjść z pokoju. 
Aleks musiał przyznać, że narzeczony był bardzo delikatny. Opatrywał go ostrożnie i z wielkim wyczuciem, prawie nie sprawiając mu bólu. Najwięcej czasu poświęcił oczywiście zmaltretowanym ustom. Przykładał do nich kostki lodu, aż opuchlizna zaczęła się zmniejszać. Wreszcie pozbierał wszystkie akcesoria i uśmiechnął się słodko do mężczyzny.
- Dziękuję – wymamrotał Mendoza, któremu na ten widok zrobiło się ciepło w okolicy serca. Miał ochotę poprosić go, aby jeszcze trochę został, ale wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Rany ranami, ale jego penis bynajmniej w tej walce nie ucierpiał i właśnie zaczynał się coraz bardziej interesować sytuacją, rozpychając się w jego spodniach.
- Odpoczywaj – nachylił się nad narzeczonym chcąc go pocałować w policzek. Napotkał jednak twarde spojrzenie czarnych oczu i natychmiast się wycofał robiąc bardzo żałosną minę. – Przepraszam – wyszeptał, a oczy napełniły się mu łzami. Umknął z pokoju nie chcąc robić z siebie widowiska. Wstyd mu było, że jest takim mazgajem.
***
Kaser prosto z komisariatu pojechał na ostry dyżur do szpitala, gdzie opatrzono mu wojenne rany i założono kilka malowniczych szwów na rękę. Po drodze wykupił jeszcze jakieś leki przeciwbólowe. Postękując wrócił do domu i zatrzymał się pod drzwiami do pokoju gosposia. Zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Uchylił drzwi i usłyszał ciche posapywanie. Mireczek z suniętymi nieco spodniami siedział na fotelu, a na nim okrakiem jakiś drobny, nagi chłopak z głową odrzuconą do tyłu jęczał pożądliwie, kiedy penis kochanka raz po raz zagłębiał się w jego ciele. Byli tak zajęci sobą, że nawet go nie zauważyli. Humor Toma pogorszył się jeszcze bardziej. Zarumieniony gospoś z przymkniętymi oczami i twarzą wyrażającą czystą rozkosz wyglądał bardzo kusząco. Najwyraźniej bawił się o wiele lepiej od niego. Wrócił do swojej sypialni, wziął prysznic starając się nie zamoczyć opatrunków. Tak jak stał rzucił się na łóżko nawet się nie wycierając. Ręka zaczęła go piekielnie rwać. Wziął kilka tabletek i popił je wodą. Po chwili odpłynął w objęcia Morfeusza. Obudził się wczesnym rankiem, a wszystkie rany pulsowały tępym bólem. Sięgnął po ubranie, ale nie był w stanie sam go nałożyć.  Rozeźlony na swoją nieudolność zadzwonił po gosposia. Chłopak pojawił się po chwili obejmując szefa zatroskanym spojrzeniem.
- Może wezwać lekarza? – zapytał ostrożnie.
- Nie trzeba. Podaj mi leki, są na stoliku i pomóż się ubrać – mruknął do niego mężczyzna. Przygryzając dolną wargę usiadł i od razu połknął podane mu tabletki. Mirek uklęknął przed nim i zaczął wciągać mu spodnie. Niepoprawny Tom mimo paskudnego samopoczucia od razu wyobraził sobie go w podobnej sytuacji liżącego zapamiętale jego penisa i natychmiast się podniecił, co go trochę zaskoczyło. Nie miał pojęcia co go tak zaczęło kręcić w tym zwyczajnym dzieciaku. Zresztą teraz nie miał czasu na głupstwa. Za godzinę musiał być w biurze, co w jego stanie będzie niełatwym wyczynem.
- Posłuchaj, ja tu dam sobie radę, a ty nałóż na siebie jakiś garnitur. Musisz pojechać ze mną. Powiemy, że jesteś moim asystentem – mężczyzna odrzucił kołdrę na ziemię. Był ciekawy czy chłopak jakoś zareaguje na widok jego nagiego ciała. Niestety Mirek podał mu jeszcze tylko koszulę nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Wyszedł z miną tak obojętną, że Tom w duchu aż się spiął. Zaczął się poważnie zastanawiać, co się stało z jego czarem, który jak do tej pory nigdy go nie zawodził. Stanął i zerknął do lustra, czy może coś z nim nie tak. Wszystko jednak wyglądało jak zawsze. Ze szklanej tafli patrzył na niego wysoki, muskularny mężczyzna o ciele godnym dłuta antycznego mistrza. A może jego gospoś miał jakieś dziwne preferencje? Postanowił to przy najbliższej okazji sprawdzić.
Tymczasem Mirek brał właśnie długi, zimny prysznic. Niebacznie wrócił do sypialni szefa chcąc go zapytać, dokąd właściwie jadą i ile to potrwa. Włożył głowę w szparę w drzwiach i  zobaczył go stojącego przed zwierciadłem w adamowym stroju, wyginającego się ostrożnie na wszystkie strony.  Na chwilę przestał oddychać z wrażenia. Naprawdę było na co popatrzeć. Poczuł rumieńce na policzkach i szybko umknął do swojej sypialni. Całe szczęście, że zajęty sobą mężczyzna go nie widział. Trzęsąc się z zimna zaczął się energicznie wycierać, podskakując, to na jednej to na drugiej nodze. Ze wszystkich sił starał się wyrzucić z pamięci ekscytujący widok.
***
Mendoza z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Sińce zbladły, opuchlizna  zeszła i mógł się wreszcie poruszać bez krzywienia się jakby zjadł cytrynę. Zostały jeszcze tylko dwa dni do końca kary, a on z ledwością trzymał ręce przy sobie. Spędzał całe dnie w biurze, aż matka zaczęła się dziwić co on się nagle zrobił taki pracowity. Szóstego dnia przy śniadaniu nastąpiła katastrofa. Aleks był zupełnie rozluźniony i czuł, że właśnie wygrał ciężką batalię i dociera  wreszcie do mety. Siedzieli przy stole we dwójkę, bo matka odsypiała wczorajszą suto zakrapianą imprezę u jakiejś przyjaciółki. Naleśniczki z sosem truskawkowym były naprawdę wyśmienite. Mężczyzna był strasznym łasuchem. Z błogim uśmiechem pochłaniał placuszki za każdym razem wylizując widelec do czysta. Zajęty obżeraniem się przestał zwracać uwagę na Wojtka i to go właśnie zgubiło. W pewnym momencie zbyt mocno przechylił talerzyk i słodki, czerwony sos pociekł mu po brodzie. Usiłował zetrzeć go palcem, który potem włożył do buzi i zaczął ssać. Siedzący naprzeciwko chłopak jęknął głośno i wystrzelił jak z procy w ułamku sekundy pakując mu się na kolana. Zrobił to jednak zbyt gwałtownie i razem z krzesłem polecieli do tyłu lądując na podłodze.
- Co ty znowu wyprawiasz? – zapytał zaskoczony Aleks, ale zaraz umilkł, bo ciepły języczek zaczął lizać go łakomie po twarzy. Cindy siedział mu na biodrach i z wielkim zapałem czyścił go z lepkiej polewy wzdychając z zachwytu. A kiedy otarł się niecierpliwie o jego krocze popiskując błagalnie, mężczyzna dosłownie stanął w płomieniach. – O kurwa! – jęknął obezwładniony przez pożądanie.
- Aleks proszę – wyszeptał namiętnie, zatapiając się w jego ustach. Cały drżał od tłumionego przez tyle dni pragnienia. Każde najmniejsze włókienko w jego drobnym ciele chciało zaspokojenia tego głodu, który je tak długo, nieustannie trawił. Nie miał pojęcia co zrobi, jeśli narzeczony i tym razem go odtrąci, ale będzie to coś naprawdę strasznego. Ponownie, ale tym razem już zupełnie świadomie przycisnął swojego sztywniejącego członka do nabrzmiałego penisa leżącego pod nim mężczyzny. Zaskomlał ponaglająco wyginając się w łuk.